Rozdział 12
[Szybkie info. Jakby ktoś chciał, muzyczka aby dodać klimatu i przywołać wspomnienia. (Jeśli graliście). No, a teraz miłego czytania. 😉]
- Cięcie z lewej, z prawej, z góry. Paruj. - rzucała Caitlin odbijając ciosy Alice. Nie podała kierunku z którego zada uderzenie. Alice zablokowała go w ostatniej chwili mocnym cięciem wytrącając broń kobiecie. Zaskoczona Caitlin zrobiła wielkie oczy. Dziewczyna uśmiechnęła się zadowolona z siebie. Nagle księżna wyciągnęła sztylet, zrobiła krok do przodu i dotknęła zimnym ostrzem gardła zaskoczonej Alice.
- Wróg zazwyczaj ma więcej niż tylko jedną broń. Zapamiętaj, to może uratować ci żyjcie. - powiedziała. - Przynieś miecz.
Gdy dziewczyna wykonała polecenie, przeszły do kolejnej części treningów. Trwało to już dobre dwa tygodnie. Rano na śniadanie do głównej sali, później rozgrzewka w postaci trzech okrążeń wokół tawerny. Następnie długi trening techniczny gdzie uczyła się pod jakim kontem zadawać ciosy i jak balansować ciałem. A teraz rozpoczynała trening siłowy. Zazwyczaj zabierała tobołek wypakowany kamieniami i biegła od lasu wraz z Caitlin (która oczywiście nie miała balastu). Tam co jakiś czas zatrzymywała się i robiła różne ćwiczenia. A to pompki, a to miała unieść nad głowę największy kamień i trzymać przez chwile. Czasem pod koniec trasy nawet robili wyścigi. Oczywiście Alice zmęczona po takiej przebieżce z kilku kilogramowym tobołkiem na plecach nie miała najmniejszych szans, ale jej natura nie pozwoliła odpuścić do końca. W tedy przychodził czas na najprzyjemniejszą cześć dnia. Obiad. W zamian za pomoc podczas kolacji karczmarz zaoferował dodatkowy posiłek na jego koszt. Po spożyciu jedzenia, dziewczyny dostawały trochę czasu wolnego dla siebie. Zazwyczaj wyglądało to bardzo podobnie. Większość tego czasu leżały obolałe na łóżkach narzekając na surowych trenerów. Ostatnia cześć treningu była poświęcona na strzelanie. Alice oraz Isabella uczyły się strzelać z kuszy. Wymierzyć, ocenić odległość i tak dalej. Natomiast Rosie, mająca niemałe doświadczenie z łukiem szlifowała umiejętności posługiwania się nim. Choć nie była równie dobra co Samuel który potrafił wystrzelić strzałę co sekundę trafiając w środek tarczy ze stu metrów, to i tak umiała co nieco.
Po wszystkim udawały się do głównej sali na kolacje i czekały na łącznika. Alice i Isabella zawsze pomagały Astrid w roznoszeniu napitków i posiłków. Choć obolałe zawsze cieszyły się z możliwości pomocy. Już na początku wiedziały, że bez obiadu daleko by nie pociągnęły.
Około dwóch, trzech godzin po zachodzie słońca karczma zaczęła pustoszeć. W tedy nastolatki miały trochę więcej czasu i mogły usiąść. Astrid okazała się być bardzo miłą lecz niezwykle nieśmiałą. Początkowo rozmawiała tylko z rówieśniczkami, ale potem złapała dobry kontakt z Williamem który z oczywistych powodów nie wyjawił swej prawdziwiej tożsamości.
Dziś jednak William był nie obecny, ponieważ jakąś godzinę temu poszedł się przewietrzyć. Wyszli razem z Samuelem i rozmawiali. Pomimo początkowej niechęci ze strony brodatego mężczyzny, bardzo się polubili. Tarn podziwiał wiedzę, elokwencję i opanowanie Williama który nie był przy tym ani sztywny jak żerdź ani sztuczny. Will znalazł w Samuelu idealnego słuchacza. Lubił rozmawiać ale czasem potrzebował aby ktoś odpowiedział, jego towarzysz idealnie spełniał swą role.
Wracając jednak do dziewczyn. Siedziały przy stoliku i opowiadały sobie nie stworzone historie. I wtedy nagle do sali wszedł zakapturzony nieznajomy. Ciemny płaszcz okrywał szerokie ramiona, a kaptur zasłaniał twarz. Podszedł do karczmarza i spytał go o coś. Ten tylko wskazał głową na stolik przy którym siedziały nasze bohaterki.
- Astrid! - zawołał dziewczynę nie spuszczając wzroku z nieznajomego - Pomóż mi umyć naczynia.
Nastolatka przeprosiła rozmówczynie, pożegnała się i poszła do kuchni.
W tedy postać zbliżyła się i powiedziała do Caitlin.
- Witaj, pani. Przychodzę w sprawie naszego „wspólnego znajomego".
- Pójdźmy do naszego pokoju. Tam będziemy mogli porozmawiać bez przeszkód.
Udali się do przybudówki gdzie stał stół i cztery krzesła. Nieznajomy usiadł na przeciw przywódczyni i ściągnął kaptur.
Mężczyzna miał około sześćdziesiątki, długie siwe włosy opadały mu na ramiona, a krótka broda łączyła się z wąsami tworząc niemal idealnie proste linie po obu stronach.
- Zakładam, iż czekaliście na mnie. - rozpoczął.
- Przejdźmy do rzeczy. Nasza misja polega na uwolnieniu księcia, a nie na gadaniu.
Mężczyzna cmoknął lekko.
- Ależ droga pani, nieco cierpliwości. Niech etykiecie stanie się zadość. - wstał i pokłonił się głęboko cofając prawą stopę, kładąc jedną rękę na piersi. - Jestem Robert Młodszy. Pokorny sługa i strażnik książąt Heptarchii.
Caitlin wiedziała, że nie da rady tego przeskoczyć wiec skłoniła się w taki sam sposób i powiedziała:
- Caitlin de Vet. Księżniczka i następczyni księstwa Neutalu.
- Alice z Lauendorfu. - powtórzyła gest swej mentorki. - Córka głównego zarządcy Kolonii i prosta dziewczyna.
- Isabella z Lauendorfu. Przyjaciółka Alice i Rosie.
- Rosie z rodu Welf. Przyjaciółka Alice i Isabelli, a oficjalnie księżniczka Kolonii.
Robert kłaniał się każdemu kto się przedstawiał. Następnie sięgnął za pazuchę i wyciągnął mapę. Rozłożył ją na stoliku przykrywając niemal cały blat. W tym momencie do pokoju wszedł Samuel. Zatrzymał się zdziwiony ale wszedł dalej zamykając drzwi.
- Samuelu - odezwała się kobieta. - Mam zaszczyt przedstawić: Robert, nasz łącznik.
Mężczyzna ukłonił się na krześle. Tarn skinął głową i powiedział.
- Samuel, miło poznać.
- Przyprowadź Williama. Pora omówić plan.
Tarn kiwnął głową na znak, iż zrozumiał i wyszedł. Po chwili mężczyzna wrócił w towarzystwie księcia-bękarta. Kiedy tylko weszli do środka, Robert wstał i wyciągnął ręce w próbie przytulenia byłego ucznia. William objął go w męskim uścisku i uśmiechnął się.
- Robercie! No, kogo jak kogo, ale ciebie o zdradę bym nie podejrzewał. - powiedział.
- I kto to mówi? - odparł.
- Cóż, rodziny się nie wybiera. Casimir jest moim bratem. Nie pozwolę aby ktoś go więził. Choćby to miało oznaczać zdradę mego ojca.
- Trafiła kosa na kamień. Widzę, że dobrze przyswoiłeś nauki.
- Panowie, - wtrąciła się Caitlin. - przejdziemy do rzeczy.
- Ona zawsze taka niecierpliwa?
- Niestety tak. - uśmiechnął się Will - Lecz z doświadczenia wiem, iż lepiej jej nie drażnić. Zacznijmy wiec.
Wszyscy zasiedli przy stoliku, a dziewczyny które miały najmniejsze doświadczenie usiadły na łóżkach.
- Po pierwsze, - zaczęła księżna. - czy ktoś wie, że tu jesteś?
- Cały dwór. - odpowiedział spokojnie Robert.
- Co?! Przecież miałeś być anonimowo! - krzyknęła kobieta.
- Jak dalej będziesz krzyczeć to wszyscy usłyszą i konspiracje szlak trafi. - powiedział spokojnie. - Jestem dowódcą straży. Nie mogę tak zniknąć na dwa tygodnie. Przyjechałem dokonać inspekcji lokalnego garnizonu na wypadek kontrataku wojsk Teutońskich.
- No dobrze. - wtrącił się William widząc irytację Caitlin. - Kiedy będziemy mogli rozpocząć akcje ratunkową?
- Najszybciej za trzy tygodnie. Królowa matka wyjeżdża w towarzystwie córki aby dopilnować przygotowań do ślubu.
- Zaraz. William, ile ty masz lat? - spytał Samuel.
- Trzydzieści trzy. A dlaczego pytasz?
- Skoro ty masz tyle to twoja babcia...
- To nie jest moja babcia.
- Jasne - Tarn machnął ręką. - To królowa matka na jakieś sto pare!
- Dokładnie to sto cztery. - sprostował Robert. - Ale nie ignorował bym jej. Włada żelazną ręką i jest bezwględna. Wszędzie wietrzy spiski, a jest czujna jak ważka.
- W takim razie wyruszymy za dwa tygodnie. - postanowiła Caitlin - Droga potrwa tydzień. Kiedy wszystko będzie gotowe dasz nam znak i wejdziemy przez boczną bramę... - wskazała na mniejszą z bram na planie zamku.
- Wybaczcie, że się wtrącam. - powiedziała Alice. - Ale czy nikomu nie wyda się podejrzane, że dowódca straży wyda rozkaz o opuszczeniu posterunku i pozostawieniu bramy nie bronionej?
- Dziewczyna nieźle główkuje. To mogło by wzbudzić podejrzenia. Trzeba będzie użyć alternatywnej drogi.
- Czyli?
- Przejdziecie kanałami. Wejście jest w lesie przy rzeczce. Niewiele ludzi wie gdzie. Jest to jedyny słaby punkt warowni. No, o ile nie macie trebusza lub taranu. - stwierdził dowódca straży.
- Akurat wczoraj pożyczyłam ostatni i odzyskam go dopiero w przyszłym miesiącu wiec pozostają nam kanały. - powiedziała sarkastycznie Caitlin, po czym wstała i oparła się o stół mówiąc. - Skoro mamy za sobą podstawy, przejdźmy do szczegółów.
===
No i akcja nabiera tempa. Dowiadujemy się nowych rzeczy o naszych bohaterach, a teraz czas na kolejną nominacje. Tym razem wygrywa... WildAntka ! Otrzymujesz stanowisko, dekoratorki i rozdawaczki ciastek! Wiecie co, chyba trzeba wymyślać krótsze nazwy dla tych stanowisk. Aczkolwiek to nie wszystko. Stanowisko nadwornego piekarza otrzymuje... Natasha! Gratuluje i pozdrawiam.
Jak już jesteśmy po nominacjach, standardowe pytanie: Jak się podobało? I przede wszystkim co sądzicie o Robercie? Czekam na odpowiedzi. Nie mogłem się doczekać wstawienia i nie wytrzymałem wiec to będzie taki rozdział specjalny. Oczywiście później wrócimy do formy publikacji w poniedziałki. Na osłodę przyszłego tygodnia.
Bywajcie
Suchy_Andrzej.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro