3
Kancelaria mojej mamy była jak jej życie – perfekcyjna, bez skazy, zimna w swojej elegancji. Meble w odcieniach ciemnego drewna, skórzane fotele, idealnie poukładane papiery na biurkach. Wszystko wyglądało jakby było tu przez lata, niezmienne. Jakby mój świat musiał funkcjonować w cieniu jej sukcesów. Weszłam do jej gabinetu, czując, jak każdy krok wywołuje echo na zimnym, marmurowej podłodze.
Moja mama była kobietą, która z łatwością przyciągała wzrok. Zawsze elegancka, nigdy nie wyglądająca na zmęczoną, mimo pracy, która pochłaniała każdą jej chwilę. Miała długie, lśniące blond włosy, które zawsze były idealnie ułożone, i ciemnozielone oczy, które zdawały się analizować każdy szczegół, każdą sytuację. Ich głębia była niemal hipnotyzująca, ale zawsze zimna, jakby odcięta od emocji, jakby każdy człowiek był tylko kolejnym przypadkiem w jej prawniczym świecie. Jej twarz, gładka i bez oznak starzenia, była zawsze poważna, nigdy uśmiechnięta, a jej ruchy precyzyjne, jakby wszystko musiało być dokładnie zaplanowane. W jej obecności czułam się zawsze nieco mniej pewna siebie, jakbym była tylko cieniem jej doskonałości.
Mimo że odziedziczyłam po niej te same zielone oczy, nie potrafiłam poczuć się w ich blasku tak pewnie, jak ona. Moje oczy były wciąż zbyt młode, by miały tę samą chłodną pewność, którą widziałam w jej spojrzeniu. Moje były pełne wątpliwości i niezrealizowanych marzeń.
– Amaro – powiedziała, nie podnosząc wzroku. Jej głos był spokojny, opanowany. Zawsze taki, jakby nic jej nie zaskakiwało. Wzrok wbiła w dokumenty, które miała przed sobą. – Co tu robisz? Przecież wiesz, że nie jest to odpowiedni moment.
Zatrzymałam się przy jej biurku, czując, że ta przestrzeń zawsze między nami będzie nieprzekraczalna. Moja mama była adwokatem, a ja zawsze czułam się jakby niewidoczna w tym jej świecie. Kiedy miała coś ważnego do załatwienia, znikaliśmy z Mirą w tle, jakbyśmy były częścią jej pracy, nie życia. I choć czasami starałam się to zrozumieć, dzisiaj poczułam, że muszę zbliżyć się do niej choćby na chwilę.
– Mamo, potrzebuję pomocy – zaczęłam, czując, jak mój głos brzmi trochę za miękko, jakbym nie miała odwagi mówić o tym, co było dla mnie najważniejsze. – To projekt na staż w Londynie. To naprawdę wielka szansa i jeśli uda mi się przejść przez ten proces, to... to może zmienić wszystko.
Mama uniosła wzrok, ale tylko na chwilę. Nie widziałam w jej oczach żadnego zainteresowania. Chciałam, by zrozumiała, że to dla mnie istotne, ale widziałam, że jej myśli są gdzieś indziej, w innym świecie.
– Amaro, nie mogę uwierzyć, że potrzebujesz mojej pomocy – powiedziała ostro, a jej ton był pełen rozczarowania. – Powinnaś umieć poradzić sobie sama. W życiu nie dostaniesz nic za darmo, ani pomocy od nikogo. Jeśli chcesz być kimś, musisz nauczyć się walczyć o wszystko, bez żadnej taryfy ulgowej. I to, że teraz oczekujesz, że wejdę w to za ciebie, jest... niepokojące.
Czułam, jak jej słowa uderzają prosto w serce. To, co powiedziała, miało sens, ale było też pełne chłodnej surowości, której nigdy nie potrafiłam zrozumieć. Zawsze wiedziałam, że jej świat rządził się swoimi zasadami – jednak dzisiaj poczułam się, jakby mnie po prostu nie było. Jakby to, co było dla mnie ważne, nie miało żadnej wartości w jej oczach.
Zatrzymałam oddech, czując, jak słowa tkwią mi w gardle. Nie miałam odwagi powiedzieć jej wszystkiego, co siedziało mi na sercu. Zamiast tego próbowałam znaleźć wyjście z tej rozmowy.
– Dobrze, a może pójdziemy na lunch? – zapytałam, choć wiedziałam, że nie to miało znaczenie. – Dawno nie jadłyśmy razem, a ja... potrzebuję chwilę odpocząć od wszystkiego. Może to będzie dobry moment na rozmowę.
Mama spojrzała na mnie bez jakiegokolwiek entuzjazmu.
– Nie teraz, Amaro. Mam zbyt dużo pracy. Może kiedy indziej.
I choć wiedziałam, że jej życie to praca, poczułam, jakby wszystko we mnie zamarło. Moje serce ścisnęło się z rozczarowania, ale nie dałam po sobie poznać, jak bardzo to przeżywam. Skinęłam tylko głową, chociaż w środku czułam się tak, jakbym straciła coś ważnego. Zamiast tego postanowiłam wstać, zebrać się i opuścić jej biuro z jedynym uczuciem, które było mi znajome – samotnością.
Po wyjściu z kancelarii szłam w milczeniu w stronę samochodu. Nie miałam ochoty na żadne słowa, ale kiedy wsiadłam za kierownicę, poczułam, jak ta pustka rośnie. Chciałam, żeby mama mnie zauważyła, żeby dostrzegła, że ja też mam swoje marzenia. Ale tak, jak zawsze, w jej oczach byłam tylko tłem, którego nie trzeba dostrzegać.
W końcu odpaliłam silnik i ruszyłam. Musiałam pojechać odebrać Mirę z zajęć tańca, ale tym razem w moim sercu nie było miejsca na żadną ulgę.
***
Zatrzymałam samochód przed szkołą tańca, gdzie zawsze odbierałam Mirę po zajęciach. Czułam się zmęczona, jakby wszystkie emocje, które tłumiłam przez ostatnie godziny, zaczynały na mnie ciążyć. Drzwi od samochodu otworzyły się, a do środka wsiadła Mira. Jej twarz rozświetlał szeroki uśmiech, a oczy błyszczały jak zawsze po zajęciach.
– Cześć, siorka! – powiedziała wesoło, zamykając drzwi. – Zajęcia były świetne! Uczyliśmy się nowych kroków. Czuję, że w końcu zaczynam ogarniać te piruety.
W odpowiedzi puściłam jej lekki uśmiech, ale to było wszystko. Czułam się zupełnie inaczej niż zwykle. Moje myśli krążyły wokół tego, co się wydarzyło wcześniej, a uczucie pustki wciąż nie chciało mnie opuścić.
Mira zauważyła, że coś jest nie tak. Zerknęła na mnie kątem oka, a jej uśmiech zniknął, zastąpiony przez wyraz troski.
– Co się dzieje? – zapytała Mira, zauważając, że coś było nie tak. – Nie jesteś w swoim zwykłym nastroju. Co jest Amie?
Mira często używała tego zdrobnienia. Był to bardziej intymny i ciepły sposób zwracania się do mnie.
Na początku nie chciałam mówić. Moje myśli były jak plątanina, którą ciężko było rozplątać. Nie chciałam, by Mira przejmowała się moimi problemami, bo wiedziałam, że ma swoje własne sprawy na głowie. Ale widziałam, że siostra była zaniepokojona, jej spojrzenie pełne było troski.
– Nic – odpowiedziałam w końcu, starając się zamaskować swoje emocje. – To nic ważnego, po prostu zmęczenie.
Ale Mira była uparta, a w jej oczach pojawiła się ta sama determinacja, która zawsze sprawiała, że nie dawała się łatwo zbyć.
– Amara – powiedziała, patrząc na mnie wymownie. – Wiem, kiedy coś jest nie tak. Co się stało?
Poczułam, jak cała ta tłumiona frustracja zaczyna wypływać. W końcu odwróciłam wzrok i powiedziałam:
– Mama... Nie zgodziła się, żebym spędziła z nią czas. Prosiłam ją o lunch, bo... chciałam porozmawiać o stażu w Londynie. Ale ona... nie miała czasu. I znów poczułam, jakbym była niewidoczna w jej oczach. Jakby to, co dla mnie ważne, wcale się nie liczyło.
Mira spojrzała na mnie, jej oczy nagle stały się bardziej przenikliwe. Wiedziałam, że usłyszała wszystko, co miałam do powiedzenia, ale jej mina zdradzała irytację.
– Kurwa! To... nie w porządku, Amaro– powiedziała, jej głos brzmiał stanowczo, a na twarzy pojawił się gniew. – Dlaczego ty w ogóle prosisz ją o czas? Dzieci nie powinny prosić swoich rodziców o to, żeby spędzili z nimi chwilę. Jeśli ona nie ma na to czasu, to już jej sprawa. A ty... masz mnie. I wiesz, że nigdy nie zachowam się jak rodzice. Może nic nie wiem na temat prawa i tego całego szajsu, ale pomogę Ci jak tylko mogę. Masz mnie, siostra. I tego się trzymaj.
Czułam, jak te słowa wbijają się głęboko w moje serce. Mira nie mówiła tego zła, nie była rozczarowana, tylko po prostu zrozpaczona tym, że ja wciąż próbowałam coś wymusić na kimś, kto i tak nie chciał się zaangażować. Była wkurzona na naszą mamę, ale także na mnie, za to, że wciąż w nią wierzyłam.
– Masz rację – odpowiedziałam cicho, czując, jak wszystko we mnie pęka. – Powinnam była się poddać, ale to boli. Czuję, że nie mamy nikogo innego. Tylko siebie.
Mira nie odpowiedziała od razu. Cały czas patrzyła na mnie, a w jej oczach widziałam nie tylko złość, ale i ogromną troskę. Czułam, że nie muszę mówić więcej, bo Mira wiedziała dokładnie, o co chodzi.
– Zawsze będę tu dla ciebie – powiedziała w końcu, ciepło, ale z pewną stanowczością. – Ty i ja, Amara. Tylko my. Więc nie martw się, nie musisz prosić nikogo o nic. I nie musisz się wstydzić tego, co czujesz. To, że ona nie potrafi ci tego dać, nie znaczy, że to, co my mamy, jest mniej ważne. Pamiętaj o tym.
Czułam, jak ciężar z moich ramion opada, jakby to, co powiedziała, dawało mi ulgę, której tak bardzo potrzebowałam. Mira miała rację. Nie musiałam zabiegać o nic, jeśli chodzi o nas. A jeśli mama nie widzi, jak bardzo potrzebujemy jej wsparcia, to nie mój problem. Musiałam po prostu uwierzyć, że to, co mam, jest wystarczające. Mam Mirę i to wystarczy.
Po chwili ciszy spojrzałam na Mirę i, mimo że wiedziałam, że powinnam wrócić do domu, poczułam, że potrzebuję czegoś więcej. Czegoś, co pozwoli mi na chwilę zapomnieć o wszystkim.
– Mira, wiesz co? – zaczęłam, patrząc na nią z lekkim uśmiechem. – Zamiast wracać do pustego domu, co powiesz na piknik? Znam jedno fajne miejsce, gdzie możemy się rozłożyć i po prostu odpocząć.
Mira spojrzała na mnie z zaskoczeniem, a potem na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
– Piknik? – zapytała, wyraźnie zadowolona. – Brzmi świetnie! Ty odpoczniesz od tych książek, a ja się porządnie najem. Zajedźmy tylko do domu coś zabrać.
Poczułam, jak w moim sercu pojawia się ciepło. To była dokładnie ta chwila, której potrzebowałam – bez pośpiechu, bez myślenia o sprawach, które mnie przytłaczają. Po prostu my dwie, w jakimś spokojnym miejscu, na świeżym powietrzu.
– W takim razie, jedziemy – odpowiedziałam, czując, jak cały ciężar dnia zlewa się w jeden moment wytchnienia.
***
Podróż była pełna śmiechu i wspólnego gadania o wszystkim, co nas otaczało. Jechałyśmy w stronę jeziora, gdzie miałyśmy nadzieję znaleźć piękne, spokojne miejsce, które pozwoli nam na chwilę zapomnienia. Przez okna samochodu wpadały promienie słońca, a wiatr rozwiewał nasze włosy. Czułam się, jakbym po prostu uciekała od świata na chwilę, zostawiając wszystkie troski za sobą.
— No i co, Amaro? Jak się czujesz? — zapytała Mira, wyciągając ręce, by pomóc mi wyciągnąć koszyk z bagażnika.
Zatrzymałam się na chwilę, wdychając świeże powietrze i patrząc na to, co nas otaczało. W tej chwili czułam, jakby wszystko, co się wydarzyło, straciło na znaczeniu. To był nasz czas, nasza przestrzeń, bez żadnych zmartwień.
— To idealne miejsce— powiedziałam, czując, jak ulga wypełnia mnie od środka.
Miejsce, do którego dotarłyśmy, było niczym scena z wymarzonego obrazu. Zatrzymałam samochód na wzniesieniu, gdzie rozciągał się zapierający dech w piersiach widok. Woda jeziora, o odcieniu głębokiego błękitu, odbijała promienie zachodzącego słońca, tworząc na jej powierzchni migoczące plamy światła. Woda była spokojna, niemal jak lustro, idealnie odwzorowujące niebo nad nami, które zmieniało kolor z jasnoniebieskiego na pomarańczowy, a potem na ciemny fiolet.
Wokół jeziora rosły drzewa – stare, z rozłożystymi koronami, które rzucały cień na ziemię, a liście szumiały cicho w rytm wiatru. Czuło się, że to miejsce jest pełne spokoju, jakby czas się tutaj zatrzymał. Z jednej strony jeziora wznosiły się łagodne wzgórza, porośnięte bujną roślinnością. Z drugiej zaś widać było małą polanę, na której rozłożyłyśmy koc – idealne miejsce na nasz piknik. To była taka przestrzeń, gdzie nawet myśli płynęły wolniej, gdzie mogłyśmy po prostu być.
Całość otaczała cisza, przerywana jedynie szelestem liści, śpiewem ptaków i delikatnym pluskiem wody. Powietrze było świeże, nasycone zapachem wilgotnej ziemi i roślin. W oddali, na horyzoncie, można było dostrzec zarys gór, które w tym świetle wydawały się być tylko lekko zaznaczoną sylwetką, jakby z innego świata.
To miejsce było jak naturalna oaza, oddzielająca nas od zgiełku codziennego życia. Czuło się tu spokojną energię, idealną do wyciszenia się i zapomnienia o wszystkim, co zgiełkliwe. Było to ucieczką od rzeczywistości, przestrzenią, gdzie można było na chwilę się zatrzymać, zwolnić tempo i po prostu poczuć się częścią natury.
Rozłożyłyśmy koc, zaczęłyśmy jeść i rozmawiać o wszystkim, o czym mogłybyśmy, tylko we dwie. W tej chwili nic nie było ważniejsze niż ta wolność, ten moment spokoju, który mieliśmy tylko dla siebie. Każda z nas miała swoje troski, ale dzisiaj byłyśmy tylko dwiema przyjaciółkami, które po prostu chciały spędzić razem czas.
Mira spojrzała na mnie, a jej uśmiech mówił wszystko.
— Tylko ty i ja, bez pośpiechu, bez presji. W końcu! — powiedziała, a ja poczułam, jak jej energia udziela się także mnie.
I w tej chwili wszystko, co mogło mnie trapić, odeszło na dalszy plan. Jedyne, co miało teraz znaczenie, to ten piękny dzień, i chwile, które mogłyby zostać na zawsze w mojej pamięci.
— Wiesz, czasami się zastanawiam, co by było, gdybyśmy nie miały siebie — powiedziała Mira, patrząc na jezioro. Jej głos był spokojny, pełen refleksji. — Pewnie byłoby trudniej.
Spojrzałam na nią, czując, jak serce mi się rozluźnia. Odkąd pamiętam, nigdy nie byłam sama – zawsze miała mnie Mira, jak ja ją. Byłyśmy ze sobą w każdej możliwej chwili. I zawsze wiedziałam, że niezależnie od tego, co się wydarzy, nasza więź nigdy nie osłabnie. Siostra to coś, co jest niezniszczalne, coś, co się po prostu nie zmienia.
— Wiesz, Mira, nic ani nikt nie jest w stanie nas poróżnić — powiedziałam, uśmiechając się delikatnie. Z każdym słowem czułam, jak pewność wypełnia mnie od środka. — Nie ma takiej siły, która by nas rozdzieliła, nic, co mogłoby zniszczyć to, co mamy.
Mira spojrzała na mnie, a w jej oczach dostrzegłam to samo zrozumienie, które łączyło nas przez całe życie. Ta więź, która była między nami, była czymś więcej niż tylko przyjaźnią. To była siostrzana miłość, pełna zaufania i niezachwianej lojalności.
— Masz rację — odpowiedziała spokojnie, jej głos pełen był tej samej pewności, którą odczuwałam. — Zawsze będzie tak, że niezależnie od tego, co się stanie, zawsze będziemy miały siebie. Nawet jeśli nasze drogi się trochę rozdzielą, to nigdy nie przestaniemy być siostrami.
Przytuliła mnie mocno, jakby chciała mi pokazać, że nasze słowa nie były tylko obietnicą, ale czymś, co było prawdą. Byłyśmy związane nie tylko przez krew, ale przez wspólne doświadczenia, przez wszystko, co razem przeszłyśmy, przez to, co nas zdefiniowało.
Czułam się spokojna. Czułam, że z Mirą mogę przejść przez wszystko, bo nasze więzi były nie tylko silne, ale niezłomne. To siostra, która będzie ze mną na zawsze, bez względu na to, gdzie życie nas zaprowadzi.
— Pamiętasz, jak kiedyś próbowałaś zrobić mi śniadanie w święta? — zapytała Mira, a w jej oczach błyszczał figlarny ogień. — I chyba woda z makaronem miała być "włoskim daniem"?
Zaśmiałam się, wspominając tamten dzień. Pamiętam, jak bardzo chciałam zaskoczyć ją czymś wyjątkowym, ale skończyło się na tym, że zamiast makaronu z sosem, miałam na talerzu... wodnisty chaos.
— Nie przypominaj mi o tym! — odpowiedziałam, śmiejąc się. — Chciałam, żebyśmy miały trochę luksusu, a skończyło się na kuchennej katastrofie.
— A pamiętasz, jak ty zawsze trzymałaś się swojego planu na każdą okazję? — Mira zaśmiała się, opowiadając o moim natrętnym dążeniu do perfekcji. — To było jak misja w tajnej organizacji!
Śmiałam się głośno, bo wiedziałam, że to prawda. Mira miała rację – zawsze miałam w głowie jakiś "plan", "cel", coś, co miało być zorganizowane i idealne. A życie, jak zwykle, miało swoje własne plany.
— Zawsze wyprzedzałaś mnie o krok w organizowaniu wszystkiego. Jak ty to robisz, że zawsze masz odpowiedzi na każde pytanie? — zapytała z uśmiechem.
— To kwestia praktyki. — Zaśmiałam się, czując się trochę zawstydzona. — Lubię mieć wszystko pod kontrolą. Ale nie zawsze się udaje, jak widać po moim "włoskim obiedzie".
Mira roześmiała się, a śmiech rozbrzmiewał w powietrzu. W tym momencie wszystkie nasze troski i niepewności zniknęły, zamieniając się w kolejne żarty i wspomnienia, które znałyśmy na pamięć. Wtedy czułam, jak bardzo zależy mi na tej chwili – na tym, że mamy siebie, że zawsze możemy się śmiać, nawet w najtrudniejszych chwilach.
Chwile jak te przypominały mi, że niezależnie od tego, jak skomplikowane może być życie, to są takie momenty, które sprawiają, że wszystko staje się prostsze. I dzięki Mirze, mogłam na chwilę zapomnieć o wszystkim – o problemach, o przeszłości, o przyszłości. Z nią mogłam po prostu być.
— Ciekawe, jak będzie wyglądało nasze życie za kilka lat — powiedziała nagle, patrząc na horyzont. — My, nasze rodziny... dzieci, mężowie... Jak to wszystko się poukłada?
Ucichłam na moment, wstrzymując oddech. Nigdy nie zastanawiałam się nad tym tak dokładnie, ale teraz, kiedy Mira to powiedziała, poczułam, że muszę pomyśleć o tym poważnie. Chciałam odpowiedzieć coś mądrego, coś, co pasowałoby do tej chwili.
– Wiesz, siostra, ja... – zaczęła, po czym zrobiła pauzę, jakby ważyła każde słowo. – Wiem, że dostaniesz ten staż w Londynie. Jesteś naprawdę zdolna, zasługujesz na to. Ale... tak szczerze, boję się, że zostanę tu sama.
Spojrzałam na nią zaskoczona, bo nigdy nie widziałam, żeby Mira tak otwarcie mówiła o swoich uczuciach, a teraz w jej oczach dostrzegłam strach, który nie dawał jej spokoju.
– Mira... – zaczęłam delikatnie, czując, jak moja własna niepewność miesza się z jej smutkiem. – Nie musisz się martwić. Zawsze będziemy miały siebie, niezależnie od tego, gdzie będziemy.
Mira uśmiechnęła się lekko, ale w jej oczach wciąż było coś nieuchwytnego – coś, co sprawiało, że czułam się winna, że w ogóle myślałam o wyjeździe.
– Wiem, że będziesz miała swoje życie, ale... wiesz, ja już nie chcę być tą jedyną, która zostaje w tym wszystkim sama – powiedziała cicho, patrząc na mnie z nadzieją w oczach. – Po prostu nie wiem, co zrobię, jeśli... jeśli odejdziesz.
Cisza, która zapadła po jej słowach, była ciężka, ale pełna zrozumienia. Obie wiedziałyśmy, że niezależnie od tego, co się wydarzy, będziemy musiały znaleźć sposób, by radzić sobie ze wszystkim razem, nie zważając na odległość.
—Nigdy nie zostaniesz sama! — powiedziałam z powagą.
— Zawsze będziemy się wspierać, bez względu na wszystko — dodałam cicho, patrząc na nią.
Mira spojrzała na mnie z tym samym uśmiechem, który mówił więcej niż słowa. W tej chwili wiedziałyśmy, że niezależnie od tego, co przyniesie przyszłość, będziemy miały siebie. I to było najważniejsze.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro