Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 6. Pierwszy pacjent.

Od moich akrobacjach na murkach pod czas pełni minęło kilka dni. Mam nadzieje, że nikt tego nie widział. No oczywiście poza Hunterem. Obecnie podlewałam kwiaty gdy mój pupil leżał koło biurka w moim gabinecie. W pewnej chwili przed oknem przebiegł ten sam mężczyzna na którego wpadłam. Spojrzałam na niego. Ten też spojrzał na mnie, a po chwili wpadł na latarnie i upadł. Szybko postawiłam konewkę i wzięłam plecak ratownika. Wybiegłam z mojej kliniki. Pobiegłam do niego.

-No nie znowu to samo.- Powiedział mężczyzna wstając i otrzepując się.

-Wszystko w porządku?- Spytałam, a on na mnie spojrzał.

-Jak najbardziej.- Powiedział z uśmiechem.

-Mhm. Ale musi pan mieć badanie. Takie uderzenie może spowodować wstrząs mózgu. Gdybyś mocniej uderzył powiedzmy w beton mógłby być krwiak.- Powiedziałam krzyżując ręce na klatce piersiowej. Chciał coś powiedzieć ale symbol 10 zaczął migać.

-Wybacz muszę lecieć.- Powiedział i pobiegł. Westchnęłam. Zaczęłam iść spokojnie w stronę mojej kliniki. Weszłam do niej. Ale po chwili usłyszałam głośne krzyki. Zauważyłam dym z jednego z domów. Gwałtownie wbiegłam do lokalu zabierając wcześniej plecak i gaśnice. Pobiegłam na miejsce. Wbiegłam do budynku gdzie paliła się patelnia z prawdopodobnie olejem. Jak najszybciej to ugasiłam za pomocą gaśnicy. Otworzyłam jeszcze okna by dym wyleciał z budynku. Usłyszałam jęki bólu. Odwróciłam się i zauważyłam tego samego mężczyzną co wpadł na latarnie. Kucnęłam przy nim. Zauważyłam, że ma oparzenia od oleju. Pomogłam mu powoli wstać. Pomogłam mu wyjść w budynku.

-Sportacusie nic ci nie jest?- Spytał się blondwłosy chłopiec.

-W-Wszystko w porządku Ziggy.- Powiedział mężczyzna który starał się odsunąć ode mnie. Jednak ja trzymałam go mocno.

-Gdzie się pan wybiera? Te oparzenia trzeba opatrzeć.- Powiedziałam gdy ode mnie się odsunął.- Jak nie opatrzy się tych poparzeń to może dojść do zakażenia, a potem do sepsy, a w najgorszym wypadku do śmierci.- Powiedziałam stanowczo. Burmistrz i dzieci wszystkiemu się przyglądali.

-Sportacusie jeśli to takie poważne to pani Smith ma racje.- Powiedział pan burmistrz.

-Dokładnie. Poza tym mógł pan się podtruć czadem.- Powiedziałam krzyżując ręce.

-C-Czym?- Spytał kiedy omal nie upadł. Złapałam go w ostatnim momencie.

-Tlenek węgla. I bez gadania. Trzeba to opatrzeć i zrobić panu TK głowy. Po tym uderzeniu w latarnię mogło dojść do wstrząśnienia mózgu lub co gorsza do krwiaka. I lepiej by to była pierwsza opcja.- Powiedziałam i zabrałam go do kliniki. Zabrałam go do sali zabiegowej gdzie posadziłam go na krześle.- A teraz pan grzecznie czeka bo jak nie będę zmuszona przypiąć pana pasami do fotela.- Powiedziałam i wyszłam. Wzięłam podkładkę i kilka papierów. Następnie wróciłam do mężczyzny. Siedział spokojnie odłożyłam podkładkę z dokumentami na szafkę i na specjalny wózek zaczęłam wyjmować wszystko co było mi potrzebne.

-T-Ten tlenek węgla aż tak jest niebezpieczny?- Spytał się mężczyzna. Wzięłam jego rękę i położyłam nad nerką. Zaczęłam ją polewać lodowatą wodą. Widziałam jak krzywi się z bólu.

-W kilka minut przy dużym stężeniu mógłby być pan trupem.- Powiedziałam robiąc to samo z drugą ręką. Nałożyłam na obie ręce w miejscach poparzeń opatrunki hydrożelowe. Odstawiłam wózek na bok. Zaczęłam sprawdzać czy nie ma on więcej poparzeń. Na szczęście nie było ich więcej. Zabrałam tego gagatka na prześwietlenie płuc.- Musi pan zdjąć kamizelkę i koszulkę. Następnie stanąć przodem do rentgena.- Powiedziałam spokojnie.

-Sam nie wiem. Z tym... Żelowym czymś nie dam radę.- Powiedział ten gagatek. Miał racje. Z żelowymi opatrunkami nie da on rady.

-No tak.- Powiedziałam cicho podchodząc do mężczyzny. Zdjął mu najpierw jego kamizelkę, a potem koszulkę. Od razu zauważyłam dobrze zbudowaną klatkę piersiową. Wykonał moje polecenie. Poszłam do specjalnego pomieszczenia. Kiedy tylko miałam zdjęcie na komputerze to spojrzałam. Pomogłam ubrać mu się, a następnie zabrałam go jeszcze na TK głowy. W sali specjalnej do wykonywania tomografii głowy patrzyłam cały czas na obraz. Spojrzałam na obraz z TK ulżyło mi. Nie było urazu mózgu. Na szczęście. Zabrałam mężczyznę do gabinetu.- Jest pan podtruty i musi pan zostać na góra dwa tygodnie.- Powiedziałam patrząc na mężczyznę.

-Dwa tygodnie? To chyba żart?- Zapytał się zaskoczony.

-Niestety to nie żart tylko zalecenie lekarza.- Powiedziałam krzyżując ręce na klatce piersiowej.- Poza tym. Nie masz wyboru. Albo dwa tygodnie w szpitalu lub kończące się problemy zdrowotne.- Powiedziałam patrząc na niego.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro