Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 2

Otworzyłam oczy, po czym z jękiem sturlałam się na ziemię. Tak bardzo nie miałam dziś ochoty nigdzie wychodzić. Już miałam z powrotem usnąć, kiedy przed oczami stanęła mi rozczarowana twarz mojej wychowawczyni i jej srogi głos, kiedy mówiła, że jeśli choć raz nie pojawię się w szkole zostanę nieklasyfikowana. Przetarłam oczy i z niezadowoloną miną udałam się pod prysznic. Po ubraniu się zeszłam do kuchni, jednak nie zastałam tam mamy. Wzruszyłam ramionami i przygotowałam sobie śniadanie. Kiedy już chciałam wychodzić, kątem oka dostrzegłam kartkę przyczepioną do lodówki. Podeszłam do niej i zerwałam szybkim ruchem

,, Nagłe wezwanie w pracy, będę w domu jutro popołudniu. Bądź grzeczna. Kocham, mama. "

To dlatego nie zauważyła mojego zniknięcia. Z wyraźną ulgą skonsumowałam wyszukany posiłek, którym były płatki z mlekiem i wyszłam do miejsca znienawidzonego przez wszystkich nastolatków. Do miejsca, w którym zarówno ciało, jak i umysł zostają poddane torturom. Do szkoły. Po piętnastu minutach szybkiego marszu byłam już pod wejściem do tego piekła. Pomimo tego, że tak naprawdę ani nauka, ani kontakty z rówieśnikami nie sprawiały mi większych problemów, szczerze nie znosiłam tego miejsca. Cała masa pustych, fałszywych ludzi czekających na każde, nawet najmniejsze twoje potknięcie. Jak można tego nie kochać? Westchnęłam, poprawiłam plecak i z głową uniesioną do góry weszłam do środka nie zaszczycając nikogo spojrzeniem. Zazwyczaj wszyscy bali się do mnie podejść. Nie zrobiłam nic, co mogłoby im dać do tego powód, jednak wiedziałam, dlaczego tak jest. Roztaczałam wokół siebie złą aurę... Aurę zła i śmierci. Wiedziałam to, widziałam strach w ich oczach na mój widok. Nie chciałam nikogo prowokować, więc żyłam sobie obok tego całego zamieszania. Moje rozmowy z ludźmi ograniczały się do pytania o nadchodzący sprawdzian, lub pracę domową. I nie przeszkadzało mi to, nie miałam zamiaru tego zmieniać. Do dzisaj.

- Słyszałaś już?- do moich uszu dobiegł cichy głos dochodząc zza zakrętu- To straszne. Gdyby nie ta dziewczyna, ten bandzior zabiłby Takumę! Przerażające...

Przełknęłam głośno ślinę. One rozmawiają o...

- To niemożliwe- szepnęłam. - Nie powinien nic pamiętać.

Wstrzymałam oddech i nasłuchiwałam dalej, jednak szkolny hałas skutecznie mi to utrudniał.:Chyba nie mam innego wyjścia. Muszę zdobyć informacje. A mogę je zdobyć tylko w jeden sposób.

- Hej dziewczyny!- wychyliłam się zza rogu ze sztucznym uśmiechem, prawie powodując zawał u grupki dziewczyn, na oko z pierwszej klasy-Słyszałyście o tym wypadku?-ściszyłam nieco głos

Nastolatki najpierw patrzyły na mnie podejrzliwie, jednak chęć plotkowania wygrała.

- Taak-powiedziała z ociąganiem jedna z nich.

- Co tam się właściwie stało?-starałam się nie zabrzmieć wścibsko, jednak nie bardzo mi wychodziło

- Takuma został dotkliwie pobity... Jest w szpitalu, podobno uratowała go jakaś dziewczyna, która strzelała z dłoni cieniami. Lekarze twierdzą, że miał halucynacje spowodowane dużą utratą krwi, jednak to nie zmienia faktu, że ktoś mu pomógł. Dziwna sprawa.

- W okolicy często zdarzały się takie rzeczy- wzruszyłam ramionami i napotkałam zdziwione spojrzenia.- To na prawdę straszne- szepnęłam szybko.

- Idziemy do niego po szkole... Może... Poszłabyś z nami?- blondynka, która mi to zaproponowała została natychmiastowo zgromiona wzrokiem przez koleżanki.

- Nie, jestem zajęta-uśmiechnęłam się.- Może innym razem-powiedziałam, po czym wmieszałam się w tłum nadchodzących uczniów.

Jeśli to prawda co mówią te dziewczyny, to mam kłopoty i to duże. Muszę jak najszybciej porozmawiać z tym chłopakiem i wyciągnąć z niego wszystko co pamięta. Jeśli mnie zapamiętał, jeśli rozpozna moją twarz... Jak mogłam być tak głupia! Mogłam założyć chociaż kaptur, chustę, cokolwiek! Zacisnęłam pięści i wparowałam do sali od matematyki.

- Dzień dobry- mruknęłam zajmując miejsce.

Na szczęście nauczyciele również się mnie bali, więc nie miałam żadnych kłopotów. To było czasami denerwujące. Chciałabym choć raz dostać karę, być wezwana do dyrektora. W obecnej chwili wątpię, żeby ten mały, otyły mężczyzna z twarzą przypominającą szczurzy pysk odważył się zostać ze mną sam w jednym pokoju. To żenujące. Westchnęłam i zaczęłam w myślach planować moją rozmowę z Takumą. Bo przecież nie wbiegnę mu radośnie do sali i nie spytam o samopoczucie. Muszę coś wymyślić i to szybko. I nagle mnie olśniło. Reprezentuję swoją klasę i chcę mu życzyć szybkiego powrotu do zdrowia. Mało wiarygodne, ale lepsze to, niż nic. Wyciągnęłam plan lekcji i z radością stwierdziłam, że dwie ostatnie lekcje to wychowanie fizyczne. Bez problemu mogłam w tym czasie pójść do szpitala, były mniejsze szanse, żeby ktoś u niego był. Nie wiedziałam, w jakiej leżał sali, ale to był najmniejszy problem.

Potrząsnęłam dłońmi starając się opanować ich drżenie. Już kilka minut stoję pod drzwiami sali numer 12, jednak nie mogę nacisnąć na klamkę i wejść do środka. Czuję irracjonalny lęk. Co jeśli od razu mnie pozna? Jeśli zacznie krzyczeć i wezwie ochronę? Albo w ogóle nie zechce ze mną rozmawiać? Muszę przestać. Po prostu wyciągnij rękę, naciśnij klamkę, wejdź do środka i powiedz co masz do powiedzenia. Wstrzymałam oddech i weszłam do środka.

- Cześć-powiedziałam szukając wzrokiem znajomej twarzy.

Ku mojemu przerażeniu, zobaczyłam ją. Wpatrywał się we mnie szeroko otwartymi oczami, jednak nie dostrzegłam w nich strachu, lecz ciekawość.

- Hej- uśmiechnął się słabo.

Spodziewałam się, że o coś spyta, zaskoczył mnie.

- Przyszłam życzyć ci w imieniu całej klasy  powrotu do zdrowia i...

- I dobrze wiemy, że nie przyszłaś tu po to-przerwał mi.- Nikomu nie powiem. Nie martw się.

- Już powiedziałeś- podeszłam do łóżka i usiadłam obok, zachowując jednak sporą odległość.

- Byłem w szoku, wszyscy i tak myślą, że bredziłem.

- Wzbudziłeś zainteresowanie, ktoś na pewno nie potraktuje tego jako bredzenia nastolatka na środkach przeciwbólowych.

- Dziękuję.

- Że co?- zmarszczyłam brwi i patrzyłam na niego zaskoczona- Za co?

- Nie wiem, może za to, że uratowałaś mi życie?

- No tak... Ten... Nie ma sprawy- bąknęłam chowając twarz we włosach.

Dlaczego się rumienię?! Czy ja postradałam zmysły?!

- Ale pamiętaj, że mogę je łatwo odebrać, jeśli piśniesz komuś choć słowo- warknęłam odzyskując spokój.

- Rozumiem- roześmiał się.

- To świetnie- powiedziałam szorstko.- Skoro już wszystko załatwione, muszę iść, na razie.

Wstałam szybko i podeszłam do drzwi.

- Czekaj! Przyjdziesz jeszcze?

Spojrzałam mu w oczy szukając oznak rozbawienia, czegokolwiek, co pozwoliłoby mi stwierdzić, że żartuje. Jednak mówił całkowicie poważnie. Chciał, żebym go odwiedziła. Pomimo tego, że wiedział, iż jestem potworem. Z tym chłopakiem jest coś nie tak, zdecydowanie. Westchnęłam głośno i uśmiechnęłam się. On odwzajemnił mój gest.

- Czyli tak?

- Czyli nie- rzekłam po czym wyszłam z pokoju.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro