Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

21

Spojrzał jeszcze raz na zdjęcie. Mężczyzna miał krótkie czarne włosy i gęstą brodę. Nie był przykładem kanonu piękna, ale jednak podobał mu się. Na tyle, by wysłać mu propozycję wspólnego wyjścia na miasto do knajpki na piwo albo dwa, a potem, gdy będzie już dostatecznie pijany, zaciągnie go do samochodu i pojadą do jakiegoś hotelu, może nawet do Małego Piotrusia. On, jako Jimmy Parrot, internetowy gej i ekscentryczny muzyk mógł robić wszystko na co tylko miał ochotę, z każdym, nawet… nawet jeśli czasem się na to nie zgadzał. Lubił ostry seks, budziły się w nim wtedy instynkty, o które by siebie nawet nie podejrzewał, odkrywał swoją prawdziwą naturę. Od czasu wypadku w Kanadzie rozładowywał się głównie w ten sposób. Jego najnowszy kochanek na jedną noc nazywał się Peter i pochodził z Kansas, więc będzie można z nim pogadać na wspólny temat jakim było młodzieńcze życie w tym stanie. 

Schował telefon i wyszedł z ubikacji tylko po to, by zderzyć się z Edwardem Ecklandem.

- Kurwa mać! - zgrzytnął zębami Krohn i minął go, nie poświęcając mu większej uwagi.

- Hej Fred, miło cię widzieć rudzielcu! Nie wiem czy cię to zainteresuje, ale udało mi się odkryć auto. To o którym - Tu Eckland ściszył głos. - to o którym rozmawialiśmy.

- BMW?

- Ta. Typ trzymał je na końcu wysypiska, porobiłem trochę zdjęć na wszelki wypadek, wiesz, nie jestem gliną, nie? Nie zajmuję się szturmowaniem Kanady i ustawianiem fałszywych świadków po kątach, jeśli wiesz, co mam na myśli. Zostawiłem to tobie - Eckland uśmiechnął się niewinnie i ruszył dalej korytarzem.

- Dzięki, Eckland, ale nie musisz masturbować się do własnego ego. 

- Co poradzę, że jestem taki idealny, Krohn? Lecę!

- Po co?

- Na randkę.

- Wybierz drugą kabinę, na śniadanie jadłem makrelę więc może trochę cuchnąć, choć chyba nie aż tak jak twoja ręka za pięć minut. Albo minutę, nie wiem jak bardzo napalony jesteś.

- Spierdalaj Krohn. Idę spotkać się z Tamarą. 

- Nie gadaj, że tak nisko upadła by spotykać się z takim creepem jak ty.

- Zazdrościsz? Sam byś ją przeleciał, nie? Wiesz, zaraz po prostej linii moją ulubioną figurą jest trójkąt, więc wiesz…

- Spierdalaj.

- Żartowałem. Takim skarbem nie można się dzielić. Na razie, Krohn. Daj znać jak przejmiecie samochód, może się na coś przydam! - Odchodząc, Eckland wyprostował środkowy palec i pomachał nim w stronę Freda śmiejąc się głupio. 

Krohn spojrzał spode łba na Johna Granta, który przyglądał się wszystkiemu w milczeniu oparty o ścianę obok gaśnicy.

- Nie podoba mi się jego obecność, tym bardziej tak blisko centrum dowodzenia.

- A mieliśmy jakiś wybór? - warknął Fred i wyciągnął papierosa. - Zapalisz?

- Zakaz palenia w budynku, Fred. Wyjdźmy. I tak, chętnie zapalę, ta wczorajsza konferencja prasowa zaraz obok drugiego morderstwa zrobiła ze mnie kompletnego debila. Ja pierdolę, do tego myślę nad remontem tego miejsca…

- Nie lubisz statków, kapitanie Grant? - zachichotał Fred, ale pod wpływem wzroku Granta się zrefleksował.

- Nie, kurwa. Nie lubię. Nie lubię też, gdy jakiś dupek wciska nos w nie swoje sprawy, w sprawy poufne policji.

- A kto lubi - westchnął Fred zaciągając się mocno. - Ale należy pamiętać, że ten dupek jest uwielbiany przez czytelników.

- Gówno mnie obchodzą czytelnicy. Jeśli coś wypapla, to po nas. A wiesz, że może zrobić to tak czy siak. 

- Kurwa. Zmieniając temat, ta wczorajsza zadyma w Demencji, to był Black Eden w klubie Billy'ego Marone. I coś mi się kurwa nasuwa takie skojarzenie, że może to Marone wydał wyrok na Derricka Dupuis, co? Przecież są przemytnikami, może też chcieli zgarnąć obraz ale coś poszło nie tak. I skończyło się na strzelaninie. 

- Możliwe. Karzę przesłać nagrania z monitoringu, może zobaczymy Dupuisa. Kilku naszych przesłuchało ochronę, ale za bardzo nie jest gadatliwa. A ci z Black Eden co przeżyli, spierdolili w noc.

- Był ranek… 

- No to - zastanowił się Grant. - No to spierdolili w blask słońca. Wiesz co mam na myśli. Kurde, nie powinienem palić tego świństwa, starczy że zacząłem znów pić kawę. Serce nie sługa - Przełożony Freda rzucił papierosa na ziemię i zgasił żar.

- Też będę kończył. Sprawdzę tamto auto, to będzie szybka akcja. Obyśmy znaleźli jakieś odciski. - Mruknął Frederick Krohn i również rzucił papierosa na chodnik. - Na razie szefie.

- Ta, na razie Krohn - Krzywy uśmiech Johna Granta jeszcze chwilę palił się na ekranie myśli Freda gdy wsiadał do samochodu. Skontaktował się z grupą operacyjną, która miała wjechać bez ostrzeżenia na wysypisko i w miarę szybko ogrodzić cały teren. 

Gdy dojechał na umówione miejsce, właściciel już był na dywaniku u jakiegoś funkcjonariusza, podczas gdy kilku innych pakowało ostrożnie samochód na lawetę. Srebrne BMW. Nareszcie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro