Primabalerina
Lot dłużył mi się niemiłosiernie. Po wyjściu z domu błąkałem się nawet nie wiem jak długo po mieście zastanawiając się co zrobić. Kiedy jednak podjąłem decyzję jak najszybciej kupiłem bilet i wsiadłem do pierwszego samolotu jaki był. Czułem się pusty. Głupi łudziłem się, że jest jakieś wyjaśnienie tego całego bagna, w które wpadłem. Miałem niewielką nadzieję, że się opamięta i do mnie wróci. Teraz jednak wiem, że to już nigdy się nie wydarzy. Patrząc przez ciemne szkła okularów przeciwsłonecznych, właściwie nie widziałem żadnych barw. Wszystko było takie szare i pozbawione blasku. Z perspektywy innych musiałem wyglądać naprawdę podejrzanie. Musiałem coś zrobić żeby mnie nie poznali. Siedziałem skulony na swoim miejscu, co chwilę poprawiając kaptur. Mimo wszystko to nadal cholernie bolało. Została mi tylko miłość do lodu. Przez te kilka godzin podjąłem kilka ważnych decyzji, dotyczących także mojej kariery. Tuż po zawodach rzucam łyżwy. Nie będę w stanie dłużej móc patrzyć na tę piękną taflę, nie przypominając sobie o mojej nieszczęsnej miłości. Pora zacząć od nowa.
Kiedy w końcu mogłem opuścić samolot, odetchnąłem zimnym moskiewskim powietrzem. Założyłem zimową kurtkę, która na szczęście ze sobą wziąłem i skierowałem się w stronę wyjścia z lotniska. Patrzyłem na mijających mnie ludzi w duszy ciesząc się, że nikt mnie nie poznaje.
Po kilkunastu minutach dotarłem pod dość dużą kamienicę. Z tego co mi wiadomo kobieta od dawna z nikim się nie kontaktuje. Przystanąłem zastanawiając się czy to co chcę zrobić na pewno nie jest zbyt szalone. Spojrzałem na swoją dłoń i długo się nie zastanawiając zdjąłem obrączkę. Chwilę na nią popatrzyłem i z bólem serca rzuciłem w stronę dużego kosza na śmieci.
Wszedłem powolnym krokiem do budynku. Wszedłem na trzecie piętro i zapukałem. Po chwili drzwi się otworzyły. Lili Baranovskaya.
- Dzień dobry - przywitałem się z nią, zdejmując okulary i kaptur.
Kobieta spojrzała na mnie zdziwiona. Wyglądała jak zwykle poważnie i wyniośle.
- Yuri? Co ty tu robisz? - spytała, wpuszczając mnie do środka.
Usiadłem na kanapie w salonie. W skrócie opowiedziałem jej o moim pomyśle na Grand Prix.
- Zostały trzy tygodnie do zawodów, a ty nie masz ani jednego gotowego układu?! Na dodatek to co chcesz zrobić to szaleństwo! - uniosła się.
Za nim się obejrzałem jej wzrok powędrował na moje złączone dłonie. Na jej twarzy od razu pojawił się cień smutku.
- To moje ostatnie zawody, a nie mam kogo prosić o pomoc. Błagam panią, będę ćwiczył ile będzie trzeba - mój głos był wręcz błagalny.
- Zamierzasz rzucić karierę?
- Tak, chcę zająć się rodziną - oznajmiłem pewnie.
#Yurio#
Szedłem w kierunku mieszkania Lili. Akurat dziś ten stary zgred musiał mnie wysłać po jakieś cholerne papiery. Czy ja wyglądam na gościa od przesyłek?! Jakby ten staruch nie mógł tego zrobić. Stanąłem jak wryty widząc wychodzącego z kamienicy jakiegoś podejrzanego typa. A to była taka spokojna dzielnic, no trudno. Skierowałem się wejścia, kiedy nagle zobaczyłem jak coś się błyszczy przy śmietniku. Podszedłem bliżej i podniosłem złoty krążek. Obrączka? Przyjrzałem się uważniej i o mało nie udławiłem się własną śliną, widząc wyryte wewnątrz inicjały.
- Wieprz?!
Co za powaleni ludzie! Jakim cudem to cholerstwo się tu znalazło? Już lepiej było by to sprzedać. No trudno papiery muszą poczekać.
Nie minęło kilkadziesiąt minut kiedy znalazłem się przed domem starucha. Kiedy drzwi się otworzyły, zobaczyłem jedną z najbardziej znienawidzonych przeze mnie osób. Natasza, pieprzona narzeczona siwusa. Zaraz się porzygam. Miała na sobie tak krótką i wyzywającą sukienkę, że nie nadawała by się w niej nawet na dziwkę.
- O Yurio, jak miło cie widzieć - pisnęła.
Zaraz ogłuchnę.
- Ja do Viktora - mruknąłem, wpraszając się do środka.
- Skarbie masz gościa!
W takich właśnie chwilach brakuje mi prosiaka, on przynajmniej umiał się zachować, nie tak jak to coś.
Usiadłem na fotelu czekając na tego debila. Po chwili zszedł po schodach.
- Idę na zakupy, więc możecie pogadać - próbowała go pocałować, ale jej się nie udało.
Zrobiła naburmuszoną minę, uniosła wysoko głowę i wyszła urażona.
- Coś się stało?
Wyjąłem z kieszeni winowajcę mojego zmarnowanego czasu i rzuciłem na stolik. Viktor nagle zamarł. Niepewnie wziął obrączkę w dłonie i momentalnie zaczął płakać.
- Znalazłem przy kamienicy byłej primabaleriny, leżała przy śmietniku - wyjaśniłem krótko, nie zwracając uwagi na tę beksę.
No szkoda, że ma tyle lat.
- Widziałeś go? - spytał szlochając.
Szybko wstałem i zabrałem mu obrączkę. Zaczął wyciągać ręce w moim kierunku, starając mi ją zabrać.
- Przyszedłem ci tylko pokazać do czego doprowadziłeś wybierając tę dziwkę i twoich powalonych starych. Straciłeś miłość oraz człowieka, dla którego byłeś całym światem. Teraz ten cały świat wylądował w śmietniku i to dosłownie - oznajmiłem kpiąco.
Viktor spojrzał na mnie błagalnie, a kiedy nie oddałem mu kawałka metalu upadł na kolana. Odwróciłem się od niego i chciałem wyjść, ale coś mi się przypomniało.
- Musi cie strasznie nienawidzić skoro odważył się ją wyrzucić. Zaczynam lubić nowego wieprza.
Spojrzałem ostatni raz na obrączkę i schowałem do kieszeni. Coś mi się zdaje, że zbliżające się GP będzie bardzo interesujące.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro