Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 1

Na pustej ulicy rozbrzmiewał tylko dźwięk uderzania moich trampek o chodnik. Moje długie, brązowe włosy rozwiewał wiatr. Biegłam już długo, jednak nie czułam zmęczenia. W końcu zobaczyłam budynek, do którego zmierzałam. Przyspieszyłam jeszcze bardziej i wpadłam do środka

- Jestem!- wykrzyczałam śmiejąc się.

- Dwie minuty kochana- mruknęła mama wychylając się z kuchni. - Masz szczęście.

- Wiem- wybuchnęłam jeszcze większym śmiechem po czym udałam się do pokoju.

Rzuciłam się na łóżko nie kłopocząc ściągnięciem ubłoconych butów, które brudziły mój szary dywan. Zamknęłam oczy pozwalając sobie odpłynąć w świat snu. Zanim jednak to się stało, przerwał mi krzyk dochodzący zza okna. Szybko się podniosłam i odchylając lekko firanę rozejrzałam się po ulicy. Moje oczy wychwyciły ruch w ciemniejszej uliczce przed moim domem

- Nie moja sprawa- mruknęłam cicho odwracając się.

Po chwili jednak krzyk się powtórzył. Nie mogłam tego zignorować. Otworzyłam okno i wyskoczyłam na trawnik. Pomimo sporej wysokości udało mi się miękko wylądować. Lekko schylona przemknęłam obok płotu, po czym chowając się między drzewami zbliżyłam się do miejsca, skąd dobiegał krzyk. Wychyliłam się zza muru i rozeznałam w sytuacji. Młody chłopak leży na ziemi. Jeden napastnik. Silniejszy ode mnie. Wyższy. Nie mam szans. Wstrzymałam oddech słysząc uderzenie i cichy jęk nastolatka.

- Nie mogę- szepnęłam.- Nie mogę tego zrobić.

Czułam, jak zaczynam tracić panowanie, jednak kilka głębszych oddechów załatwiło sprawę. Wyjrzałam jeszcze raz, i w świetle latarni udało mi się dostrzec plamę czegoś ciemnego rozlewającą się naokoło leżącego. Widok kopiącego osiłka sprawił, że podjęłam decyzję. Jeszcze raz odetchnęłam, po czym wyszłam z ukrycia.

- Nie kopie się leżącego-warknęłam zaciskając pięści. -Nie widzisz? Ma dość. Odejdź stąd, jeśli nie chcesz kłopotów.

- Kłopotów? -zaśmiał się widząc z kim ma do czynienia- A co ty mi możesz zrobić dziewczynko?

- Więcej niż ci się wydaje-uśmiechnęłam się pod nosem, a potem pozwoliłam by moim ciałem zawładnęła energia.

Cienie sunęły po ziemi szukając najbliższej ofiary. Kot. To nie wystarczy. Drobne ciało zwierzęcia upadło na ziemię, a zimne macki posuwały się dalej. Mężczyzna zaniepokojony widokiem martwych ptaków spadających na ziemię cofnął się kilka kroków, lecz nadal nie miał zamiaru rezygnować. Cienie zaczęły cofać się do mego ciała. Miałam dość energii. Było jej aż nadto.

- Teraz zobaczysz, co mogę ci zrobić.

Uniosłam lekko ręce, a z mych palców wystrzeliły czarne promienie, które szybko oplotły się wokół jego ciała.

- Co to jest?! Przestań!

- Ty nie miałeś zamiaru przestawać! -wykrzyczałam, po czym z całych sił zacisnęłam pięści pozbawiając osiłka tchu. - Rozumiesz już lekcję?- opuściłam ramiona a pętające go liny zniknęły.

Mężczyzna jednak nadal nie chciał się poddać.

- Nie nabiorę się na twoje sztuczki, wiedźmo- zaśmiał się.

- Nie?- przekrzywiłam lekko głowę-Więc przekaz nie był wystarczająco jasny?

Mężczyzna natarł na mnie, a ja cudem uniknęłam jego ciosu. Z następnym nie miałam tyle szczęścia. Pod wpływem uderzenia zatoczyłam się na ścianę. Kiedy odzyskałam równowagę, otarłam krew rękawem i spojrzałam z nienawiścią na mężczyznę. I wtedy przestałam nad sobą panować. Ciemność dosłownie wystrzeliła ze mnie otaczając osiłka. Zaczęła się coraz bardziej zaciskać, a ja napawałam uszy odgłosem łamanych kości. Cienie czerpały energię z jego martwego ciała, pochłaniając je. Po chwili po zwłokach nie było nawet śladu. Wtedy upadłam na kolana, próbując odzyskać kontrolę nad tym, co robię. Siła, którą zyskałam mi w tym nie pomagała. Byłam tak zajęta sobą, że nie zauważyłam kiedy nastolatek którego uratowałam obudził się. Klęczał teraz pod ścianą patrząc na mnie z przerażeniem. Kiedy w końcu moc przestała wrzeć w mych żyłach kamuflując się gdzieś w moim wnętrzu, zrozumiałam, co właśnie zrobiłam. Po moich policzkach zaczęły płynąć łzy. Zakryłam twarz dłońmi, po raz pierwszy od lat pozwalając sobie na słabość. Nagle poczułam ciepło, zaskoczona poderwałam się na nogi, odtrącając od siebie chłopaka.

- Nigdy mnie nie dotykaj- wysyczałam przez zaciśnięte zęby.

Podniosłam dłoń i wypuściłam kulkę cienia, która ogłuszyła chłopaka. Zdążyłam go złapać i położyć delikatnie na ziemi. Słysząc syreny policyjne zerwałam się na nogi i uciekłam wgłąb ciemnej uliczki. Nie mogłam wrócić do domu w takim stanie.

-Jestem potworem. Potworem.-szeptałam biegnąc przed siebie.

Przez łzy widziałam jedynie rozmazane kształty, jednak nawet z zamkniętymi oczami potrafiłabym biec bez żadnego upadku. Dopóki było ciemno. Bo to ciemność wskazywała mi drogę. Ona była we mnie. Była mną.

Do domu wróciłam dopiero następnego dnia. Po rynnie wspięłam się do okna pokoju i wskoczyłam do środka. Chociaż tak na prawdę nie wiem po co. Równie dobrze mogłabym wesoło wejść przez drzwi wejściowe krzycząc ,,wróciłam". Mama i tak zauważyła moją nieobecność. Dziwiłam się, że jeszcze do mnie nie dzwoniła, a pod domem nie stoją radiowozy. Wzięłam z szafy czyste ubrania i poszłam pod prysznic. On i tak nic nie da. Nadal będę czuła się brudna- zabiłam człowieka. To będzie prześladować mnie do końca życia. A mogłam nie wychodzić z domu. Chociaż... Gdybym pozwoliła zabić tego chłopaka.. Czy to nie byłoby to samo? Tak na świecie jest o jednego zbira mniej... Nie. Nic nie usprawiedliwia mojego uczynku. Nie miałam prawa odbierać mu życia. Mogłam wezwać policję, mogłam zrobić cokolwiek, ale nie zrobiłam. Zabiłam go. Jego energia jest we mnie. Ale ja nie prosiłam o to! Nie prosiłam o to coś! Pragnęłam tylko być normalną nastolatką, z normalnymi problemami. Dlaczego nie mogę przejmować się tym, co ubiorę na imprezę? Albo tym, że mój chłopak napisał tylko trzy serduszka zamiast czterech? A no tak. Może dlatego, że nie jestem normalna? Jestem odmieńcem. Jestem potworem i zawsze nim będę. Choćbym nie wiem jak się starała, nie umiem zapomnieć o swojej inności. Widzę ją na każdym kroku. Nie mogę żyć beztrosko, bez odpowiedzialności. Cały czas muszę uważać, pilnować swojej drugiej strony, która tylko czeka na moją słabość, by wyjść i pochłonąć niewinne ofiary. Zazwyczaj są to zwierzęta. Wczoraj pierwszy raz zrobiłam to z człowiekiem... Nadal czuję jego energię i nadal jest jej mnóstwo. Nie znika, jak zwierzęca, cały czas utrzymuje się na równym poziomie. Chcę się jej pozbyć, jednak jest na to tylko jeden sposób. Muszę pozwolić wyjść moim cieniom. Cieniom, które ukrywałam od lat. I tak długo wszystko szło dobrze. Do wczoraj. Przez tego chłopaka zburzyłam wszystko, co udało mi się zbudować. Muszę zacząć od nowa. I wiem, że to nie będzie proste.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro