12
Wróciłam do domu, trzaskając drzwiami. Moje nerwy były napięte jak postrzępiona lina, a każda myśl o Mirze tylko dolewała oliwy do ognia. Próbowałam się do niej dodzwonić przez całą drogę powrotną, ale oczywiście, nie odebrała ani razu. Czułam, jak w mojej głowie kłębią się pytania, a żadne z nich nie znajdowało odpowiedzi. Co ona sobie myśli? Dlaczego tak łatwo daje się wciągać w manipulacje Rivena?
Zrzuciłam buty w korytarzu i ruszyłam w stronę kuchni, gdzie zazwyczaj można było zastać matkę albo ojca, ale zamiast tego, już w holu usłyszałam podniesione głosy dochodzące z salonu. Przystanęłam na chwilę, próbując zrozumieć, co się dzieje.
– To szaleństwo, Sophia! Narażasz siebie i nas wszystkich! – głos ojca był ostry i pełen frustracji, co było niespotykane. Mój ojciec rzadko kiedy tracił panowanie nad sobą.
– Nie dramatyzuj, Rafael. Wiem, co robię – odparła matka równie zdecydowanie. Jej ton był chłodny, niemal lodowaty, jakby odcinała się od emocji.
Zbliżyłam się cicho do drzwi salonu, próbując nasłuchiwać.
– To nie tylko twoja decyzja! – kontynuował ojciec. – Wiesz, co jest w tych dokumentach? To niebezpieczne!
– I dlatego właśnie trzeba działać, a nie siedzieć z założonymi rękami – przerwała mu matka. – Znam ryzyko.
Znieruchomiałam. Nigdy wcześniej nie słyszałam, żeby rodzice się kłócili, a już na pewno nie w taki sposób. Matka zawsze była opanowana, a ojciec stanowczy, ale nigdy nie podnosili na siebie głosu. Ich wymiana zdań była dla mnie czymś nowym, czymś, co budziło we mnie niepokój.
W końcu zdecydowałam się wejść do salonu.
– Co się dzieje? – zapytałam, spoglądając na nich zdezorientowana.
Oboje odwrócili się w moją stronę. Matka wyglądała na zmęczoną, a ojciec zaciskał szczęki, próbując się uspokoić.
– Nic, czym musisz się martwić – odpowiedziała matka szybko, jakby chciała zakończyć temat. – Zajmij się swoimi sprawami, Amaro.
Zacisnęłam usta, powstrzymując się od odpowiedzi. Nie miałam zamiaru dać się tak łatwo spławić, ale ojciec spojrzał na mnie z takim wyrazem twarzy, że uznałam, iż dalsze naciskanie niczego nie zmieni.
– Jasne – rzuciłam chłodno i odwróciłam się na pięcie, idąc w stronę swojego pokoju.
Zamknęłam drzwi i oparłam się o nie, próbując uspokoić oddech. Byłam wściekła. Na Mirę, na Rivena, na rodziców, którzy traktowali mnie jak dziecko, któremu nie można nic powiedzieć. Cały ten wieczór był jednym wielkim koszmarem.
Weszłam do łazienki i spojrzałam w lustro. Mój makijaż był już rozmazany od potu i emocji, więc szybko zaczęłam go zmywać. Chciałam poczuć się choć trochę lepiej, jakbym mogła zmyć z siebie cały ten stres i chaos, który mnie otaczał. Przebrałam się w piżamę wygodny zestaw z szarych spodni i luźnej koszulki i usiadłam na łóżku, próbując zebrać myśli.
Cisza w domu była niemal przytłaczająca. Rodzice przestali się kłócić, co oznaczało, że każde z nich wyszło z domu, jak zwykle uciekając w pracę. Czułam się kompletnie odcięta od wszystkiego, samotna w tym ogromnym domu, w którym nikt nie chciał mówić mi prawdy.
I wtedy coś zauważyłam.
Przez szybę mignęło światło. Zmarszczyłam brwi, patrząc uważniej. Na początku myślałam, że to tylko refleksy od latarni, ale to coś było inne. Ruchome. Jakby ktoś był na zewnątrz.
Podniosłam się powoli, podchodząc do okna. Odsunęłam firankę i wychyliłam się lekko, próbując dostrzec więcej. Na podjeździe zobaczyłam Mirę. Właśnie zeskakiwała z motocykla Rivena, a on stał obok, nonszalancki jak zwykle.
– Nie wierzę – wymamrotałam pod nosem.
Nie czekając ani chwili dłużej, zbiegłam po schodach, niemal przewracając się w biegu. Mira właśnie wchodziła do domu, z twarzą rozpromienioną, jakby to był jej najlepszy wieczór w życiu.
Minęłam ją bez słowa, ignorując jej zdziwione spojrzenie, i wyszłam na podjazd.
Riven stał przy motorze, nonszalancko opierając się o kierownicę. Kiedy mnie zauważył, wyprostował się i zaczął mnie obserwować, jak drapieżnik przyglądający się swojej ofierze.
– Czego ty chcesz?! – wybuchłam, zanim zdążyłam się powstrzymać.
Riven uniósł brew i zrobił kilka kroków w moją stronę. Był nonszalancki, jak zawsze, ale tym razem w jego spojrzeniu było coś więcej. Coś, co podsycało moją wściekłość.
– Myślałem, że to oczywiste – powiedział spokojnie, z nutą kpiny w głosie.
– Posłuchaj mnie uważnie – powiedziałam, stając tuż przed nim. – Trzymaj się z dala ode mnie i od mojej siostry. Nie wiem, co kombinujesz, ale jeśli ją skrzywdzisz, pożałujesz tego.
Riven uniósł brew, a jego uśmiech poszerzył się. – Grozisz mi, Amaro?
– Nie grożę – odparłam lodowato. – Obiecuję.
Jego spojrzenie na moment spoważniało, ale tylko na chwilę. Potem zrobił krok w moją stronę, zmniejszając dystans między nami do minimum.
– Ty naprawdę mnie fascynujesz – powiedział cicho. – Masz w sobie ogień, który aż chce się ugasić.
Zamurowało mnie. Przez chwilę po prostu na niego patrzyłam, próbując zrozumieć, co właśnie powiedział. Ale jego twarz była niewzruszona, jego oczy intensywne, a w jego postawie wciąż było coś wyzywającego.
– Fascynuję cię? – syknęłam, czując, jak wzbiera we mnie nowa fala gniewu.
– Może – przyznał, wzruszając ramionami. – Ale przynajmniej jestem szczery. A ty? Uciekasz za każdym razem, gdy sytuacja robi się niewygodna.
– Nie uciekam! – odparłam ostro. – Ja po prostu...
– Unikasz mnie – przerwał, patrząc na mnie z wyzwaniem. – Bo wiesz, że przy mnie tracisz kontrolę.
– Kontrolę?! – niemal krzyknęłam. – Kontrolę nad czym, Riven? Nad moim życiem, które tak usilnie próbujesz zrujnować?
Riven spojrzał na mnie, a jego twarz spoważniała. Przez chwilę wydawało mi się, że coś w nim pękło, że w końcu się podda. Ale potem znowu się odezwał, a jego głos był cichy, niemal groźny.
– Nie próbuję cię zrujnować, Amaro. Próbuję cię obudzić.
Zrobiłam krok do tyłu, zaskoczona jego słowami. – Obudzić?
– Całe twoje życie to jedna wielka fasada – powiedział, jego głos nabierał intensywności. – Udajesz, że masz wszystko pod kontrolą, ale w środku boisz się, że wcale tak nie jest. Boisz się, że jeśli się zatrzymasz, jeśli pozwolisz sobie na chwilę słabości, wszystko się rozpadnie.
Zaniemówiłam. Jego słowa uderzyły we mnie jak młot. Ale nie mogłam mu dać tej satysfakcji.
– Nie masz pojęcia, o czym mówisz – powiedziałam cicho, ale w moim głosie było więcej drżenia, niż chciałam.
– Mam więcej pojęcia, niż myślisz – odparł. – Dlatego tak bardzo mnie nienawidzisz. Bo widzę prawdziwą ciebie.
Te słowa sprawiły, że coś we mnie pękło. Może to był gniew, może frustracja, a może po prostu ta jedna, zbyt mocna kropla, która przelała czarę. Nie mogłam już dłużej tłumić tego, co we mnie wzbierało.
– Nie masz pojęcia, kim jestem! – krzyknęłam, moje słowa odbijały się echem od ciszy wokół nas. – Nie znasz mnie, Riven! Myślisz, że możesz mnie analizować, jakbyś wiedział wszystko o moim życiu? Jakbyś miał prawo mówić mi, kim jestem?
Zrobił krok do przodu, zaskoczony moją reakcją. Jego pewność siebie zaczęła się kruszyć, choć tylko na chwilę.
– Nie muszę cię znać, żeby widzieć, co chowasz przed światem – odpowiedział, jego głos był spokojniejszy, ale wciąż ostry. – Ukrywasz się za maską perfekcji, Amaro. Starasz się być kimś, kim nie jesteś, żeby zadowolić innych.
Podeszłam do niego gwałtownie, niemal zderzając się z jego klatką piersiową. – A ty? Co ty ukrywasz, Riven? Całą tę twoją pozę złego chłopca, który myśli, że może robić, co mu się podoba? Że wszystko kręci się wokół ciebie?
Znowu ten uśmiech. Zawsze ten sam – pewny siebie, z nutą kpiny. – A może nie ukrywam niczego. Może jestem tym, kim widzisz.
– Nie wierzę ci – rzuciłam. – Bo nikt nie jest tak... pusty.
Jego spojrzenie stało się zimne jak lód. Zrobił krok w moją stronę, zmuszając mnie, bym się cofnęła. – A może to ty jesteś pełna strachu i hipokryzji?
– Nie chcę cię więcej widzieć!
Odwróciłam się na pięcie, gotowa odejść, ale zanim zdążyłam zrobić krok, poczułam, jak jego dłoń zaciska się na mojej ręce.
– Odejdę – powiedział, jego głos był cichy, ale każde słowo brzmiało jak obietnica. – Nigdy mnie już nie zobaczysz.
Coś we mnie drgnęło, jakby przez moment zabrakło mi powietrza. Jednak zamiast ulgi poczułam ciężar. Nie chciałam, żeby to miało tak się skończyć – nie w ten sposób.
– To świetnie – odpowiedziałam z sarkazmem, próbując ukryć ten niechciany niepokój. – To dokładnie to, czego chcę.
Riven zrobił krok w moją stronę, jego wzrok stał się jeszcze bardziej intensywny.
– Ale masz u mnie dług, Amaro. I prędzej czy później, będziesz musiała go spłacić.
Zmarszczyłam brwi, nagle czując, że to nie była zwykła groźba. W jego głosie nie było gniewu, tylko chłodna pewność siebie, która przyprawiała mnie o dreszcze.
– Dług? – zapytałam, unosząc brwi. – Nie mam u ciebie żadnego długu, Riven.
– Oczywiście, że masz – odparł z lekkim uśmiechem, który nie sięgał jego oczu.
– To było twoje widzimisię, a nie moja prośba – syknęłam, zaciskając dłonie w pięści. – Nie musiałeś niczego robić.
– Może i nie musiałem – przyznał, pochylając się lekko w moją stronę. – Ale zrobiłem to. A teraz... to ty będziesz musiała się z tego rozliczyć.
Jego bliskość sprawiała, że chciałam się cofnąć, ale zmusiłam się, żeby stać nieruchomo. Nie zamierzałam pokazać mu ani grama słabości.
– Nie ma mowy – odparłam z chłodem w głosie. – Nie jestem twoją własnością.
Riven zaśmiał się cicho, ale w jego śmiechu było coś niepokojącego.
– Nie chodzi o własność, Amaro. Chodzi o zasady. A jedną z nich jest to, że nic w życiu nie jest za darmo.
– Jeśli myślisz, że będę grała według twoich zasad, to się grubo mylisz – powiedziałam ostro, zaciskając zęby.
– Nie musisz grać – odparł, prostując się i patrząc na mnie z góry. – Ale kiedy nadejdzie czas, nie będziesz miała wyboru.
Chciałam coś powiedzieć, wykrzyczeć mu, że się myli, ale słowa ugrzęzły mi w gardle. Zamiast tego tylko patrzyłam na niego, próbując zrozumieć, co naprawdę miał na myśli.
Riven odwrócił się, jakby wszystko już zostało powiedziane.
Riven ruszył w stronę motocykla, jego kroki były pewne, jakby dokładnie wiedział, że zostawił mnie w emocjonalnym chaosie. Silnik zaryczał głośno, wypełniając nocne powietrze, a ja instynktownie cofnęłam się o krok, jakby jego obecność mogła mnie dosięgnąć nawet wtedy, gdy już odjeżdżał.
Odwrócił głowę w moją stronę na ułamek sekundy, a potem gwałtownie przekręcił manetkę gazu. Motocykl z piskiem opon wyrwał się do przodu, zostawiając po sobie jedynie smugę światła i warkot silnika, który powoli zanikał w oddali.
Stałam tam, patrząc, jak jego sylwetka znika na horyzoncie, i poczułam, jak moje ramiona opadają. Byłam wyczerpana – wściekła, zmieszana i... może trochę zraniona.
Weszłam do domu, zamykając za sobą drzwi. Moje dłonie były napięte, a serce wciąż waliło z wściekłości po konfrontacji z Rivenem. Próbowałam złapać oddech i uspokoić się, ale nagle poczułam, że coś jest nie tak.
– Co to było? – to był głos Miry, ledwo słyszalny, jakby nie chciała, żeby ktokolwiek ją usłyszał.
Stałam tam, wstrzymując oddech, nie wiedząc, co powiedzieć. Co ona widziała? Jak długo stała tam i patrzyła?
– Mira... – zaczęłam, ale głos ugrzązł mi w gardle.
Odwróciłam się powoli, czując ciężar jej spojrzenia na plecach. Mira stała tam, nie ruszając się, jej oczy przyciągały każdą moją myśl, jakby chciały wyciągnąć z moich ust prawdę, którą starałam się ukryć. Stała tam przez chwilę, a potem zrobiła krok w moją stronę. W jej oczach nie było już tylko troski, ale też coś innego – coś, czego nie mogłam rozpoznać, ale czułam, że to niepokojące.
– Co to było, Amie? – powtórzyła, tym razem jej głos nieco mocniejszy, jakby nie chciała dać mi wyjścia.
Zamknęłam oczy na moment.
– Pytasz mnie, co to było? – moje słowa były jak nóż, wykrzywiony ból i złość. – A to może ja cię zapytam, gdzie do cholery byłaś, Mira? -spojrzałam na nią.
Moje ciało było napięte, głos mocniejszy niż kiedykolwiek, a w oczach tliła się frustracja.
– Mówiłam ci na plaży, żebyś trzymała się od niego z daleka, ale ty nie posłuchałaś, więc teraz nawet nie waż się mnie pytać o cokolwiek! Jeśli zaraz się nie ockniesz, nie licz na moją pomoc, gdy wszystko się posypie.
Poczułam, jak ciężar tych słów opada na nas obie. Mira miała w oczach mieszankę rozczarowania i żalu, ale coś w środku mnie pękło, kiedy patrzyłam na jej twarz. To nie miało być tak. Nie chciałam jej ranić, ale czułam, że nie ma już innego wyjścia. Ta cała sprawa z Rivenem zrujnowała wszystko, nie tylko moją głowę, ale także naszą relację.
Mira patrzyła na mnie przez chwilę, jakby szukając czegoś w moich oczach, czegoś, czego już tam nie było. W jej spojrzeniu była zdumienie i zrozumienie, ale również coś, czego nigdy wcześniej u mnie nie widziała – pustka. Czułam, jak moje słowa wciąż wiszą w powietrzu, nie mógł ich już cofnąć.
Nie odpowiedziała. Po prostu milczała. Moje słowa musiały ją zaskoczyć, bo Mira nigdy nie widziała mnie w takim stanie – rozbitej, pełnej złości, ale i pełnej rezygnacji. Nie skomentowała niczego, tylko odwróciła się i ruszyła do swojego pokoju. Jej kroki były ciche, ale ja wiedziałam, że zostawiła za sobą coś, czego nie mogłam naprawić.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro