Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 11

Isabella podbiegła do swej przyjaciółki z krzykiem i uwiesiła jej się na szyi. Rosie która akurat miała z nią warte podeszła do obozu sprawdzić co się stało. Sama krzyknęła i podbiegła do Alice. Obie płakały ze szczęścia. Nie znały się z Rosie długo ale bardzo się ze sobą zżyły. Te wszystkie krzyki obudziły Caitlin i Williama. Kiedy zobaczyli żywą i uśmiechniętą Alice, byli zszokowani. Po chwili jednak Will roześmiał się głośno i podszedł do dziewczyny aby poklepać ją po plecach i stwierdzić, iż bez jej talentu kucharskiego pewnie pomarli by z głodu wiec dobrze, że wróciła.

Pozostałe dziewczyny zgromiły go wzorkiem. „Jak mógł troszczyć się tylko o swój żołądek?" Lecz Alice domyśliła się, iż był to sposób na powiedzenie: „Cieszę się, że żyjesz." Albo „Brakowało mi ciebie." Odpowiedziała u skinięciem głową z uśmiechem.
Caitlin wstała i oparła się o Filary. Z przyjemnością patrzyła jak wszyscy się cieszą. Sama tylko, jak to miała w zwyczaju, uśmiechnęła się i kiwnęła głową. Natomiast Annabel wtuliła się w dziewczynę i nic nie mówiła.

Niebo wypogodziło się i pomarańczowe słońce wschodziło na widnokręgu. Alice spojrzała na wschód i rzuciła:

- Warto było zmartwychwstać. - wszyscy (poza Caitlin) wybuchnęli śmiechem, wiedząc, że ich towarzyszka może żartować i ma się dobrze. Wtedy dziewczyna zauważyła brak jednej osoby.

- A gdzie jest Samuel?

- Wyszedł jakąś godzinę temu na polowanie. Nie długo powinien wrócić. - wyjaśniła Caitlin, po czym zwróciła się do Williama. - Jesteśmy tydzień drogi od celu. Pora omówić plan.

Położyła mapę okolicznych krain.

- Jesteśmy tutaj. - wskazała na rysunek w kształcie kryształu. - Jakieś dzień drogi stąd, tam gdzie kończy się Neutal, leży wioska StoneRigh. Wynajmiemy pokoje w karczmie i będziemy czekać na informacje od naszego łącznika. W między czasie każda z was - spojrzała na nastolatki - będzie uczyć się władania mieczem. Zbyt wiele się nie nauczycie ale lepiej znać podstawy. Rosie trenuje z Williamem, Alice ze mną, a Isabella z...

- Samuel! - krzyknęła Is wskazując na postać z jeleniem przerzuconym przez barki, która była już stosunkowo blisko ich obozu.

Mężczyzna pomachał im i usiadł pare metrów przed Filarami Wieczności aby oprawić zwierze. Po kilku minutach wszystko było gotowe i przygotowanego jelenia zaniósł przed ognisko. Zasmucił się trochę, myląc o tym iż Alice już niema i nie spróbuje nigdy równie dobrego mięsa.

- To kto dziś robi śniadanie? - spytał upychając skórę do juków. - Tylko aby nie Rosie. Bez obrazy.

Choć Rosie może i była całkiem biegła w mieczu, a i robić w drewnie potrafiła niezgorsza, tak gotowanie to dla niej czarna magia. Zawsze coś przypaliła czy rozgotowała.

- Dzisiaj gotuje ja. - powiedział znajomy głos. Samuel odwrócił się niemal natychmiast rzucając wszystko. Kiedy zobaczył chodzącą i żywa Alice podbiegł do niej i przytulił ją, mówiąc „Nigdy więcej mi tak nierób".

Po śniadaniu i omówieniu kolejnego dnia podróży, drużyna zaczęła zwijać obozowisko. Tym razem zajęło im to trochę krócej, jakieś piec minut. Każdy miał już wyznaczoną prace i wykonywał ją niemal automatycznie. Po zapakowaniu wszystkiego na konie, ruszyli w stronę wioski.

StoneRigh było miejscowością niewiele większą od Lauendorfu, jednak architektonicznie różniło się jak ogień i woda. Większość domów była z drewna, a niektóre (tak jak tawerna czy kuźnia) nawet, z kamienia. Wioska leżąca przy granicy Imperium przez którą biegł tak zwany Bursztynowy Szlak, zarabiała głównie na podróżnych. W tawernie zawsze było sporo ludzi. Kowal kół konie i naprawiał wozy. A w posterunku straży zbierano cło od przewożonego towaru. Na żyznych polach otaczających StoneRigh mieniły się złote kwiaty rzepaku. Innymi słowy, kraina mlekiem i miodem płynąca.

Idąc przez wioskę nasza grupa napotykała głównie przyjazne uśmiechy i powitania. Wszyscy ciepło witali przyjezdnych, gdyż oznaczali oni pieniądze.

Drużyna udała się do gospody gdzie zamierzali poczekać na ich informatora. Wchodząc do tawerny ciężkie drewniane drzwi zaskrzypiały głośno. Karczmarz spojrzał na nowych gości i powiedział:

- Witajcie w „Srebrnej Wywernie"! Najlepszej gospodzie w całej Heptarchii. W czym mogę pomóc?

- Chcielibyśmy wynająć cztery pokoje. Dwa małe i dwa duże. - powiedziała Caitlin.

- Póki co, możecie wynająć jedynie jeden mały. Ale mamy jeszcze sporą przybudówkę z tyłu.

- Ile osób może się tam zmieścić?

- Cztery. - powiedział i dodał szybko - Oczywiście zejdę z ceny w ramach przeprosin.

- Dobrze weźmiemy oba. O ile wstawicie kolejne łóżko do małej izby.

Po długich negocjacjach udało się dojść do porozumienia. Będą płacić dwa srebrniki za noc, ale w tej cenie uwzględniono również śniadanie i kolacje.

- Dziewczyny śpią razem w przybudówce. Samuel i William dostajecie pokoje. - oznajmiła Caitlin.

- Wybacz, - wtrącił się Samuel. - Lecz nie mogę pozwolić aby kobieta nocowała w takich warunkach.

- Uwierz mi. Nocowałam w gorszych.

- Wierze i podziwiam, ale i tak nie zgodzę się na coś takiego.

- Ja nie prosiłam. - w oku Caitlin błysnęła iskierka gniewu i irytacji.

- A ja jednak nalegam. - uparł się Tarn. - Jesteś tutaj jedyną kobietą. Napewno potrzebujesz prywatności. W dodatku...

- Myślisz, że jestem słabą i delikatną damą która nie zaznała żadnych trudów?! Że jestem gorsza?!- wybuchnęła Caitlin.

- Ależ skąd! - zaprotestował Samuel. - Jak mówiłem, kobieta potrzebuje trochę więcej prywatności. A jako, iż ja znam dziewczyny najlepiej to przy mnie będą, prawdopodobnie, czuły się najswobodniej.

„Sprytnie" pomyślała Alice. Caitlin była przewrażliwiona na punkcie równości płci, wiec Samuel postanowił zmienić taktykę. Zamiast oddawać wygody dla niej, rezygnował ich dla nastolatek. Skutek i tak by osiągnął.

- Hmm - zastanowiła się Caitlin - Jest trochę racji w tym co mówisz. Dobrze, zrobimy po twojemu.

Kiedy tylko ta się odwróciła Samuel puścił oczko do Alice potwierdzając jej przypuszczenia.

Wszyscy udali się do swoich izb. Jak się okazało, przybudówka była całkiem przytulnym miejscem. Miała niewielkie palenisko, i stolik wraz z czterema krzesłami. Materace ze słomy może nie były najwygodniejsze, ale i tak biły na głowę prowizoryczne posłania w obozie. Drużyna rozwiesiła przemoknięte do suchej nitki ubrania przy kominku aby przeschły. Kiedy przebrali się w miarę suche ciuchy, poszli do głównej sali, ponieważ zbliżała się pora kolacji.

W karczmie było niezwykle tłoczno i gwarno. Wiec gdy Samuel wraz z dziewczynami weszli do środka, nie było już miejsca przy stołach. Jednak siedząca na jego ramieniu Annabel zauważyła machającego im Williama zajmującego im miejsce. Zaczęli się przebijać w jego stronę. Po paru minutach wszyscy byli na miejscu i zajmowali krzesła. Caitlin już na nich czekała.

- To co robimy? - spytała Isabella.

- Czekamy. - powiedziała Caitlin. Była bardziej posępna niż zwykle. Coś cały czas zaprzątało jej myśli.

Nagle do gospody wszedł mężczyzna. Nie wiele osób zwróciło na niego uwagę. Nosił zieloną koszule i ciemne spodnie. Przez ramie miał przewieszoną niebieską pelerynę. Jednak to nie to przykuwało uwagę, a jego kapelusz. Szeroki, filcowy zgięty z jednej strony z wbitym we piórem pawia.

- Bajarz. - stwierdził William. - I to nie byle jaki. Widzicie to pióro? To symbol jego ranki w kole. Najwidoczniej jest jednym z rady, bajarzy obdarzonych niesamowitym darem do przekazywania historii i o ogromnej wiedzy historycznej.

Tym czasem mężczyzna wszedł na stół i zakrzyknął:

- Ludzie! Czy chcecie usłyszeć historie? - Było to tradycyjne zawołanie bajarzy. Jeśli padło takie hasło to wszyscy wiedzieli iż trzeba być cicho. Tak wiec sala niemal jednocześnie umilkła, a bajarz przeszedł się po stole aby sprawdzić czy jest wystarczająco duży na wizualizacje niektórych scen. Gdy tylko poczuł się usatysfakcjonowany rozpoczął opowieść.

- Opowiem wam dziś historie z nie tak odległej przeszłości. Historie tej mieściny. - oznajmił i zrobił dramatyczną pauzę. -Podczas ostaniej wojny z Teutonami, najeźdźcy łupili i plądrowali cały kraj. Nieliczne osady stawiały opór. Jednym z nich było miasteczko StoneRigh. Miejscowość niemal tak duża jak miasta Imperium. Na stałe stacjonowało tu dwustu strażników. Gdy o świcie armia pod dowództwem Heinricha von Graca stanęła na granicy, dwustu dzielnych obrońców stanęło naprzeciw trzydziestu tysiącom żołnierzy, osłaniając uciekającą ludność cywilną. Widząc jak przytłaczającą przewagę ma, dowódca atakujących zignorował zagrożenie i wysłał trzy oddziały po pięciuset ludzi aby ich zmiażdżyć. Obrońcy uformowali ciasny krąg czekając na nadchodzący potop przeciwników. I wtedy starli się. Strażnicy stali tarcza przy tarczy. Włócznie wysuwały się z całego okręgu w idealnej synchronizacji. Pchniecie, powrót. Pchniecie powrót. Aż do skutku. Po paru minutach z atakujących pozostała jedynie garstka żołnierzy, a obrońcy nie stracili nawet jednego wojownika. Generał wysyłał fale ze falą która topniała w oczach. Z czasem jednak Strażnicy zaczęli ponosić straty. I tak ostatnich najlepszych z najlepszych dziesięciu gwardzistów stało w ciasnym kręgu osłaniając przyjaciół obok. I w tedy zobaczyli widok który dodał im otuchy. Krwisto czerwone słońce chowało się za horyzontem. Wedle planu mieli wytrwać jedynie do popołudnia. Wszyscy cywile zdarzyli się ewakuować. Nie było potrzeby aby dalej stawiać opór. Tak wiec wojownicy spojrzeli po sobie i skinęli głowami. Jak jeden mąż, rzucili swe włócznie i tarcze na ziemie, a potem... odeszli w stronę lasu. Ich zadanie zostało wykonane. A co z Heinrichem, spytacie. Stracił jakąś połowę swej armii i wysłał samotnego jeźdźca w stronę grupki dzielnych ocalałych aby pogratulować im ich odwagi i męstwa.

Kiedy skończył kilka osób otarło oczy ze wzruszenia. Bajarz opowiadał tak, że poruszał nawet najtwardsze serca. I wtedy huk aplauzu wypełnił sale. Opowiadacz skłonił się kilka razy i zszedł ze stołu. Wszyscy na nowo pogrążyli się w rozmowie.

Młoda dziewczyna która była kelnerką, roznosiła posiłki przyjezdnym. Isabella współczuła jej, bo wiedziała jak wymagająca jest ta praca. W szczególności dla jednej osoby. Była odrobine młodsza od Alice i reszty. Jej długie, splecione w warkocz, blond włosy podkreślały głęboki błękit oczu. Isabella nie mogła patrzeć jak bidula się meczy. Wstała bez słowa i zaczęła przedzierać się w stronę lady za którą stał karczmarz.

- Nie potrzebujecie pomocy? - spytała.

- Nie, dajemy sobie radę. - odparł gospodarz. Lecz potem spojrzał na kelnerkę i stwierdził - W sumie, Astrid przydała by się pomoc. Oczywiście zapłacę ci tyle co jej.

- Od czego mam zacząć?

I tak dwie dziewczyny pomykały teraz pośród stołów roznosząc jadło i napitki. Towarzysze patrzyli tylko zdziwieni ale potem również Alice ruszyła do pomocy. Odrobina praktyki na dworze w Neubergu przyniosła korzyści. Po pół godzinie uwinęły się ze wszystkim i wróciły do stolika.

W ten oto sposób zaczyna się niemal miesięczny postój w karczmie „Srebrna Wywerna".

===

Nawet nie wiecie jak długo zajęło mi wymyślenie nazwy tej wioski. Ale niema co się nad tym użalać. Jak się podobało? Pytanie zadane w każdym rozdziale 😉. To może inaczej... Jaka jest wasza ulubiona postać? Ja osobiście wącham się między Samuelem, a Williamem. Oboje mają bardzo ciekawe „back story". Wy znacie jedynie jej fragmenty, ale już nie długo dowiecie się więcej. Jestem ciekaw waszych opinii. A teraz muszę lecieć bo reszta bohaterów urwie mi głowę jak się dowiedzą, że to akurat nie oni są najlepsi.

Bywajcie
Suchy_Andrzej

P.S. W związku z mą nową funkcją wymyślacza nowych stanowisk, wymyśliłem stanowisko nadwornego kucmistrza. I trafia ono do... sirPopkorn ! Gratulujemy! Kolejne nominacje na stanowiska pojawią się w następnych rozdziałach. Wiec zachęcam do śledzenia.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro