6
Szykowanie się na rodzinną kolację to był zawsze stres, jakbyśmy przygotowywały się na czerwony dywan, a nie zwykły posiłek. Mama, rzecz jasna, zadzwoniła do nas z wytycznymi – klasyczne, eleganckie sukienki, żadnych ekstrawagancji. Jakbyśmy same nie wiedziały, że dla Sophia Moretti wizerunek jest wszystkim.
Stałam przed lustrem w moim pokoju, poprawiając prostą, czarną sukienkę na cienkich ramiączkach, która wydawała się dostatecznie odpowiednia, żeby nikogo nie zirytować. Do tego szpilki – nienawidziłam ich, ale wiedziałam, że mama pewnie zapyta, czy "na pewno nie mam czegoś bardziej odpowiedniego". Włosy zostawiłam rozpuszczone, lekko pofalowane – wystarczająco naturalnie, by nie wyglądać jakbym się starała, ale wystarczająco elegancko, żeby nikt się nie czepiał.
Kiedy tylko Mira weszła do mojego pokoju, jej mina mówiła wszystko. Założyła ręce na piersi, opierając się o framugę drzwi.
– Kolacja w „Le Fleur"? – rzuciła sarkastycznie. – Naprawdę, nic bardziej pretensjonalnego nie mogli wymyślić?
– Mira, wiem, co myślisz, ale błagam cię, nie zaczynaj – westchnęłam.
– Nie zaczynaj? – prychnęła, podchodząc bliżej. – To nie jest kolacja, to teatr. Wszystko tylko po to, żeby ludzie widzieli, jak idealna jest nasza „rodzinka". Przecież to obrzydliwe.
Spojrzałam na nią z wyraźnym zmęczeniem. – Wiem, Mira. Ale co mamy zrobić? Odmówić? Przecież to nic nie zmieni, tylko jeszcze bardziej ich wkurzy.
Mira usiadła na moim łóżku, wzdychając ciężko. Miała na sobie luźne jeansy i oversize'ową koszulkę z jakimś abstrakcyjnym nadrukiem. Cała jej postawa mówiła: „Nie mam zamiaru się stroić".
– A może by tak... – zaczęła, a na jej twarzy pojawił się łobuzerski uśmiech. – Pójdę tak jak teraz? Zobaczymy, jak szybko Sophia dostanie ataku paniki.
– Mira! – wybuchłam śmiechem, chociaż wiedziałam, że mówi serio. – Proszę cię, nie rób tego. Wiesz, jaka jest mama. Pół wieczoru by się na nas wyżywała, a ja naprawdę nie mam na to siły.
– Amie, ale to nie jest fair – odpowiedziała, a jej ton był bardziej poważny. – Oni traktują nas jak rekwizyty. Jak marionetki w swojej chorej grze o to, kto jest bardziej doskonały. A ja nie chcę w tym uczestniczyć.
Podeszłam do niej i usiadłam obok. Mira była jedyną osobą, która potrafiła tak głośno mówić o tym, co czuła. Ja zawsze tłumiłam wszystko w sobie, próbując uniknąć konfliktów. Może dlatego często czułam się, jakbym chodziła na palcach we własnym domu.
– Mira, wiem, co czujesz – powiedziałam cicho. – Ale jeśli chcesz coś zmienić, to nie w ten sposób. Lepiej podejdźmy do tego z klasą. Pokażmy im, że nie musimy się dostosowywać, żeby być wartościowe. Ale błagam cię, bez dramy, okej?
Mira spojrzała na mnie z niedowierzaniem, a potem z lekkim rozbawieniem. – Ty zawsze musisz być tą rozsądną, co? Dobra, założę coś eleganckiego, ale na moich warunkach.
– Cokolwiek bylebyś nie przyszła w tej koszulce – odpowiedziałam z uśmiechem, wskazując na jej luźny strój.
W końcu Mira poszła do siebie, żeby się przebrać. Ja wybrałam granatowy komplet – klasyczny, ale z delikatnym akcentem, który nadawał mu lekkości. Do tego czarne szpilki i prosty, elegancki makijaż. Włosy związałam w niski kucyk, żeby wyglądać bardziej profesjonalnie, a jednocześnie niezbyt formalnie.
Kiedy Mira wróciła, byłam mile zaskoczona. Miała na sobie prostą sukienkę w kolorze butelkowej zieleni, która idealnie podkreślała jej oczy, oraz czarne botki na niewielkim obcasie. Jej włosy były niedbale upięte, ale wyglądała świetnie.
– Wystarczająco elegancko? – zapytała, udając obojętność.
– Idealnie – odpowiedziałam z uśmiechem. – Zresztą, wiesz, że wyglądasz świetnie.
– No dobra, to chodźmy na tę farsę – westchnęła, podnosząc torebkę. – Ale ostrzegam, Amaro. Jeśli zaczną mnie wypytywać o moje „plany na przyszłość", to powiem, że chcę zostać cyrkowcem.
Roześmiałam się, kręcąc głową. Wiedziałam, że Mira nie odpuści żadnej okazji, żeby wbić rodzicom szpilę. Ale może właśnie dzięki niej te kolacje były trochę bardziej znośne.
Restauracja była niemal wypełniona po brzegi, jej wnętrze lśniło w blasku kryształowych żyrandoli, a kelnerzy poruszali się z precyzją, jakby odgrywali role w doskonale wyreżyserowanym spektaklu. Moja rodzina zajęła stolik w rogu, przy dużym oknie, które oferowało widok na nocne miasto. Siedziałam obok Miry, która od kilku minut przeglądała menu z wyrazem lekkiej irytacji.
– Zamówcie mi po prostu steka – mruknęła w końcu, rzucając kartę na stół.
– Mira, zachowuj się – skarciła ją mama, chociaż ton jej głosu był bardziej zmęczony niż stanowczy.
Ojciec, jak zwykle, milczał, ale widziałam, jak jego spojrzenie sunie od Miry do mnie i z powrotem. W końcu westchnął ciężko.
– Amaro, mogłabyś porozmawiać z siostrą? Może posłucha ciebie – powiedział, kładąc widelec na stole. – Chociaż ty wydajesz się rozsądna. Studiujesz, masz plan na przyszłość. Nie to, co... – urwał, patrząc na Mirę, ale jego milczenie mówiło więcej niż słowa.
Mira zacisnęła usta, a jej policzki oblały się czerwienią.
– Nie to, co ja? Powiedz to wprost, tato. Nie jestem taka idealna jak Amara, wiem. Nie musisz mi tego przypominać za każdym razem, kiedy jemy razem kolację – warknęła.
– Mira, nie zaczynaj – próbowała interweniować mama, ale Mira już się rozpędziła.
– Idealna Amara, zawsze robi to, co trzeba. Studiuje prawo, słucha rodziców, nigdy nie sprawia problemów. Ale ja? Ja chcę tańczyć, a to przecież skandal! Bo jak można żyć z tańca? – Jej głos drżał od gniewu, a oczy lśniły od łez.
– Nie bądź dziecinna – odparł ojciec, próbując zachować spokój. – Mówimy o twojej przyszłości. Nie żyjemy w bańce marzeń.
– A może pomówimy o tej kolacji, a raczej teatrzyku w którym wszyscy udają, że się kochamy. Ale prawda jest taka, że nie mamy dla siebie czasu.
Zamarłam, bo miała rację. To była prawda. Nigdy nie było nas, nigdy nie było tej chwili, kiedy mogliśmy poczuć się ważni. A teraz, kiedy Mira powiedziała to głośno, nie mogliśmy udawać, że tego nie widzimy.
– Przestań zachowywać się jak dziecko – powiedziała mama, patrząc na Mirę z takim chłodem, że aż mnie zmroziło. – Masz wszystko, czego potrzebujesz. Dom, pieniądze, a ty wciąż narzekasz. To, że nie mamy czasu, nie znaczy, że nie dbamy o was. My też mamy swoje życie, swoje obowiązki.
Mira spojrzała na nią, a jej twarz stwardniała. Nie chciała słuchać tych wymówek, bo wiedziała, że mama zawsze je miała. Oczywiście, pieniądze, dom – to były rzeczy, które nam zapewniali. Ale co z nami? Gdzie była ta część ich życia, która należała do nas? Gdzie były te chwile, kiedy nie czuliśmy się jak obcy w naszym własnym domu?
– To wszystko nie wystarcza, mamo! – rzuciła Mira, jej głos drżał z gniewu
wstała gwałtownie, niemal przewracając krzesło. – A wiesz co? Mam dość tego. Dość waszych oczekiwań, braku zainteresowania i dość bycia porównywaną do Amary. Dość!
Nie czekając na odpowiedź, odwróciła się i ruszyła w kierunku wyjścia.
– Mira! – zawołałam, ale jej już nie było. Spojrzałam na rodziców, którzy wydawali się zbyt zszokowani, by coś powiedzieć.
– Idę za nią – oznajmiłam, wstając.
– Amaro, nie musisz... – zaczęła mama, ale przerwałam jej ruchem ręki.
– Muszę!
Mira ma rację. Wszystko, co się dzieje, to wasza wina. Jesteście tacy mądrzy, tacy wykształceni, ale nie widzicie, jak bardzo rani nas to, co robicie. Wasze ambicje, wasza praca, wasze ciągłe tłumaczenia, że nie macie czasu, że macie obowiązki... My nie chcemy tylko pieniędzy, nie chcemy tylko domu. Chcemy was. Chcemy, żebyście zobaczyli, że w tym wszystkim chodzi o nas, o to, jak się czujemy, o to, jak bardzo brakuje nam waszej obecności. A wy... wy tego nie widzicie, albo po prostu nie chcecie tego zobaczyć.
Czułam, jak moje słowa wibrują w powietrzu, jak każda litera wypowiedziana na głos odbija się echem w tej zbyt cichej przestrzeni.
– Potrzebujemy czegoś więcej. A wy, zamiast to zrozumieć, zamykacie się w swoich przekonaniach– odpowiedziałam stanowczo i pobiegłam za siostrą.
Ulica przed restauracją była zatłoczona, ludzie przemieszczali się w różne strony, a światła neonów odbijały się na mokrym asfalcie. Mira zniknęła mi z oczu, więc sięgnęłam po telefon, by sprawdzić jej lokalizację w aplikacji. Widząc, że oddala się w kierunku starszej części miasta, ruszyłam za nią.
Po kilkunastu minutach marszu dotarłam do wąskiej, ciemnej uliczki, która wyglądała jak wyjęta z innej epoki. Stare latarnie rzucały blade światło na brukowaną nawierzchnię, a w powietrzu unosił się zapach wilgoci i dymu papierosowego. Zatrzymałam się przed drzwiami z neonowym napisem „Black Raven Pub".
Zajrzałam do środka i od razu ją zobaczyłam. Mira siedziała przy barze z kieliszkiem whisky w dłoni, obok niej Chloe, która coś mówiła, gestykulując energicznie. Przez chwilę poczułam ulgę, ale szybko zauważyłam, że nie były same. Przy jednym z dalszych stolików siedział Riven z Luke i Nico, a ich obecność sprawiała, że atmosfera wydawała się bardziej napięta.
Wzięłam głęboki oddech i weszłam do środka.
– Mira – zaczęłam, podchodząc do niej. – Co ty wyprawiasz?
– Amaro, odpuść sobie – odpowiedziała, nie patrząc na mnie. – Po prostu chcę się napić.
– To nie jest rozwiązanie – powiedziałam cicho, próbując zachować spokój. – Chodźmy stąd.
Chloe spojrzała na mnie z wyraźną niechęcią.
– Może pozwól jej robić, co chce? Nie jesteś jej opiekunką.
– Nie wtrącaj się – odparłam stanowczo, ale zanim zdążyłam powiedzieć coś więcej, usłyszałam podniesiony głos z drugiego końca pomieszczenia.
– O, proszę, bohaterka znowu się pojawia – powiedział kolega Rivena, ten sam, który wcześniej na imprezie miał problem z moją interwencją. Wstał i podszedł bliżej. – Może tym razem też nas pouczysz? – zapytał blondyn.
Nico
Starałam się zachować spokój, ale czułam, jak napięcie rośnie.
– Nie szukam kłopotów – powiedziałam, patrząc mu prosto w oczy. – Chcę tylko zabrać siostrę.
– A może nie chcemy, żebyś tu była? – rzucił z kpiącym uśmiechem. – Może powinnaś wrócić do swojego idealnego życia i przestać się wtrącać w nasze sprawy.
Nie cofnęłam się, choć jego ton był wyraźnie groźny.
– Może najpierw naucz się, jak rozmawiać z ludźmi, zanim zaczniesz udzielać rad – odpowiedziałam zimno.
Mężczyzna uniósł rękę, jakby chciał mnie odepchnąć, ale zanim zdążył, Riven wstał. Jego spojrzenie przeszyło go na wskroś, a jego obecność momentalnie zmieniła atmosferę.
– Zostaw ją – powiedział cicho, ale jego ton nie pozostawiał miejsca na sprzeciw.
Nico spojrzał na niego zaskoczony, ale po chwili cofnął się o krok, mamrocząc coś pod nosem. Wszyscy w pubie patrzyli na Rivena, a ja czułam na sobie jego wzrok. Byłam zaskoczona jego interwencją, podobnie jak reszta obecnych.
– Dzięki – wymamrotałam, choć nie byłam pewna, czy chciał mojej wdzięczności. Riven tylko skinął głową i wrócił na swoje miejsce, jakby nic się nie stało.
Mira spojrzała na mnie z mieszanką zaskoczenia i irytacji.
– Chodźmy – powiedziałam, wyciągając rękę w jej kierunku.
– Nigdzie nie idę, Amara. Jest mi tu dobrze – oznajmiła Mira, odchylając głowę do tyłu i opróżniając szklankę whisky jednym haustem. Jej głos był wyzywający, a ruchy zbyt pewne, jak na jej zwyczajowe zachowanie.
– Proszę Mira – powiedziałam cicho.
– Nie zachowuj się jak mama – odparła, odstawiając szklankę na stół z głośnym stuknięciem. Chloe, siedząca obok niej, tylko się uśmiechnęła, jakby cała sytuacja ją bawiła.
– A może byś się odezwała i pomogła mi ją wyciągnąć? – rzuciłam do Chloe, która wzruszyła ramionami.
– Nie jestem jej niańką – odpowiedziała chłodno. – Mira jest dorosła. Może robić, co chce.
Cisnęło mi się na usta coś ostrego, ale wzięłam głęboki oddech. To nie był czas ani miejsce na kłótnie z Chloe. Skupiłam się na Mirze.
– Mira, proszę. Wracajmy do domu – powiedziałam, wyciągając do niej rękę.
Spojrzała na mnie, a w jej oczach dostrzegłam coś, co mnie zaskoczyło – ból i frustrację. Potem zmrużyła oczy i uśmiechnęła się gorzko.
– Nigdy nie będę tobą, Amaro. – Jej głos drżał, choć starała się go utrzymać pewnym. – Nigdy nie będę wystarczająca.
– Co ty wygadujesz? – zapytałam, zdezorientowana.
– Nie udawaj, że nie wiesz! – wybuchła. – Ty zawsze robisz wszystko idealnie. Idealne oceny, idealne plany na przyszłość, idealne życie. A ja? Jestem tą gorszą bliźniaczką. Tą, która nigdy nie sprosta oczekiwaniom.
– Mira, to nieprawda – zaprotestowałam, ale przerwała mi machnięciem ręki.
– Naprawdę? Powiedz to tacie. Powiedz to mamie. Przecież widzę, jak na mnie patrzą. Jakby zastanawiali się, co zrobiłam źle. Dlaczego nie jestem taka jak ty. – Jej głos łamał się coraz bardziej, a łzy zaczęły napływać jej do oczu.
Poczułam ścisk w sercu. Mira nigdy wcześniej nie mówiła wprost o swoich uczuciach w ten sposób. Zawsze wydawała się pewna siebie, niemal nie do złamania. Teraz widziałam ją w zupełnie innym świetle – jako kogoś, kto od lat zmaga się z porównaniami i presją, jakiej nawet nie zauważyłam.
– Mira, ja... nigdy nie chciałam, żebyś tak się czuła – powiedziałam cicho. Próbowałam sięgnąć jej dłoni, ale odsunęła ją gwałtownie.
– Po prostu zostaw mnie w spokoju! – krzyknęła, przyciągając uwagę kilku osób w pubie. Jej wybuch sprawił, że zapadła niezręczna cisza, a ja poczułam, jak całe pomieszczenie wpatruje się w nas.
– Nie zostawię cię, Mira – odpowiedziałam stanowczo, choć w środku drżałam. – Jesteś moją siostrą. Nie odejdę stąd bez Ciebie.
Cisza.
– Mira, nie chodzi o to, żebyś była mną – powiedziałam cicho, próbując zapanować nad drżącym głosem. – Chodzi o to, żebyś była sobą, ale w sposób, który cię nie rani. To, co teraz robisz, nie pomoże ci w niczym.
Mira już otwierała usta, żeby odpowiedzieć, gdy nagle z boku usłyszałam niski, pewny siebie głos.
– Może posłuchaj siostry i wracaj do domu, mała. Zaraz się tu upijesz, a to nie skończy się dobrze.
Odwróciłam się gwałtownie i zobaczyłam jednego z kolegów Rivena. Był to Luke. Jego spojrzenie było chłodne, ale w tonie głosu kryło się coś, co można było odczytać jako ostrzeżenie.
Mira prychnęła, unosząc brodę w geście wyzwania.
– A ty co, będziesz mi mówił, co mam robić? – rzuciła z kpiną. – Nie potrzebuję ani twoich rad, ani twojej pomocy.
Chłopak uniósł ręce w geście poddania, ale jego uśmiech pozostał niewzruszony.
– Jak chcesz, twoja sprawa. Ale jeśli wpakujesz się w kłopoty, nie licz, że ktoś cię z nich wyciągnie.
Poczułam, jak ogarnia mnie gniew. Nie podobało mi się, że ktoś obcy wtrąca się w naszą sprawę, ale jednocześnie musiałam przyznać, że miał rację. Mira jednak zdawała się tego nie zauważać. Wzięła kolejny łyk whisky, a potem odwróciła się do mnie plecami, jakby chciała zakończyć rozmowę.
W tym momencie moje spojrzenie mimowolnie powędrowało do Rivena. Siedział przy swoim stoliku, ale jego oczy były skupione na nas. Wyraz jego twarzy był trudny do odczytania – coś pomiędzy obojętnością a lekkim zaciekawieniem. Gdy nasze spojrzenia się spotkały, poczułam, jak przechodzi mnie dreszcz.
Riven wstał z miejsca i powoli podszedł bliżej. Jego obecność była niemal namacalna, przyciągała uwagę wszystkich wokół. Stanął obok swojego kolegi, patrząc na Mirę z chłodną determinacją.
– Wystarczy – powiedział spokojnie, ale z taką siłą, że Mira zamilkła i spojrzała na niego z lekkim zaskoczeniem. – Masz rację, możesz robić, co chcesz. Ale twoja siostra ma prawo być zaniepokojona. Jeśli nie szanujesz siebie, to przynajmniej uszanuj ją.
Mira patrzyła na niego przez chwilę, jakby zastanawiała się, czy powinna mu odpowiedzieć. Ostatecznie jednak westchnęła ciężko, odwracając wzrok.
Poczułam ulgę, choć wiedziałam, że to nie koniec tej rozmowy. Mira była zbyt uparta, by tak łatwo odpuścić. Riven spojrzał na mnie przez ramię, a w jego spojrzeniu dostrzegłam coś, czego wcześniej tam nie było – coś, co wyglądało jak cień uznania.
Nie odzywałam się do Miry, gdy wychodziłyśmy z pubu. Moje myśli były zbyt rozproszone, by ułożyć sensowne zdanie. Patrzyłam, jak trzyma się za ramiona, zgarbiona, jakby chciała zniknąć. Nie byłam pewna, czy to przez chłód nocy, czy przez coś innego. Miała w sobie coś... innego niż wcześniej.
Kiedy dotarłyśmy na pustą ulicę, Mira odezwała się pierwsza. Jej głos był cichy, niemal nieśmiały:
– Amaro... przepraszam.
Zatrzymałam się, patrząc na nią z niedowierzaniem.
– Za co dokładnie? – zapytałam, siląc się na spokój, choć wewnątrz kipiałam od emocji.
Mira westchnęła, jakby próbowała znaleźć odpowiednie słowa.
– Za to, że jestem egoistką – powiedziała, spoglądając na mnie kątem oka. – Wiem, że to, co zrobiłam, było... głupie.
Zmarszczyłam brwi. Nie rozumiałam, do czego zmierza.
– O czym ty mówisz? – zapytałam, próbując wyłapać sens jej słów.
Mira zatrzymała się i odwróciła w moją stronę. W jej oczach widziałam coś, czego nie widywałam często – szczerość.
– Ta cała scena w pubie... – zaczęła, unikając mojego spojrzenia. – To wszystko było po to, żeby zwrócić na siebie uwagę.
Przez chwilę milczałam, nie będąc pewna, czy dobrze ją zrozumiałam.
– Zwrócić uwagę? Kogo? – zapytałam, choć gdzieś głęboko w środku już znałam odpowiedź.
– Rivena – powiedziała cicho, jakby to imię miało jakieś magiczne znaczenie. – Chloe mówiła, że on lubi takie pewne siebie dziewczyny, które nie boją się być w centrum uwagi. Pomyślałam... że jeśli pokażę mu, że jestem taka, to...
Zamilkła, a ja poczułam, jak wzbiera we mnie złość.
– Mira, ty chyba żartujesz – powiedziałam ostro, patrząc na nią z niedowierzaniem. – Naprawdę naraziłaś siebie – i mnie – na to wszystko, tylko po to, żeby zrobić jakieś wrażenie na chłopaku, którego nawet nie znasz?
– To nie tak... – zaczęła, ale przerwałam jej, bo nie mogłam już tego słuchać.
– Nie tak? – powtórzyłam, kręcąc głową. – Mira, przez ciebie myślałam, że coś ci się stało. Martwiłam się o ciebie! A ty po prostu... grałaś.
Mira spuściła głowę, jakby moje słowa ją uderzyły.
– Wiem, że to było głupie – powiedziała szeptem. – Ale... po prostu chciałam...
– Chciałaś co? – przerwałam jej, podnosząc głos. – Chciałaś, żebym biegała za tobą po mieście, żebym się martwiła, tylko po to, żebyś mogła się popisać przed jakimś chłopakiem? Mira, co się z tobą dzieje?
Nie odpowiedziała od razu. Patrzyła na swoje buty, jakby nie miała odwagi spojrzeć mi w oczy. W końcu westchnęła.
– Nigdy nie będę tobą, Amaro – powiedziała nagle, a jej głos drżał od emocji. – Nigdy nie będę tak... odpowiedzialna, rozsądna, perfekcyjna. Zawsze będę tą gorszą, tą, która nie spełnia oczekiwań.
Jej słowa zaskoczyły mnie. Poczułam, jak złość zaczyna ustępować miejsca czemuś innemu – smutkowi.
– Mira, o czym ty mówisz? – zapytałam, mięknąc. – Nikt nie oczekuje, że będziesz mną. Jesteś sobą i to jest wystarczające.
Mira spojrzała na mnie z niedowierzaniem. W jej oczach widziałam łzy, które próbowała powstrzymać.
– Nie, Amaro – powiedziała cicho. – Nigdy nie będę wystarczająca. Ani dla rodziców, ani dla ciebie, ani... dla nikogo.
Nie wiedziałam, co powiedzieć. Mira zawsze była tą pewną siebie, odważną, a teraz stała przede mną i wyglądała, jakby cały jej świat się rozsypywał. Zrobiłam krok w jej stronę i objęłam ją.
– Jesteś wystarczająca, Mira – powiedziałam cicho. – Nie musisz nikomu nic udowadniać. Zwłaszcza nie jakimś chłopakom, którzy nawet cię nie znają.
Przez chwilę trwałyśmy w objęciach, a potem Mira otarła oczy i uśmiechnęła się lekko.
– Dzięki, Amaro – powiedziała cicho. – Przepraszam za wszystko.
– Po prostu nie rób więcej takich głupot – powiedziałam, próbując się uśmiechnąć. – I następnym razem słuchaj mnie, dobrze?
Mira kiwnęła głową, a ja poczułam, jak napięcie między nami zaczyna znikać. Wiedziałam, że jeszcze długa droga przed nami, ale przynajmniej zrobiłyśmy pierwszy krok.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro