Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

13

Ronna

- Jestem ciekawy, kiedy zrozumiesz, że takie dziecinne zabawy są co najmniej irytujące. — usłyszałam Alistera idącego w moją stronę. Podniosłam powieki, patrząc na niego nieprzytomnie, gdy usiadł przy mnie na kanapie. — Przestań, niszczyć. Zacznij budować. — dodał, zaciskając palce na moim nadgarstku.

— Gdy tylko wstanę, pójdę sobie to wytatuować— Nie kryłam nutki sarkazmu —albo mam lepszy pomysł, stwórzmy nową umowę, w której każdy z nas spisze swoje obowiązki.

Zaśmiał się cicho i spojrzał na mnie z politowaniem.

— Moja słodka Ronna nadal nie potrafi zrozumieć, kto rządzi w tym związku. — wzmocnił uchwyt sprawiając, że powoli traciłam czucie w prawej dłoni. — Ale niech to się szybko zmieni, bo będziesz tylko traciła na wartości. — Zbliżył twarz. — A wiesz, co się robi z bezwartościowymi i używanymi rzeczami, prawda?

Niemal czułam ostrze tej groźby, która muskała moją skórę. Niewinna i niepozorna, ale bardzo niebezpieczna i stanowcza. Zaczynałam wierzyć, że nie zostaje mi nic innego, jak poddać się jego woli i udawać szczęśliwą żonę, która za zamkniętymi drzwiami jest więźniem własnej rodziny.

— Czego więc ode mnie oczekujesz? — odezwałam się, z trudem łapiąc oddech.

— Cieszę się, że wreszcie zadajesz właściwe pytania. — uwolnił moją rękę z uścisku i poklepał ją tak, jak nagradza się psa, który w końcu pojął trudną sztuczkę.

— Zacznijmy od twojej dyscypliny. — poluzował krawat u szyi i odpiął dwa górne guziki. — Chcę byś zrozumiała, że mogłaś trafić o wiele gorzej. Znam ludzi, nie tylko niższych w hierarchii od siebie, którzy gwałcą i biją swoje żony i kochanki. Jedno złe słowo czy gest, a prawdopodobnie nie wstaną z ziemi przez kilka dni, o głodzie nie wspomnę.

Mówił cicho, ale w moich uszach jego głos przypominał wrzask, krzyk, którego pragnęłam nigdy nie usłyszeć. Czułam jak jego oddech staje się coraz gorętszy, a jego wargi muskały moje usta. Potrafiłam jedynie patrzeć mu w oczy. Ramieniem objął moje plecy i przyciągnął mnie do siebie, od razu przechodząc do władczego pocałunku. Jeśli chciał bym zaczęła się go bać, to cel został szybko osiągnięty. Przerażał mnie, a ja nie wiedziałam co robić.

Przez wcześniejsze omdlenie nie miałam aż tyle sił, by dorównać mu w namiętności, ale jemu to nie przeszkadzało, brał tyle, ile mógł, ale wiedziałam, że później upomni się o jeszcze.

Położył dłoń na moim udzie, a jego palce wspinały się w górę. Moje usta zadrżały na znak protestu, a gdy już miałam mu powiedzieć, by przestał, Alister zabrał dłoń, jakby słysząc głos moje ciała.

— Widzisz? Potrafimy się dogadać.

Nasze czoła się zetknęły, ale jego wzrok nadal był skupiony na moich ustach, a jego palce bawiły się guzikiem od moich spodni.

— Chcę, byś była matką naszego dziecka. — powiedział, a ja się cieszyłam, że patrzył mi w oczy. Jego palce wślizgnęły się pod koszulkę i zaczęły rysować kółka na moim brzuchu. — Chcę by tam kiedyś żyło nasze dziecko.

— To prośba, czy rozkaz? — spytałam, czując, że jeszcze chwilę, a rozszarpię mu twarz.

— Na razie prośba, ale później rozkaz. — pocałował mnie w  czoło. — A teraz idź z powrotem spać. Cieszę się, że wyjaśniliśmy sobie najważniejsze sprawy.

Ktoś czekał?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro