10
Po powrocie do domu cisza uderzyła mnie niczym ściana. Żadnych rozmów, żadnych kroków – tylko cichy szum zegara w salonie i moje własne myśli, które wydawały się teraz głośniejsze niż kiedykolwiek. Zdjęłam buty, torbę włożyłam do szafy i skierowałam się prosto do kuchni.
Nalałam sobie szklankę soku pomarańczowego, oparłam się o blat i przez chwilę wpatrywałam się w ciemność za oknem.
Nalałam sobie szklankę soku pomarańczowego, oparłam się o blat i przez chwilę wpatrywałam się w ciemność za oknem.
Coś zaprzątało moje myśli – ta dziwna rozmowa z rodzicami. Matka nagle wspomniała o jakiejś wielkiej sprawie, która miała być dla niej priorytetem. I chociaż ojciec próbował zamknąć temat, coś w tym wszystkim wydawało się... podejrzane.
Odstawiłam szklankę na blat. To był impuls. Postanowiłam pójść do gabinetu matki i dowiedzieć się, o co chodzi. Wiedziałam, że to nieodpowiednie, ale nie mogłam się powstrzymać. Coś mnie do tego pchało – jakaś dziwna intuicja, której nie mogłam zignorować.
Gabinet Sophi Moretti zawsze sprawiał wrażenie miejsca, w którym toczyły się poważne rozmowy. Gdy weszłam do środka, od razu poczułam znajomy zapach skóry i papieru. Ściany pokrywały ciemne, mahoniowe regały, wypełnione grubymi tomami prawniczych kodeksów i książek, które wyglądały na tak stare, jakby pamiętały czasy przodków. Na środku stało masywne biurko, a nad nim, na ścianie, wisiał zegar, który wydawał się jeszcze głośniejszy w tej ciszy.
Podłoga była wyłożona grubym dywanem w bordowym kolorze, który tłumił kroki, a jedyne źródło światła pochodziło z niewielkiej lampy na biurku. Kiedyś ten gabinet wydawał mi się niedostępny, niemal święty. Dziś jednak był tylko miejscem, które musiałam przeszukać.
Stanęłam przy biurku, zerkając na poukładane równo dokumenty. Matka zawsze była pedantką. Żadnej karteczki nie pozostawiała przypadkowo, wszystko miało swoje miejsce.
Na początku myślałam, że to będzie łatwe – że znajdę coś, co mi wszystko wyjaśni. Otworzyłam jedną z szuflad biurka, ale była pełna jedynie notatek i zakreślaczy. W kolejnej znalazłam plik umów, z których większość dotyczyła spraw, o których już wcześniej słyszałam. Ale niczego nowego.
W końcu moją uwagę przykuła zamknięta na klucz szuflada po prawej stronie. Klucz leżał w ceramicznej miseczce na biurku – jakby matka nie spodziewała się, że ktoś odważy się tam zajrzeć. Przez chwilę zawahałam się. Wiedziałam, że przekraczam granicę, której nie powinnam przekraczać. Ale coś w środku mnie mówiło, że muszę to zrobić.
Włożyłam klucz do zamka i przekręciłam go. Szuflada otworzyła się z lekkim skrzypieniem.
W środku leżały dokumenty oprawione w eleganckie teczki. Niektóre były oznaczone kolorowymi zakładkami, a inne wyglądały, jakby były przygotowane do przedstawienia w sądzie. Moje palce zawahały się, zanim wyciągnęłam pierwszą teczkę.
Kiedy otworzyłam ją i zaczęłam czytać, zimny dreszcz przebiegł mi po plecach.
Nazwy firm, kwoty, transakcje. Wszystko wyglądało profesjonalnie, ale im dalej czytałam, tym bardziej miałam wrażenie, że coś tu jest nie tak. Niektóre kwoty były astronomiczne, a nazwy firm brzmiały podejrzanie znajomo. W pewnym momencie trafiłam na notatkę odręcznie zapisaną przez matkę:
„Zlecenie przeszło, ale upewnić się, że dokumenty finansowe są zatarte. Kluczowy świadek do przekonania – szczegóły w rozmowie telefonicznej."
Co? Zmarszczyłam brwi, próbując zrozumieć, co to oznacza.
Przerzuciłam kolejne dokumenty i natrafiłam na coś jeszcze bardziej niepokojącego. Lista nazwisk. Niektóre były przekreślone, inne zakreślone na czerwono. Wśród nich rozpoznałam nazwisko jednego z lokalnych przedsiębiorców, o którym niedawno było głośno w mediach. Zarzuty o wyłudzenia, nielegalne transakcje...
Zaczęłam łączyć fakty. Wyglądało na to, że matka pracowała nad sprawą, która dotyczyła czegoś więcej niż tylko prawa. To wyglądało jak zorganizowane działanie – siatka powiązań między firmami, które zajmowały się praniem pieniędzy, i ludźmi, którzy robili wszystko, by to ukryć.
Jednak najbardziej przerażające były kolejne dokumenty.
Zdjęcia.
Na jednym z nich znajdowało się dwóch mężczyzn stojących obok samochodu z ciemnymi szybami. Na innym – wnętrze jakiegoś magazynu, wypełnione skrzyniami. Może to były dowody? Ale co, jeśli nie?
Ostatni dokument, który wyciągnęłam, był najgorszy. Była to umowa podpisana przez osobę, której nazwisko celowo zostało zamazane. Ale pieczęć na dole dokumentu nie pozostawiała wątpliwości – chodziło o kogoś ważnego, kogoś, kto miał wpływy.
Usiadłam na krześle przed biurkiem, czując, jak moje serce bije zbyt szybko. Dokumenty, które znalazłam, były przerażające. To nie była zwykła sprawa. To coś znacznie większego. Coś, co mogło zmienić wszystko, jeśli wyszłoby na jaw.
***
Korytarz uniwersytetu wypełniały głosy studentów, choć niektóre z nich brzmiały bardziej ożywione niż zwykle. Stałam przy szafkach z Leną, która, jak to miała w zwyczaju, opowiadała mi o planach na dzisiejszy wieczór.
– Słyszałaś o imprezie na plaży? – zapytała, przerywając sobie w połowie zdania, żeby poprawić kosmyk swoich brązowych włosów.
– Nie, nie słyszałam – odpowiedziałam, odwracając się do niej z lekkim zainteresowaniem.
– No to teraz słyszysz. Wszyscy się wybierają. Ognisko, muzyka, nawet podobno jakieś występy na żywo. To świetna okazja, żeby trochę się zrelaksować – przekonywała z szerokim uśmiechem.
– Nie jestem pewna... – zaczęłam, ale Lena od razu zmarszczyła nos.
– No nie mów, że znowu chcesz siedzieć w domu i analizować notatki. Widziałam, jak ciężko pracujesz, Amara. Należy ci się trochę zabawy.
Zawahałam się. Miała rację – ostatnio całą swoją uwagę skupiałam na nauce i starałam się unikać wszelkich rozrywek. Ale mimo wszystko impreza na plaży wydawała mi się czymś, co leży poza moją strefą komfortu.
Nagle przerwał nam głośny dźwięk. Najpierw tylko kilka dziewczyn zaczęło piszczeć, a potem na korytarzu zrobiło się istne zamieszanie.
– Co się dzieje? – zapytałam, patrząc zdezorientowana na Lenę.
– Nie mam pojęcia – odparła, również wyraźnie zaskoczona.
Obie odwróciłyśmy się w stronę tłumu, który zaczął kierować się w stronę wyjścia. Ludzie przepychali się nawzajem, a ich głosy mieszały się z podekscytowanymi okrzykami.
– Chodź, sprawdźmy to – rzuciła Lena, chwytając mnie za rękę i ciągnąc za sobą w kierunku tłumu.
Niechętnie poszłam za nią, choć w głowie kłębiły się różne myśli. Kiedy dotarłyśmy na zewnątrz, przed budynkiem uniwersytetu zapanował jeszcze większy harmider. Studenci zbierali się na parkingu, a ich spojrzenia były skupione na jednym punkcie.
Podążyłam wzrokiem za ich spojrzeniami, aż w końcu go zobaczyłam.
Riven.
Stał oparty o swój motor, nonszalancki i pewny siebie jak zawsze. Ciemne okulary osłaniały jego oczy, ale nawet one nie były w stanie ukryć tej aroganckiej pewności siebie, którą emanował. Włosy, potargane przez wiatr, nadawały mu jeszcze bardziej niedbałego, ale jednocześnie nieodparcie pociągającego wyglądu.
Nie mogłam uwierzyć własnym oczom.
– To żart... – wymamrotałam do siebie, czując, jak mój żołądek zaciska się w supeł.
Riven był ostatnią osobą, którą spodziewałam się zobaczyć, a już na pewno nie w takich okolicznościach. Jeszcze wczoraj byłam pewna, że udało mi się go zignorować, że może da sobie spokój. Ale najwyraźniej bardzo się myliłam.
Gdy tylko mnie zauważył, odsunął się od motoru i zaczął iść w moim kierunku. Tłum niemal automatycznie rozstępował się przed nim, a ja czułam, jak każda para oczu kieruje się teraz na mnie.
– O nie... – szepnęłam, czując narastającą falę paniki i wstydu.
Lena spojrzała na mnie z uniesionymi brwiami, jakby chciała zapytać, czy znam tego chłopaka. Ale zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, Riven stanął przede mną, a jego obecność wypełniła całą przestrzeń.
– Czego chcesz? – wycedziłam przez zaciśnięte zęby, starając się brzmieć pewnie.
Riven uśmiechnął się lekko, jakby dobrze się bawił moją reakcją.
– Nie podoba mi się, gdy ktoś mnie ignoruje, Amaro.
Jego słowa były proste, ale sposób, w jaki je wypowiedział, sprawił, że poczułam się jeszcze bardziej zażenowana.
– To dlatego musiałeś zrobić taką scenę? – zapytałam, unosząc podbródek.
– Scenę? – Uśmiech na jego twarzy poszerzył się. – To ty zrobiłaś scenę, nie odpisując na moje wiadomości.
Wiedziałam, że robi to specjalnie – drażni mnie, wyprowadza z równowagi. I, co najgorsze, udawało mu się to.
– Myślisz, że możesz tak po prostu pojawić się tutaj i... – zaczęłam, ale Riven przerwał mi, pochylając się lekko w moją stronę.
– Mógłbym cię teraz wziąć na ten motor i odjechać – powiedział cicho, choć na tyle głośno, że ludzie wokół na pewno to usłyszeli. – I wiesz co? Nikt by mi nie przeszkodził.
Poczułam, jak krew napływa mi do twarzy. Jego pewność siebie była irytująca, ale najbardziej drażniło mnie to, że miał rację. Wszyscy wokół byli zbyt zafascynowani jego osobą, żeby zrobić cokolwiek.
– Nawet o tym nie myśl – syknęłam, starając się, żeby mój głos brzmiał twardo, choć w środku czułam się kompletnie rozbita.
Riven odsunął się lekko i założył ręce na piersi, jakby oceniał moją reakcję.
– Jesteś zabawna, wiesz? – powiedział w końcu, a jego ton był lekki, niemal rozbawiony.
Lena, która stała obok, patrzyła na to wszystko z szeroko otwartymi oczami. Byłam pewna, że po tym wszystkim zasypie mnie pytaniami, ale w tej chwili bardziej martwiłam się o to, jak wydostać się z tej sytuacji.
Riven, jakby nic sobie nie robił z mojej wściekłości, stał na tyle blisko, że niemal czułam jego oddech. Każdy jego ruch, każda linia twarzy, wszystko w nim wyrażało tę irytującą pewność siebie, której nienawidziłam – i która, co najgorsze, działała na ludzi jak magnes. Wokół nas tłum szeptał i patrzył, jakby oglądali jakąś dramatyczną scenę z filmu.
– Posłuchaj mnie uważnie, Riven – powiedziałam, starając się, by mój głos brzmiał twardo, choć w środku gotowałam się ze wstydu i złości. – Nigdy się z tobą nie spotkam. Więc możesz sobie darować te gierki.
Jego uśmiech stał się jeszcze szerszy, a iskra w jego oczach zdradzała, że moje słowa nie zrobiły na nim żadnego wrażenia.
– Nigdy, mówisz? – spytał, jakby testował to słowo na swoim języku, rozważając jego znaczenie. – Nigdy to bardzo długo, Amaro.
– Tak, nigdy. A teraz, jeśli skończyłeś swoją małą scenę, może po prostu odjedziesz i zostawisz mnie w spokoju? – odparłam, unosząc podbródek, by nie pokazać, jak bardzo mnie zawstydzał.
Riven zrobił krok do tyłu, jakby dla efektu, i włożył ręce do kieszeni swojej kurtki. Wyglądał, jakby świetnie się bawił całą sytuacją.
– Wiesz, jesteś fascynująca. Naprawdę. Myślisz, że możesz mnie zignorować, a potem w dodatku postawić mi ultimatum? – Jego głos był niski, spokojny, ale jednocześnie przesiąknięty ironią.
Zacisnęłam dłonie w pięści, starając się nie zdradzić, jak bardzo mnie drażni.
– To nie ultimatum, Riven. To fakt.
Ludzie wciąż stali wokół, szepcząc między sobą. Miałam wrażenie, że każda para oczu była skierowana na nas, a każdy mój ruch analizowany. Ta świadomość była jak dodatkowy ciężar, który sprawiał, że trudno było mi oddychać.
– W porządku – powiedział w końcu Riven, wzruszając ramionami. – Jeśli tak chcesz, to twoja sprawa. Ale wiesz co? – Nachylił się nieco bliżej, a jego głos stał się bardziej cichy, niemal intymny. – Nigdy nie mów nigdy.
Zacisnęłam szczękę, gotowa rzucić mu jakąś ciętą ripostę, ale zanim zdążyłam otworzyć usta, on już odwrócił się na pięcie i skierował w stronę swojego motoru.
Zerknęłam na Lenę, która wyglądała, jakby była w połowie zachwycona, a w połowie w szoku. Tłum zaczął się rozchodzić, choć ludzie wciąż zerkali w moim kierunku, pewnie zastanawiając się, kim byłam, skoro taki ktoś jak Riven pojawił się na uniwersytecie tylko po to, by mnie skonfrontować.
Widziałam, jak wsiada na motor, a jego nonszalancja działała mi na nerwy. Przez chwilę myślałam, że może odjedzie bez słowa, ale oczywiście musiał mieć ostatnie zdanie.
– Do zobaczenia. – rzucił głośno, przekrzykując ryk silnika.
A potem odjechał, zostawiając za sobą kurz, hałas i mój gniew, który teraz wzbierał we mnie z jeszcze większą siłą. Lena spojrzała na mnie z błyskiem w oku.
– Czy ty możesz mi teraz wytłumaczyć, kim jest ten facet i dlaczego mówi do ciebie w taki sposób? – zapytała.
– To długa historia – odparłam przez zaciśnięte zęby, starając się nie wybuchnąć.
W środku wrzałam. Riven myślał, że może tak po prostu wtargnąć w moje życie, robić sceny i drażnić mnie na oczach wszystkich? Jeśli to była jego strategia, to musiał pomyśleć jeszcze raz. Zdecydowanie nie zamierzałam grać na jego zasadach.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro