Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ 4

LAXUS PRZYNOSI DZIECKO DO GILDII

W głowie ciągle widziałam wydarzenia z wczorajszej imprezy. Śmiechy z Laxusem, wspominki ze starych lat, taniec oraz gra w butelkę. Szczególnie ta ostatnia pozycja krążyła mi w głowie. Pocałunek z tym blondynem. Mimo, że nie powinnam była brać tego na poważnie bo to po pierwsze mój przyjaciel po drugie to było tylko wyzwanie, ja ciągle odtwarzałam w myślach ten incydent. Ten pocałunek na początku był delikatny, ale potem przerodził się w coś bardziej ognistego. Czułam dziwny prąd podczas tego zwykłego aktu. Jednak Laxus zdawał się być obojętny po tym. Jakby nic nie czuł, a przecież jego spojrzenie stało się jeszcze bardziej piorunujące niż zazwyczaj. Nie rozumiałam w sumie o co mi właściwie chodzi ani o co jemu. Coś mnie pchało ciągle do tych niezbyt chwalebnych myśli. Zastanawiałam się do czego by się posunął gdyby Gray pociągnął tą grę dłużej. Wiedziałam mimo wszystko, że zagłębianie się w tak niedorzeczne scenariusze nie przyniesie niczego dobrego. 

Siedziałam z Natsu, Grayem, Lucy oraz Erzą przy jednym ze stolików podpierając obiema rękami podbródek kompletnie załamana swoim tokiem myśli. Coś po prostu nie dawało mi spokoju i w sumie nie wiedziałam czy żałuję czy też nie tego zakładu. Kręciło mnie coś w żołądku przy każdym obrazie tego wydarzenia. 

- Ella, co z tobą? Ciągle nie tknęłaś tego koktajlu truskawkowego. Przecież to twój ulubiony. - Zauwarzył Natsu.

- Nic takiego - Stwierdziłam pociągając w końcu łyk napoju, który stał przede mną.

- Wiesz wyglądasz jakby coś cię gryzło. Wiesz przecież, że zawsze cię wysłuchamy - Powiedziała Erza z troską.

- Cóż.. - Westchnęłam - Chodzi o Laxa - Stwierdziłam w końcu.

- A co z nim? 

- Nie wiem. Nie zamienił dzisiaj ze mną ani słowa tylko od razu udał się na misję. Patrzył na mnie jakoś dziwnie i po prostu wyfrunął wraz z resztą Gromowładnych jakbym była jakimś dziwakiem czy coś. 

- Może to wina tego mojego wyzwania - Stwierdził Gray - Mimo wszystko wczoraj zdawał się faktycznie być inny.

- Nie wiem... Ja kompletnie nic już nie wiem - Powiedziałam zrezygnowana - Miałam jakieś dziwne wczoraj od niego wibrację. Jakby... ze sobą walczył. 

- Może wpadłaś mu w oko? - Zaśmiał się ognisty - no wiesz nie widzieliśmy cię ładnych parę lat, wracasz i wyglądasz w sumie jak bomba laska.

Popatrzyłam na niego zdziwiona.

- O co ci chodzi? Aż tak się znowu nie zmieniłam - Zaprzeczyłam.

Gray, Erza i Natsu się zaśmiali.

- Kobieto. Po pierwsze twoje zderzaki są większe, nogi masz bardziej zgrabne i wysportowane, a włosy są o wiele dłuższe od tamtego czasu. Laxus gdy udałaś się na misję był załamany. Martwił się o ciebie a nawet myślał tak jak i my, że zginęłaś. No i nagle się zjawiasz i wyglądasz zupełnie inaczej. - Stwierdziła Erza - Serio tego nie widzisz?

- Serio tak się przejął - Spytałam. Odkąd pamiętam byłam ciekawa czy Laxus się o mnie tak serio martwił.

- Oczywiście. Za nim się poddał myślac, że nie żyjesz często siedział przy tym barze i pił z Caną. Płakał gdy nie słyszał wieści o tobie. Przez dwa lata był beksą. Dopiero potem stwierdził, że pewnie nie żyjesz i należy wziąść się w garść. Wiesz mi  był wrakiem człowieka.

- Też za nim tęskniłam... To on mnie tu przyprowadził i nauczyl paru sztuczek z błyskawicami - Znów westchnęłam.

- Wiesz czasami wyczuwałem od was dziwną aurę gdy spędzaliście ze sobą czas. Zdawało mi się że wasze zapachy bardzo się ze sobą mieszały. Tak że trudno je czasem było odróżnić. - Stwierdził znów Natsu. - Zdawaliście się czasem być jednością. A wczoraj gdy się całowaliście było tak samo. Jednak aura Laxusa bardzo pochłaniała twoją. Jakby serio chciał cię pożreć. Może coś was łączy bardzo silnie i to dlatego Laxus zwiewa gdzie pieprz rośnie. 

Przez tą rozmowę wcale nie poczułam się lepiej. Miałam więcej pytań bez odpowiedzi i czułam jeszcze większy niepokój. Jednak moje dalsze rozmyślania o tym wszystkim przerwało pojawienie się z głośnym hukiem Gromowładnych oraz ich przywódcy, który trzymał w ramionach płaczące dziecko. Obrazek zdawał się być tak nie dorzeczny, że wszyscy utkwili wzrok w Laxusie oraz jego kompanów. 

LAXUS

W całym życiu ani wyobraźni nie myślałem, że tak skończę. Zaczęło się w miarę normalnie. Po nie przespanej nocy nastał dzień jak co dzień. Czyli ogarnąłem się , zjadłem pośpieszne śniadanie bo jak zwykle byłem umówiony z Freedem, Bicklowem oraz Evergreen w gildii by wybrać misję. Na chwilę tylko mój wzrok padł na Ellę, która zdawała się być zamyślona. W sumie ja też sporo tej nocy myślałem. Jednak nie miałem dziś ochoty wszystkiego roztrząsać rozmową więc zerwałem z tablicy jedno z ogłoszeń. Dotyczyło ono jakieś wielkiego potwora w miasteczku Ming. Wydawało mi się, że wszystko pójdzie jak z płatka bez żadnych kłopotów i dziwactw. Jakże się myliłem. Jednak o tym za chwilę.

Z początku misja szła jak zawsze normalnym tokiem czyli przejażdżką pociągiem w którym dostałem okropnych mdłości. Doskonale rozumiałem Natsu gdy mówił, że nienawidzi komunikacji miejskiej wszelkiej maści. Niestety Smoczy Zabójcy czy to naturalni czy Sztuczni mieli okropną chorobę lokomocyjną. Musiałem więc trzymać głowę między nogami i mieć w miarę możliwości zamknięte oczy bo nie miałem ochoty puścić pawia. Kiedy dwie godziny później znaleźliśmy się w miasteczku i odetchnąłem z ulgą. Jednak tylko na chwilę. Kiedy zobaczyłem zgliszcza i płomienie zrozumiałem, że ten kto dał te ogłoszenie wcale nie bujał. Jednak gdy zobaczyłem na własne oczy tego stwora po prostu miałem ochotę zapytać kogokolwiek czy przypadkiem nie robi sobie jaj. Powiedzieć, że potwór był wielki było niewystarczające. Nawet przyimek ogromny zdawał się nie wyrażać odpowiednio wielkości tego monstra. Miał co najmniej sto  metrów, posiadał ogromniaste stopy zakończone pazurami którymi rozwalał wszystkie budynki w swoim zasięgu, czerwone jak krew ślepia, a zęby które szczerzył miał ostre jak brzytwa.

- Wiecie, co moi mili państwo? - Spytałem Gromowładnych - Chyba nie doceniliśmy tego całego ogłoszenioznawcy. To naprawdę potwór.

- Damy radę - Powiedziała Evergreen.- Co tam potwór.

- No włśnie. Dawaliśmy sobie radę w wielu niebezpiecznych misjach więc czemu teraz miałoby być inaczej, Laxus.- Dodał Freed.

- Wiecie może nie powinniśmy tego czegoś lekceważyć - Odparłem widząc cały tabun trupów. - Przydałby się dobry plan.

W końcu jednak ruszyliśmy na potwora ze wszystkich stron i uderzaliśmy wszystkimi swoimi siłami. Stwór jednak  ani razu nie został draśnięty zapewne dlatego, że miał grubą skórę. Za to nas nieźle pokaleczył swoimi szponami długimi jak szable. W końcu jednak zamknąłem oczy i zacząłem kumulować w sobie całą magię błyskawic w swoim ciele. Przyjaciele przez ten czas mnie osłaniali i starali się choć raz zranić stwora. Kiedy poczułem, że jestem gotów dałem znać Gromowładnym by się odsunęli i zaszarżowałem. Jednak nie tylko ja rzuciłem się na kolosa. Z wielkim zdziwieniem patrzyłem na jakiś świetlisty tobołek który uderzył to coś z ogromną siłą prosto w łeb. Stwór oberwał od tego dziwnego tobołka z taką mocą że aż się zatrząsnął. Wykorzystałem więc to by uderzyć mocnym piorunem w jego brzuch. Potwór... Eksplodował a z jego wnętrzności wypływali zapewne ludzie których połknął. Zauważyłem tobołek który w niego uderzył i wyraźnie darł się w niebogłosy. Z niemałym zdziwieniem odkryłem, że było to dziecko. Byłem po prostu skołowany. Jak takie maleństwo mogło dać takiego kopa ogromniastemu stworowi? 

- Halo? Czy ktoś może jeszcze tutaj żyje? - Spytałem głośno biorąc maleństwo w ręce.

- Czy ty jesteś tym magiem, który nas uratował? - Usłyszałem słaby ledwo słyszalny głos nie daleko miejsca gdzie leżało dziecko - Czy nic małej nie jest? - Odezwał się jak się okazało mężczyzna. Miał przebitą pierś jakimś drewnianym prętem. Krew broczyła z ogromnej rany a człowiek był z pewnością już bliski śmierci.

- Ta mała pomogła mi pokonać tego gada - Powiedziałem smutno.

- Posłuchaj magu. Umieram. Proszę cię o to byś zaopiekował się moją córeczką - Powiedział człowiek patrząc na zawiniątko - Jej matka nie żyje - Zakaszlał - Właściwie nikt nie ostał.

- Ale ja...- Chciałem zaprotestować lecz oczy mężczyzny zamknęły się już na zawsze.

Trzymając krzyczące i płaczące dziecko w ramionach na zgliszczach miasta poczułem się nagle załamany. Ja miałbym opiekować się dzieckiem? Przecież to... Najbardziej absurdalna prośba jaką ten umierający człowiek mógł mi złożyć. Jednak patrząc na tą sytuację z innej strony rozumiałem go. Wszyscy w tej wiosce byli zmasakrowani na śmierć. On sam też umierał i nie chciał by jego dziecko też umarło. Czując smutek tej całej demolki zacząłem kołysać dziecko sądząc, że może się uspokoi. O dziwo zadziałało. Może jednak jakoś sobie poradzę z tym nowym brzemieniem? Popatrzyłem w twarzyczkę, która pod wpływem kołysania stała się pogodniejsza.

- No cóż... Zdaje się, że nie mam wyboru - Stwierdziłem. - Zaopiekuję się tobą i wychowam dziecinko - Wyszeptałem idąc powoli w stronę Gromowładnych - Idziemy. Nic tu po nas. To miasto już jest skazane na zapomnienie - Westchnąłem i powolnym krokiem ruszyłem do przodu.

- A co zrobisz z tym dzieckiem? - Spytała Evergreen wyjątkowo zdziwiona że wziąłem je ze sobą.

- To co zrobiłby każdy szanujący się mag. Wychowam i zadbam by jej potencjał osiągnął poziom gdy tylko podrośnie.

- Żartujesz sobie? Laxus przecież ty nie lubisz dzieci! - Wykrzyknął Freed.

- Wygląda na to, że muszę porzucić tę niechęć. To maleństwo nie ma już nikogo kto się o nie zatroszczy. Po drugie widzieliście, że jest potężna. Byłoby bardzo źle gdyby znalazł ją ktoś z jakiejś mrocznej gildii czy ktokolwiek o złych zamiarach. - Odparłem spokojnie ciągle kołysząc tobołek w którym zawinięta była ta mała dziewczynka.

- W głowie się nie mieści, że naprawdę będziesz wychowywać to dziecko. Choć zastanawia mnie jakim cudem to dziecko ma taką moc. - Stwierdził Bicklow.

- Jeden piorun to wie - Westchnąłem gdy stanęliśmy na peronie. - Ważne jest to, że naprawdę ma spory potencjał. Ktoś kto będąc takim maluchem przydzwania tak silnym atakiem w stwora wielkiego jak góra jest z pewnością stworzony do wielkich rzeczy.

Gdy wsiadłem do pociągu jak zwykle poczułem się okropnie jednak gdy schowałem głowę między kolanem dyskomfort w żołądku całkowicie zelżał. Zdziwiłem się. Co u licha? Podniosłem głowę a to co zobaczyłem było niesamowite. Dziecko, które trzymałem w ramionach świeciło złotym silnym światłem i trzymało mnie za palec przesyłając jakoś dziwną moc która dodała mi siły.

- Co jest do diabła?! - Wykrzyknęła Evergreen.

- Zdaje się, że to dziecko ma lecznictwo we krwi - Mruknąłem z uśmiechem i otuliłem je kawałkiem swojego płaszcza.

- Zadziwiające - Stwierdził Freed.

Kiedy dotarliśmy w końcu do Magnolii i udaliśmy się od razu do gildii by złożyć raport. No i w tedy zrozumiałem, że nie znam imienia tej dziewczynki. Czyli będę musiał wymyśleć je jak będę już w Fairy Tail. Cóż... Z całą pewnością nie tak wyobrażałem sobie mieć pierwsze dziecko. Zacznijmy od tego, że nie byłem pewien czy w ogóle będę je miał. Zaczynałem się martwić jak ja utrzymam siebie i nową lokatorkę. Przecież nie mogę zostawić jej samej bez opieki a branie na misję z całą pewnością nie wchodziło w grę. Może i jest silna, ale mimo wszystko to paromiesięczne dziecko sądząc po wielkości. Spojrzałem w jej oczy głęboko zastanawiając się jakie imię będzie odpowiednie dla mojej przybranej dziewczynki. Miała je głęboko zielone i otoczone długimi i gęstymi czarnymi rzęsami.

- Chyba wiem jak cię nazwać. - Stwierdziłem - Będziesz Eleną Ellą Dreyar. Elena to imię mojej matki, która zmarła zaraz po porodzie. Ella po mojej przyjaciółce.

Jasnowłosa dziewczynka uśmiechnęła się do mnie jakby nadane jej teraz imiona sprawiały jej radość. Gromowładni milczeli patrząc na mnie i Elenę ze zdziwieniem.  Chwilę potem znaleźliśmy się pod drzwiami gildii więc kopnąłem mocno w drzwi by je otworzyć. Wzrok wszystkich zebranych był skierowany na mnie, mała Elenę oraz resztę towarzyszy. Choć najdłużej czułem go na sobie. Bez słowa podszedłem do baru za którym stała Mirajane.
- Poproszę butelkę ciepłego mleka dla małej a dla mnie jeden kufel piwa. - Wyburczałem coraz bardziej czując się jak małpa w zoo gdy wszyscy się tak na mnie patrzyli w ciszy.

- Laxus co to za dziecko? - Spytał mnie dziadek patrząc jak poję małą z butelki.

- To ostatnia mieszkanka wioski, którą zniszczył potwór. Jej rodzice nie żyją ale przed śmiercią jej ojciec kazał mi się nią zaopiekować. Poznaj więc swoją prawnuczkę staruszku. To Elena Ella Dreyar. - Powiedziałem po prostu i podałem mu tobołek z Eleną w środku.

- Nigdy nie sądziłem, że będę miał prawnuczkę. - Westchnął z rozczuleniem gdy malutka się do niego uśmiechnęła. - Witaj więc w rodzinie Eleno Ello Drayer.

- Nadałeś jej na drugie moje imię? - Spytała zaskoczona Ella patrząc z niedowierzeniem to na dziecko to na mnie.

- To były pierwsze dwa imiona jakie wpadły mi do głowy. Gdyby jej ojciec zdążyłby mi podać jej imiona przed śmiercią niczego bym nie zmieniał ale niestety nie podał więc musiałem coś wymyśleć na szybko żeby nie mówić na nią " Ona" bądź " Dziecko". Mam nadzieję, że nie jesteś zła co? - Spytałem niepewnie nagle zdając sobie sprawę, że nie do końca to przemyślałem.

Ella zdawała się ciągle być w szoku i patrzyła stale to na mnie to na Elenę w ramionach Makarova i znów na mnie. Reszta robiła praktycznie to samo i zaczynałem się obawiać, że tak im to zostanie. 

- Nie, nie jestem zła. Właściwie czuję się zaszczycona, że dałeś swojej przybranej córce na drugie imię moje. - Uśmiechnęła się słodko a ja miałem ochotę powtórzyć gest z wieczora. Wiedziałem jednak, że nie mogę. To nie był dobry pomysł. Nagle zauważyłem, że Elena ziewnęła i zdałem sobie sprawę, że sam czuję się zmęczony.

- Dziadku czy zachowałeś może kołyskę po moim ojcu? Jesteśmy wszyscy zmęczeni i wszyscy powinniśmy się udać na spoczynek. - Mruknąłem biorąc Elenę na ręce. 

- Tak się składa, że zachowałem. Natsu, Gray pomożecie Laxusowi zanieść łóżeczko do jego domu. - Zawyrokował staruszek a ci dwaj napaleńcy od razu się zerwali ze swoich miejsc.

Kilkanaście minut później już leżałem w swoim łóżku a Elena Ella Drayar obok niego w starej kołysce mojego ojca pogrążona już we śnie.

- Dobranoc córeczko. - Szepnąłem cicho czując się dziwnie wypowiadając ostatnie słowo a potem zamknąłem oczy gdzie Morfeusz od razu radośnie mnie przywitał.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro