Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 55

Zdumienie Akceina na widok idących obok siebie Naliga i Katany było ogromne, lecz nie trwało za długo. Chłopak krzyknął radośnie i podbiegł do przyjaciół stojących kilkanaście metrów dalej.

– Katana! Miło cię widzieć. Co u ciebie słychać? – powitał kurierkę. Ta uśmiechnęła się promiennie i krótko go przytuliła. Następnie przywitała się z Aimrą. Dopiero wtedy odpowiedziała na pytanie chłopaka.

– Wszystko w porządku, podróż przebiegła bezpiecznie. Właśnie idziemy do Wielkiego Domu. Lydia z Ivanem pewnie już tam są.

Ruszyli dalej. Akcein nawet nie próbował pozbyć się radosnego uśmiechu. Tak właśnie działała obecność Katany. Wydawała się roztaczać wokół siebie aurę radości i niewinności, co było miłą odskocznią od wojennych przygotowań. Kurierka spajała ich czwórkę. Gdyby nie ona, drogi Akceina, Naliga i Aimry prawdopodobnie szybko by się rozeszły. Aimra wciąż darłaby koty z Naligiem, a Akcein byłby zbyt nieśmiały, by zareagować. Na szczęście Katana była z nimi i w razie potrzeby łagodziła wszelkie spory.

Nalig już wcześniej zdążył opowiedzieć Katanie większość rzeczy, więc teraz Aimra tylko dodała kilka istotnych szczegółów, które istotne są tylko dla dziewczyn. Nalig z Akceinem zostali trochę z tyłu, by nie przeszkadzać w rozmowie.

– Ruszasz jutro z nami? – zapytał Akcein. Nie spodziewał się odpowiedzi, więc zdziwił się, gdy usłyszał głos Naliga:

– Nie.

Spojrzał na niego badawczo.

– Dlaczego? Nie takie były twoje plany?

Temudżein wykonał nieokreślony ruch głową.

– Tak, ale... Katana koniecznie chce pomóc w bitwie, a nie umie walczyć. Powiedziała, że zamierza dołączyć do punktu sanitariuszy. Już kiedyś pomagała polowemu medykowi i wie, co robić.

Akcein wydął wargi. Chyba zaczynał rozumieć do czego dążył przyjaciel.

– Nie chcę, by była tam sama. To znaczy, jest to bezpieczne miejsce, bo za linią walki, ale jednak jakieś ryzyko jest. Pójdę z nią, by w razie potrzeby jej bronić. – Nalig spojrzał w oczy przyjaciela. – Rozumiesz, prawda?

Akcein pokiwał głową.

– Pewnie. Dobrze, że nie będzie tam sama. – Przeszli parę kroków i dodał trochę ciszej z nutką podziwu, bądź zaskoczenia: – No, chłopie. Nieźle.

*****

Erak nie miał dla nich zbyt wiele czasu. Prawie nie zauważył Katany, za to obecność Akceina bardzo go ucieszyła. Podczas ostatnich dni zdążył polubić tego nieśmiałego chłopaka, który z czasem zaczynał pokazywać pazury. Miał głowę do taktyki, potrafił przyznać się do błędów i poprawić plany. Nie był tak pewny siebie, jak większość Skandian – co jakiś szukał u Eraka aprobaty, a to miło łechtało jego dumę.

– Idź do jarlów i przypomnij im podstawowe założenia planu bitwy – nakazał Akceinowi. – Od godziny każdy z nich coś zmienia na swoją korzyść, a taktyka coraz bardziej odchodzi od ustalonej wersji. Wrzaśnij na nich, walnij kogoś, rzuć nożem. Ewentualnie możesz strzelić z łuku, tylko uważaj na tamte gobeliny z Galii. Normalnie sam bym to zrobił, ale akurat jestem zajęty. Potraktuj to jako zaszczytny obowiązek – powiedział, a następnie odszedł, przywołując do siebie kilku innych Skandian.

Niezbyt zachwycony perspektywą rzucania nożami w Skandian Akcein powlókł się w stronę wskazanej ławy i kilkunastu kłócących się wojowników. Katana poszła odświeżyć się po podróży, a Aimra ruszyła w kierunku kuźni. Nalig nie miał pomysłu, co mógłby zrobić, więc podążył za nią.

Ścieżka, którą szli, wiodła poza granice miasta. Większość warsztatów kowalskich znajdowało się w takiej odległości od Hallasholmu, by mieszkańcom nie przeszkadzały odgłosy pracy kowali.

Aimra wyciągnęła z kieszeni mały pakunek zawinięty w haftowaną chusteczkę. Odwinęła ją, odsłaniając gruby placek wielkości bułki. Z wierzchu złociło się masło i kryształki soli. Dziewczyna oderwała kawałek przysmaku i włożyła do ust. Uśmiechnęła się w duszy. To było pyszne. Po chwili wahania podsunęła chusteczkę z placuszkiem Naligowi. Ten spojrzał na nią zaskoczony.

– Wyłudziłam od matki Hala. Było ciężko i nawet oberwałam ścierką po głowie, ale warto. Naprawdę – zapewniła.

Nalig wciąż patrzył na nią zdezorientowany. Nawet nie dopuszczał do świadomości przypuszczenia, że dziewczyna może chcieć się z nim podzielić.

Aimra westchnęła.

– Ręka mi drętwieje. Jak długo mam jeszcze ją tak trzymać, nim raczysz się poczęstować?

Nawet te słowa nie sprawiły, że Nalig uwierzył. Otworzył tylko usta ze zdziwienia.

Aimra przewróciła oczami, wymamrotała coś o małych dzieciach, a potem już bez wahania oderwała kawałek ciasta i wcisnęła go Naligowi do ust.

– Gryźć za ciebie nie będę – dodała, widząc brak prawidłowej reakcji chłopaka.

Nalig zamrugał gwałtownie, jakby wypadając z transu. Chciał coś powiedzieć, ale w porę przypomniał sobie, że ma pełne usta. Posłusznie pogryzł ciasto i wybałuszył oczy. Tym razem z innego rodzaju zaskoczenia.

– To jest naprawdę dobre – stwierdził niedowierzająco. – Inne niż u nas, ale dobre. Słodko-słone. Ciekawe.

Aimra pokiwała głową i oderwała dla siebie kolejny kawałek. Podsunęła placek Naligowi, a ten już bez słowa wziął trochę dla siebie. Chyba chciał uniknąć kolejnej krępującej sytuacji, a bycie karmionym przez Aimrę z pewnością do takich należało.

Szli w milczeniu, jedząc ciasto. Nalig już bez zachęty urywał sobie kolejne kawałki, a Aimra zdawała się nie zwracać na niego uwagi. Gdy przysmak się skończył, dziewczyna wsypała pozostałe okruszki do ust, a potem złożyła ją i schowała do kieszeni. Dopiero po chwili się odezwała:

– Jutro wyruszamy.

– Ychm.

– Na bitwę.

– Aha.

– Możemy z niej nie wrócić.

Cisza.

Aimra zatrzymała się i spojrzała w czarne oczy Naliga. By to zrobić, musiała zadrzeć głowę do góry, ale wyjątkowo jej to nie przeszkadzało. Położyła nawet rękę na jego ramieniu, choć zazwyczaj unikała kontaktu fizycznego.

– Chcę cię przeprosić. Myliłam się co do ciebie. I... – zawahała się – przyznaję, nie byłam zbyt miła.

Nalig nie bardzo wiedział co powiedzieć. To prawda, nie raz czuł się zraniony przez Aimrę, ale przeprosiny... Z pewnością się ich nie spodziewał.

– Zanim zaczniemy walczyć... Chcę byś wiedział, że już widzę, że nie jesteś taki jak inni Temudżeini. Masz moje zaufanie – wyznała dziewczyna. Trochę się bała tych słów. Tak naprawdę, gdyby nie wcześniejsza rozmowa z Akceinem, Aimra nie potrafiłaby postawić pierwszego kroku.

Nalig spuścił głowę. Nie wnikał, czemu dziewczyna miała uprzedzenia do członków jego rasy. Podejrzewał, że nawet gdyby zapytał, nie powiedziałaby mu. Wątpił, by ufała komukolwiek na tyle, aby się zwierzyć. Oprócz rodziny, oczywiście. Rodzina pewnie o wszystkim wiedziała.

– Dziękuję – powiedział cicho.

Aimra odsunęła się. Stali tak przez kilka minut. Ruszyli dopiero pod wpływem chłodnego wiatru. Obydwojgu było lżej. Ta krótka rozmowa oczyściła ich stosunki, usunęła przeszkody, o których nawet wcześniej nie wiedzieli. A to z pewnością pomoże im przeżyć następne dni.

*****

Akcein siedział na molo, nie zważając na lodowate kropelki morskiej wody, ani chłód. Pod wieczór zaczął padać śnieg. Nie sypał tak mocno, jak wcześniej, ale równomiernie pokrywał ziemię białą pierzynką. Ponieważ Akcein prawie się nie ruszał, on sam też powoli zamieniał się w śniegowego bałwana. Mimo to, nie chciał wracać do chaty, w której gościli. Wiedział, że jutro wyjedzie z Hallasholmu i możliwe, że już nigdy do niego nie wróci. Zabolało go, gdy uświadomił sobie, że może skończyć życie z dala od swojej ojczyzny. Z dala od rodziny. Jego myśli powędrowały do Alexa. Gdyby tylko wiedział, na co się pisze jego młodszy brat! Ten, który nigdy się nie wychylał, nie miał swojego zdania i odszedł z domu wraz z tajemniczym zwiadowcą.

– Gdybyś tu był, z pewnością szybko przyłączyłbyś się do Skandian – stwierdził ponuro Akcein. – Dogadałbyś się z nimi.

Mimo, że chłopak nigdy nie okazywał specjalnego przywiązania do brata, kochał go. Udawał, że za nim nie przepada, a w rzeczywistości bardzo mu na nim zależało. Nieraz za nim tęsknił. Brakowało mu kogoś, za kim można się schować i bezpiecznie przeczekać burzę. Niestety teraz Akcein nie mógł usunąć się w cień. Nie mógł się wycofać i czekać, aż sprawa z Temudżeinami sama się rozwiąże. Wiedział, że jego osoba odgrywa dużą rolę. Nie mógł stchórzyć.

Nagle za plecami chłopaka rozległy się kroki. Nie brzmiały znajomo. Akcein obrócił się i zobaczył starego Skandianina wyłaniającego się z mroku. Jego jasna broda zdawała się świecić w ciemności. Mężczyzna drgnął na widok Akceina, którego wcześniej nie zauważył. Zatrzymał się, po chwili jednak wzruszył ramionami i ruszył dalej. Ciężko usiadł na deskach obok chłopaka. Zupełnie nie zwracając na niego uwagi, odkręcił bukłak, który przyniósł ze sobą i pociągnął z niego długi łyk. Westchnął zadowolony.

Akcein patrzył na niego kątem oka. Skandianin miał potężny brzuch, zaoraną bliznami twarz i podniszczone ubranie. Wokół niego roztaczała się woń jakiegoś trunku i braku kąpieli przez dłuższy czas.

Skandianin poczuł baczne spojrzenie Akceina, więc podsunął mu pod nos otwarty bukłak.

– Chcesz, młody? Rozgrzeje cię.

Chłopak szybko pokręcił przecząco głową. Do jego nozdrzy dotarł kwaśny zapach niezbyt dobrego alkoholu. Nie był przyjemny.

– Jak nie, to nie. Nie będę się prosił – mężczyzna odsunął od niego bukłak i pociągnął z niego kolejny łyk. Zamlaskał. – Pyszne. A ty co tak tu siedzisz? Chcesz zamarznąć?

Akcein znów zaprzeczył.

– Zbieram myśli. Choć ostatnio wydaje mi się, że myślę aż za dużo.

Skandianin pokiwał głową ze zrozumieniem, choć nie sprawiał wrażenia osoby, która zna podobny stan.

– Nie zadręczaj się. Jak człowiek za bardzo wszystko roztrząsa i analizuję, to w pewnym momencie jego mózg nie wytrzymuje i biedakowi pęka głowa – stwierdził.

Akcein minimalnie wzruszył ramionami. Przyszedł tu, by nacieszyć się spokojem – być może po raz ostatni. Chciał odciąć się od myśli, ale te same go dogoniły. Czasami naprawdę żałował, że nie potrafi najzwyczajniej na świecie zamknąć oczy i przez jakiś czas znaleźć się w pustce. W świecie bez problemów, decyzji i konsekwencji. Na chwilę w nim odpocząć.

– A wiesz co, młody? Mogę dać ci pewną radę.

Akcein uniósł wzrok. Skandianin jednak nie patrzył na niego, lecz wpatrywał się w morze. Na jego twarzy malowała się tęsknota.

– Nie wmawiaj sobie, że jesteś odpowiedzialny za wszystko. Niektórych spraw nie da się przewidzieć i nigdy nie będzie się na nie gotowym. To tak, jak na morzu. Jako sternik możesz obrać cel i skierować w jego stronę statek. Nie wiesz, jakie będą skutki twojej decyzji. Może nadejdzie sztorm? Może zboczysz z kursu? Może wichura złamie maszt? A może zdarzy się jeszcze coś innego? Nie wiesz jakie straty poniesiesz, zanim dobijesz do celu. Ale i tak ku niemu płyniesz. – Skandianin zakręcił bukłak i wstał. Spojrzał na Akceina z góry. – Wojna do brzydka sprawa. Mówię ci to jako Skandianin z krwi i kości. Nie możesz być gotowy na to, co ze sobą przyniesie.

Akcein odprowadził mężczyznę wzrokiem. Zastanawiał się, jakie w swoim życiu poniósł straty. Jego słowa huczały chłopakowi w głowie. Nie może być gotowy na to, co ze sobą przyniosą najbliższe dni.

To bolało. Bo nieważne jak bardzo byś się starał, nie możesz być gotowy na wszystko. To tak, jakbyś był gotowy na nic. Akcein skulił się. Znowu słowa Gilana.

************************

Z góry mówię: wiem, że w ostatnim akapicie występują słowa Halta (z "Okupu za Eraka", jeśli dobrze pamiętam). Akcein bierze je za słowa Gilana. Dlaczego? Sprawa prosta! Gilanek powtórzył je Akceinowi, a ponieważ nie widział potrzeby dodatkowego chwalenia swojego byłego nauczyciela (i chciał się popisać swoją "błyskotliwością" i "mądrością") nie podał dokładnego autora tych słów. Akcein, jako dobry uczeń, nawet nie próbował zwątpić we słowa mistrza i w ten sposób ostatni akapit brzmi jak brzmi.

Mózg: Myślisz, że kogoś interesował twój wywód?

Ja:

No, w każdym razie. Już zaczęłam pisać dzień bitwy! *taniec radości* Bodajże jeden rozdział dzieli nas do tego wyczekiwanego wydarzenia! I w tym momencie myślę o kuba909123, który chyba najbardziej nie może się doczekać bitwy:D

Co myślicie o Aimrze? I ogólnie o każdym z głównych bohaterów?

Baaaardzo podoba mi się zakończenie (ów ostatni akapit, Mózgu, nawet się nie odzywaj). Akcein, kocham cię, chłopie!

Mózg: Przesadziłaś.

Ja: Cicho siedź.

Pozdrowionka,

WildAntka

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro