Rozdział 3.
Kiedy wracałam do domu wciąż towarzyszył mi strach. Na każdym kroku wypatrywałam policjanta z bronią, czekającego by mnie skuć i osądzić. Wtrącić do ośrodka badawczego, gdzie będą torturować mnie bestialskimi zabiegami. Wszystko, by dowiedzieć się skąd pochodzi moja moc i jak ją zdobyć. Ten chłopak... Przecież wystarczy jedna wiadomość i zniszczy całe moje życie. Czułam, jakby nad moją głową wisiał topór opierający cały ciężar na jednej, cienkiej nitce. Od tej pory miało tak być zawsze? Przez moją chęć pomocy miałam kilkadziesiąt lat umierać z przerażenia za każdym razem gdy ktoś krzywo na mnie spojrzy?
Muszę coś zrobić. Jednak jedynym co przychodzi mi na myśl jest zabicie Takumy.
A to nie wchodzi w grę. Nie zniosłabym brzemienia kolejnego zabójstwa.
Powłócząc nogami weszłam do domu i zamknęłam za sobą drzwi. Miałam ochotę po prostu zasnąć i nigdy się nie obudzić. Zrzuciłam buty nie przejmując się tym, że wylądowały na środku przedpokoju i zrezygnowana położyłam na kanapie.
Przymknęłam oczy i skupiłam się na moim ciele. W głębi mnie wciąż czułam się pełna energii. Przelewała się gdzieś w okolicy serca, niczym wzburzone delikatnym wiatrem morze. To uczucie było uzależniające, niewyobrażalnie przyjemne. Gdyby tylko mogło pojawiać się po czymś miłym, nie po mordowaniu niewinnych istot.
Gdybym tylko mogła użyć moich cieni do czegoś dobrego. Uniosłam dłoń ponad głowę i wypuściłam maleńką część mojej mocy. Zbyt małą by kogoś skrzywdzić, jednak wystarczająco dużą, by ją zauważyć.
Była przepiękna. Wyglądała jak czarny dym, unosiła się i leniwie krążyła wokół moich palców. W każdym miejscu, w którym otarła się o moją skórę czuję przyjemne ciepło.
Tak niewinna na pierwszy rzut oka.
Zacisnęłam pięść a moc uformowała się w igłę. Opuściłam ramię a ona poszybowała we wskazanym przeze mnie kierunku przebijając bez trudu ścianę.
Tak mordercza.
Zasłoniłam twarz dłońmi i z lękiem wciąż czyhającym w moim sercu, zapadłam w niespokojny sen.
Tydzień później w szkole wciąż głównym tematem była tajemnicza bohaterka. Sam poszkodowany zszedł na dalszy plan. Już mało kto wspominał jego imię, a jeszcze mniej osób interesował jego stan zdrowia. Kompletnie o nim zapomniano. Gdy szłam korytarzem z każdej strony słyszałam coraz to nowe plotki na jej temat. Na mój temat. Zgarbiłam się i nie patrząc nikomu w oczy przeszłam do klasy. Już chwilę po wejściu do środka nauczyciel został zasypany pytaniami.
Czy wie pan coś o tym napadzie?
Wiadomo kim ona była?
Znaleziono ją?
To będzie naprawdę bardzo długo dzień.
Już po zakończeniu lekcji czułam, że coś jest nie tak. Jakby coś miało się wydarzyć. Moja moc wręcz gotowała się we mnie starając wydostać się na zewnątrz i walczyć. Szybko skręciłam w pierwszą uliczkę i okrężną drogą biegiem rzuciłam się w stronę domu. Już po chwili stałam na progu i dysząc starałam się trafić kluczem do zamka.
- Dzień dobry! -Usłyszałam za plecami.
W panice wbiegłam do środka, zatrzasnęłam za sobą drzwi i oparłam się o nie plecami. Spojrzałam przez okno w przedpokoju i zobaczyłam oddalającego się sąsiada. Świetnie. Kolejna osoba myśli, że coś ze mną nie tak. Odetchnęłam i postrząsnęłam dłońmi, próbując zrzucić z siebie stres.
- Zdecydowanie jestem przewrażliwiona- szepnęłam do siebie.
I gdy już miałam odejść tuż za mną rozległo się pukanie.
Przerażenie znów podjechało mi do gardła prawie zmuszając mnie do zwrócenia śniadania.
W mojej głowie od razu pojawił się obraz groźnie wyglądającego faceta, mierzącego do mnie z broni.
Co zrobi mama, gdy wróci dzisiaj z pracy i nie znajdzie mnie w domu?
Lub gdy znajdzie tu tylko moje zwłoki? Tak długo starała się mnie chronić.
Przełknęłam ślinę i powoli zbliżyłam oko do wizjera, bojąc się tego, co przez niego zobaczę.
Męska sylwetka.
Zbliżyłam się jeszcze bardziej. Gips na ręce?
Takuma!
Gwałtownie otworzyłam drzwi, złapałam za zdrowe ramię i wciągnęłam do środka, nie zwracając uwagii na jego zdziwioną minę. Nikt nie mógł zobaczyć go tu ze mną. Nie mogli mnie z nim powiązać.
- Co tu robisz?- Warknęłam.
- Myślałem, że nie ucieszysz się na mój widok a tu taka niespodzianka. -Roześmiał się.
- Nie cieszę się, tylko jakoś nie mam jeszcze ochoty umierać.
- Dlaczego miałabyś? Wyglądam tak groźnie?
- Jesteś idiotą- westchnęłam.- Całe miasto szuka dziewczyny, która cię uratowała, a ty nagle przychodzisz do mnie. Do kogoś, z kim nigdy nawet nie rozmawiałeś. Nie wydaje Ci się to podejrzane? Moim sąsiadom, mającym mnie za aspołeczną dziwaczkę na pewno tak.
- Ooo...- spojrzał na mnie zawstydzony i uśmiechnął się przepraszająco- nie pomyślałem o tym.
- Oczywiście, że nie, w końcu to nie Twoje życie wisi na włosku!- wykrzyczałam. - Skąd Ty w ogóle wziąłeś mój adres?
- Byłem wczoraj w szkole, zanieść zwolnienie ze szpitala i zobaczyłem Cię gdy wychodziłaś. I wtedy jakoś pomyślałem, żeby...-Spuścił głowę.
- Żeby mnie śledzić?! -z wściekłości coraz trudniej było mi hamować cienie- Dobra. Mało mnie obchodzi po co tu przychodziłeś, ale nie jesteś tu mile widziany- powiedziałam pchając go w stronę tylnego wyjścia
- Czekaj, to ważne!
- Jak mówiłam. Mało mnie to obchodzi, nie chcę mieć z Tobą nic wspólnego!
- To mogłaś mnie nie ratować!-Krzyknął i odwrócił się. -Po co to robiłaś?
Patrzyliśmy sobie w oczy oddychając ciężko.
- Miałam zostawić cię tam na śmierć?
- Przecież wszystko czego chcesz to spokój. Po co się wychylałaś?
- Słyszałam twoje krzyki! Myślisz, że jestem aż takim potworem żeby przejść obok tego obojętnie?
- Nie jesteś potworem-powiedział zdziwiony.
- Jestem- szepnęłam.- A teraz stąd wyjdziesz.
- Nie mam takiego zamiaru- roześmiał się. -Musimy porozmawiać.
- Rozmawialiśmy. W szpitalu. I teraz.
Nie masz zamiaru o tym nikomu powiedzieć i zapominamy o sprawie.
- W tym rzecz- mruknął.
- Chcesz mnie wydać? Skazać na śmierć?
Cienie wypełzy ze mnie i skierowały się w jego stronę.
- Co robisz? Nie, nie o to chodzi!-podwiedział szybko i cofnął się oddalają ode mnie.
Czułam, że długo nie dam rady panować nad sobą. Z każdą chwilą miałam coraz mniej samozaparcia. Zabiję go.
- Uciekaj- powiedziałam z trudem.
- Ale....
- Biegnij!- Krzyknęłam.
Tym razem, chłopak posłuchał mnie i rzucił się do ucieczki.
Po chwili, mając nadzieję, że udało mu się odejść na wystarczającą odległość przestałam się hamować.
Cały dom wypełniony był mrokiem. Każdy pająk, komar, mucha czy szczur zostały przeze mnie wchłonięte.
Upadłam na kolana i zaczęłam płakać, choć bardziej przypominało to skowyt. Wyłam, nie mogąc się opanować, aż poczułam, że znów mam nad sobą władzę.
Zabiłabym go.
Jestem mordercą.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro