Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

part 5


Sofia, Brno – dwa tygodnie od ucieczki z Cannes. 

Minęły dwa tygodnie. DWA TYGODNIE! Czternaście długich dni! Miałam serdecznie dość wszystkich i wszystkiego! Ile czasu można udawać? Ile czasu można grać pod publiczkę? Nie chciało mi się już udawać szczęśliwej i codziennie zakładać maski z uśmiechem.

Do tego jeszcze moja siostra dokładała swoje. Od dwóch tygodnie słyszałam pierdolenie o facecie, który podobno strasznie ją wkurwiał przez ostatnie lata, ale nigdy nie przekroczył granicy dobrych stosunków klient – wykonawca. Nikolay Tereshchenko – zapamiętałam jego nazwisko tylko dlatego, że rozmawialiśmy o nim wieczorem przed wylotem do Dubaju.

Ewcia opierała się jego urokowi, aż to pewnego spotkania, parę miesięcy po moim uprowadzeniu. Urabiał ją tak długo, aż zgodziła się iść z nim na lunch, a potem na niezobowiązującą kolację. Potem na kolejną i tak jakoś to poszło.

Już jej nie przeszkadzała, różnica wieku i magicznie przestał być wkurwiającym klientem. Odkąd Ewa awansowała na wyższe stanowisko, pełniła tylko funkcję doradczą, więc z etycznego puntu widzenia, mogli się zacząć spotykać, bez zastanawiania się czy to konflikt interesów.

Siostra po powrocie z pracy, zastała mnie, na oglądaniu w telewizji lokalnego tasiemca. Spojrzałam na nią swoim pustym wzrokiem.

– Idę jutro z Nickym na kolację. Chcesz iść z nami?

Skrzywiłam się.

– W końcu? – sarknęłam, a ona przewróciła oczami. – Będziecie chcieli potem skończyć w łóżku i wyjdzie niezręcznie. Nie chcę być piątym kołem u wozu.

– Nie będziesz – zapewniła.

Dałam się przekonać, bo w końcu odkąd przyjechałam, pierdoliła o nim non–stop. Jaki to jest wspaniały, jak to o nią dba, jak rozumie, że dla niej praca jest ważna – pewnie nawet ważniejsza niż on – itp. Itd. Zaczynałam być ciekawa tego wzoru cnót. Albo może bardziej faceta, który śmiał odwołać trzy randki pod rząd i ujść z życiem. Ewka umówiła się z nim na spacer następnego dnia po pracy, gdzieś w okolicy biura. Wieczorem wysłała mi SMS, żebym na nią nie czekała.

Widziałam jego zdjęcia w necie, dosyć powiedzmy wątpliwej jakości, jakby chroniła swoją prywatność, ale nic nie przygotowało mnie na jego akcent. Po pierwszym zdaniu zrozumiałam, że jest albo Rosjaninem, albo Ukraińcem. Nikolay Tereshchenko, bo tak się przedstawił, był miły, szarmancki i zajmował nas rozmową. I wysyłał ostrzegawcze wibracje, których nijak nie mogłam zignorować. Po mojej niefortunnej przygodzie potrafiłam rozpoznać drapieżcę, kiedy przede mną stawał.

Musiałam przyznać, że mimo całej ostrożności dobrze się bawiłam w ich towarzystwie, aż do momentu, kiedy do naszego stolika nie podszedł jeden z jego współpracowników. Przybyły oparł się ręką o oparcie krzesła, na którym siedział Nikolay. Miał tatuaże na każdym palcu dłoni. Szepnął mu coś na ucho, co mu się wyraźnie nie spodobało. Wymienili parę zdań. Z niezadowolonym pomrukiem Niki podniósł się, przeprosił nas i oddalił się. Powiodłam za nim spojrzeniem, aż znikł za drzwiami dla personelu.

– Czy on ma tatuaże?

Moja siostra, która właśnie brała łyk wina zastygła w pół ruchu.

– Bardzo dużo – odparła z wahaniem. Przygryzłam wargę. – Co ci chodzi po głowie?

– Czy jeden z nich jest ośmioramienną gwiazdą?

Jej mina powiedziała mi wszystko.

– Nie ma nic złego w posiadaniu tatuaży! – powiedziała z lekkim wyrzutem.

– Pogadamy w domu – poprosiłam, widząc jak Niki wraca do stołu. – Powiem ci wszystko w domu.

– Przykro mi aniele, ale niestety mam problem z kontrahentem. – Ja pierdolę, ile razy to słyszałam, ale z innych ust. – Mój kierowca zabierze Was do domu, jak skończycie kolację. – Pocałował moją siostrę z czułością. – Zadzwonię rano.

Wysiadłyśmy przed apartamentowcem. Powstrzymałam Ewę przed wejściem do budynku i pociągnęłam ją do niewielkiego parku po przeciwnej stronie.

– Dziwnie się zachowujesz – rzuciła, kiedy poprowadziłam ją w stronę jednej z ławek.

– Czy on wie, gdzie mieszkam i co robię na Balearach?

Spojrzała na mnie podejrzliwie, sprawdzając ręką, czy drewno siedziska jest gładkie i nie zaciągnie sukienki. Usiadła. Zrobiłam to samo.

– Nie rozumiem.

– Ewka, kurwa! – rzuciłam napastliwie. – Odpowiedz na pytanie.

– Nie. – Odparła ze zmarszczonym czołem. – Nie sądzę. Mogłam coś wspomnieć, bo rozmawiamy o różnych rzeczach! O co chodzi?!

– Ten tatuaż, gwiazda, czy jest na jego kolanach? Albo ramionach jak stopnie wojskowe?

– Nie. – Miałam ochotę westchnąć z ulgą, że nie było to rosyjskie „I kneel to no–one", ale potem dodała – I to nie jest jedna gwiazda a osiem, okalające jego biceps.

– A tatuaż to Flecto genua mea neminem. – Ewa zamilkła w pół słowa, wpatrując się we mnie z szokiem, ale pokiwała głową twierdząco. – Ja pierdolę, kurwa mać! – wrzasnęłam na całe gardło, zrywając się z ławki. Niczym dzieciak w napadzie szału podskoczyłam parę razy i tupnęłam nogą. Wpatrywała się we mnie z szokiem.

– Skąd wiesz, jaki ma tatuaż?

Zakryłam na chwilę twarz dłońmi, zastanawiając się, jak kurwa mogłam spaść z deszczu pod rynnę. Moja rodzona siostra spotykała się z kapitanem Bratvy. Zapewne rządził Brnem o ile tylko Brnem, bo ja pierdolę w najgorszym scenariuszu mógł być samym Vorem, czyli księciem złodziei. Było jeszcze gorzej. Ja należałam do prawej ręki i doradcy rodziny Alvarez–Talavery a oni pracowali dla Vitiellich!

Gdzie wschód spotykał się z zachodem! Czy nie tak Patrick zawsze drwił z pozycji jaką zajmowali?

Była też inna możliwość. Teraz zaczynały mi wskakiwać na miejsce inne puzzle tej układanki. Dlaczego pozwalali mi podróżować samodzielnie do rodziców? Bo jebana Bratva gwarantowała moje bezpieczeństwo? Ja pierdolę! Co jeszcze ukrywał Adam z Patrickiem? Jak daleko sięgały ich macki?

Usiadłam na dupie, czując się emocjonalnie wyczerpana. Nie wiem, która opcja była gorsza.

– Sofia?

– Twój facet jest w mafii – wyszeptałam.

Roześmiała się na pełne gardło.

– Mój facet – wydusiła między parsknięciami – ma sieć restauracji, parę klubów nocnych. Jest biznesmenem.

Znałam już te wszystkie bajeczki. Interesy, kluby itp. Itd. O święta naiwności! To nam źle wróżyło na dalszą część odkrywania sekretów. Złapałam ją za ramiona i potrząsnęłam.

– Ewka, kurwa, na jakim ty świecie żyjesz?

Strząsnęła z siebie moje dłonie.

– A ty? W tej chwili nie wiem, czy bierzesz za dużą dawkę leków, czy za małą – rzuciła z emfazą.

Jej niewiedza zaczynała mnie wkurzać. Powinna wiedzieć, w co się pakuje.

– Chcesz wiedzieć, co robiłam na Balearach? – zapytałam poważnie.

Sięgnęłam do torebki i wyciągnęłam iPhone od Adama. Nosiłam go w torebce, modląc się o cud, który nie nastąpił. A może dla bezpieczeństwa. Odwinęłam go z folii i zalogowałam. Odpaliłam album ze zdjęciami i wręczyłam jej ze słowami: oglądaj. Przerzucała jedno za drugim. Jacht, niezliczone miasta, samochody. Ciuchy. Nie była idiotką, żeby nie rozpoznać markowej torebki Launiera czy butów od Manolo Blahnika, czy Christiana Louboutin.

Spojrzała na mnie, jakbym była obcą osobą, o której nic nie wiedziała. Widząc zdjęcie mnie i Adama zakryła usta dłonią. Przenosiła spojrzenie ze mnie na telefon i z powrotem. Milczałam, czekając, aż skończy. Słyszałam przychodzące powiadomienia. W którymś momencie mój telefon zaczął dzwonić.

– Odebrać?

Odwróciła wyświetlacz, żebym mogła zobaczyć, kto dzwoni. Alessi. Z cichym nie, odrzuciła połączenie. Niemal natychmiast znów zaczął dzwonić. Inne imię.

– Tym razem Adam. – Chciała mi podać aparat, ale wpatrywałam się w niego jak w jadowitego węża. – A więc odrzucamy – kliknęła czerwoną słuchaweczkę. – You're full of shit and lies! Kim ty u cholery jesteś? I z kim się zdajesz? Zwłaszcza że twierdzisz, że Nikolay jest w mafii? To, kim jest twój facet? Ile szkieletów ukrywasz w szafie?

Wyjęłam jej z dłoni telefon. Zerknęłam na ekran, odczytując jedno słowo: „odbierz"wiadomość od Adama. Ty sobie jeszcze poczekasz. Mogłam się zajmować tylko jednym problemem na raz.

– Żadnego, ale mam małe, czarne pudełeczko z duszami moich wrogów, które trzymam w komodzie!

Kolejny raz imię Adama pojawiło się na ekranie.

– Co się stało, że przyleciałaś na tak długo? Odkochał się? – spytała z troską, znów go rozłączając. – Ty się odkochałaś? – zajrzała mi w oczy. – Chyba nie, skoro usiłuje się dodzwonić – rozejrzała się ostrożnie po otoczeniu. – Ukradłaś coś mafii? Ścigają cię?

Spojrzałam na nią z urazą.

– Masz ułańską fantazję po dziadkach – skwitowałam.

– Więc czemu nie chcesz odebrać?

Założyłam nogę na nogę, kładąc telefon na ławce tak, żeby nie widzieć ekranu. Łudziłam się myślą, że był dwa tysiące kilometrów stąd i nie mógł mi nic zrobić..

– Zrobię ci relację w telegraficznym skrócie, ok? Ale musisz mi obiecać, że nie będziesz przerywać.

Pogroziła mi palcem.

– Prawda, cała prawda i tylko prawda! – zażądała przysięgi, wpatrując się we mnie z irytacją.

– Dobrze – uniosłam dłoń i położyłam na sercu. – Prawda, cała prawda i tylko prawda!

– Jeśli skłamiesz, wyrzeknę się ciebie! – zagroziła z poważną miną.

Powiało i Ewa zadrżała w swojej cienkiej sukience.

– Może pójdziemy na górę? – zaproponowała.

– Jeśli Nicky jest tym, kim myślę, masz w domu podsłuch. I to oby jeden. – Jej mina jasno sugerowała, że powinnam się leczyć. – Będę szybka – obiecałam. – Zacznę od tego, że bardzo wiele z tego co ci mówiłam przez ostatni rok to kłamstwo.

– No nie pierdol! – sarknęła. – Widziałam zdjęcia. Kurwa, Sofia! Pojedyncze buty, które miałaś na nogach, na jednym ze zdjęć, kosztowały parę tysięcy euro! Ten partolony jacht pewnie kosztował z milion! Jezu, Sofia! To niebezpieczni ludzie! Czy coś ci grozi? Uciekłaś? Musimy iść na policję.

Teraz to mnie rozbawiła. Ja pierdolę, to będzie trudniejsze, niż mi się początkowo wydawało!

– Ewka, zamknij się i posłuchaj – przerwałam tę tyradę. – Pamiętasz, jak poleciałam bez ciebie do Dubaju? Zadałam się z niewłaściwymi ludźmi. Dość powiedzieć, że spędziłam parę miesięcy na rehabilitacji. Nie będę się wdawać w szczegóły, ale Adam kupił mnie w burdelu w Dubaju. On, a właściwie jego master mind kuzyn, kontrolują kasyna na lazurowym wybrzeżu.

– Dla mafii – dokończyła, otwierając szeroko oczy.

Naprawdę tylko to jej utkwiło w głowie? Mafia? Nie to, że zostałam sprzedana i kupiona, a tylko słowo Mafia? Się przejęła...

– Dla mafii – potwierdziłam. – A konkretniej dla rodziny Vitiellich. Adam jest prawą ręką... eeee... szefa?

– Czekaj! – zażądała twardo, unosząc dłoń do góry. – Powoli. Przez Adama znalazłaś się na rehabilitacji?

Wyraźnie była wytrącona z równowagi. Ale kto by nie był, skoro rodzona siostra oznajmia ci, że została sprzedana do burdelu, a potem ktoś ją kupił. Jak scenariusz do kiepskiego filmu. Albo książki o mafii.

– Nie, skurwiel w Dubaju pobił mnie niemal na śmierć.

– Matko i córko... – jęknęła, łapiąc mnie za dłonie. – Prawa ręka?

– Taki drugi po bogu – wyjaśniłam. – Doradca szefa.

Zmarszczyła brwi, oblizując po raz kolejny wargi. Nieświadomie zaciskała palce na moich dłoniach. Robiła to tak mocno, że w końcu z głośnym protestem zabrałam dłonie. Zaczęła się bawić rąbkiem swojej sukienki. Za chwilę spruje ten łaszek.

– I są we włoskiej mafii? – wyszeptała drżąco. – Jezu, Sofia! To się nie dzieje!

– Nie – sprostowałam. – Portugalskiej. Skup się! Na zlecenie włoskiej rodziny Vitiellich kontrolują ekskluzywne kasyna.

– I domy publiczne? – zapytała z wahaniem.

Teraz ja zmarszczyłam brwi.

– Nic o tym nie wiem. Wiem, tylko o kasynach. Wiem, to też za dużo powiedziane – sprostowałam. – Wiem, że są i istnieją, ale nie wiem o nich nic. Bawiłam się w niemal każdym klubie, ale nie znam żadnych szczegółów.

W tej właśnie chwili zdałam sobie sprawę, że ja naprawdę nie znam żadnych szczegółów, a moja przydatność dla wrogów wynosi zero. Nawet nie znałam zabezpieczeń w willi. Żadnego rozkładu lotów czy grafiku wizyt w kasynach. Nie wiedziałam, jak działają i jakie są ich słabe strony. I co się nam może stać.

– Co się stało w Dubaju? – spytała, masując skronie.

– Wypiłam o jednego drinka za dużo. Ewa... – zawahałam się, czując jak wilgotnieją mi dłonie – ja nie chcę o tym rozmawiać. Byłam na terapii, byłam na lekach. Wszystko się zagoiło. Nie miewam już koszmarów – przyznałam. – Adam pomógł mi się z tym uporać, ja nie chcę do tego wracać. Nie chcę się czuć zbrukana, niegodna i zawstydzona. Nie chcę, żebyś wiedziała, co się stało. To było, minęło. Adam mnie... kupił.

– Co zrobił?! – zawołała tak głośno, że chyba słyszeli ją też rodzice w Pradze.

– Głośniej, kurwa! – warknęłam.

Zatkała dłonią usta, rozglądając się na boki nerwowo.

– Kupił? – wycedziła. – Kupił?! Jak żywy towar?

– Ewa, w twoim idealnym świcie są jednorożce i tęcze, ale tam – wskazałam na bok – jest świat, o którym nie masz pojęcia. Ekskluzywne burdele, w których klienci mogą zrobić z twoim ciałem, co tylko chcą. Jeśli uważasz, że niewolnictwo skończyło się dawno temu, to musisz zrewidować swój pogląd. Ja jestem jego żywym przykładem. Adam dał mi wybór, kiedy doszłam do siebie, mogłam wrócić do Pragi do rodziców, ale nie chciałam.

– Wybór? – wycedziła, jakby nie rozumiała tego słowa. – Wybór? Jesteś tak naiwna, że sądziłaś, że masz jakiś wybór? Przecież on cię kupił!

– Ewa... – Brakowało mi argumentów jak dotrzeć do tej zakutej pały przede mną. – Ja już byłam na lotnisku, prawie wsiadałam do samolotu do domu, kiedy zdecydowałam się zostać. Więc tak, miałam wybór... i wybrałam jego.

Zerwała się z ławki.

– Idziemy na policję! – oznajmiła autorytatywnie.

Wariatka, kompletna wariatka, jeszcze gorsza niż ja!

Zaczęłam się histerycznie śmiać i nie mogłam przestać. Uderzyła mnie w twarz, co mnie nieco otrzeźwiło. Pociągnęłam ją z powrotem na ławkę, przykładając chłodną dłoń do policzka.

– Ewka! Spotykasz się z wysoko postawionym człowiekiem z mafii. Naprawdę myślisz, że policja to dobry pomysł? Wiesz, co się robi kapusiom?

– Więc co? – Napadła na mnie. – Mam przyjąć do wiadomości, że Adam cię posiada i przyjąć go do rodziny z dobrodziejstwem inwentarza?

Przewróciłam oczami.

– Nie! – zaprzeczyłam z mocą. – Stało się, co się stało. Nie chcę tego rozdrapywać.

– Sofia! Musimy iść na policję!

– Nie!

– Zwariowałaś? – Potrząsnęła mną za ramiona. – Masz syndrom Sztokholmski? Zakochałaś się w porywaczu?

– Adam mnie nie porwał.

– Jasne! – Fuknęła. – Jest twoim wybawicielem! Rycerz na białym koniu.

– Konia to ma, ale nie białego – zakpiła. – Opalony jak każda inna część tego boskiego ciała.

– Sofia, kurwa! Pomyśl rozsądnie! – ponagliła.

– Właśnie to robię – odparłam ze spokojem. – Ewa to było ponad rok temu. Wyparłam z głowy większość tego co się stało. Nie chcę pamiętać! Nie chcę wiedzieć, nie chcę tego rozdrapywać. Adam mi pomógł przetrwać.

– Ale oni są w mafii – wyszeptała.

– Nikolay też, tylko w rosyjskiej.

– Nie. – Pokręciła przecząco głową. – Nigdy w to nie uwierzę. To normalny facet.

– Oczywiście – odparłam z przekąsem. – Mój to mafia, ale twój z pewnością nie! – Sięgnęłam po telefon. Wybrałam numer Adama. – Jestem zła! – wyrzuciłam z siebie, gdy odebrał.

– Nadal czy znów? – nadeszła odpowiedź, wypowiedziana opanowanym, głębokim głosem kochanka.

Jezu jak ja się za nim stęskniłam!

Ewa parsknęła śmiechem, słysząc jego cierpliwy ton. Zacisnęłam palce na nasadzie nosa.

– Zamknij się i posłuchaj – rozkazałam, na co odpowiedziało mi tylko urocze parsknięcie. – W jakich opałach jestem, jeśli facet ma tatuaż z ośmiu ośmioramiennych gwiazd otaczających jego biceps, a na sercu: Flecto genua mea neminem?

Doszło nas westchnienie.

– To zależy, w jakiej odległości jest od ciebie ten skurwiel z Bratvy.

Ewy oczy zrobiły się ogromne niczym spodki.

– Spotyka się z moją siostrą.

– Jesteście magnesem na kłopoty – rzucił gderliwie.

– Tak, wiem! W jakim gównie jesteśmy?

Spojrzałam na siostrę. Nadal nie dowierzała w to co słyszała.

Pobudeczka siostruniu! Wielki, zły wilk ma nas zjeść i nic na to nie poradzisz! Chociaż myślę, że ten wilk już liznął sobie, nie raz nie dwa.

– Jak się nazywa? – padło pytanie Adama.

– Nikolay Tereshchenko – powiedziała Ewa.

W słuchawce zaległa cisza.

– Czy on wie, że ty wiesz?

– Nie sądzę? – zaryzykowałam.

– Długo zamierzasz jeszcze tam zostać?

– Nie mogę zostawić Ewy...

– Sofia! – warknął twardo.

– Hej! – Zaprotestowała Ewa na ten ton. – Nie mów do mojej siostry w ten sposób! Czy to z powodu takiego traktowania wyjechała?!

– Wyjechała, bo wyciągnęła absolutnie opaczne wnioski z niedawnych zdarzeń – odparował. – A teraz możemy się skoncentrować na tym, co tam się do kurwy dzieje?

– Nic się nie dzieje! – Zaprzeczyła Ewa. – Chodzę na randki, facet jest szarmancki, opiekuńczy i zajebisty w łóżku. Pełny pakiet, więc jak zamierzasz mi go odradzać to pomyłka w adresie.

W tle dało się słyszeć głosy. Adam i Patrick wdali się w kłótnię.

– Jak się zdecydujecie, co zrobić to zadzwońcie – rzuciłam rozłączając się.

Spoglądałyśmy na siebie przez długi czas.

– Będziemy musiały o tym jeszcze porozmawiać! – powiedziała Ewa twardo.

– Nie dzisiaj, nie teraz! – odparłam z frustracją, wiedząc, że ma rację.

– Nadal uważam, że powinnaś iść na policję.

– A ja uważam, że nie masz racji.

– Sofia...

– Nie! – przerwałam jej twardo. – Widząc, jak się zachowujesz, naprawdę żałuję, że ci powiedziałam!

Znów zawiał wiatr. Podniosłam się a ona za mną i bez słowa poszłyśmy do mieszkania. Rozejrzała się po nim podejrzliwie.

– Przestań – szepnęłam.

W tej samej chwili zaczął dzwonić jej telefon. Otworzyła szeroko oczy.

– I co ja mam teraz robić? – jęknęła.

– Odbierz i zachowuj się normalnie.

Wzięła głęboki oddech.

– Hej Nicky.

Jego melodyjny głos popłynął z głośnika.

– Cześć śliczności, chciałem się tylko upewnić, że jesteś już bezpiecznie w domu. – Ewa marszczyła brwi na słowo „bezpiecznie".

– Tak, jesteśmy już na górze. – Jak dla mnie, nie brzmiała przekonująco. – Sofia pokłóciła się ze swoim facetem, usiłowałam wyciągnąć od niej szczegóły.

– Ze swoim facetem z Portugalii?

Teraz ja spojrzałam na nią z przestrachem.

– Przecież wiesz, że Sofia pracuje na Balearach – wybrnęła.

– W którym hotelu?

Teraz ja miałam oczy jak spodki. Ewa uniosła uspokajająco dłoń.

– Mam ją zapytać?

– Nie chciałabyś jej odwiedzić?

Ewa zaśmiała się.

– A ty chciałbyś, żeby cię rodzina nachodziła, jak pracujesz? – Spytała z ironią. – Albo wpadała niezapowiedzianie, oczekując darmowych obiadków albo lepszego traktowania?

– Ale po pracy mogłaby nam pokazać okolicę?

To się nie dzieje. Zaraz ten domek z kart runie jak długi.

Klapnęłam na sofę, zasłaniając twarz rękami. Ewa podeszła do wyspy kuchennej i oparła się biodrem o blat.

– To już wolałabym, zabrać ją na jakieś ekskluzywne wakacje. Mauritius albo Hawaje.

– Mhmm – Doszedł mnie seksowny pomruk. – Ciepła woda i ty w bikini.

– Brzmisz jak mokry sen nastolatka – zaśmiała się lekko.

– Ale starczam na wiele, wiele dłużej, jak już się zdążyłaś przekonać.

Z krwistym rumieńcem moja siostra zdjęła go z głośnomówiącego i przyłożyła telefon do ucha. Widząc moją uradowaną minę, pokazała mi jakże wymowny środkowy palec.


Flecto genua mea neminem - I kneel to no–one - Nie ugnę się przed nikim 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro