Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

8

Alister

Dopiero gdy zamknąłem drzwi biura, pozwoliłem sobie na wyładowanie złości. Moja pięść uderzyła w ścianę przy drzwiach, zostawiając dziurę, którą nie tak łatwo będzie zamaskować. W tym momencie niewiele mnie to obchodziło, nie potrafiłem pozbyć się z umysłu wściekłej  i zrozpaczonej twarzy Ronni. Ból promieniujący z ręki jedynie złagodził dziwny ucisk w piersi. Mogłem jedynie wyobrażać sobie, co będzie czuła moja powierniczka tajemnic z dawniejszego życia podczas ślubu, którego termin jest bliższy niż sądzi. Przez chwilę, maleńką sekundę wierzyłem, że zobaczy to wszystko w takim świetle co ja, tym bardziej że na jej trop wpadli naprawdę niebezpieczni ludzie i bez mojej ochrony jej ułożony świat legnie w gruzach. Szkoda, że tego nie widzi.

- Ten ślub...- przerwałem, bo słowa, które chcę wypowiedzieć, zatykają mi gardło-  odbędzie się jeszcze w ciągu najbliższych dwóch godzin. 

Nie chciałem tak tego rozegrać. Będzie to szybka ceremonia bez całej tej otoczki, która jej towarzyszy i wpisała się kanon ślubnych tradycji. 

- To tylko interes. - powiedziałem być może z tego powodu, by przekonać siebie. 

Oddech  robił mi się coraz cięższy, gdy zaczynałem rozumieć, że mój stosunek do Ronni jest inny niż początkowo sądziłem. Tak nie powinno być , to niebezpieczne dla nas obojga. Powinienem żywić do niej jedynie obojętność i złość, którą teraz  ona żywi do mnie.

- W końcu to przecież była tylko praca.- powiedziałem ledwie słyszalnie. - Nic więcej.

Niezranioną ręką wybiłem numer do kierowcy, któremu krótko podałem instrukcje. Musiałem jeszcze przekazać przyszłej pannie młodej  o rychłej zmianie planów. Zacisnąłem pięści i ignorując ból zarówno psychiczny i fizyczny wybuchnąłem śmiechem.

- Gdyby ktoś inny powiedział mi, że jestem tchórzem gorzko, by za to zapłacił, ale...- to była prawda.

Przez chwilę byłem nawet skłonny zastąpić prawdziwego pana młodego jego przedstawicielem byle tylko Ronni lepiej przeszłą całą tą ceremonię. 

To było śmieszne.

Przetarłem twarz i zebrałem się w sobie. Wyprostowałem się i odczekałem kilka chwil, nim znów stałem się spokojny i poważny. Szybkim krokiem wróciłem przed drzwi pokoju Ronni, zapukałem, ale jedynie co zza nich usłyszałem to cała wiązanka przekleństw pod moim adresem, co mówiąc normalnymi słowami brzmiało.

- Zostaw mnie w spokoju zdradziecka świnio. 

- Ronni, muszę ci coś powiedzieć. - ponownie zapukałem - To poważna sprawa.

- Jak zadzganie twojego szefa jak świnię? - spytała niewinnym głosem, który dla niej był niczym zbroja.

- To będzie trudniejsze niż myślałem - powiedziałem pod nosem.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro