32
RONNA
Chciałam rzucić lampą w ścianę z frustracji, ale żadnego pożytku mi by to nie przyniosło, no chyba, że byłaby to głowa Alistera. Za drzwiami pokoju stali jego ludzie pilnując mnie, jak niesfornego dziecka.
Nic mi nie mówił, uważał, że sam potrafi nie mówiąc mi o niczym. Czułam, że nigdy nie mówił mi prawdy, wolał półprawdę lub kłamstwo. Bolało mnie, że nigdy nie był ze mną szczery, podczas, gdy ja mogłam powierzyć mu własne życie.
Wątpiłam, by mogła istnieć trwała relacja opierająca się na braku zaufania.
Miałam tego serdecznie dość. Byłam jego żoną i nie mogłam odejść, ale mogłam liczyć na chwilę spokoju.
Wyszłam z pokoju i ruszyłam do kego gabinetu licząc, że nadal tam będzie. Moi ochroniarze stali za mną w odległości dokładnie trzech kroków.
— Informujcie mnie na bieżąco. — zatrzymałam się przy zejściu na niższe piętra. Głos Alistera był spokojny i stanowczy, brak jakiegokolwiek śladu po wcześniejszym wybuchu.
Zatrzymał się, gdy mnie zauważył i odprawił swojego człowieka.
— Stało się coś?
— Chcę porozmawiać z tobą na osobności, no chyba, że jesteś gdzieś indziej potrzebny?
— Mam akurat chwilę czasu, przejdźmy do gabinetu.
Odsunęłam się, gdy się zbliżył i przyśpieszyłam krok. W gabinecie zamknął drzwi i usiadł na swoim fotelu i czekał na moje słowa.
— Długo cię pilnowali, to muszę im przyznać, o czym chciałaś porozmawiać Ronno?
— Wiesz, że ojciec kilka lat temu oddał mi dom nad jeziorem. — oparłam ręce o blat jego biurka. — Chcę tam wrócić. Alister, nie będę ci przeszkadzać. Mówię ci o tym tylko dlatego, że jesteś moim mężem i w przeciwieństwie do ciebie chcę być w stosunku do ciebie uczciwa.
— Nie możesz wyjechać.
— Że co proszę? — spytałam, zaskoczona jego słowami.
— Nie wyjedziesz Ronno i wiem, że nie rozumiesz moich decyzji, ale tak będzie dla ciebie lepiej.
— Chyba dla ciebie. Nie będę rozmawiać z tobą co jest dla mnie dobre, bo sam tego nie wiesz. Pojadę tam i nic na to nie poradzisz.
—Roni, nie pojedziesz tam. Po moim trupie — odwróciłam się i zrobiłam kilka kroków w stronę drzwi.
— To da się załatwić. — odparłam, nie odwracając wzroku od klamki. Usłyszałam skrzypienie skórzanego fotela, czułam, jak napięcie w pokoju wzrosło o dobre kilka poziomów. — Jeden jedyny raz mówiłeś prawdę, kiedy powiedziałeś mi bym nie ufała nikomu, a szczególnie tobie. — Zaśmiałam się cicho. — O dziwo uważałam wtedy twoje słowa za największe kłamstwo swojego życia. Żegnaj, Alisterze.
Złapałam za klamkę i opuściłam jego gabinet.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro