Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 6

  Gdy tylko odkrył, że już nie śpi, sięgnął do szafki nocnej. Chwilę szukał ręką budzika, a gdy go znalazł i spojrzał na godzinę, zerwał się z łóżka, i, całkiem nieogarnięty, zbiegł na dół.
  - Ojcze? - zapytał, nagle zwalniając.
  Odpowiedziała mu cisza.
  Poszedł do kuchni, po czym zauważył przyczepioną do lodówki kartkę. Przebiegł po niej wzrokiem i z ulgą ruszył z powrotem do swojego pokoju. Chwilę zastanawiał się, czy nie spróbować ponownie zasnąć, w końcu wciąż był w piżamie, ale szybko z tego zrezygnował.
  - Co tam, ptaku? - mimowolnie parsknął, gdy te słowa wypłynęły z jego ust, nim zdążył się opanować. Ptak spojrzał na niego z politowaniem. Po co miał tu przylatywać, skoro od progu witał go jakiś upośledzony dzieciak?
  Zaćwierkał z niecierpliwością, ponaglająco machając skrzydłami. Bez zbędnych wyjaśnień, frunął przez otwarte drzwi na korytarz, prosto do...
  - Nie wejdę tam - powiedział zdecydowanie Todoroki, krzyżując ręce na piersi, jak rozkapryszone dziecko protestujące przeciw woli rodzica.
  Wejdziesz.
  - Nie ma mowy - odparł, nawet nie zastanawiając się, dlaczego słyszy to upierdliwe zwierzę w swojej głowie.
  Wejdziesz tam grzecznie i-
  - Nie.
  Słuchaj, chcesz się czegoś dowiedzieć o Drzewach?
  Wtedy błysnęły mu oczy. Pokiwał ochoczo głową, jakby oczekując, że ptak sam otworzy za niego drzwi i wyśpiewa mu rozwiązanie.
  No właź.
  Dopiero wtedy zreflektował się i chwycił za klamkę. Przeszedł go dreszcz, jakby pomieszczenie, do którego miał wejść, był przesiąknięty jakąś nieprzyjemną, zatartą przez czas tajemnicą... Potrząsnął głową i pchnął drzwi, by po chwili znaleźć się w schludnym, czystym pokoju, z wielkim regałem po jednej stronie, równie wielkim, teraz zasłoniętym ciemną kotarą, oknem po drugiej i dwuosobowym łóżku na środku. Właśnie. Dwuosobowym.
  Odpędził od siebie kuszącą wizję rozpaczania nad przeszłością i podszedł do regału. Potężny, wykonany z ciemnego dębu, w niektórych miejscach naznaczony czasem, sprawiał wrażenie, że miało się do czynienia ze strażnikiem minionych lat, władcą czasu i wspomnień. Przełknął ślinę i sięgnął do jasnego kuferka rzeźbionego w dziwne symbole, który od razu wydał mu się inny od wszystkiego, co się tu znajdowało. Jakiś taki... nowy. Chociaż nie, sądząc po nadłamaniach w rogach i zaokrąglonych zawiasach, musiał być starszy nawet od półki, na której leżał. Przesunął po nim dłonią, nim odważył się wziąć go i rozsiąść się z nim na podłodze. Dłoń mu zadrżała, gdy dotknął wieka. Spojrzał na ptaka, jakby pytając o pozwolenie.
  Twoja decyzja.
  Odetchnął. Faktycznie, jego. Zamknął oczy i powoli, bez pośpiechu otworzył kuferek, jakby znów był dzieckiem otwierającym prezenty na Gwiazdkę. Dopiero po chwili odważył się podnieść powieki. Zmarszczył brwi, w zaskoczeniu gmerając palcem w zawartości.
  Koperty. Mnóstwo kopert. Jedne mniejsze, drugie większe, inne były zgięte na pół lub nawet więcej, by mogły się zmieścić. Niektóre wyglądały na bardzo, bardzo stare, tak gdzieś z palezozoiku... A to nie był paleozoik? E, nieważne...
  Sięgnął do pierwszej koperty. Dopiero, gdy poczuł jej nikły ciężar w dłoni, zrozumiał, co tak naprawdę ma przed sobą.
  Listy.
  Tylko dlaczego nie miały ani znaczka, ani nadawcy, ani odbiorcy? A może nie było takiej potrzeby? Może wcale nie miały być wysłane? Może miały tu zostać, aby mógł znaleźć je jakiś archeolog z doktoratem...
  No otworzysz to wreszcie, czy nie?
  Mruknął coś tylko i uchylił papier palcem. Nie był zaklejony, więc nie powinien zostawić żadnych śladów. Już miał wyciągnąć kartkę znajdującą się w środku, kiedy zrezygnował i sięgnął po inną, która wyglądała na najstarszą. Nigdzie nie było napisanych dat, musiał więc polegać na instynkcie.
  Rzucił jeszcze okiem na zegar, by zobaczyć, czy jest bezpieczny. Ojciec powinien wrócić o południu, co oznaczało, że ma jeszcze kilka godzin. W spokoju położył się więc na podłodze i zaczął czytać.

  Kochana Julio!

  Nie wiem, gdzie jesteś teraz, bo nie wiem, czy jesteś w stanie mnie odwiedzić. Jeśli jednak jesteś za mną, jeśli zaglądasz mi przez ramię, to wiedz - nawet, jeżeli umiesz czytać mi w myślach - że chcę to wyznać.
  Nadałem Ci imię Julia, bo dla mnie jesteś właśnie moją Julią. Tak bliska, a tak daleka, tak piękna, a tak zimna... Jak lód. Jak lód, rozumiesz? Te uczucia, wspomnienia, to wszystko... jak lód. Sztywne.
  Kilka dni temu dałaś mi swój pamiętnik. Nie wiem, czy tego chciałaś, czy nie, ale nie mogłem się powstrzymać. Przeczytałem go. Płakałem nad każdą stroną, przyznaję się. Poznawałem wtedy Twój punkt widzenia. Dowiadywałem się, kim byłaś Ty, kim byłem ja. I kim był On... Wiesz, o kim mówię, prawda? Właśnie. Zaniedbywałem go, to prawda. A ty, jako jedyna odskocznia od jego życia przesiąkniętego mną... To, co cieszyło, to, co smuciło... odeszło. On jest w stanie budzić we mnie tylko gniew. Ewentualnie strach, strach przed tym, kim się staję, kim już się stałem. Kiedy patrzę w lustro, zaczynam rozumieć, czemu zaczęłaś się mnie bać. To naprawdę ja? Ten potwór, ten pomiot szatana? Cóż... tak. To ja. Ale to pewnie dlatego, że dobrze wiedziałem, co się dzieje, nawet jeśli Ty miałaś nadzieję, że nie.
Wiedziałem, że umierasz. Nawet wcześniej, niż Ty zdałaś sobie z tego sprawę pierwszy raz. I dlatego zaczynałem dostawać szału. Życie jest takie okrutne... Nienawidzisz mnie teraz, prawda? Mogłabyś być tu teraz ze mną, nieważne, czy byś się mnie bała, czy trwałabyś u mojego boku, byłabyś tu! Ale Ty... Nie ma Cię. Jestem sam. Nawet On się już nie liczy. Za bardzo przypomina mnie, bym mógł go kochać. Ale w jego oczach... Ma ten sam błysk, co ty. Żałuję, że mnie znienawidził. Może wtedy mógłbym widzieć ten błysk częściej...

  Todoroki aż się zapowietrzył. Już na początku zorientował się, kto pisze list i do kogo, jednak nie śmiał powiedzieć tego głośno. Miał wrażenie, że wiedział, co będzie zapisane na pozostałych kartach...
Sięgnął po ostatnią. Tę najnowszą. Prawdopodobnie.

  Julio, miłości!

  Zaczynam wątpić w swoje życie, za to utwierdzam się w przekonaniu, że jesteś Julią, a ja Romeo. W końcu, oni oboje nie żyją. Mam wrażenie, że już umarłem, że tak naprawdę nic nie trzyma mnie już na tym cholernym, przegniłym świecie. Nie przyjdziesz do mnie? Nie zaprzeczysz? Nie pokażesz mi się, nawet we śnie? A może anioł nie może pomóc demonowi?...
  Ostatnio On wymyka się z domu co noc. Przeraża mnie to, przeraża mnie to bardziej, niż ja sam siebie przerażam. Bo ja, mój ojciec, mój dziadek i nawet pradziadek, wszyscy tak zaczynaliśmy! To się powtarza. Ta klątwa jeszcze się nie skończyła. Klątwa rodu Todorokich trwa i pewnie będzie trwać po wieki... Chciałbym, żeby to były wyjścia z kolegami, nastoletni bunt, ale nie. Wolałbym nawet, żeby ćpał, niż żeby uległ tej klątwie... Ale nie. To musiało się stać. Bo świat nienawidzi mnie i wszystkiego, co stworzyłem... Nawet, jeśli On na to nie zasługuje... Miałaś rację. Jest zbyt dobrym dzieckiem.
  Co więcej, zniknął Twój pamiętnik. Boję się, że go znalazł. Nie jest kretynem, domyśli się od razu, czyj on jest... I znienawidzi mnie jeszcze bardziej. Bo nie powiedziałem mu o Tobie. Nie miałem odwagi. A im więcej dni, tygodni, miesięcy, a potem lat mijało, tym bardziej było za późno. To takie żałosne... Zastanawiałem się nawet, czy po prostu nie odebrać sobie życia. Po prostu pieprzyć to wszystko i poderżnąć sobie gardło. Ale jednocześnie wiem, że nie mogę go zostawić... Nie mogę. Ten błysk... Widuję go coraz rzadziej, ale jestem pewien, że coraz bardziej przypomina Twój. Nie mogę mu tego zrobić... Nie zasłużył na to. Ale nie zasłużył też na to, by spadła na niego ta cholerna klątwa...
  Nie wiem, co zrobię. Ale mam nadzieję, że mi wybaczysz.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro