Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 62

Plan wyglądał następująco: likwidują Temudżeinów, przyglądają się Dissipantis, a potem rozwalają go za pomocą Miecza. Nic szczególnego, ale tylko tyle zdążyli ustalić w bitewnym tłoku.

Gdy tylko Aimra przejęła Miecz, skośnoocy wojownicy od razu bardziej się nią zainteresowali, więc i Akcein i dziewczyna mieli trudniejsze zadanie. Jednak, gdy Aimra walczyła legendarną bronią, czuła w sobie pewną nieznaną siłę. Potrafiła szybciej zareagować, łatwiej się obronić, a do tego widziała bitwę jakby z pewnego dystansu, więc lepiej panowała nad emocjami.

Właśnie miała podzielić się tą wiadomością z Akceinem, gdy przez pole walki przetoczył się donośny sygnał rogu. Jak na komendę, każdy z Temudżeinów sięgnął do kieszeni, wyciągnął z niej coś i wsadził do ust. Aimra nie zdołała nad tym dłużej pomyśleć, bo właśnie wtedy uderzyła w nią ściana wiatru. Dziewczyna skuliła się, podnosząc tarczę, by osłonić się przed Temudżeinami. Na szczęście wiatr ustał po chwili. Już miała ponownie podjąć walkę, gdy zalała ją ogromna fala nagłego zmęczenia. Jej nogi zaczęły drżeć, z trudem utrzymywała się w pozycji stojącej. W głowie czuła tępe łupanie, które doprowadzało ją do szału. Wydawało się jej, że powietrze zgęstniało, bo potrzebowała dwa razy więcej energii, by wykonać jakikolwiek ruch. Do tego... Czyżby zwolnił czas? Nie, Temudżeini ruszali się w normalnym tempie, tylko ona tak jakoś wolno...

Z trudem uniosła tarczę i cofnęła się tak, by opierać się plecami o Akceina. Nie widziała go, ale czuła, że też miał kłopoty. Z tym, że – w przeciwieństwie do dziewczyny – chłopak nie miał tarczy. Zmobilizowała resztki swojej energii i zamachnęła się Mieczem, który teraz ważył chyba z tonę. Cudem była w stanie walczyć, ale przychodziło jej to z ogromnym trudem. Wiedziała, że długo tak nie pociągnie.

Gdy po kilkunastu zadanych uderzeniach, straciła już wszelkie nadzieje, że uda jej się przeżyć, znów uderzyła w nią ściana wiatru. Tym razem mniejsza i szybciej przeszła, zabierając przy okazji całe zmęczenie. Skołowana Aimra wróciła do walki, a jedynym śladem poprzedniego stanu, były wgniecenia na tarczy i parę nowych ran.

– Co to było? – zapytała głośno. Choć nie oczekiwała odpowiedzi, szybko usłyszała urywane słowa Akceina:

– Wydaje mi się, że... Dissipantis. To on.

Dziewczyna unieszkodliwiła następnego Temudżeina i przez ramię zerknęła na chłopaka. Poruszał się z trudem, a na jego ubraniu widziała wiele plam krwi. Nie potrafiła określić czyjej. W jednej chwili podjęła decyzję.

– Akcein, za trzy sekundy. Dostajesz tarczę.

Ten nic nie odpowiedział, tylko sparował uderzenie mieczem zadane w jego stronę, a potem szybko schował mniejszy nóż do pochwy. Widząc to, Aimra szybkim ruchem wyjęła rękę z uchwytów tarczy i przekazała ją chłopakowi. Operacja była skomplikowana i kosztowała Aimrę parę kolejnych ran, ale na szczęście były one powierzchowne.

– Trzeba to diabelstwo jak najszybciej zniszczyć – mruknęła pod nosem. – Zanim zdążą je ponownie uruchomić.

*****

Ten klif kiedyś był jednym z wielu wschodnich klifów Araluenu. Teraz, za sprawą jednego głazu z wyrytym imieniem, często odwiedzali go ludzie – zazwyczaj w zielonych pelerynach. Nawet mimo niepogody, ciche postacie przychodziły, by rozmyślać nad tym, kogo stracili.

Jonathan Grosman.

Deszcz lał się z nieba strugami. Szum wody tłumił słowa, wypowiadane z wielkim bólem i żalem.

– Ale... Dlaczego? Halt, dlaczego on? Przecież... Nawet nie ukończył trzeciego roku!

– Gilan. Każdy z nas odczuwa stratę. Masz rację, Jonathan był młody, ale pomyśl czego dokonał. Uratował dwunastu ludzi.

– Nie przeżył.

– Dał im możliwość powrotu do Araluenu.

– Nie żyje!

– Zrobił to, co słuszne. Mimo, że nie był pełnoprawnym zwiadowcą, jego poświęcenie dla wielu z nas jest ogromną lekcją.

– Nie wiem, czy do ciebie doszło, ale on nie żyje! Jonathan umarł, rozumiesz? Nie ma go, więc nie praw mi tu lekcji o byciu honorowym, jasne?

– Był od ciebie młodszy, czujesz za niego odpowiedzialność. Rozumiem, ale nie tylko ty cierpisz. Pomyśl o Thomasie. Porwano jego ucznia, a on nie mógł przyjść mu z pomocą. I teraz go stracił.

Niepowiedziane na głos: „nie wyobrażam sobie stracić ciebie".

– Chodź, Gilan. Idziemy.

– Jasne.

Ledwo dosłyszalne, oddalające się kroki starszego z nich.

– Trzymaj się, Sokole.

Kroki drugiego.

*****

Gilan uniósł wzrok i spojrzał dokładnie w puste oczy starego przyjaciela. Nie było już w nich znajomego błysku. Zieleń tęczówek wydawała się być bledsza. Ten Jonathan nie był już Jonathanem, którego Gilan opłakiwał przez długi czas. Tamten Jonathan zniknął.

Został tylko Mroczny Sokół.

*****

Z bliska konstrukcja Dissipantis nie była już taka chaotyczna. Maszyna została w większości osłonięta metalowymi płytami, choć miejscami prześwitywało drewno. Tak właściwie, to dało się wejść pod metalowe osłony – bezpośrednio nie przylegały do właściwej maszyny. Konstrukcja była wysoka na pięć metrów, długa na siedem, a szeroka na trzy. Olbrzym.

Aimra z Akceinem znajdowali się dosłownie kilka kroków od Dissipantis. Walka stała się minimalnie łatwiejsza – większość z otaczających ich Temudżeinów była budowniczymi, bądź osobami technicznymi. Znali się na obsłudze Dissipantis, ale nie byli mistrzami walki. Z kolei na polu bitwy panował zbyt wielki chaos, by inni skośnoocy wojownicy przejęli się dwójką dzieciaków pod ich największą bronią – Skandianie skutecznie pochłaniali ich uwagę.

– Jestem pewien, że w środku jest coś w rodzaju zasilania – krzyknął Akcein, ruchem głowy wskazując Dissipantis. Temudżeini zostali w dużej mierze przerzedzeni, więc Aralueńczycy mieli chwilę oddechu.

Aimra nawet się nie obejrzała, skupiona na ostatnich wojownikach.

– Weźmiesz Miecz, znajdziesz to coś i zniszczysz – powiedziała. – Tylko daj mi tarczę i długi nóż.

Akceinowi przeleciało przez głowę, że zazwyczaj w walce nie wymienia się tak bronią. Wzruszył jednak ramionami. Akurat tej walce było daleko do zwyczajności. Aimra dzierżyła magiczny miecz, a Dissipantis też przecież musiał mieć w sobie coś niezwykłego.

– Oby Miecz miał jakieś super-moce, które pozwolą mu rozwalić tego olbrzyma – mruknął do siebie i dodał głośniej: – Na trzy! – Policzył i nastąpiła szybka wymiana broni. Następnie Akcein ruszył biegiem w stronę Dissipantis, wypatrując szczeliny między metalowymi osłonami.

– Osłaniam cię! – niezupełnie potrzebnie krzyknęła Aimra, a do chłopaka doszły częstsze zgrzyty metalu. Zaufał jednak dziewczynie i nie odwrócił się. Dobiegł do Dissipantis i szybko zniknął w szczelinie między blachami.

Minęła chwila, zanim jego wzrok przyzwyczaił się do półmroku. Wnętrze Dissipantis w dużej mierze składało się z drewnianego rusztowania. Pomiędzy deskami chłopak zauważył przeróżne metalowe kształty, ale nie był w stanie określić, jakie mogą spełniać funkcje. Gdzieś nad jego głową rozlegał się hałas wydawany przez najwyżej dwóch ludzi i jakiś szum. Coś błyskało, dało się słyszeć przytłumione głosy.

Starając się nie wydawać żadnego dźwięku, Akcein podciągnął się na najbliższą żerdź. Wciąż zachowując ciszę, wspinał się na kolejne. Nie było to łatwe, gdy w jednej ręce trzymał Miecz i niezbyt mógł nią sobie pomagać.

Po jakimś czasie dotarł do czegoś, co przypominało sporą drewnianą skrzynię. Poprzez szczeliny między deskami Akcein dojrzał dwóch Temudżeinów pochylonych nad panelem pełnym dźwigni i przycisków. To spod niego wydobywał się blask, który wcześniej zwrócił uwagę chłopaka.

Jeden z Temudżeinów wyprostował się i spojrzał na towarzysza.

– Daj sygnał. Zaraz odpalamy.

Drugi skinął głową, ale zanim sięgnął do rogu przytroczonego do pasa, wyjął z kieszeni kilka listków i włożył je do ust.

– Masz rację, zapomniałbym – zaśmiał się pierwszy mężczyzna i również sięgnął do kieszeni. Jego towarzysz pokręcił w ubolewaniu głową i odpiął róg od pasa.

Akcein zrozumiał, że musi działać. Nie mógł pozwolić na ponowne uruchomienie maszyny. Spojrzał na swoje ręce – mocno ucierpiały przy wcześniejszej fali generowanej przez Dissipantis. Mniejsze rany już zdążyły zaschnąć, ale z większości wciąż kapała krew. Wzruszył ramionami. Nie miał czasu się tym zamartwiać. Rozległ się dźwięk rogu.

Obszedł skrzynię i zgodnie ze swoimi przepuszczeniami znalazł niezabudowane wejście. Ostrożnie spojrzał do środka, równocześnie sięgając po nóż – krótki, bo dłuższy zostawił Aimrze. Nie czekał zbyt długo. Gdy tylko obaj Temudżeini stanęli do niego tyłem, cicho wszedł i uderzył pierwszego z nich w potylicę. Głucho jęknął i osunął się nieprzytomny. Jego towarzysz odłożył róg i obejrzał się zaskoczony. Nie był wojownikiem – wskazywały na to nieumięśniona budowa i wyraz kompletnej dezorientacji na twarzy. Chyba wierzył, że inni Temudżeini powstrzymają przeciwników przed wejściem do Dissipantis. Zdołał tylko bąknąć: „Co?", a chwilę później leżał znokautowany. Akcein schował nóż, odłożył Miecz i z trudem odsunął blachę zza której wydobywały się błyski. Gdy tylko to zrobił, wydał z siebie mimowolny jęk zaskoczenia. Miał przed oczami plątaninę rur i drucików. Wszystko owiane delikatną mgiełką i tym niewyjaśnionym światłem. Nie zastanawiał się do czego to wszystko służy. Słyszał coraz głośniejsze hałasy spoza maszyny – Aimra przestawała sobie radzić. Chwycił rękojeść Bursztynowego Miecza i, nie czekając już na nic, jednym ruchem wbił ostrze w jaśniejące serce maszyny. Przez chwilę nic się nie działo. Akcein zmarszczył brwi i już miał wygłosić jakiś sarkastyczny komentarz, gdy rozległ się głośny huk. Wszystko się zatrzęsło, chłopaka oślepił wybuch światła, a potem wszystko zniknęło. Zapadła ciemność.

*****************************************

Rozdział świeżutki, wczoraj wieczorem postawiłam kropkę po ostatnim zdaniu. Jak się podobało? Powiem tyle: od dawna chciałam to zrobić. (Nie pytajcie co, wyjaśni się w następnym rozdziale). I to nie tak, że ja nie lubię swoich postaci, ok?

Historia Jonathana staje się coraz mniej tajemnicza. Co o nim sądzicie? Osobiście, naprawdę go lubię. Kiedyś może nawet napiszę o nim krótkie opowiadanie... Hmm...

Cóż, to tyle na dzisiaj! Niech Aimra, Akcein, Nalig i Katana będą z wami! (Nie wiem skąd mi się to wzięło. Powiedzmy, że parodia "Gwiezdnych Wojen").

WildAntka

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro