Rozdział 1
Boy, you know that you drive me crazy
But it's one of the things I like
Ariana Grande, Bad decisions
Ten dzień nie różnił się niczym od innych dni, które jednostajnie, spokojnie, wręcz monotonnie mijały jej od kilku lat. Nie nudziła się, o nie. Zresztą, jak można się nudzić, mając tak cudowne życie?
Właśnie kończyła studia na pobliskim uniwersytecie. Kierunek? Administracja i zarządzanie, oczywiście. Niebawem miała przecież przejąć rodzinny biznes, hotel nad jeziorem. Tymczasem miała przed sobą ostatnie egzaminy i wizję cudownych wakacji, które chciała spędzić w ramionach ukochanego – Krystiana.
Jednak tego dnia, od samego rana, czuła, że coś się zmieni. Mogłaby przysiąc, że w ciężkim, wilgotnym, letnim powietrzu już nastąpiła zmiana. Było to jedno z tych dziwnych przeczuć, które męczą ludzi lękających się wszelkich nowości. Zazwyczaj nic z nich nie wynika. Ot, człowiek jest nerwowy przez jakiś czas, wszędzie wietrzy problemy, jednak nic złego się nie dzieje. Czasami jednak takie przeczucie odmienia nasze życie, otwiera przed nami nowy rozdział, definiuje wszystko na nowo. I tego bała się najbardziej. Jedyną bowiem rzeczą, którą ceniła mocniej niż własną rodzinę i chłopaka, była stabilizacja. Jej potrzebowała najbardziej.
Owe przeczucie męczyło ją przez kilka dobrych godzin. Odbierało apetyt, drażniło nerwy. Spowodowało, że na co dzień wesoła, dobra, uczynna dziewczyna zmieniła się w nerwowe babsko fukające na wszystkich dookoła. Dlatego też, mając dość samej siebie, o dwunastej postanowiła wyjść z hotelu Paradise i wrócić do domu. Przestała słuchać wewnętrznego głosu odpowiedzialności, który zazwyczaj kazał jej spędzać tam czas przynajmniej do piętnastej. Jak więc widzicie, pierwszą zmianę wprowadziła dobrowolnie i według własnego pomysłu. I to był pierwszy z wielu złych pomysłów, na jakie miała wpaść w te wakacje.
Dokładnie dziesięć minut później wsiadła do swojej ukochanej, czerwonej fiesty i wyjechała z parkingu przed hotelem. Skierowała się do domu, który leżał dokładnie po drugiej stronie jeziora, olśniewając swym majestatem wszystkich gości. Była to bowiem sporych rozmiarów rezydencja rodem z dawnych amerykańskich filmów. Wyglądała jak ekskluzywne ranczo i nim właśnie była w rzeczywistości. Ale o tym później.
Podjęcie złej decyzji często wiąże się z całym szeregiem kolejnych nietrafionych wyborów. Tak też stało się w tym przypadku. Jadąc przez las, dziewczyna w ostatnim momencie zdecydowała się skręcić na rozwidleniu, którego jedna droga prowadziła do jej domu, a druga do posiadłości burmistrza tego pięknego, mazurskiego kurortu. Wspomniany burmistrz był bowiem jednocześnie ojcem Krystiana. Czyż nie najlepiej opowiedzieć o swoich złych przeczuciach ukochanemu? Któż inny mógłby ją w tej chwili lepiej zrozumieć? Tym samym dochodzimy do drugiej złej decyzji tego dnia. Pojechała do niego, nie uprzedziwszy o swojej wizycie.
Nic nie zwiastowało nadchodzącej katastrofy. Letni dzień był taki jak zwykle. Słońce świeciło tak samo jak zawsze, a lekki wiatr kołysał gałązkami drzew. Jednak niepokój w jej sercu, raz zagnieżdżony, nie chciał ustąpić. Nie mogła doczekać się chwili, w której wpadnie w ramiona Krystiana. Liczyła na to, że znajdzie tam ukojenie. Wtedy wszystko będzie dobrze. Jakże nawiną była.
Zaparkowała fiestę na rozległym podjeździe przed nowoczesnym budynkiem. Nie dzwoniła do drzwi, czym prędzej wbiegła do środka i od razu skierowała się na górę. Wiedziała, że Krystian jest w domu. W otwartym garażu widziała przecież jego bmw. Podejmując kolejną złą decyzję, wbiegła do jego pokoju z wesołym okrzykiem:
- Niespodzianka, kocha... - urwała, drętwiejąc w przykrym szoku.
- Lena?! – piskliwie odpowiedział jej Krystian, który w tej dość niezręcznej chwili zastygł w równie wielkim zdziwieniu.
Reszta wydarzeń rozegrała się dość szybko. Krystian, leżący nago na swoim łóżku, zrzucił z kolan blondynkę, która w proteście cieniutko zapiszczała, jednocześnie czym prędzej okrywając ciało pościelą. Ukochany Leny wyskoczył z łóżka, próbując choćby minimalnie zażegnać rozgrywający się na jego oczach konflikt. Całość jednak wyglądała dość komicznie, gdyż, zaplątawszy się w pościel, którą jednocześnie ciągnęła blondynka, upadł jak długi wprost pod nogi Leny. Zapewne w innych okolicznościach dziewczyna doceniłaby groteskowość całej sytuacji, słynęła bowiem z nietypowego poczucia humoru, jednak w tej chwili skupiała się jedynie na bólu rozrywającym jej serce.
Nie słuchała wyjaśnień Krystiana. Czy mógłby powiedzieć jej cokolwiek więcej nadto, co właśnie zobaczyła? Rzuciła okiem na blondynkę, bynajmniej niezdziwioną całą sytuacją i wyszła z pokoju, nie zwracając uwagi na żebrzącego o jej uwagę chłopaka. W kilka chwil później wskoczyła do swojego auta i wycofała samochód, by czym prędzej uciec z miejsca ohydnej zbrodni, jaką w jej oczach była zdrada. W lusterku zobaczyła jeszcze biegnącego w jej kierunku Krystiana ubranego w same bokserki. Czarne, z żółtą emotką z przodu, które sama mu kupiła w żarcie na Dzień Dziecka. Ironia losu – pomyślała i ostatkiem silnej woli powstrzymała się przed wrzuceniem wstecznego biegu i uderzeniem we wspomnianą uśmiechniętą minkę. Zachowując resztki zdrowego rozsądku, odjechała sprzed nowoczesnego domu i skierowała się w drogę prowadzącą do miasta. Szybko przejechała przez pierwsze skrzyżowania i rondo. Kierowała się za miasto, w stronę pobliskiej wsi, gdzie lubiła spędzać czas jako dziecko. Zatrzymała się dopiero głęboko w lesie, nad małym, zaniedbanym stawem, który był świadkiem wielu ważnych w jej życiu zdarzeń.
Dopiero kiedy wysiadała z auta, podeszła do pomostu i położyła się na nim, patrząc w niebo, pozwoliła łzom zniszczyć perfekcyjny makijaż, na nałożenie którego poświęciła dzisiaj rano ponad godzinę. Jak on mógł jej to zrobić?! Wydawało jej się, że byli idealną parą. Krystian był przystojny, charyzmatyczny, opanowany i ambitny, czyli posiadał wszystkie cechy, jakich oczekiwała od mężczyzny. Może nigdy nie czuła przy nim osławionych przez romanse motyli, ale cieszyła się, że właśnie ich dwoje połączył los. Byli złotą parą całego miasteczka. Stawiani za niedościgniony wzór. Wszyscy ich uwielbiali i każdy zdawał sobie sprawę z tego, że ich życie będzie spektakularne. Krystian miał iść w ślady ojca i wybrać karierę polityczną. A ona cieszyła się, że rodzice uważali ją za odpowiednią kandydatkę do przejęcia biznesu, kiedy przyjdzie na to pora.
Dlaczego więc? Lena zastanawiała się nad zdradą swojego ukochanego, jednak nie mogła wymyślić sensownego powodu. Przecież nawet w łóżku było im dobrze. A na pewno Krystianowi. To jego przyjemność stawiała nad własną, wiedząc, że o wielokrotnym orgazmie można poczytać jedynie w książkach. Godziny mijały, a ona nadal nie potrafiła zrozumieć tego, co się wydarzyło. Wiatr osuszył jej łzy. Spokojne dźwięki natury powoli ukoiły rozedrganą duszę. Wtedy zadała sobie ważniejsze pytanie – co dalej? Czy byłaby w stanie wybaczyć zdradę?
Pierwszy raz w jej dwudziestopięcioletnim życiu poczuła narastający gniew i bunt. O nie! Nie pozwoli sobą pomiatać! Skoro Krystian ją zdradził, nie zasługuje na nią. Postanowiła, że nigdy mu nie wybaczy. Cóż, ich bajkowe love story właśnie się skończyło. Ludzie będą mieli o czym rozmawiać, ale z pewnością nie pozwoli, by ktokolwiek powiedział, że Lena Dunaj jest naiwna. A tak by było, gdyby przyjęła znowu Krystiana.
Kiedy tylko podjęła tę decyzję, poczuła, że z jej serca spada ogromny kamień. Nawet pozwoliła sobie na cień uśmiechu. Może tak naprawdę nie była zakochana, skoro tak łatwo przeszła z fazy bólu w obojętność, a może nawet szczęście? Wstała z pomostu i powolnym krokiem zbliżyła się do samochodu. Dopiero wówczas zauważyła, że wokół zrobiło się szaro. Spojrzała w górę. Niebo zaciągnięte było ciężkimi chmurami. Pomyślała, że być może pogodą ją rozumie, dlatego zsyła na świat burzę, po której przecież zawsze wychodzi słońce. Może to jakiś znak?
Wskoczyła do samochodu, gdy pierwsze krople deszczu zaczęły uderzać w szyby. Chwyciła torebkę i wyjęła z niej telefon. Zdążyła tylko zauważyć kilkanaście nieodebranych połączeń od Krystiana, gdy iPhon znowu zaczął wibrować. Ponownie ujrzała imię swojego już byłego chłopaka i postanowiła się z nim zmierzyć.
- Magdalena?! – krzyknął, gdy tylko odebrała. Skrzywiła się, słysząc swoje pełne imię. Tak mówiono do niej, gdy była dzieckiem i coś przeskrobała. I Krystian o tym wiedział.
- Czego chcesz? – odwarknęła.
- Martwiłem się – Krystian spuścił odrobinę z tonu. – Wyszłaś tak nagle...
- A jak, do cholery, miałam wyjść, kiedy zobaczyłam swojego narzeczonego pieprzącego się z jakąś lafiryndą?! – krzyknęła, samą siebie zadziwiając doborem słów. Nigdy nie przeklinała, naprawdę nigdy.
- Jak ty się wyrażasz? – odparł zdegustowany chłopak, czym jeszcze bardziej zdenerwował Lenę. – Zresztą, nieważne. Mam nadzieję, że te niestosowne fochy szybko ci przejdą – kontynuował, nie czekając na jej odpowiedź.
- Słucham? – zapytała z niedowierzaniem.
- Kochanie, wróć do domu, to porozmawiamy. Nie możesz tak nerwowo reagować na tego typu sytuacje, skoro mamy być w przyszłości małżeństwem.
Lena zaniemówiła. Kompletnie nie wiedziała, jak zareagować. Gdy cisza z jej strony się przedłużała, Krystian westchnął niczym rasowy aktor melodramatów i powiedział:
- Rozumiem, że mogłaś się zdenerwować. Ale była w tym też twoja wina. Mogłaś mnie uprzedzić, że przyjeżdżasz. Wówczas Jessica wpadłaby innym razem. Naprawdę nie powinnaś się denerwować. To tylko seks. Przecież wiesz, że cię kocham.
Lena w dalszym ciągu milczała. Nie mogła uwierzyć w to, co słyszy. Czyli to nie był jedyny raz, kiedy ją zdradzał? Nawet nie miał zamiaru przeprosić? Zachowywał się tak, jakby to wszystko było całkiem normalnym zjawiskiem.
- Kochanie, nie dramatyzuj... - powiedział Krystian. – Powiedz coś, proszę.
- Krystian? – odparła najsłodszym głosem, jaki miała w arsenale.
- Tak, skarbie?
- Pierdol się.
Nie czekała na odpowiedź, rozłączyła się. Pierwszy raz użyła tych słów. I choć w lusterku widziała swoją czerwoną, zawstydzoną buzię, nie żałowała. Wściekłość paraliżowała jej zmysły do tego stopnia, że nie zauważyła rozkręcającej się na zewnątrz burzy. Wycofała samochód i, rozpryskując żwir, ruszyła przed siebie. Nie chciała jeszcze wracać do domu. Czuła, że musi ochłonąć, więc postanowiła pojeździć jeszcze trochę po okolicy. Wiatr wzmagał się coraz mocniej, a deszcz uderzał w szyby samochodu, ograniczając widoczność. Dopiero wtedy jej umysł zrozumiał, że to nie jest zwykła burza, jakie zdarzały się latem w ich okolicach prawie codziennie. Postanowiła zatrzymać się i przeczekać najgorsze załamanie pogody. Zjechała na pobocze i ustawiła auto pod drzewem, chcąc choć trochę uchronić karoserię przed gradem, jaki zaczął uderzać w blachy. Nie zapomniała włączyć świateł awaryjnych, przecież była odpowiedzialna. Siedziała więc i czekała. Burza rozszalała się na dobre, powodując, że w serce Leny powoli zakradał się lęk. Widoczność była ograniczona dosłownie do zera, a wiatr hulał gałęziami drzewa, pod którym stała. Tak naprawdę przeraziła się jednak dopiero wtedy, gdy jeden z mniejszych konarów spadł wprost na jej maskę.
Krzyknęła przeraźliwie i chwyciła telefon, chcąc wezwać pomoc, jednak ten po odblokowaniu jedynie cichutko zapiszczał, komunikując wyczerpanie baterii. Następnie się wyłączył. Lena ze złością rzuciła go na fotel obok. Nie wiedziała, co robić. Wydawało jej się, że burza wzmaga się z każdą chwilą. Kiedy już chciała odpalić silnik i ruszyć, ktoś gwałtownie otworzył drzwi z jej strony i krzyknął:
- Wyłaź, idiotko!
Nie zdążyła zareagować, gdy wielkie łapy chwyciły ją w tali i wyciągnęły na zewnątrz. Krzyknęła, ale nie sądziła, by ktokolwiek ją usłyszał, bo wszystko zagłuszały grzmoty i lejący deszcz. Mężczyzna wziął ją na ręce i podbiegł do stojącego obok jeepa. Bezceremonialnie wrzucił Lenę na miejsce pasażera, a sam wskoczył za kierownicę, od razu gwałtownie ruszając. Sparaliżował ją strach, gdy kątem oka zauważyła, jak jej fiesta zostaje przygnieciona przez drzewo, pod którym jeszcze chwilę temu stała.
- O Boże... - wyjęczała.
- Popierdoliło cię? – krzyknął w jej stronę mężczyzna, jednocześnie prowadząc auto, które omijało leżące na drodze gałęzie.
- Słucham? – oburzyła się.
- Pytam się grzecznie, czy cię popierdoliło? – odparł i dopiero wtedy Lena zwróciła na niego uwagę.
Poczuła się, jakby ktoś wylał jej na głowę wiadro lodowatej wody. Najpierw zauważyła bowiem pokryte tatuażami ręce, które mocno trzymały kierownice. Od nadgarstków oplecionych misternymi rzemykami przesunęła wzrok na umięśnione ramiona, szerokie barki i szyję, również ozdobioną czarnymi wzorami. Dopiero wtedy spojrzała na twarz nieznajomego. Był niesamowicie przystojny, jednak jego wzrok był pochmurny i pełen wściekłości. Ciemny zarost pokrywał mu policzki, a właściwie była to krótko przystrzyżona broda. Włosy były równie czarne, ale wyglądały dość niesfornie, stercząc w każdą stronę. Po chwili mężczyzna przeczesał je dłonią, roztrzepując wszędzie kropelki wody. Dopiero wtedy zauważyła, że oboje są przemoczeni do suchej nitki.
- Jesteś taka głupia, czy tylko udajesz? – jego gniewny ton wyrwał ją z zamyślenia i spowodował, że znów skupiła się na twarzy nieznajomego.
- Nie rozumiem, o co ci chodzi – odpowiedziała, krzyżując ramiona.
- Domyślam się. Gdybyś cokolwiek rozumiała, nie stanęłabyś w środku burzy pod samotnym drzewem – mężczyzna denerwował się dalej, co chwilę rzucając w jej kierunku rozwścieczone spojrzenia.
- Chciałam uchronić karoserię przed gradem! – krzyknęła, czerwieniąc się jednocześnie, gdy zaczęło do niej docierać, że faktycznie nie był to dobry pomysł.
Mężczyzna zaśmiał się szyderczo, zatrzymując samochód na parkingu przy drodze. Obrzucił Lenę wzorkiem, powodując tym samym, że zaczerwieniła się jeszcze bardziej.
- Skąd ty się wzięłaś, moja dziewczynko? – zaśmiał się.
- Nie jestem twoją dziewczynką! – odfuknęła.
- Oczywiście, że nie. Nie zadaję się z rozwydrzonymi barbie, które w głowie mają siano zamiast mózgu.
- Jak śmiesz tak do mnie mówić?! – Lena zdenerwowała się jeszcze bardziej, nienawidząc porównywania jej do najsłynniejszej lalki świata.
- Ojej, nacisnąłem panience na odcisk? – powiedział mężczyzna. – Raczej powinnaś mi ładnie podziękować.
- Jesteś... jesteś... - zaczęła się jąkać.
- Seksowny, męski i zajebisty?
- Wrrrr... - zawarczała, przez co mężczyzna wybuchł śmiechem. – Irytujący! Właśnie! Jesteś irytujący! – kontynuowała.
- Irytujący? Naprawdę? Tylko na tyle cię stać, dziewczynko? – odparł nieznajomy i spojrzał chłodno na Lenę.
Po tych słowach zaległa między nimi cisza. Lena unikała spojrzenia mężczyzny i w myślach liczyła do dziesięciu, próbując się uspokoić.
- Dziękuję – wymamrotała po dłuższej chwili
- Może bardziej się postarasz? Uratowałem ci tę słodką dupę – zaśmiał się ponownie.
- Bohater się znalazł – powiedziała pod nosem. – Co niby jeszcze mam zrobić? Chcesz medal czy co? – znowu zaczynała się denerwować.
- Miałbym kilka propozycji, jeśli chodzi o formę wdzięczności, ale... - odpowiedział nieznajomy, a jego oczy hipnotyzująco wpatrywały się w Lenę.
- Ale...? – wyszeptała, nie mogąc uwolnić się od wpływu zielonego spojrzenia.
- Ale nie zadaję się z barbie – dodał i odwrócił wzrok.
Lena zacisnęła zęby i zamknęła oczy. Czuła wściekłość, rozgoryczenie, a przez te uczucia przebijał się również smutek i żal, co jeszcze bardziej ją denerwowało. Pomyślała sobie, że dzisiaj przeżyła wystarczająco wiele upokorzeń i nie pozwoli kolejnemu mężczyźnie sobą pomiatać. Znów policzyła do dziesięciu, otworzyła oczy i spojrzała na nieznajomego, przyłapując go tym samym na wpatrywaniu się w jej piersi, wyraźnie odznaczające się pod cienką i przemoczoną koszulką. Podążyła za jego wzrokiem i w duchu dała sobie solidnego kopa za to, że dzisiaj postanowiła nie zakładać biustonosza ze względu na panujący od samego rana upał. Widząc swoje sterczące sutki, które jak widać żyły własnym życiem, kompletnie nie zwracając uwagi na złamane serce ich właścicielki, chwyciła za klamkę i wyskoczyła z jeepa.
- Hej, co ty robisz? – nieznajomy nie pozwolił jej zbytnio się oddalić.
- Idę do domu – odparła, choć dobrze wiedziała, że raczej o własnych siłach tam nie dojdzie.
Rozejrzała się, rozpoznając otaczający ich teren. W myślach policzyła, że do rezydencji ma jakieś małe dziesięć kilometrów. Nie miała jednak zamiaru się do tego przyznać.
- Daj spokój – nieznajomy złapał ją za ramię. – Odwiozę cię.
Spojrzała w jego oczy, w których tym razem nie zauważyła wcześniejszego chłodu i rozdrażnienia. Kiwnęła głową i pozwoliła zaprowadzić się z powrotem do auta. Kiedy już usiedli, zapytała:
- Jak masz na imię?
- Daniel – odparł, jednocześnie wjeżdżając znów na drogę.
- Dziękuję, Danielu – odparła, czym chyba znów rozbawiła mężczyznę. – Dlaczego nadal mi pomagasz, skoro tak bardzo cię denerwuję? – dodała.
- Po prostu boję się, że taka głupiutka barbie gdzieś zabłądzi, a nie chcę mieć cię na sumieniu – powiedział.
Lena gwałtownie wciągnęła powietrze i zagryzła wargę. Nie, nie pozwoli się znowu sprowokować. Nie da mu tej satysfakcji.
- Zawieź mnie do centrum, jeśli łaska – powiedziała, odwracając głowę w stronę szyby i obserwując oddalające się już chmury.
Daniel prychnął, najwyraźniej niezadowolony z tego, że nie udało mu się doprowadzić do kolejnej wymiany zdań. W mieście znaleźli się po dziesięciu minutach wypełnionych ciszą. Kiedy mężczyzna zatrzymał się na zatoczce przy rynku, Lena wyskoczyła z auta. Bardzo chciała, żeby to do niej należało ostatnie słowo.
- Dziękuję za podwózkę i mam nadzieję, że do zobaczenia nigdy – powiedziała i trzasnęła drzwiami.
Niestety, zdążyła jeszcze usłyszeć wybuch śmiechu Daniela, który co prawda nie był słowem, jednak spowodował, że jej ostatni przytyk nie miał takiej mocy, jaką chciała mu nadać. Zdenerwowana na samą siebie i cały świat ruszyła sprężystym krokiem w kierunku równoległej do rynku ulicy, przy której znajdował się warsztat jej przyjaciela, Michała. Miała nadzieję, że uda mu się jakoś poskładać fiestę, którą kochała jak własne dziecko.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro