Rozdział 21
- Tak właśnie było. Sama pokonała z czterdziestu przeciwników! - opowiadała Alice.
- Niesamowite... - podsumował Casimir.
- Jej miecz przypominał srebrzystą wstęgę, która powalała każdego, kogo dotknęła. Mówię wam, wyglądało to jak taniec. Dość krwawy, ale taniec.
Alice, opowiadała dalej, a William i jego brat wpatrywali się w nią jak w obrazek, czasem spoglądając na główną bohaterkę tych historii. Caitlin ostrzyła broń po ostatniej potyczce. Na klindze pojawiło się pare szczerbinek których trzeba było się pozbyć. Reszta drużyny zajmowała się swoimi sprawami. Samuel siedział niedaleko parząc herbatę miętową, Isabella leżała na trawie grzejąc się w słońcu, a Rosie krzątała się przy jukach.
Annabel podleciała do księżniczki i usiadła niedaleko niej.
- Co robisz? - spytała zaciekawiona. Rosie podskoczyła zaskoczona.
- Na wielkiego Nido! Nie strasz mnie. - Nido był dość nie popularnym bogiem z uwagi na swą profesje. Był patronem nieszczęść i wszelkiego rodzaju kataklizmów. Jego imię podobno przywoływało kłopoty.
- To... Co takiego robisz? - pytała dalej wróżka.
- Sprawdzam czy wszystko jest na miejscu. Wiesz, konie stały niemal całą noc same. Nie sądzę, żeby ktoś coś zabrał, ale lepiej dmuchać na zimne. - dziewczyna wróciła do szperania, a Annabel stwierdziła, że zostawi ją samą sobie. Podleciała do ogniska i wylądowała na ramieniu Samuela, który przywitał ją szerokim uśmiechem. Wróżka zauważyła, że jego kaptur nie był na głowie. To dobry znak. Zaakceptował kompanię i nie wstydził się przed nimi. Wiedział, że może im zaufać. Nagle jego mina zrzedła. Annabel zaczęła się zastanawiać dlaczego. I wtedy usłyszała słowa Casimira.
- Czy jesteś zamężna, pani? - spytał książę. Wszyscy zamarli w bez ruchu. Caitlin zatrzymała osełkę i oparła się na mieczu wbijając go w ziemie. Wyglądała groźnie.
- Nie. - odparła krótko.
- Hmmm... - zamyślił się Casimir.
- Nie. Nawet o tym nie myśl. - powiedział William przeczuwając o czym rozmyśla brat.
- A to czemu? Przecież skoro ona nie ma męża, a ja żony... - nie dokończył.
Alice powoli zamknęła oczy. Wiedziała jak to się skończy. „Zawsze za bardzo koloryzuje. Tym razem ktoś może na tym ucierpieć" pomyślała. Samuel podsunął Annabel rękę aby ta zeszła z jego ramienia, a kiedy tylko to zrobiła, Tarn powoli wstał wbijając wzrok w następcę tronu. Powoli do niego podszedł nadal nie spuszczając z niego wzroku. Atmosfera zrobiła się gęstsza niż po żarcie Williama, i jedynie ogień trzaskał radośnie konsumując kolejne patyki. Zaniepokojony Casimir zmienił pozycje aby ukryć strach.
- A może to ona zdecyduje, czego chce? - spytał po chwili Tarn. - Nie możesz decydować za nią.
William w tym momencie pożegnał się z nadzieją, że to skończy się pokojowo.
- A kimże ty jesteś, żeby mi mówić co mogę, a czego nie mogę?! - rozsierdził się następca tronu. Wstał tak gwałtownie, że niemal nadepnął na Annabel która w porę uskoczyła, unikając rychłej śmierci. Samuel zrobił się czerwony.
- Uważaj co robisz. - pouczył go, starając się panować nad twarzą, od której zaczęła powili odpływać krew - Prawie zabiłeś Annabel.
- Nikt nie mówi mi co mam robić! Nikt! Z zwłaszcza jakiś kłusownik! - wykrzyczał Casimir opluwając brodatego mężczyznę. Tego było już za wiele.
- Obraziłeś mnie i moją przyjaciółkę, prawie zabiłeś ostatniego członka mojej rodziny. Dość! Stawaj! - powiedział unosząc pieści.
- Ha! - zaśmiał się Casimir o głowę wyższy od niego - Bić takiego kurdupla to się nie godzi.
Samuel szybko uświadomił mu, że się grubo myli. Szybki lewy prosty spowodował nie mały szok u przeciwnika. Po tym niespodziewanym ciosie książę uniósł gardę i rozpoczął się pojedynek. William szybko wstał biorąc Annabel na ręce i odsuwając się na bezpieczną odległość. Alice i Caitlin postąpiły podobie.
Przeciwnicy obserwowali się przez jakiś czas po czym Tarn postanowił przejść do ofensywy. Prawy prosty, lewy sierpowy, prawy sierpowy. Każdy cios rozbijał się o gardę Casimira niczym fala o brzeg. I gdy miał już wyprowadzić kolejne uderzenie, zamiast celu nie napotkał na nic. Książę prześlizgnął się pod lewym sierpowym i wyprowadził błyskawiczny atak mierząc w głowę Samuela. Jak się jednak okazało, Tarn włożył tak dużą siłę w to uderzenie, że zachwiał się i stracił równowagę. Książę nie wziął tego pod uwagę i chybił. Teraz to Tarn miał przewagę. Casimir był kompletnie zaskoczony. „Pora to zakończyć" pomyślał Samuel. Wyprowadził prawy prosty który złamał księciu nos z nieprzyjemnym chrupnięciem. Niemal sekundę później prawy sierpowy dosięgnął szczęki przeciwnika ogłuszając go na dobre.
- Sam się prosił - podsumował William. Samuel spojrzał na niego z niedowierzaniem. - To co teraz?
- Spróbujemy go obudzić - odparł Tarn.
- Ale jak? Znokautowałeś go na pare godzin. - zauważyła Alice.
Samuel przyklęknął przy swym niedoszłym przeciwniku i położył głowę tak aby ten patrzył w niebo. Jednym płynnym ruchem naprostował mu nos. Casimir gwałtownie usiadł wyprostowany, krzycząc z bólu. Tarn tylko wstał, chwycił łuk i kołczan, idąc w głąb lasu.
- Trochę przesadziłeś. - podsumował William.
- Nie mogłem pozwoli się obrażać jakiemuś pierwszemu lepszemu kłusownikowi. - powiedział książę pocierając obolałą szczękę. W tym momencie zobaczył latającą przed jego twarzą, czerwoną z wściekłości Annabel.
- To nie jest jakiś pierwszy lepszy kłusownik! Samuel należał do Bractwa Łuku! Byli to najlepsi strzelcy w całym królestwie Tarnów, o ile nie na świecie!
- To nie zmienia faktu, że nie jest arystokratą... - próbował bronić się Casimir.
- Tak w woli ścisłości - wtrąciła się Alice - To on jest rycerzem. Książę Pomereli przyjął go na służbę po klęsce Heptarskiej armii pod Neubergiem.
Książę już nic nie powiedział. Siedział tylko i dalej masował szczękę. Nagle ktoś krzyknął głośno:
- Jest! Nareszcie! - Jak się okazało była to Rosie nadal przeszukująca juki w celu znalezienia przedmiotu który dzierżyła w ręce. Teraz podbiegła do Caitlin i wręczyła jej, zwinięty w rulon, pergamin. Ta rozłożyła go na ziemi i wszyscy zebrali się aby spojżeć na mapę. Kobieta przyjrzała się bliżej fragmentowi opisanemu jako „Zachodnie wybrzeże".
- To gdzie teraz? - spytał Samuel spoglądając zza jej ramienia. Caitlin aż podskoczyła. Zgromiła mężczyznę wzrokiem po czym powróciła nim na mapę. Po paru chwilach poszukiwań, wskazała palcem na niewielki punkt nad morzem. Była to mała miejscowość którą trudno było nazwać miastem.
- Do Thysor.
===
Wiem, wiem. Dawno niczego nie wstawiałem. Niestety kompletnie zabrakło mi weny, ale teraz jak już wróciłem do szkoły, więc rozdziały powinny pojawiać się częściej. Piszcie jak się podobało, a tym czasem...
Bywajcie
Suchy_Andrzej
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro