Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Historia dwóch chłopców

      Złote Skrzydła to legenda, o której opowiadał mi mój nauczyciel. Pojawiały się one zawsze, gdy jeden z kochanków był na granicy życia i śmierci. Mówią, że jeśli jest to prawdziwa miłość to Złote Skrzydła uleczą drugą osobę nawet, gdy ta ledwo łapie oddech.
Ale... To z pewnością bujda. Jeśli ta legenda byłaby prawdą moja mama nadal by żyła. Niestety mojemu ojcu nie udało się jej uratować...

***

      Hej! Jestem Buba, mam dziesięć lat i jestem balonowym księciem, czego wręcz nienawidzę.
"Proszę nie kręcić nosem Paniczu!" to pewnie by powiedział każdy z mej służby. Już wiele razy nasłuchałem się jakie to mam szczęście, że należę do rodziny królewskiej, ale... Nie czuję tego. Chyba nigdy nie czułem szczęścia płynącego z tego bycia sztywniakiem.

Jedyne co sprawia mi radość w zamku to czytanie ksiąg i walka na miecze. Czasem po cichu trenuję też sam, pojedynkując się z drzewami!
Oczywiście nie, nie z tymi na dziedzińcu. Tata byłby zły, gdybym zepsuł coś w naszym ogrodzie lub... cokolwiek na terenie zamku.

      Czasami więc się wymykam. Jeszcze nikt mnie nie nakrył! Mając dziesięć lat jestem mądrzejszy niż ta starszyzna!
Wracając. Czasem uciekam na jakąś godzinę czy dwie. Potrzebuję tego. To taki... Odpoczynek. Nie zadowala mnie mój "czas wypoczynku" w mojej komnacie. Ciągle te same cztery ściany, mało miejsca i w sumie mało rzeczy mogę tam robić.

Gdy chciałem się bawić w chowanego mój lokaj zawsze szybko mnie znajdywał, by nie ma tam za dużo kryjówek. Gdy chciałem się pobawić w odkrywcę nie miałem co odkrywać - cały pokój jest mi przecież znany. Gdy udawałem jakieś odgłosy zwierząt, by sobie je lepiej wyobrazić dostawałem reprymendę. "Książę nie powinien zachowywać się jak zwykły dzikus".

Tak więc jedyne co mogłem tam robić to czytać kolejne księgi, uczyć się nowych słów, kultur innych państw. Nie można tego nazwać czasem wolnym. To tylko dodatkowa nauka...

      Jednak za zamkiem mamy las. Rzadko kto w nim jest, gdyż nie ma potrzeby, by się do niego wypuszczać. Można powiedzieć, że jest to moje miejsce. Spędzam tu zazwyczaj mój czas wolny, wmawiając służbie, że potrzebuję posiedzieć sam w komnacie, by skupić się na czytaniu.
Wiem, nie ładnie jest kłamać, ale nie wypuszczono by mnie. Raz spytałem o to tatę i nie zareagował dobrze...

Tak więc zacząlem sam wychodzić. Była to chyba najlepsza decyzja jaką podjąłem. Nie było ich za wiele, bo mam mało lat, ale no.

      Siedzę właśnie na jednym z drzew. Czuję powiew wiatru na mojej jasnej, zaróżowionej skórze. Tata często mi mówi, że mam cerę po mamie. Ledwo ją pamiętam, ale widziałem wiele jej portretów. Faktycznie miała taką samą cerę i leciutkie piegi jak ja. Włosy jednak mam po tacie. Są... różowe. Niezbyt za nimi przepadam, chociaż fakt, że mama je uwielbiała nieco poprawia mi humor. Tak czy inaczej zawsze jak wychodzę poza zamek staram się je zakrywać.
Dziś na przykład padło na beret. Starawy, granatowy beret. Jego jak i resztę moich prostackich ubrań znalazłem w magazynach.

Ubieram je, bo jakbym kogoś spotkał to nie chcę, żeby wiedział, że jestem księciem. Chciałbym być... normalnym dzieckiem.

      - Hej! - Usłyszałem z dołu.
Prawie spadlem z gałęzi z zaskoczenia. Złapałem się jej oboma rękoma i spojrzałem w dół. Był tam czarowłosy chłopak z nieco kwaśną miną.
- Co robisz na moim drzewie?! - Wykrzyczał.
- Twoim drzewie? Nigdy cię tu nie widziałem!
- He?! Przychodzę tu codziennie! - Chłopak zaczął się unosić, aż w końcu podleciał do mnie. - Nie pozwalam być na moim drzewie byle komu!
- A-Ale ja... Nie jestem byle kim! - Zawahałem się. - J-Jestem... Leo! A ty?

Chłopak był widocznie zdziwiony takim obrotem sprawy. Latał bez skrzydeł, i teraz, z tej odległości widzę jegi wystające kły. Więc jest wampirem, prawda?
- Marshall. - Usłyszałem, po czym zobaczyłem jak wyciąga dłoń. - Jeśli chcesz siedzieć na moim drzewie to musimy się kumplować.

Lekko zdumiony podałem mu rękę i uśmiechnąłem się lekko.
- Możemy iść na taki układ!
Chłopak lekko się uśmiechnął, po czym usiadł obok mnie.
- Z której wioski jesteś? Nie kojarzę cię. - Zagadnął lustrując mnie wzrokiem.
Kurde.
W myślach wyobraziłem sobie mapę i przypomniałem sobie nazwy najbliższych wiosek.
- Kangal. Jestem z Kangal. - Odpowiedziałem.
- Hmh? To nie jakoś bardzo blisko, prawda? Jak się tu dostałeś?
- Tajemnica! - Zaśmiałem się. - Z resztą, teraz twoja kolej! Z której wioski jesteś?
- Z tej najbliższej, Noratu.
- Ooo, to dlatego masz koszulę w kratę! Ten wzór pochodzi z twojej wioski, prawda?
- Yupp! Czadowa, nie? Jeden z wyrobów mojej mamy.
- Musi być utalentowaną szwaczką!
Zapadła cisza. Marshall wpatrywał się na mnie z jedną brwią uniesioną w górę. Czy... Powiedziałem coś nie tak?
- Czemu mówisz jak dorosły?
- ...Co?
- Żaden z dzieciaków nie mówi tak na moją mamę. Nawet te z innych wiosek nazywają ją "Niciopanią".

Walnąłem pierwszą głupotę. Ah! Powinienem to przemyśleć! Wybrnij Buba, dasz radę.
- W-Wiesz, bo... Mój tata bardzo zwraca uwagę na język i kulturę. Chcę bym umiał jak najwięcej.
W sumie... nie skłamałem. Jedynie nie powiedziałem całej prawdy.
- Ooooyyyyy twój tata to sztywniak. Musisz się meeeeega nudzić. Nic dziwnego, że tu uciekasz!

      Nawet nie wiesz jak bardzo masz rację...
- Ta... Właśnie.
Chłopak wlepiał we mnie swoje spojrzenie. Hmh-- Trochę dziwne uczucie w sumie. Nikt nigdy się tak we mnie nie wpatrywał.
- Chyba jesteś smaczny. - Powiedział nagle.
- HE?!
- No, twoja skóra i włosy... Przypominasz watę cukrową.
      Lekko się odsunąłem bojąc się, że mnie ugryzie. Co ja sobie myślałem próbując zakumplować się z wampirem?
Nie miałem przy sobie miecza, a wyrwanie gałęzi zajęło by mi du-
Poczułem na mojej ręce wilgotny język Marshalla.
- C-Co ty robisz? - Spytałem.
Ten powoli uniósł głowę i spojrzał na mnie mrocznym spojrzeniem. Na moim czole poczułem parę kropel potu. Co mam zrobić?

- Cykor! - Powiedział z uśmiechem, po czym zaczął się śmiać.
Zrobił sobie ze mnie żarty! Umh-!
- No wiesz ty co!
- Hahaha twoja mina była bezcenna!
- G-głupek! Tak się nie robi! Szczególnie nie nowo poznanym osobom!
- Hahaha
Nadymałem lekko policzki. Jeny! Co za głupek!
- Oj no nie dąsaj się. To tylko żarty!
- Kiedyś ci się za to odpłacę!
- Czekam z niecierpliwością~

      Poliki zacząły mnie piec. Nie wiem czy z upokorzenia czy ze złości. Wstałem i zacząłem powoli schodzić z drzewa.
- Ej! Dokąd idziesz? - Spytał wampir.
- Do domu. Powinienem już wracać.
- Juuuuż? Dopiero co się poznaliśmy! Ja bym tu posiedział do zachodu słońca.
- Tak długo? Twoja mama nie będzie się martwiła?
- Naaah, przywykła do tego, że wracam o tej porze.

Po chwili poczułem jak coś mnie łapie za ręce, a ja się unoszę. Już po paru chwilach byłem na ziemi.
- Nie musisz się męczyć ze schodzeniem. Wystarczy, że poprosisz to zlecimy razem.
Marshall posłał mi szeroki uśmiech. Oczywiście także się uśmiechnąłem. Jest dziwny, ale... fajny.
- Będę pamiętał na następny raz. Widzimy się tu pojutrze o tej samej porze?
- Jasne! Może pomożesz mi z budową domku?
- Domku?
- Yupp! Chcę zrobić domek na tym drzewie. Jest dosyć masywne, by go utrzymać. Dlatego wybrałem je na moje drzewo.

Domek na drzewie, huh? Będę musiał trochę o tym poczytać, by być przydatny. Z jego zapałem i moją wiedzą powinniśmy dać sobie radę.
- Dobrze! Więc zaczniemy plan budowy pojutrze!
- A więc do zobaczenia Leo.
- Ymh... Tak, do widzenia Marshal. Em... Mógłbyś się... Odwrócić?
- Huh? Po co?
- Nie możesz zobaczyć... Mojego tajnego przejścia!
- He?! Przecież jesteśmy kumplami, prawda?
- Tak, ale... Dopiero cię poznałem. Nie możesz od razu poznać moich sekretów Marshall!
Teraz to on nadął policzki. Założył ręce na piersi, po czym odwrócił się plecami do mnie.
- Niech ci będzie. - Burnął pewnie lekko obrażony.
- Kiedyś pokaże ci to tajne przejście, obiecuję! Pa Marshall!
- Yo Leo.

      Pomknąłem przez las. Parę razy odwracałem się patrząc, czy wampir nie podgląda. On jednak cierpliwie zaczekał, póki oddaliłem się na tyle, że pewnie nie słyszał moich kroków.


--Hej hej! Dużo osób tutaj jest pewnie z mojego poprzedniego fanfika. Doszłam do wniosku, iż pisanie tamtego od nowa byłoby bez sensu, że mogłabym napisać coś lepszego, i tak oto powstały "Złote skrzydła"!
Mam nadzieję, że spodoba wam się mój zamysł, i że nie zawiedziecie się patrząc na to co pisałam wcześniej =w= Jak widać w tytule jest to książka wolno pisana i będę ją pisać na zmianę z dwoma innymi, a więc jeśli nie chcecie nie wiadomo jak długo czekać na kolejne rozdziały tej książki to zapraszm także do innych moich dzieł!
Także widzimy się w następnych rozdziałach! Trzymajcie się ludkiii!

~Wasza Alex--

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro