Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział świąteczny

Sześcioletnia dziewczynka z wielką ciekawością spoglądała na piękną choinkę. U jej stóp leżało mnóstwo kolorowych prezentów. Były przeróżnej wielkości, a mała podejrzewała, że większość jest przeznaczona jej. Koniec końców była jedynym dzieckiem w rodzinie.

Zobaczyła tatę wchodzącego do pomieszczenia. Miał w rękach misę zupy. Dziewczynka postanowiła się pochwalić swoim wyglądem i ze śmiechem okręciła się dookoła krzycząc do mężczyzny:

– Tato, patrz! Patrz!

Uśmiechnął się.

– Ślicznie wyglądasz, kochanie.

Rzeczywiście, fioletowo-zielona sukienka z falbankami idealnie pasowała do sześciolatki. Pięknie zaplecione włosy i wieczny uśmiech na twarzy dodawały jej jeszcze uroku.

– Na pewno tak myślisz? – zapytała nerwowo poprawiając wstążki przy ubraniu.

– Oczywiście, córeczko – mężczyzna usiadł na ławie pod ścianą i wziął ją na kolana. Ta radośnie się w niego wtuliła.

– Kiedy przyjedzie wujek? Spodoba się mu moja sukienka, prawda? A przyniesie mi prezent? Jak myślisz, spodoba się mu serwetka, którą wyhaftowałam? – wyrzuciła z siebie serię pytań.

Zaśmiał się ciepło. Doskonale zdawał sobie sprawę jak bardzo kochała jego przyszywanego brata.

– Spokojnie, spokojnie, za niedługo tu będzie. Na pewno zaspokoi twoją ciekawość.

Dziewczynka zsunęła się z jego kolan.

– A babcia i dziadek? – dopytywała się. Chciała jak najwięcej wiedzieć.

Tata potarmosił jej włosy, na co ta zareagowała oburzeniem.

– Powinni przyjechać razem z wujem – odpowiedział.

Jak na zawołanie rozległo się donośne pukanie do drzwi.

– To musi być wujek – mała skakała z radości. – Tato, to on! Ja wiem! – podbiegła do drzwi. Uporała się z zamknięciem i otworzyła je na całą szerokość. Do domu wdarło się mnóstwo lodowatego powietrza.

Rzeczywiście, na progu stali dziadkowie.

– Witaj kochana wnusiu! – przywitała się babcia. – Przepięknie wyglądasz.

Wszyscy się przywitali, nawet mama oderwała się od garnków. Zamknięto drzwi, ale wtedy sześciolatka zauważyła, że kogoś brakuje.

– A gdzie wujek? – zapytała dziadka.

Starszy pan zakłopotał się.

– Widzisz, kochanie, wydaje mi się, że wujek nie przyjedzie.

Małej momentalnie zrzedła mina.

– Ale dlaczego? Czemu go nie ma?

Babcia pochyliła się nad nią i położyła jej dłoń na ramieniu.

– Wujek wrócił do siebie, na stepy, słonko.

Dziadek spuścił wzrok. Nieprzyjemnie było patrzeć jak wnuczka staje się smutna.

– Przykro mi, Aimro – powiedział cicho.

*****

Młody chłopak skradał się w stronę sterty prezentów. Jeszcze tylko dwa metry. Już tak niedaleko. Dotychczas nikt go nie zauważył. Mama z babciami dyrygowały służącymi, ojciec razem z innymi mężczyznami omawiał ostatni turniej, a starszy brat gdzieś zniknął wraz z kuzynostwem. Chłopiec uśmiechnął się łobuzersko. Został ostatni metr. W tym momencie poczuł mocny uścisk dłoni na ramieniu.

– A ty gdzie się wybierasz, Akcein?

Obejrzał się za siebie. No tak. Jego brat.

– Nigdzie, Alex – szepnął.

Szelmowsko mrugnął okiem.

– Akurat, to po co się tak skradasz? – zapytał także ściszając głos.

– Cicho – młodszy chłopak pokazał starszemu górę prezentów. – Tam jest mój cel.

Uśmiechnął się.

– To na co czekasz?

Akcein obrzucił go ciężkim spojrzeniem. A przynajmniej się starał. Wyjął z lnianej torby na ramieniu kilka słoików dżemu.

– Robiłem z Ronnie. To moje prezenty dla rodziców – dopiero teraz Alex dostrzegł małe tabliczki z napisanymi słowami „mama" i „tata".

Kiwnął głową.

– I wszystko jasne. A dla mnie coś masz?

Akcein prychnął w odpowiedzi.

Starszy roześmiał się cicho.

– Jeśli chcesz, mogę odwrócić jej uwagę – wskazał na Ronnie wchodzącą do pokoju z całym naręczem talerzy. – Na pewno przyda się jej pomoc.

– Tylko nie próbuj podrywać pomocnicy kucharza – przypomniał mu chłopczyk.

Alex z radością potarmosił mu brązową czuprynę.

– A czemu niby? – zapytał.

– Masz ledwo dziesięć lat – orzekł.

Wzruszył ramionami.

– A co tu ma do powiedzenia wiek? – i odszedł w stronę pięknej służącej.

*****

Drobna blondynka zaprezentowała starszemu bratu swoją kreację.

– I jak? – zapytała.

– W porządku – odparł tamten nie odrywając oczu od jakiegoś listu. Oczywiście, siedmiolatka to zauważyła.

– Nawet nie patrzysz – powiedziała zaplatając rączki na piersi. Odwróciła się tyłem do niego, uprzednio pokazując mu język (czego oczywiście nie dostrzegł).

– Och, Kati, zrozum... – w końcu przerwał czytać i na nią spojrzał. – Jej, ty naprawdę świetnie wyglądasz – przyznał zdumiony. – Jak to robisz?

Dziewczynka – zadowolona, że zwrócił na nią uwagę – uśmiechnęła się i podeszła do niego.

– Przede wszystkim nie chodzę ciągle w szaroburym płaszczu.

– Właśnie, Jackob, mógłbyś go zdjąć – dodała kobieta, która właśnie weszła do pomieszczenia.

Chłopak rozłożył ramiona.

– Ale mamo, jestem...

– Tak, wiem. Uczniem zwiadowcy – przerwała mu niecierpliwie. – Nie musisz w kółko w nim chodzić. Dalej, odkładaj go.

Zrezygnowany chłopak wyszedł z pokoju, by wypełnić polecenie.

– Cieszysz się, że brat przyjechał na święta? – kobieta spojrzała na córkę.

Ta wzruszyła ramionami.

– Ostatnio go nie było i też było miło – stwierdziła.

Mama skarciła ją spojrzeniem.

– Katana...

Wyszczerzyła się radośnie.

– Oczywiście, że się cieszę! – krzyknęła.

– Po długim namyśle – uzupełnił jej wypowiedź chłopak, który usłyszał tą wymianę zdań.

Dziewczyna zamierzała się przekomarzać, ale matka ją uprzedziła.

– Jackob! A co z nożami? Je też odłóż! Natychmiast! – wskazała wyjście z pokoju.

– Mamo... – przewrócił oczami. – Ale to broń...

Kobieta pokiwała energicznie głową.

– Tym bardziej powinieneś je odłożyć. I te wszystkie inne żelastwa, które nosisz w kamizeli również – dodała szybko. – Są święta. To czas pokoju.

Jackob westchnął teatralnie i odpiął pas z bronią, po czym odwiesił go na kołek wbity w drzwi.

– Gdzie tata? Coś długo go nie ma – zauważył.

Katana podbiegła do drzwi i otworzyła je na oścież – rozległo się przy tym donośne skrzypnięcie.

Jackob zmarszczył brwi i wyjrzał z siostrą na zewnątrz.

– Nigdzie go nie ma – wpatrywał się jeszcze przez chwilę w ciemność spowijającą okolicę. Po chwili skorygował swoją wypowiedź: – a nie, ktoś tam idzie – pochwycił świecę stojącą obok i wyszedł na zewnątrz.

– Kto tam? – zawołał.

– To ja – usłyszał brzmiący głos swojego ojca.

Razem weszli do chatki. Mężczyzna był dziwnie roztargniony.

– Co się stało, Frank? – jego żona od razu to zauważyła.

Tata Katany i Jackoba opadł na ławę pod ścianą.

– Kochanie, muszę wyjechać – oznajmił.

– Teraz? – zdziwiła się kobieta.

Przytaknął.

– Gabrielle, dobrze wiesz, że jestem dowódcą straży, a na południu naszej wioski dzieje się coś niedobrego. Żona Thomasa powiadomiła mnie o dobrze zorganizowanej bandzie bandytów. Musimy ich zdemaskować, zanim stanie się coś strasznego. Właściwie, to wpadłem tylko po cieplejszy płaszcz – podszedł do małżonki i pocałował ją w czoło. – Będę za godzinę. Nie czekajcie.

Rodzina patrzyła w milczeniu jak mężczyzna odchodzi i znika w ciemności.

Kobieta oparła się o futrynę drzwi.

– Mamo, tata zaraz wróci prawda? – chciała się dowiedzieć Katana.

– Tak, tak, kochanie pójdź do kuchni i sprawdź co się dzieje z potrawką z sarny – odpędziła ją szybkim ruchem i spojrzała poważnie na swojego syna.

– Tak naprawdę czuję, że już nie wróci. Nikt kto dziś wyszedł na spotkanie z tą szajką nie wróci – szepnęła. – Ale nie potrafię go zatrzymać. To jego obowiązek.

Jackob położył jej dłoń na ramieniu.

– Może pójdę za nimi? W końcu jestem...

– Uczniem zwiadowcy, pamiętam – kobieta przerwała mu. – Tylko, jeśli ty też wyjdziesz, też mogę cię stracić. Proszę, zostań. Chyba się nam przydasz.

Spojrzał na nią nic nie rozumiejąc.

– O czym mówisz? – zapytał.

Matka zignorowała go.

– Oby moje przeczucie się myliło – powiedziała tylko.

Mimo to, jeszcze tej nocy ktoś podłożył ogień pod drzwi obory. Tajemniczy ludzie w ciemnych ubraniach napadali na biednych mieszkańców. Gabrielle miała rację. Jackob był potrzebny na miejscu. Wieści o drużynie żołnierzy nie nadeszły. Po tygodniu uznano ich za zaginionych.

***********

Wesołych Świąt!

Ten rozdział opowiada trochę o przeszłości naszych bohaterów, mam nadzieję, że się podoba.

Życzę naprawdę radosnych świąt i mnóstwa prezentów!

WildAntka

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro