7
Poranek zaczął się jak zwykle – szybko, intensywnie, ale z pewnym dziwnym rodzajem satysfakcji. Uwielbiałam wykłady profesora Gagliardiego. Był wymagający, czasem wręcz bezwzględny, ale to mnie motywowało. Sala była pełna, jak zawsze, a ja siedziałam w pierwszym rzędzie z notesem otwartym i długopisem gotowym do akcji.
Nie byłam najlepsza w każdej dziedzinie, ale prawo wydawało się stworzone dla mnie. Miałam do tego instynkt, coś, co moi rodzice nazwaliby „genami", a ja – po prostu ciężką pracą. Owszem, nazwisko Moretti otwierało wiele drzwi, ale samo w sobie niczego nie gwarantowało. Dlatego siedziałam tu teraz, gotowa zgłaszać się do odpowiedzi tak często, jak tylko to możliwe.
Profesor rzucał pytania z prędkością światła, jakby próbował wyłapać nas na niewiedzy. Większość studentów zapadała się w swoich krzesłach, unikając kontaktu wzrokowego, ale ja nie mogłam się powstrzymać. Zgłaszałam się raz za razem, a każde moje słowo spotykało się z uniesieniem jego brwi i lekkim, zadowolonym uśmiechem.
– Panna Moretti, jak zwykle dobrze przygotowana – skomentował, a ja poczułam, jak moje policzki lekko czerwienieją. Nie dla pochwały tu byłam, ale mimo wszystko miło było usłyszeć.
W końcu wykład dobiegł końca, a studenci zaczęli zbierać swoje rzeczy. Już miałam wychodzić, kiedy poczułam czyjąś obecność tuż obok siebie.
– Jak ty to robisz, Amara? – zagadnął Alex, stając na tyle blisko, że niemal mogłam poczuć jego wodę kolońską.
Alex był typem, który zawsze znajdował się w centrum uwagi. Wysoki, dobrze zbudowany brunet z szelmowskim uśmiechem, który wydawał się nie schodzić mu z twarzy. Często się kręcił w moim otoczeniu, jakby próbował znaleźć sposób, żeby być bliżej. Nie byłam pewna, czy to przyjaźń, czy coś więcej, ale zdecydowanie starał się być częścią mojego świata.
– Gagliardi wyglądał, jakby chciał ci dać klucze do swojego gabinetu – zaśmiał się, rzucając mi rozbawione spojrzenie.
– Po prostu czytam to, co zadaje – odpowiedziałam z uśmiechem, wzruszając ramionami.
– Tak, a reszta z nas to co? – Uniósł ręce, jakby się poddawał. – Może zdradzisz swoje notatki? Przy lunchu?
Nie miałam nic przeciwko. Alex był miły, zabawny, a poza tym dobrze było mieć kogoś, z kim można podzielić się pomysłami. Poszliśmy razem do stołówki, gdzie spędziliśmy przyjemne pół godziny na rozmowach o studiach, o profesorach i życiu w akademiku.
– Wiesz, że jesteś jedyną osobą na tym kierunku, która faktycznie chce tu być? – zapytał nagle, pochylając się lekko nad stolikiem.
– Naprawdę tak myślisz? – Uniosłam brwi, wbijając widelec w kawałek sałatki.
– Amara, serio. Każdy tutaj jest tylko dlatego, że ktoś im kazał. Ty... jesteś inna. – Jego głos brzmiał poważnie, co zdarzało się rzadko.
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć, więc tylko uśmiechnęłam się lekko i zmieniłam temat. Byłam wdzięczna, że Alex mnie doceniał, ale to nie zmieniało faktu, że miałam wystarczająco dużo na głowie bez dodawania kolejnych komplikacji.
***
Kiedy wróciłam do domu, spodziewałam się spokoju, ale mój błogi nastrój szybko się ulotnił. W salonie siedziała Mira... i Chloe.
Nie musiałam być detektywem, żeby wiedzieć, o czym rozmawiały – ich ciche śmiechy i konspiracyjny szept mówiły wszystko. Chloe była zbyt pewna siebie, zbyt głośna i zbyt... chaotyczna. Mira lgnęła do niej jak ćma do światła, a ja widziałam w tym same problemy.
– Cześć, Amaro! – Chloe rzuciła w moją stronę z przesadnym entuzjazmem.
– Cześć – odpowiedziałam sucho i od razu skierowałam się do swojego pokoju.
Nie zamierzałam robić scen. Mira miała prawo do swoich znajomości, nawet jeśli uważałam, że Chloe to jej najgorszy wybór. Zamknęłam drzwi, rzuciłam torbę na łóżko i sięgnęłam po telefon. Chciałam odciąć się od wszystkiego, więc otworzyłam Instagram. Przewijałam zdjęcia, aż coś przykuło moją uwagę.
Nico odwiedził mój profil.
Zatrzymałam się, patrząc na powiadomienie z lekkim zdezorientowaniem. Nico, przyjaciel Rivena. Ten sam Nico, którego widziałam na imprezie i później w pubie. Z ciekawości kliknęłam w jego profil, ale tam było niemal pusto. Jedno zdjęcie.
Na fotografii Nico, Luke i Riven stali gdzieś przy motorach. Nico uśmiechał się szeroko, Luke wyglądał na rozbawionego, ale to Riven przyciągnął moją uwagę. Stał lekko z boku, jakby chciał być częścią tej chwili, a jednocześnie trzymał się na dystans. Jego spojrzenie było spokojne, niemal chłodne, ale w tym wszystkim kryło się coś jeszcze. Coś, co sprawiło, że nie mogłam oderwać wzroku.
Zamknęłam oczy, a obrazy zaczęły przewijać się w mojej głowie. Impreza, kiedy Riven powstrzymał bójkę. Pub, kiedy przemówił Mirze do rozsądku. Jego głos, stanowczy, ale nie agresywny. Powinien być zimny, powinien mieć wszystkich gdzieś – a jednak za każdym razem, gdy nasza dwójka się spotkała, zrobił coś, czego się po nim nie spodziewałam.
Dlaczego? Dlaczego mi pomógł? Czy uważa, że jestem słaba? Że nie poradzę sobie sama?
Pokręciłam głową, próbując wyrzucić te myśli. Riven nie był kimś, kto dbał o ludzi. Nie powinien mnie obchodzić. A jednak... było coś w tym zdjęciu, w tym spojrzeniu, co nie dawało mi spokoju.
Zamknęłam Instagrama i odłożyłam telefon na biurko, próbując skupić się na czymś innym. Może czas poczytać coś dla przyjemności, pomyślałam, sięgając po książkę, która leżała na nocnym stoliku. Jednak zanim zdążyłam otworzyć stronę, drzwi mojego pokoju otworzyły się z lekkim skrzypnięciem.
Mira weszła, opierając się ramieniem o framugę. W ręku trzymała puszkę coli, którą otworzyła jednym szybkim ruchem. Jej blond włosy były lekko rozczochrane, a usta wykrzywiał lekki uśmiech, który mówił: Mam plan, ale wiem, że ci się nie spodoba.
– Hej, Amie, oglądamy z Chloe jakiś film. Chcesz do nas dołączyć? – zapytała, unosząc brew i biorąc łyk napoju.
Spojrzałam na nią znad książki, której nawet nie zaczęłam czytać. Chloe i film? Brzmiało jak przepis na chaos.
– Dzięki, ale chyba sobie odpuszczę. Mam sporo do zrobienia. – Wskazałam gestem na stertę notatek, które leżały na moim biurku, chociaż dobrze wiedziałam, że Mira nie da się nabrać.
– Tak, bo przecież zawsze musisz być taka zajęta – odpowiedziała, przewracając oczami. – Chloe nie gryzie, wiesz?
– Jeszcze – mruknęłam pod nosem, ale Mira i tak to usłyszała.
– Daj spokój. Ona nie jest taka zła. – Mira usiadła na brzegu mojego łóżka, wpatrując się we mnie. – Poza tym, wiesz, że ona mnie lubi, prawda?
– To, że ona cię lubi, nie znaczy, że ja muszę z nią spędzać czas – odparłam spokojnie, chociaż wewnętrznie czułam, że zaczynam tracić cierpliwość. – Mira, ona nie jest dobrym towarzystwem.
Mira parsknęła śmiechem, ale był w nim cień irytacji.
– A co, ty teraz jesteś od oceniania ludzi? Zawsze musisz być taka idealna, Amara. Prawda jest taka, że nawet nie dajesz jej szansy.
Westchnęłam ciężko i odłożyłam książkę.
– Po prostu chcę, żebyś uważała. Chloe jest... – Zawahałam się, szukając odpowiedniego słowa. – Jest impulsywna. A ty masz tendencję do wpadania w kłopoty, kiedy jesteś z kimś takim.
– Może to ty powinnaś spróbować być czasem trochę bardziej impulsywna – odparła Mira z przekąsem, wstając z łóżka. – Wiesz co? Nie mam ochoty na kazania. Jeśli zmienisz zdanie, będziemy w salonie.
Mira zawsze miała sposób, by mnie wyprowadzić z równowagi, ale wciąż próbowałam ją chronić. Nawet jeśli ona tego nie doceniała.
***
Poranek w domu był dziwnie cichy, aż za bardzo. Obudziłam się wcześniej niż zwykle, mimo że zajęcia miałam dopiero po południu. Przez chwilę leżałam w łóżku, wpatrując się w sufit i zastanawiając, co zrobić z wolnym czasem. Rodzice, jak zwykle, wyszli zanim zdążyłam się obudzić. Po ostatniej „rodzinnej" kolacji pewnie unikali rozmów, choć wcale nie czułam potrzeby ich inicjowania. Nic nowego.
Wstałam, przeciągnęłam się i postanowiłam obudzić Mirę. Była mistrzynią spania do ostatniej możliwej minuty, a ja lubiłam zrywać ją z łóżka, tylko po to, żeby marudziła. To był taki nasz mały rytuał.
Zapukałam do jej drzwi, ale odpowiedziała mi cisza. Zmarszczyłam brwi i nacisnęłam klamkę. Pokój był pusty. Co więcej, łóżko było perfekcyjnie zaścielone. Mira? Perfekcja? To brzmiało jak jakiś absurd.
– Mira? – zawołałam mimo wszystko, jakby miała zaraz wyskoczyć zza zasłony. Cisza.
Sięgnęłam po telefon i wybrałam jej numer. Raz, drugi, trzeci. Brak odpowiedzi. To już było dziwne. Mira rzadko kiedy nie odbierała ode mnie, nawet jeśli była zajęta. Powoli zaczynałam się niepokoić.
Przeszłam się po domu, zajrzałam do kuchni i salonu. Nic. W głowie kołatały mi się różne myśli, aż nagle coś mi przyszło do głowy. Szkoła tańca. W ostatnich tygodniach spędzała tam całe dnie, a może i noce. Jeśli gdzieś mogła być, to właśnie tam.
Chwyciłam kluczyki do samochodu i pojechałam. Pod szkołą zaparkowałam w pośpiechu i weszłam do środka. Przywitały mnie dźwięki muzyki i rytmiczny stukot kroków. Szkoła tańca miała w sobie coś, co zawsze wydawało mi się inspirujące. Te emocje, energia, ludzie całkowicie oddani swojej pasji. Mira idealnie do tego świata pasowała.
Zajrzałam do głównej sali. Była tam – rozmawiała z grupą znajomych, śmiała się, gestykulując żywo. Wyglądała, jakby wszystko w jej świecie było idealne.
– Mira! – zawołałam, stojąc w drzwiach.
Jej oczy od razu rozbłysły, gdy mnie zauważyła. Oderwała się od rozmowy i podeszła do mnie z szerokim uśmiechem.
– Amie! – powiedziała radośnie, używając tego zdrobnienia, które wciąż działało na mnie z rozczuleniem, choć udawałam, że nie.
– Gdzie ty byłaś? – zapytałam z lekkim wyrzutem. – Martwiłam się, nie odbierałaś telefonu.
– Okej, spokojnie, siostra, bez paniki – odpowiedziała, machając ręką. Jej oczy błyszczały w specyficzny sposób, który zawsze zwiastował, że coś chce mi powiedzieć.
– Mira, serio, co się dzieje? – spytałam, tym razem bardziej z ciekawością niż zmartwieniem.
– Mam ci coś ważnego do powiedzenia – oznajmiła z dumą.
Patrzyłam na nią, czekając, aż w końcu zdradzi, co ją tak ekscytowało.
– Udało się, Amie. W końcu! Będę miała swój solowy występ!
Wpatrywałam się w nią przez chwilę, próbując przetrawić te słowa. Mira... solowy występ. Wiedziałam, jak bardzo jej na tym zależało, ile czasu i energii poświęciła, żeby dojść do tego momentu. A teraz to się działo naprawdę.
– Mira, to... to niesamowite! – powiedziałam z szerokim uśmiechem. – Jestem z ciebie taka dumna!
– Wiedziałam, że będziesz – rzuciła z triumfem, po czym złapała mnie za rękę. – I oczywiście jesteś pierwszą osobą, którą zapraszam. Musisz przyjść. VIP, pierwsza rząd, pełen pakiet.
– Oczywiście, że przyjdę – odpowiedziałam bez wahania. – Nie przegapiłabym tego za nic.
Mira wyglądała na tak szczęśliwą, że moja wcześniejsza irytacja i zmartwienia całkowicie wyparowały. Patrzyłam na nią z dumą, widząc w niej kogoś, kto znalazł swoje miejsce w świecie. W takich chwilach czułam, że mimo naszych różnic zawsze będziemy zespołem.
***
Dzień występu Miry nadszedł szybciej, niż się spodziewałam. Od rana czułam lekki niepokój, mimo że to nie ja miałam stanąć na scenie. Ten występ był dla niej czymś więcej niż tylko tańcem – to była szansa, by pokazać światu, kim jest. Wiedziałam, jak długo pracowała na ten moment i ile nocy spędziła, ćwicząc, dopracowując każdy ruch do perfekcji. Nie chciałam, żeby cokolwiek poszło nie tak.
Przygotowania zaczęły się już po południu. Mira, jak zwykle, była w swoim świecie – nie dała się rozproszyć ani mnie, ani temu, co działo się dookoła. Spędziła większość czasu w swoim pokoju, dopinając ostatnie szczegóły, ale nawet zza zamkniętych drzwi czułam jej ekscytację.
Ja natomiast włożyłam sporo wysiłku, żeby wyglądać odpowiednio. To był wieczór Miry, ale chciałam pokazać, że jestem z niej dumna. Wybrałam granatową sukienkę z prostym krojem, która dodawała mi elegancji, ale nie przyciągała zbyt dużej uwagi. Do tego delikatne srebrne kolczyki i subtelny makijaż. Patrząc na swoje odbicie w lustrze, miałam wrażenie, że wyglądam dojrzalej niż zwykle. To był dobry wybór – wyważony, a jednocześnie odpowiedni na tak wyjątkową okazję.
Zanim wyszłyśmy, zapukałam do jej pokoju. Mira otworzyła drzwi i spojrzała na mnie z uśmiechem. Miała na sobie biały szlafrok, a jej włosy były jeszcze związane w luźny kok.
– Wyglądasz świetnie – powiedziała, przyglądając mi się z aprobatą. – Ale nie bój się, dzisiaj i tak ja będę gwiazdą.
Zaśmiałam się, przewracając oczami. To było takie w jej stylu – pewność siebie, ale z odrobiną humoru, która sprawiała, że nie sposób było się na nią gniewać.
– Nie ma wątpliwości – odparłam. – Gotowa?
– Jeszcze chwila. Spotkamy się na miejscu.
Gdy dotarłam na salę, atmosfera była już napięta. Ludzie zajmowali miejsca, wymieniali między sobą szeptem uwagi, a muzyka w tle budowała napięcie. W powietrzu czuć było ekscytację, tę unikalną energię, która towarzyszy każdemu wielkiemu wydarzeniu. Usiadłam w trzecim rzędzie, na miejscu, które Mira dla mnie zarezerwowała. Rozejrzałam się po sali – tłum był większy, niż się spodziewałam.
Niedaleko zauważyłam Chloe. Siedziała kilka rzędów dalej, ubrana w czarną sukienkę, z szerokim uśmiechem na twarzy. Wyglądała, jakby była w swoim żywiole – jakby tłumy i wydarzenia takie jak to były dla niej codziennością. Nasze spojrzenia się spotkały, a ona pomachała mi. Skinęłam jej głową, ale nie miałam ochoty na rozmowę. To był wieczór Miry, a ja chciałam skupić się tylko na niej.
Światła przygasły, a gwar na sali ucichł. Na scenę wyszedł prowadzący i wygłosił krótkie przemówienie, zapowiadając występ Miry. Zaczęła grać muzyka – delikatna melodia pianina, która powoli wprowadzała widzów w nastrój.
Kiedy Mira weszła na scenę, wstrzymałam oddech. Wyglądała oszałamiająco. Miała na sobie zwiewną, białą sukienkę, która falowała przy każdym jej ruchu, podkreślając lekkość i grację jej tańca. Włosy miała luźno związane, z kilkoma pasmami opadającymi na twarz. Wyglądała jak postać z baśni – eteryczna i pełna wdzięku.
Pierwsze kroki były spokojne, jakby badała teren. Potem muzyka przyspieszyła, a Mira zaczęła tańczyć z pełną pasją. Jej ruchy były precyzyjne i płynne, każdy gest miał swoje znaczenie. To było jak opowiadanie historii bez słów – historii pełnej emocji, które można było poczuć w powietrzu.
Siedziałam jak zahipnotyzowana, nie mogąc oderwać od niej wzroku. Każdy obrót, każdy skok był perfekcyjny. Mira nie tylko tańczyła – ona żyła tym, co robiła. Widziałam to w każdym jej ruchu, w każdym spojrzeniu, które rzucała w stronę publiczności.
Na chwilę spojrzałam na ludzi wokół mnie. Wszyscy byli równie zahipnotyzowani co ja. W ich oczach widziałam zachwyt i podziw. To było coś, czego nie dało się udawać – Mira naprawdę miała w sobie to „coś", co sprawiało, że nikt nie mógł oderwać od niej wzroku.
Przez moment poczułam ukłucie smutku. Spojrzałam na puste miejsca, które zarezerwowałam dla rodziców. Oczywiście, że ich nie było. Po ostatniej kolacji spodziewałam się tego, ale mimo wszystko miałam nadzieję, że tym razem zrobią wyjątek. To bolało, bo wiedziałam, jak bardzo Mira chciałaby ich tutaj mieć. Jednak szybko odepchnęłam te myśli. Ten wieczór należał do niej, a ja nie chciałam pozwolić, żeby cokolwiek go przyćmiło.
Gdy taniec dobiegł końca, sala eksplodowała oklaskami. Ludzie wstali z miejsc, wiwatując i krzycząc jej imię. Widziałam, jak Mira stoi na środku sceny, lekko zadyszana, ale z uśmiechem, który mówił wszystko. Była szczęśliwa. Naprawdę szczęśliwa.
Po chwili podeszła do mikrofonu. Wzięła głęboki oddech i spojrzała na publiczność, a potem jej wzrok zatrzymał się na mnie.
– Chcę podziękować wszystkim za wsparcie, ale szczególnie jednej osobie – zaczęła, a ja poczułam, jak serce zaczyna mi szybciej bić. – Amie, to ty zawsze wierzyłaś we mnie, nawet wtedy, gdy sama w siebie wątpiłam. Ten występ dedykuję tobie.
Czułam, jak łzy napływają mi do oczu. Próbowałam je powstrzymać, ale było to niemożliwe. W tej chwili cała duma, miłość i wdzięczność, jakie czułam do Miry, wylały się ze mnie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro