23
Wbiłam wzrok w Alistera, który jedynie przez sekundę ukazał swoje zaskoczenie, chowając je po chwili za maską obojętności. Tej walki nie można wygrać krzykiem i impulsywnością, a ja za późno zrozumiałam jej zasady. Jedynie spokój i rozsądek pozwolą mi przetrwać.
- Rozumiem, że moja osoba nie jest mile widziana we własnym domu. - powiedziałam po chwili, gdy nikt się nie odezwał. - Wierzę, że nie zniszczyłam twojego spotkania biznesowego i przepraszam za najście.
Odwróciłam się napięcie i ruszyłam w stronę dawnego pokoju z dala od tej dwójki. Tajemnica goni tajemnicę, intryga napędza każde kłamstwo, które opuszczają usta osób wokół mnie. Wchodząc po schodach na piętro zauważyłam, że obserwuje mnie najbardziej zaufany ochroniarz ojca, który służył mu dłużej nim moja matka wyszła za mąż. Przywołałam go do siebie skinięciem głowy.
- Wiem, że służysz mojemu ojcu od samego początku i wiem, że widziałeś oraz słyszałeś wiele rzeczy, które działy się w tym domu na długo przed tym jak się pojawiłam. - wzięłam wdech powietrza.- Pamiętasz może moją matkę?
Spojrzałam na niego szukając jakiegokolwiek śladu, który pomógłby mi zrozumieć czy mówi prawdę.
- Panią Madelinę? Pamiętam.
- Powiedz mi więc, kiedy ostatni raz ją widziałeś ?
- W pani drugie urodziny, w pewnym momencie wyszła i nie wróciła.
— I nikt nie zareagował?
— Nie dostaliśmy takiego polecenia.
Chciałam zapytać go o jeszcze tak wiele spraw związanych z mamą, ale wiedziałam również , że mój informator przede wszystkim podlega ojcu, a ta krótka rozmowa trafi do jego uszu, gdy tylko zamknę drzwi. Mężczyzna jakby przeczuwał, że chcę go odesłać ponieważ sam schylił głowę i oddalił się nie mówiąc nic więcej. Gdy tylko znowu zostałam sama na schodach poczułam się obserwowana, wiedziałam, że mógł to być jedynie Alister. Stał przy ścianie skryty w cieniu schodów i nie krył się ze swoimi zamiarami.
Starając się wyrzucić go z głowy, choć na chwilę niemal biegiem pokonałam dzielące mnie metry od mojego dawnego pokoju. Miałam tylko nadzieję, że pokój będzie wyglądał tak jak go zostawiłam, a drzwi będą otwarte. Zacisnęłam palce na klamce zamykając oczy modląc się bym mogła je otworzyć, nagle poczułam na swoim palcach ciepło i ciężar męskiej dłoni. Ten nagły tak mnie poraził, że podskoczyłam uderzając plecami o pierś stojącego za mną mężczyzny.
- To twój talent czy głupota sprawiły, że weszłaś w najgorszym możliwym momencie? - głos Alistera zabrzmiał niczym wrzask na pustym korytarzu.
- Od urodzenia jesteś łgarzem czy później dopiero nauczyłeś się tej sztuki? - powiedziałam, czując jak odczepia moje palce od klamki. -
- Kiedy w końcu zrozumiesz, że chcę ci jedynie pomóc? Kiedy?
- Być może nigdy.- dodałam najciszej, jak mogłam.
— Nigdy to bardzo długo. —
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro