Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 9


Akcein wstał i mruknął pod nosem jakieś niezrozumiałe słowa. Przed chwilą przyglądał się z bliska śladom sarny. Musiała przechodzić tędy niedawno. Wiatr jeszcze nie zdążył zniekształcić odcisków jej racic. Chłopak zgrabnie wskoczył na grzbiet swojego konika i dał mu znak by ruszył. Nadal wpatrując się w ślady jechał przez około dziesięć minut, gdy zauważył coś czego nie powinno tu być. Na trop sarny nakładał się inny. Nie były to odciski kopyt zwierząt, musiał je zostawić człowiek. A raczej ludzie. Zeskoczył z siodła i ukucnął. Ludzi było chyba sześciu. Po głębokości śladów można było wnioskować, że byli to sami mężczyźni.

– Nie wygląda mi to za dobrze, bo jestem pewien, że to nie są ślady uczestników tego konkursu.

W odpowiedzi Arcos parsknął. Mogło to znaczyć tyle co: aha, ale równie dobrze przekaz mógł brzmieć: nie podobają mi się te odciski butów.

– Choć, musimy się dowiedzieć o co chodzi.

To może być niebezpieczne. Może lepiej wróćmy do obozu i poprośmy o pomoc tę dziewczynę z mieczem? Wyglądała jakby umiała się posługiwać tą swoją długą wykałaczką.

– Arcos, nie wierzę. Boisz się? – chłopak uśmiechnął się ze satysfakcją. Wreszcie przyłapał Arcosa na wyznaniu strachu.

Nie, mówię tylko, że to niebezpieczne.

– Po pierwsze: nie potrzebuję pomocy, sam sobie poradzę. Po drugie: miałbym powiedzieć Aimrze, że się boję i potrzebuję niańki? Po trzecie: gdybym ja zawiódł to jesteś jeszcze ty. Poradzisz sobie w każdej sytuacji. Po czwarte: skąd mamy wiedzieć czy to nie są mieszkańcy? Może ten trop to ich ślady, które zostawili wracając z polowania? – chłopak w to nie wierzył, ale było to możliwe. Poklepał konia po szyi, uspokoił i szepnął mu na ucho:

– No, a teraz co o tym myślisz?

Konik prychnął po raz drugi i lekko potrząsnął grzywą, był gotów.

*****

Katana spoglądała na Aimrę i wyglądała jakby połknęła coś bardzo gorzkiego. Kurierka przyglądała się wojowniczce od dawna i nie zamierzała przestać. Nie podobała się jej sama obecność młodej czeladniczki. Czemu? Nie wiedziała.

Może zbytnio ją podejrzewam – rozmyślała, ale miała powody by się dziwić. Aimra była zupełnie inna niż reszta normalnych dziewczyn w jej wieku. Nie przykładała wielkiej wagi do wyglądu. To było dziwne, Katana na przykład zawsze starała się ładnie wyglądać. Aimra na dodatek nie szczebiotała jak każda panienka, była cicha i tylko czasami się odzywała. A jeśli dziewczęta gadały na okrągło o nowych sukniach, względnie o cudach natury, to nowo przybyła wolała rozmowy na tematy poważne.

Teraz Aimra siedziała na boku i ostrzyła swój miecz, no właśnie, miecz. Katana nigdy nie widziała, by kobieta posługiwała się taką bronią. Co prawda aralueńska księżniczka – Cassandra - używała broni białej, ale to nie był miecz. Muszę spytać Aimrę o tą ostrą wykałaczkę – pomyślała kurierka.

Okazja nadarzyła się szybciej, niż by się Katana tego spodziewała. Brązowowłosa wojowniczka skończyła ostrzyć broń i usiadła na ziemi. Widząc to druga, blondwłosa dziewczyna przysiadła na pieńku i spróbowała zacząć rozmowę.

– Jesteś rycerzem? – zapytała przyjacielskim tonem.

– Nie, już mówiłam. Jestem czeladniczką – głos Aimry był spokojny i głęboki.

– Z jakiego lenna jesteś? – Katana starała się podtrzymać rozmowę.

– Z Seacliff – padła krótka odpowiedź.

– Aaa... byłam tam kiedyś. Uczysz się tam?

– Nie, lekcje biorę w innym lennie – Aimra odpowiadała tym samym tonem, jakby od niechcenia.

– Jakim? – gdyby nie kilkuletnie ćwiczenia, które musiała przejść Katana, by stać się kurierką, już dawno rzuciłaby się na tą dziewczynę, albo przynajmniej rzuciłaby tą rozmowę.

– Rosequinn.

– Nie słyszałam o nim, gdzie leży?

– Na północnym-zachodzie królestwa.

– Więc... pobierasz lekcje w tamtejszej szkole rycerskiej? – pytanie było dość oczywiste, ale odpowiedź zaskoczyła blondynkę.

– Niezupełnie.

– Jak to niezupełnie? – Katana była ciekawa o co chodzi.

– Mam lekcje indywidualne.

– Co ty nie powiesz, a u kogo? – lekcje indywidualne były naprawdę rzadko spotykane. Nawet sam sir Horace – pierwszy rycerz królestwa – uczył się w szkole rycerskiej swojego lenna.

– U Wennylocka.

– Coś o nim słyszałam...

– Jest znany. Nie aż tak jak MacNeil, ale jednak znany. Czasami się ich porównuje – mimo że
w głosie Aimry wcześniej nie słychać było emocji, Katana wychwyciła w nim nutkę dumy. Kurierka znała opowieści o Mac Neilu, mistrzu nad mistrzami. Wiedziała, że rycerze go uwielbiają. Skoro Aimra twierdziła, że Wennylock jest porównywany do niego, to naprawdę mogła być dumna ze swojego nauczyciela.

– Jestem głodna, ciekawe kiedy Akcein wróci... – głos wojowniczki wyrwał ją z zamyślenia.

– Tak, rzeczywiście coś się wlecze z tym polowaniem.

*****

– Nie wierzę... – uczeń zwiadowcy wypowiedział te słowa prawie bezgłośnie. Leżał pod jakimś drzewem, osłonięty krzakami i owinięty peleryną. Pomimo to miał stąd dobry widok na to, co go tak zdziwiło. A było to obozowisko. Na środku płonęło ognisko, po bokach stało sześć jednoosobowych namiotów. Prz ogniu siedziało sześciu mężczyzn. Jedli mięso i popijali jakimś trunkiem. Mieli skośne oczy i inny odcień skóry. Taki bardziej ... żółtawy?

Właśnie tu przyprowadziły go ślady. A mieszkańcy obozu z pewnością nie wyglądali na miejscowych. Wyglądali jak wojownicy z krwi i kości. Mieli szable i tarcze. Ich konie były podobne do koników zwiadowców. Wszystko to łączyło się w jakąś spójną całość, coś się Akceinowi kojarzyło, ale nie wiedział co. Kim oni byli? Nie wiedział.

Gdybym bardziej słuchał Gilana... – pomyślał. Jeden z siedzących wstał i coś powiedział do swoich towarzyszy. Ci zgodnie kiwnęli głową, po czym stojący, czarnowłosy mężczyzna odszedł na drugą stronę obozowiska. Reszta jeszcze chwilę posiedziała i też odeszła, każdy do swojego namiotu. Wtedy Akcein zrozumiał co robił tamten mężczyzna- miał wartę i robił obchód. Uczeń zwiadowcy cicho wycofał się ze swojego punktu obserwacyjnego i wrócił do konika.

– Mamy ciekawe wieści dla naszych drogich panienek.

**********

Podoba się, czy nie?

Akcja zaczęła nabierać tępa, więc ja się ustabilizuję. Rozdziały co trzy dni. Jak na razie;) Serdeczne pozdrowienia dla stałych czytelników. A skoro już jesteśmy przy tym temacie...

44 wyświetlenia. Łał. Nie. Wierzę. Na początku jarałam się trzema wyświetleniami. To właśnie z tej okazji wrzucam drugi rozdział tego dnia i dodatkowo pierwszą część "mów mi Misha"

Pozdrawiam i zachęcam do zajrzenia:)

WildAntka

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro