Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział. 4

Błędy niesprawdzane. Jutro ogarnę :)

Nie bądź sknerą, nie sęp słowa i rzuć jakiś kąsek mojemu Wenowi :D



***

Teo chyba przywołał Pottera myślami, bo wpadli na niego zaraz po przekroczeniu bram Hogwartu.

— Nienawidzę świstoklików — wymamrotał Harry pod nosem. Granger mruknęła ze zrozumieniem i poklepała go współczująco po ramieniu. Jednak jej wzrok raz po raz uciekał w stronę coraz głośniejszych wrzasków Weasleya i Draco.

— Nie musisz nade mną wisieć Miona — zapewnił Potter zmęczonym głosem — Poczekam aż żołądek mi się uspokoi i uciekam do zamku.

— Ale... — przerwała jej seria bluzgów Malfoya i dziki wrzask Weasleya — No dobrze, chyba naprawdę lepiej będzie jeśli pójdę. W tym stanie Ron mógłby powiedzieć coś... nieodpowiedniego.

— Taaa... — warknęła pod nosem Ginny — Jakby to robiło jakąś różnicę...

— Musisz dać mu trochę czasu — wtrącił Potter — Ron... lubi poukładany świat, a kiedy coś wyłamuje się z tych jego idealnych ram, to potrzebuje chwili, żeby zdecydować, czy ta zmiana jest czymś co potrafi zaakceptować.

Potter od samego początku spotkania emanował podłym nastrojem. Nott domyślał się, że Harry dopiero co wrócił z cmentarza i jego myśli musiały wciąż krążyć wokół tego co stało się te cztery lata temu.

— Co do cholery stało się z twoim nosem? — zapytał Potter, wreszcie odrywając wzrok od zbliżającego się Weasleya

— Ron — podpowiedziała Ginny, a w jej głosie przeplatało się rozbawienie jego kiepskim wyczuciem czasu ze zmęczeniem zachowaniem brata.

— Biłeś się z Ronem?

— Nie określałbym tego aż tak... szumnie — odparł pokrętnie.

— Co to niby miało znaczyć? — Teo wzruszył ramionami, bo naprawdę nie chciał przyznawać na głos, że oberwał przez czysty przypadek, a w dodatku dał się przekonać Ginny, że nie ma sensu tłuc sobie ręki o pusty łeb Rona. Zazwyczaj patrzył z politowaniem na kłótnie, czy pomniejsze bójki, ale tym razem żałował, że sam nie przyłożył Weasleyowi. Ręka nadal go świerzbiła.

— Stanął Ronowi na drodze do Draco i nawet nie zrobił tego celowo — wytłumaczyła ruda — Potknął się o coś i... — Potter przez chwilę patrzył na nich z niedowierzaniem aż w końcu prychnął pod nosem coś niezrozumiałego. Jego wzburzenie nieco osłabło i na pierwszy plan wysunęło się znów ogólne zmęczenie wymieszanie z niekończącymi się pokładami stresu.

— Wydaję mi się, że musisz iść pomóc Hermionie — powiedział Harry patrząc na coś za plecami Teo — Ron chyba próbuje poddusić twojego chłopaka jego własnym krawatem.

— Ow, auć — syknął Teo, kiedy kolano Draco uderzyło precyzyjnie w krocze Weasleya — Nie żebym specjalnie współczuł twojemu kumplowi Potter, ale... — nigdy nie dokończył tego zdania, bo Gryfon bez pytania pociągnął go za ramie w stronę zamku.

— Zmywamy się — zarządził i Nott miał wiele uwag na temat takiego rządzenia się — Zanim wciągnął nas w sam środek swoich sprzeczek — z tym Teo ewentualnie mógł się zgodzić. — Też masz wrażenie, że ostatnio nie robisz nic innego tylko wysłuchujesz czyichś wrzasków albo narzekań? — dopytał, nadal nie puszczając jego rękawa

— Uwierz, że to nie jest z tego wszystkiego najgorsze — prychnął, przypominając sobie te wszystkie momenty w których przeklinał swoje empatyczne zdolności — Gdzie my właściwie idziemy?

— Do wieży.

— O zapomnij! — warknął, starając się wyrwać — Mam dosyć Weasleya. Prawdopodobnie spędziłem z nim dzisiaj tyle czasu, że wystarczy mi do do przyszłego stulecia...

— Nie zobaczysz go już dzisiaj — obiecał Potter

— Longbottom i cała reszta waszej wesołej gromady też nie wpasowuje się w moje plany na ostatni wieczór w Hogwarcie.

— Umówiłeś się?

— Nie, ale... myślałem, że zwyczajnie posiedzę z przyjaciółmi, ale skoro Blaise zniknął z Susan, a Draco pewnie przyciągnie do lochów Ginny... — urwał, bo coś mu się skojarzyło — Czy ty znowu wyciągasz mnie z pokoju na ich prośbę?

— Nie — parsknął Wybraniec — Powiedzmy, że z dostępnych opcji wybieram twoje towarzystwo — rzucił niby żartem, ale Nott umiał wyłuskać z tego prawdziwe informacje.

— Ciebie też wystawili, co?

— Tak to już jest, kiedy dwójka twoich najlepszych przyjaciół zaczyna się ze sobą umawiać — przyznał z cierpkim uśmiechem.

— Cóż... Zabini i Malfoy nie są parą, a ja i tak włóczę się po szkole z Gryfonem — powiedział w podobnym tonie

— Nie jestem chyba aż tak tragicznym towarzystwem? — zapytał zaczepnie i Teo uznałby to za początek flirtu, gdyby nie miał do czynienia z Harrym Potterem. To, że Wybraniec przyznał się do swojej orientacji to jedno, ale oglądanie się za ślizgonem, w dodatku z nazwiskiem kojarzącym się wszystkim ze śmierciożercą? To nierealne w ich świecie.

— Tragicznym? Raczej nie... — odparł w końcu

— Czyżby w końcu jakaś randka złociutki? — zapytał portret pilnujący wejścia do pokoju wspólnego Gryfonów — Dużo się ostatnio o tobie słyszy na korytarzach... — dodała bezceremonialnie oceniając Teodora wzrokiem. Nott cieszył się, że kobieta nie może opuścić ram obrazu.

— Nawet portrety o mnie plotkują — prychnął Potter pod nosem — Skarpetki w feniksy — dodał głośniej

— Poprawne hasło — Gruba Dama wydawała się mocno rozczarowana brakiem odpowiedzi. Teo nie wiedział co go podkusiło, ale uszczypnął Pottera w brzuch i z fałszywie słodkim uśmieszkiem powiedział:

— Wypadałoby odpowiedzieć, kiedy dama zadaje pytanie... nie sądzisz? — miał dodać jeszcze "kochanie" na końcu, ale uznał, że to mogłaby być przesada. Gryfon może i go lubił jak wmawiała mu wcześniej Weasley, ale ich poziom zażyłości raczej nie osiągnął jeszcze poziomu, w którym takie coś uszłoby mu płazem. — Nie uczyli cię w domu dobrych manier?

— Nie, nie uczyli — odparł Potter sucho — Dobranoc — rzucił w stronę portretu i kolejny raz tego wieczoru pociągnął go za rękę. Nott zdążył jeszcze zaobserwować zadowolony uśmiech na twarzy Grubej Damy.

— Dobrej nocy! — zawołała za nimi chichocząc. Teo już wiedział, że z tego co zobaczyła dopowie sobie całą resztę. Poważnie, Gryfoni mieli naprawdę dziwaczny gust jeśli chodzi o wybór portretu, który miał za zadanie strzec wejścia do ich prywatnej przestrzeni.

Na szczęście w pokoju wspólnym zastali jedynie kilka osób ze starszych roczników. Jedna dziewczyna najpierw wpatrywała się w nich z szeroko otwartymi ustami, by w końcu wybuchnąć płaczem i uciec w stronę dziewczęcych dormitoriów.

— Co to było?

— Romilda — odparł Harry jakby to miało cokolwiek wyjaśniać — Jako jedna z nielicznych nadal wierzy, że uda jej się mnie "nawrócić". — objaśnił, wywracając oczami

— Cóż... teraz to już ją chyba przekonałeś, że nie da rady — powiedział Thomas, patrząc sugestywnie na ich ręce. Jak tak dalej pójdzie, to do rana plotka o ich romansie obiegnie całą szkołę — Co wy macie z tymi ślizgonami?

— My, to znaczy...?

— Ty i Ginny... — mruknął — Gdybyś wcześniej jakoś zasugerował, że nie interesują cię dziewczyny, to może nie spieprzyłbym sobie związku zazdrością — powiedział Tomas.

Nott miał naprawdę spore doświadczenie w radzeniu sobie z takiego typu ludźmi, którzy za swoje niepowodzenia zawsze znajdowali winnych wokoło.

— Tak, bo po moim ujawnieniu się nasi współlokatorzy okazali się tacy wspierający — zakpił Potter — No żadnych głupich uwag ani jeszcze durniejszych żarcików. — Zresztą, Ginny zerwała z tobą głównie dlatego, że zwyczajnie jej nie wierzyłeś, kiedy zapewniała cię, że między nami nic nie ma.

— A Malfoy to niby zaufał jej na słowo? — prychnął — Nie, jemu jakoś mogła powiedzieć: "słuchaj ja i Harry, to nigdy nie była prawda, bo Pottera interesował tylko Cedric"

— A ty skąd wiesz, że Weasley powiedziała o tym Draco? — wtrącił milczący dotąd Nott

— Słyszałem — mruknął Thomas, wzruszając ramionami.

— Rozumiem — Harry brzmiał na coraz mocniej poirytowanego — Nadal zależy ci na Ginny to jej o tym powiedz. Tylko wprost, bez dziecinnych podchodów i wypominania jakim wrednym dupkiem potrafi być jej obecny chłopak. — Nott może wtrąciłby coś w obronie kumpla, gdyby to nie była szeroko znana opinia na jego temat. Malfoy to arogancki, zawzięty sukinsyn. I co z tego, że nie aż tak zły jakim chcieliby go widzieć niektórzy ludzie? Nadal nie był typem milusiego, słodkiego faceta. — A jak powie nie, to odpuść. — poradził — Nie wiem na ile ci na niej zależy, a na ile to kwestia urażonej dumy — kontynuował bezlitośnie Potter — Ginny to moja przyjaciółka, a ty jesteś moim kumplem, który nie okazał się aż takim idiotą, jak niektórzy z naszego roku...

— Zmierzasz do czegoś, czy zwyczajnie lubisz mnie obrażać? — warknął Thomas. W Teo uderzyła fala jego tłumionej złości.

— Zafiksowałeś się na jednej osobie — stwierdził Harry — I mówi ci to ktoś, kto latami robił dokładnie to samo.

— Tobie było łatwiej, bo Diggory nie żyje. Nie widzisz go codziennie, ani nie zastanawiasz się, czy jest szczęśliwy z kimś, kto przez lata jedynie szydził z jego rodziny...

— Wow — parsknął Potter — Jeśli naprawdę wierzysz w to co przed chwilą powiedziałeś, to jednak jesteś idiotą.

— Sorry — odetchnął Thomas — Za dużo myślenia i ognistej... nie wiem, czy w to wierzę. Jutro pewnie nie będę, ale Sameus wspomniał coś o tym, że widział Ginny z fretką i po prostu...

— Masz doła i chcesz komuś nawrzucać, żeby poczuł się równie chujowo co ty? — dopowiedział uprzejmie Nott

— Co się stało z odpowiednim wyrażaniem się w towarzystwie osób, z którymi nawet nie jesteś po imieniu? — zakpił z niego Harry

— Wypiłem jakieś wiaderko piwa, oglądałem za dużo niezbyt dyskretnego macania się Finnigana i Turpin, a na dodatek nadal boli mnie nos. Przez ciebie zapomniałem, że miałem iść do skrzydła szpitalnego po jakąś maść... nie mam cierpliwości do uważania na słownictwo.

— Wiesz co Harry? Jak na ślizgona to on wydaje się być całkiem... ludzki — orzekł Thomas i po raz kolejny tego dnia Teo poczuł się poddawany ocenie

— Jestem jak najbardziej za tym, żebyś odpuścił sobie Ginny i rozejrzał się za kimś innym, ale... patrz w innym kierunku — poradził Potter


Zanim sens jego wypowiedzi dotarł w pełni do nieco skołowanego umysłu Teodora, byli już w połowie schodów do dormitoriów.




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro