Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

part 1


Sofia – La Palma, Baleary, dwa tygodnie po ślubie Dariusa i Nicoli

Ostatnie sześć tygodni dały się we znaki wszystkim. Nieoczekiwanie pojawienie się Nicoli w naszym życiu, było równie zaskakujące jak prawda o tym kim była. Siostrą Giovanniego. Cztery tygodnie do ślubu minęły, niczym z bicza strzelił. Miałam wcześniej do czynienia z matką Dariusa, ale mordercze zapędy Talii zawstydziłyby nawet antycznego Cezara. Wzięcie udziału w jej pogrzebie, było najbardziej nieszczerym zachowaniem, jakiego w życiu się dopuściłam. Staliśmy wszyscy w ciszy, udając, że nam przykro, kiedy najchętniej napilibyśmy się szampana, świętując.

Mia... przez chwilę było mi jej szkoda, ale tylko przez chwilę. Nie wiem, co działo w tym pojebanym czerepie tej dziewczyny, wiem tylko, że stała się ofiarą. Czy przypadkową wątpię? W życiu nie wybaczyłabym jej tego, że usiłowała otruć kota Nicoli. Kota! Na miłość boską... jak trzeba być nieczułym, podłym i niewrażliwym, żeby chcieć zabić niewinnego zwierzaka. Jakim trzeba być? ZJEBANYM!

Cztery tygodnie a afera goniła aferę. Mia, przez którą aresztowano Nicolę, nieudane przyjęcie w Cannes, otrucie kota, to że Cinnante zranił mnie na parę minut przed ślubem. I wisienka na torcie tego pojebanego czasu – poronienie Nicoli. Jakby los całkowicie uwziął się na nas.

Albo w końcu pokazał priorytety.

Adam mnie okłamywał. Ops! Nie, to należałoby sprostować: on jak zwykle trzymał mnie w niewiedzy, żeby chronić. W jakiej jeszcze niewiedzy mnie trzymał? Czego jeszcze mi nie mówi? Za dużo pytań za mało odpowiedzi!

Na wyspie miałam wrażenie, że jestem uwięziona. Czy to jeszcze był mój dom? Przestałam się czuć jak u siebie, a przecież to był azyl, najbezpieczniejsze miejsce na świecie. Potrzebowałam złapać oddech, odseparować się od tego całego gówna. I Nicoli też by to dobrze zrobiło. W głowie objawił mi się plan. Trzeba by go teraz tylko zrealizować.

Z wahaniem zapukałam do drzwi apartamentu Alessiego. Miałam plan, ale musiałam to z nim skonsultować. Nie mogłam tak po prostu spakować się i wyjechać. Wiedziałam, że musi tam być skoro ja była razem z Nicolą. Na jego twarzy gościł uśmiech a brak koszulki i wiszące nisko na biodrach spodenki powiedziały mi, że skorzystał z dnia wolnego i dobrze się bawił. Albo zabawiał. Jak kto woli.

– Chcę cię prosić o przysługę.

– Czy będę tego żałował? – spytał, krzyżując ramiona na piersi i opierając się o framugę.

– Bardzo możliwe – odparłam niepewnie.

– Dawaj.

– Chcę zabrać Nicolę do Pragi i nie chcę mieć ogona.

Nawet nie zastanawiał się nad odpowiedzią. Była twarda i taka, z którą się nie dyskutuje, co dla Alessiego było czymś niezwykłym.

– Nie.

– Ponieważ?

Westchnął, kręcąc głową z niedowierzaniem.

– Wiesz, kim ona jest i czyją żoną jest i prosisz mnie o coś takiego?

– Nikt nie wie! – rzuciłam twardo, tupiąc nogą.

– Nie o to chodzi! – przerwał mi, unosząc rękę do góry i usiłując powstrzymać moje kolejne słowa. – Ty to co innego. Możesz robić, co chcesz, ponieważ Adam ci na to pozwala, ale ona... Nie ma mowy, żeby pojechała gdziekolwiek bez przynajmniej jednego ochroniarza, a i to wtedy, i tylko wtedy, jeśli Darius wyrazi zgodę.

Rozchyliłam usta, uzmysławiając sobie, co właściwie powiedział. Nicola była na tyle ważną i wartościową dla rodziny osobą, że nie było mowy, o jakichkolwiek samodzielnych wypadach. Czy to tu, czy tam, była priorytetem. Serce zacisnęło mi się boleśnie, a w oczach zakłuły łzy.

– Czy ty powiedziałeś właśnie to, co myślę?

– Pozwól, że doprecyzuję, żebyśmy się dobrze zrozumieli! – odparł twardo. – Możesz lecieć, ale ona zostaje.

– W porządku.

Zanim wróciłam do apartamentu na górę, stanęłam na półpiętrze, opierając się ciężko o ścianę. Ostatnie kilka dni było nie tyle huśtawką nastrojów, co pieprzoną kolejką górską bez hamulców. Jeśli wydawało mi się, że coś znaczyłam, musiałam zrewidować ten pogląd w tej chwili. Nie byłam niczym innym poza zabaweczką faceta z mafii. Na tyle nieznaczącą, że wolno mi było robić, co chciałam.

Zakryłam twarz dłońmi. Ależ ja byłam naiwna. Czy są za to jakieś nagrody? Mistrzyni. Dopiero pojawienie się Nicoli uzmysłowiło mi, jak nieznacząca jestem i o co tu naprawdę chodzi. Boże, ja pierdolę, jaka ja byłam łatwowierna i naiwna. Adam dał mi to, co było mi potrzebne i co jemu było na rękę. Okruszki podawane jak tort, kiedy szczerze nie jadłam z nimi przy stole, tylko dostawałam kąski z pańskiego stołu, klęcząc bok.

Czułam się, jakby coś we mnie umarło. Przypomniały mi się wszystkie momenty, kiedy Adam „osłaniał" moją wiedzę, dla „mojego dobra". Ponieważ nie jesteś niczym innym niż laską do ruchania. Podpowiedział mi mózg. Nie byłam warta zaufania. Kim byłam? Przyjacielem z bonusem, wartym pieprzenia, ale nie inwestowania uczuć. Nigdy nie będę niczym więcej poza dziwką kupioną w Dubaju. To jak z telefonem bez zasięgu. Jedyne co możesz zrobić to grać w gry.

Poszłam na górę.

– I co?

– Nie, jeśli nie zabierzesz ze sobą przynajmniej jednego ochroniarza, ale ja mogę jechać.

Nicola milczała wpatrując się we mnie.

– Nie spodobała ci się ta odpowiedź.

Opadłam na sofę i popatrzyłam w sufit. Obręcz na moim sercu zaciskała się mocniej. Czułam przemożoną potrzebę ucieczki. Wydostania się z tego miejsca. Objęłam się ramionami.

– Uzmysłowiła mi coś, czego nie rozumiałam do tej pory.

Minęła długa chwila, zanim się znów odezwała.

– Że bardzo chciałabyś być mną, kiedy ja bardzo chcę być Tobą?

– Mniej więcej – przyznałam.

Zamilkłyśmy obie pogrążone we własnych myślach. Wieczorem nie wróciłam do apartamentu Alessiego, nie raczyłam nawet odpisać na jego smsa. Adam jak zwykle życzył mi słodkich snów. Nawet nie byłam warta tego, żeby mi powiedzieć, gdzie lecą z Dariusem. Przyłożyłam głowę do poduszki, a łzy same zaczęły mi płynąć po twarzy.

Czułam się rozbita na tysiące kawałków, bez żadnego pomysłu, od którego okrucha rozpocząć znów odbudowę. Błyszczały zawieszone w czarnej, gęstej próżni pokazując całe moje życie jak klatki ze starego filmu. Jak spacerowanie po ciemny lesie, w którym nawet nie widać poświaty księżyca.

Rano wyglądałam jak zombi. Podkrążone oczy, ziemista cera.

Sięgnęłam po telefon wysyłając SMS–a do Alessiego:

S: gdzie jest Adam? Monako?

Odpowiedź przyszła po paru minutach.

A: Cannes. The Sinners.

No proszę, on nie miał problemów, żeby mi powiedzieć, a mój własny facet nie raczył.

S: Lecę do Pragi.

A: sama?

S: Tak.

A: daj znać kiedy odebrać cię z lotniska.

Odłożyłam telefon na stolik pod bacznym spojrzeniem Nicoli. Ona nie do końca rozumiała motywację, która mnie nakręcała, ale ja nigdy nie podzieliłam się z nią swoją historią. Nie opisywałam, co się stało ani jak się poznaliśmy z Adamem. Nawet jeśli gdzieś w żarcikach padło: dziwka z Dubaju, to nikt nie śpieszył z wyjaśnieniem szczegółów. A te detale były dla mnie ważne. One sprawiły, że byłam, kim byłam w tym momencie.

– Polecę do rodziców na kilka dni – rzuciłam cicho.

– Nie rób niczego głupiego – poprosiła, kiedy się żegnałyśmy.

I tak właśnie przez nikogo niepilnowana poleciałam do Barcelony, wypożyczyłam auto i pojechałam do Cannes. Ta wycieczka była mi potrzeba, żeby zrozumieć własne myśli. Żeby poukładać sobie w głowie co dalej. Czułam się odarta ze złudzeń i zraniona do żywego mięsa. Kochałam Adama, ale wyglądało na to, że dla niego była to tylko fascynacja. Tak to właśnie dobierałam.

Rozmowa z Nicolą na balkonie uświadomiła mi, że być może w niedalekiej przyszłości też będę musiała patrzeć, jak Adam staje na przysłowiowym kobiercu z jakąś kobietą. To nie było kółko różańcowe, tylko mafia, gdzie liczyły się wpływy i znajomości. Nie zniosłabym roli tej drugiej, a pewnie tylko to by mnie czekało. Nawet przy małżeństwie z rozsądku... Nie potrafiłabym mu wybaczyć, że dotknął inną kobietę.

Chyba dotarliśmy do tego momentu związku, kiedy należało się zdecydować co dalej. Ewidentnie nie będę się prosić ani błagać, żeby się ze mną ożenił. Mógł mi się oświadczyć już wielokrotnie, odkąd jesteśmy razem. Słowo kocham padło między nami parę razy, ale nie była to dozgonna obietnica bycia razem, a raczej żarcik, że słowo „kocham" jest przereklamowane i nadużywane.

Małżeństwo nie wchodziło w grę też z kilku innych powodów. Nie miałam odpowiedniej pozycji i byłam nikim. Jakąś tam czeską laską porwaną w Dubaju a Adam zainteresował się mną, bo chciał mnie wykorzystać do jakieś planu, którym się nigdy ze mną nie podzielono. Tkwiłam między młotem a kowadłem. Laski na imprezach z dziwkami uważały, że mi się udało i szczerze mnie nienawidziły z tego powodu. Kobiety, które spotkałam kilka razy na oficjalnych przyjęciach, uważały, że jestem tanią poszukiwaczką złota i omijały jak parweniuszkę.

Quo Vadis? Dobre pytanie!

Autostradą, droga do Cannes, zajęła mi to niecałe sześć godzin. Przed dwudziestą drugą stanęłam na progu klubu, w którym przebywał Adam. Zignorowałam kolejkę i od razu podeszłam do strefy VIP.

– Tu jest kolejka! – mruknęła z niezadowoleniem laska, która wyglądała, jakby zgwałciło ją pudełko kredek.

– Tak, dla ludzi takich jak ty – rzuciłam z pogardą.

Ochroniarz, łysy, napakowany osiłek, którego tu wcześniej nie widziałam, spojrzał na mnie z uniesionymi brwiami. Wyglądałby jak dżin, który właśnie wyskoczył z butelki, gdyby tylko zdjął koszulkę. Miał nawet złoty kolczyk i odstające uszy. Zlustrował moje dżinsy i luźną koszulkę. Nie miałam na twarzy śladu makijażu. Jego spojrzenie było wymowne. Zignorował mnie zupełnie.

– Powiedz Adamowi Alvarez, że Sofia chce się z nim zobaczyć.

Przeniósł na mnie zdegustowane spojrzenie.

– Serio?

– Serio, serio!

– Myślę, że szef ma w planach inną laskę na dzisiaj.

Boże, poczułam się, jakby mnie ktoś uderzył w twarz. Nie zostało mi nic innego, niż zadzwonić do mojego faceta. Z kieszeni wyciągnęłam telefon, ale zanim go odblokowałam w drzwiach pojawił się Fabi. Obrzucił mnie niezainteresowanym spojrzeniem, co dobrze wróżyło Oanie. Przeskanował całą kolejkę i chyba nie zobaczył tego, co chciał.

– Fabiano! – zawołałam głośno, kiedy odwrócił się, aby wejść do środka. Spojrzał na mnie jeszcze raz, teraz uważniej. Dostrzegłam moment, kiedy mnie rozpoznał. Dzięki Bogu! Zaczynałam się zastanawiać czy noszę zbyt dużo makijażu, skoro bez niego byłam nierozpoznawalna. Bliżej do zgwałconej przez pudełko kredek jak ta laska w kolejce? Albo nie robiłam wrażenia. Byłam przeciętna jak guma do żucia. Gdybym zaginęła nie mogliby użyć żadnego zdjęcia z Facebooka, bo nikt by mnie nie rozpoznał. Ekstra tylko tego było mi potrzeba, żeby mnie dobić.

– Sofia?

– Yeah, well...

Dał znak, żeby ochroniarz mnie przepuścił.

– Znasz ją? – spytał z niedowierzaniem.

– Sofia, laska Adama!

– Serio?! – jego brwi podjechały do góry, tworząc na czole wraz ze zmarszczkami fale Dunaju.

Moja mina zrzedła jeszcze bardziej. Poczułam się jak ostatni śmieć.

– Serio! – odparł Fabi, prowadząc mnie do środka. – Co ty tu robisz?

– Muszę pogadać z Adamem.

Mój ton musiał go zaniepokoić.

– Coś się stało?

Nie raczyłam odpowiedzieć. Poprowadził mnie na zaplecze. Wiadomo, nie nadawałam się na public display. Nie dzisiaj. Nawet nie miałam na nogach obcasów a zwykłe tenisówki. Zostawił mnie samą w gabinecie Patricka, informując, że Adam zaraz przyjdzie.

Zatrzymałam się mniej więcej w połowie dystansu do drzwi i stałam jak ta sierota, miętoląc pomiędzy palcami brzeg koszulki. Nerwowo zaczęłam przeczesywać włosy palcami, ale przestałam uświadamiając sobie co robię. Starałam się panować nad oddechem, ale wnętrzności zaciskały mi się konwulsyjnie, powodując ból. Nic dobrego nie przyjdzie mi z tego, jeśli zacznę płakać. Muszę być najbardziej kliniczna, jak tylko potrafię. Inaczej nic z tego nie wyjdzie.

Zero emocji. Same informacje.

Dasz radę Sofia!

Ale świat mi się wali na głowę...

Podskoczyłam nerwowo, słysząc otwierające się drzwi.

– A to niespodzianka. Alessi twierdził, że jesteś w Czechach – rzucił Adam, wchodząc do środka.

Zlustrował moje ubranie i jego brwi pojechały do góry. Cóż, byłam dzisiaj uosobieniem kopciuszka przed balem. Tyle że nie będzie żadnego balu, żadnego szykowania. Jedynie ucieczka i to nie o północy. Chciał mnie przytulić, ale odsunęłam się.

– Co się stało?

– Nie – zaprzeczyłam odruchowo.

Stało się coś już dawno. Teraz to już były tylko konsekwencje poprzednich czynów. To wszystko to kłamstwo.

– Co tu robisz Sofia? – zapytał czule, patrząc na mnie łagodnie. – Co się stało, kochanie?

Kochanie... Nie mów tak do mnie! Usiłuję z tobą zerwać, a ty... Chyba jednak nie będę w stanie być tak kliniczna jak chciałam.

Przełknęłam ciężko, wbijając paznokcie we wnętrze dłoni raz za razem.

– Dodaję kolejny błąd do długiej listy poprzednich.

Nie spodobała mu się ta odpowiedź. Odwróciłam wzrok.

– Ok – odparł ostrożnie. – Cokolwiek to znaczy.

– Musimy porozmawiać.

To nie spodobało mu się jeszcze bardziej. Zerknął na zegarek na przegubie.

– Mam dziesięć minut przed spotkaniem z kontrahentem.

– Nie potrzebuję dziesięciu minut. Chcę się wycofać – wyrzuciłam z siebie, zanim przyszło mi do głowy zmienić zdanie. – Chcę wrócić do domu do Pragi i mieć normalne życie.

Jego brwi podjechały do góry a na twarzy pojawiła się maska bez żadnych emocji. Gardło zacisnęło mi się boleśnie. Przestąpiłam z nogi na nogę, chowając dłonie do tylnych kieszeni dżinsów. Cisza przedłużała się.

Przysiadł na krawędzi biurka, wpatrując się we mnie intensywnie. Schował dłonie do kieszeni. Jego oczy pociemniały jakby z trudem panował nad złością.

– Na tę rozmowę będziemy potrzebowali znacznie więcej czasu niż dziesięć minut.

– Nie widzę takiej potrzeby – zaprzeczyłam natychmiast. – Ja już powiedziałam wszystko, co miałam do powiedzenia.

Nie chcę tu być!

Skrzyżował kostki, przyjmując na pozór luzacką postawę. Ale ja znałam Adama, pod tą lodową powierzchnią kotłowały się nieujarzmione emocje.

To był błąd... on mi nigdy nie pozwoli odejść. Powinnam uciekać...

– Wpadasz tu nagle, bez zapowiedzi, wyglądając jak siedem nieszczęść, jakby świat zawalił ci się na głowę i oznajmiasz, że między nami koniec. Ot tak po prostu, bez żadnego tłumaczenia i wyjaśnień – podsumował twardo. – Ja uważam, że to wymaga porządnego, kurwa, uzasadnienia.

Dłonie zaczęły mi drżeć a w środku byłam roztrzęsiona.

– Oboje wiemy, że to się zbierało od jakiegoś czasu – powiedziałam, siląc się na spokój. Znów nerwowo przeczesałam włosy palcami.

Westchnął. Nie był przyzwyczajony do tego, że nie chciałam mu powiedzieć dokładnie, o co chodzi. A ja nie chciałam, dzielić się tym, co znajdowało się w mojej duszy. Że chciałam dostać to, czego nigdy nie będę mieć, czego nigdy nie będę godna, o co nie chcę prosić.

– Czy to ma coś wspólnego z Nicolą i tym, kim jest?

– Tak i nie. – Uniósł brwi do góry. Wykonał zachęcający gest ręką, do dalszego mówienia. – Ta cała sytuacja po prostu... uzmysłowiła mi to, czego nie dostrzegałam przez ostatni rok. Czas przestać być naiwiną, Wrócić do domu i zająć się normalnym życiem. Było fajnie, ale się skończyło.

Jeszcze bardziej spiął się na te słowa

– A jesteś naiwna, ponieważ? – spytał ostrożnie, chociaż widziałam, że pod tą maską obojętności buzuje złość. Był zaskoczony moimi słowami, jakby nie spodziewał się, że kiedykolwiek powiem, że chcę zniknąć z jego życia.

– Daj spokój Adam – westchnęłam, udając nonszalancję. – Byłam świetną rozrywką, ale i dla ciebie i dla mnie czas iść do przodu.

Zmrużył oczy.

– Uważasz, że jestem gotowy, żeby pozwolić ci odejść?

– Tak – oznajmiłam pewnie.

Wyjął dłonie z kieszeni i splótł na piersi.

– Kiedy zaczęliśmy być razem, powiedziałem ci, że nie będzie odwrotu. Dałem ci wybór. Mogłaś wsiąść w samolot i wrócić do domu, albo zostać. Znałaś wszystkie warunki – przypomniał twardo. – Wiedziałaś, co się zdarzy!

Logika zawodziła. Nie był Patrickiem. Czas na plan B.

– Nigdy nie chodziło o bycie razem – skontrowałam, głosem obruszonej księżniczki. – Od początku jestem twoją własnością. A teraz chcę wrócić do domu. – Oblizałam usta zanim wypaliłam. – Nie wystarczająco odpracowałam to, ile cię kosztowałam?

– O to w tym wszystkim chodzi? O prawo własności? – Czy naprawdę nie potrafił połączyć kropek w całość?! – No już Sofia! – rzucił ostrzegawczo. – Odbyliśmy już raz tę rozmowę! Nie będę zgadywał, co ci chodzi po głowie, nie tak się umawialiśmy! Musisz zwerbalizować to, o czym myślisz.

Fabi wybrał sobie ten moment, żeby wejść do środka.

– Przyjechali.

– Potrzebuję paru minut.

Podniosłam się. Musimy to skończyć. Teraz, zaraz, zanim będzie miał więcej czasu, żeby mnie przekonać. Przestraszyłam się tego, ponieważ wiedziałam doskonale jaki potrafił być.

– Nie, nie potrzebujesz – odparłam. – Lecę do Pragi. Więc wiesz, gdzie mnie znaleźć.

Jego brwi podniosły się do góry w wyzwaniu. Nie pozwoli mi stąd zniknąć. Nie dopóki się nie upewni, ze to on ma ostatnie słowo. Właśnie awansowałam z jego kobiety na zakładniczkę, którą należy trzymać pod kluczem. Jeszcze ze mną nie skończył.

Zostało mi tylko jedno wyjście.

– To nie powinno potrwać długo. Poczekaj na mnie – rozkazał.

Mierzyliśmy się chwilę spojrzeniami pod bacznym okiem Fabiego. Nie tak to miało być!

– Dobrze – westchnęłam, udając, że kapituluję. Nie było sensu prowadzić otwartej wojny. Nie z nim i nie w klubie, gdzie byli jego ludzie i ochroniarze na każde skinienie. – Pójdę do baru na drinka?

Spotkaliśmy się wzrokiem. Oboje wiedzieliśmy, że kłamię i ucieknę, jak tylko odwróci się do mnie plecami. A przynajmniej spróbuję, bo według niego nie byłam zdolna do wykiwania ich wszystkich. Minęłam Fabiego w drzwiach i poszłam w stronę dudniącej muzyki klubowej.

Czeka was niespodzianka chłopaki – nowy poziom w grze Sofia kontra profesjonaliście.

– Nie pozwól jej wyjść – doszły mnie ciche słowa Adama.

Nie dałam po sobie poznać, że usłyszałam. Niestety w ukrywaniu się w tłumie, byłam zdecydowanie lepsza niż on. Kiedy on zmierzał szybkim krokiem do frontowego wejścia, ja chyłkiem dotarłam do drzwi ewakuacyjnych. Przemierzyłam biegiem dwie przecznice, jakby goniło mnie stado diabłów, i wsiadłam do wypożyczonego auta, kierując się do Nicei. Stamtąd złapię samolot do Pragi.

Musiałam wydostać się z tej matni. Zrobić krok do tyłu, zaczerpnąć powietrza i przypomnieć sobie kim jestem. Oraz zdecydować co chcę dalej robić. Co jest ważne, a co tylko tematem pobocznym. Kim jestem i dokąd zmierzam? 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro