Rozdział 38
Akceinowi zjeżyły się włosy na karku. Powoli przekręcił głowę i spojrzał w stronę, z której dochodził mroczny głos. Tak, mroczny. Bardziej pasującego określenia nie było. W panującym półmroku dostrzegł ciemniejszą plamę na ścianie – wylot tunelu, w którym błyszczała para oczu.
– Chodźcie tu, zagubieni.
Teraz Aimra odzyskała wigor.
– Wcale nie jesteśmy zagubieni! – krzyknęła. – Wiemy gdzie jest wyjście!
Akcein mógłby przysiąść, że osoba w ciemnościach uniosła brew lub zrobiła podobny gest o tym samym znaczeniu.
– A jednak nie wiecie co zrobić – odpowiedziała rzeczowo.
Bez patrzenia chłopak wiedział, że Aimra zaciska usta.
– Kim jesteś? – zapytał nieśmiało. Tajemniczy osobnik napawał go przerażeniem.
– Przekonaj się – usłyszał w odpowiedzi. Mimowolnie zaczął płynąć do brzegu.
– Co ty najlepszego wyrabiasz? – wysyczała dziewczyna obok. Był pewien, że słowa były wypowiedziane zbyt cicho, by ktokolwiek oprócz niego je usłyszał, a jednak tajemnicza postać odpowiedziała:
– To, co jest najsłuszniejszym wyjściem z waszej sytuacji.
Akcein wzdrygnął się. Zauważył, że Aimra też zaczęła płynąć. Pod bosymi stopami poczuł grunt. Na początku myślał, że to kamienie, ale po chwili zdał sobie sprawę, że to coś zupełnie innego. Szkielety – przemknęło mu przez głowę. Lekko się skrzywił i podkurczył nogi. Stwierdził, że jeszcze trochę podpłynie, po co się tak śpieszyć ze stawianiem nóg na ziemi? W końcu, ociekając wodą, wyszli ze strumienia. Łódkę przeciągnęli na wąziutki pas suchego żwiru – nic dziwnego, że wcześniej go nie spostrzegli.
– Gdzie jesteś? – usłyszał wyzywające słowa Aimry. W mroku jej dłoń powędrowała do pasa, gdzie zazwyczaj znajdował się miecz, ale tym razem go nie było. Akcein usłyszał stłumione przekleństwo.
– Nie denerwuj się tak, maleńka. Broń i tak na nic nie zdałaby się wam przeciwko mnie – powiedziała jakby z rozbawieniem niewidoczna osoba.
– Skąd taka pewność – odparła na to Aimra. W tym momencie Akcein bardzo ją podziwiał. On z pewnością nie zdobyłby się na takie słowa. Zwłaszcza bez łuku na ramieniu, kołczanu na plecach i noży pod ręką.
Osoba zignorowała te słowa.
– Wyjmijcie swoje drogocenne rzeczy z łódki i chodźcie za mną – rozkazała.
Akcein już podchodził w stronę bagażu, gdy odezwała się Aimra:
– Skąd wiesz, że mamy rzeczy w łódce?
– Wiem więcej niż ci się wydaje, maleńka – wybrzmiało w odpowiedzi.
– Nie nazywaj mnie maleńką – zdenerwowała się Aimra. Podeszła krok do przodu.
– Dlaczego, maleńka? – zapytała cicho tajemnicza osoba. – Nie trać czasu. Pomóż przyjacielowi i czym prędzej oddalmy się od tego jasnego miejsca. A, właśnie. Nie zapomnij założyć butów, maleńka – dodała z mocno wyczuwalnym sarkazmem.
Dziewczyna zagotowała się ze złości, ale wsunęła buty na bose stopy i wzięła pakunek z kroniką i obuwiem Katany i Naliga. Akcein zarzucił na plecy powiązaną broń.
– Co z łódką? – zapytał cicho chłopak.
– Zostaw. Chodźcie – powiedziała postać z mroku.
*****
Szli cicho korytarzem. Akcein szedł z przodu. Wokół było ciemno jak w grobie, więc wolną ręką starał się wyczuć ściany. Nie widział ich przewodnika. O jego obecności przypominały jedynie komentarze rzucane przez niego raz po raz: co tak się grzebiecie? Na powierzchni wszyscy są tacy ospali? Naprawdę nic nie widzicie? Żwawiej!
– Co ty wyprawiasz? – usłyszał szept Aimry.
– Idę – odparł. Nie miał bladego pojęcia na jaką odpowiedź czekała.
– Nawet nie wiesz gdzie – stwierdziła.
– Ty też nie.
– Możecie skończyć tą całkowicie niepotrzebną wymianę zdań? – usłyszeli niski głos. Ich przewodnik dał kolejny znak życia.
– Kim ty jesteś, co? – zapytała głośno Aimra.
– Mieszkam tu, więc to ja mam prawo się was o to spytać.
– Ale pewnie nie musisz, bo wiesz o nas dość sporo. Zdajesz sobie sprawę, że nie można śledzić ludzi? To naruszenie ich prywatności – odpowiedziała tak, jakby ona tego nigdy nie robiła.
– Powiedz, ile razy złamałaś tą zasadę?
Akcein niespodziewanie dotknął czegoś ręką, którą miał wyciągniętą przed siebie. Zatrzymał się gwałtownie, a Aimra wpadła mu na plecy.
– Ostrzegaj zanim sobie staniesz – powiedziała gniewnie.
– Ale to ten ktoś się zatrzymał – wytłumaczył szybko.
– Tak zatrzymałam się – usłyszeli znajomy już głos.
– Jesteś kobietą? – wyrwało się zaskoczonemu chłopakowi. – To znaczy, przepraszam, ale...
– Nazywam się Taytana – lekka, zielonkawa aura rozświetliła jej twarz. Na tyle, na ile mógł to stwierdzić przy słabym świetle, miała trupio-bladą cerę, wysokie kości policzkowe i ciemne włosy. Jej usta były rażąco czerwone, pewnie pomalowane jakimś barwnikiem. Była zadziwiająco młoda.
– To świecący mech. Weźcie go, tylko ostrzegam, mocno razi w oczy – podała im ledwie jaśniejącą kępkę rośliny.
Akcein spojrzał na nią zdziwiony.
– Dziękujemy, ale dlaczego nam to dajesz?
Taytana karcąco machnęła ręką.
– Jeśli pójdziecie tym korytarzem dotrzecie do wyjścia – wskazała niską dziurę w ścianie. – Wyjdziecie z podziemi i nikomu nie powiecie o naszym spotkaniu, rozumiemy się?
– Oczywiście – niepewnie odparł chłopak.
Taytana skinęła głową.
– W takim razie żegnajcie – i po chwili już jej nie było.
– Czekaj! Gdzie jesteś? – głos Akceina niósł się echem po korytarzach. – Zniknęła – powiedział niedowierzająco.
Aimra poprawiła pakunek na plecach.
– Najwyraźniej. Dawaj tę roślinkę, idziemy – wyrwała mu mech z dłoni i weszła w ciemność.
*****
Wielki obraz zdobiący ścianę głównej komnaty w świątyni drgnął. Po kilku chwilach przesunął się w bok, ukazując wylot jakiegoś korytarza. Wyłoniły się z niego dwie umorusane postacie z tobołkami na plecach.
Akcein zmrużył oczy, zaskoczony jasnym światłem. Wyszedł za Aimrą z tunelu i przesunął obraz na miejsce. Upuścił swój bagaż na kafelki i oparł się o ścianę.
– Udało się, wyszliśmy – szepnął. Wyjątkowo Aimra tego nie skomentowała. Nagle usłyszeli potężny hałas zza ściany. Spojrzeli po sobie, po czym dziewczyna odsunęła obraz zasłaniający przejście. Ich oczom ukazała się ściana zawalonych kamieni.
– Szła naszym tropem – powiedziała Aimra.
– I upewniła się, że już tam nie wrócimy – dodał Akcein.
*****
Katana wygrzebała spośród swoich juków cieplejszą pelerynę. Powietrze było bardzo chłodne. Zauważyła, że Nalig ciągle jest w tej samej, mokrej koszuli.
– Czemu się nie przebierzesz? – zapytała.
Uśmiechnął się zakłopotany.
– Nie mam swoich rzeczy.
Dziewczyna zamyśliła się na chwilę. Poszperała wśród swoich ubrań i wyjęła luźną, białą koszulę. Była na nią trochę za duża. Rzadko ją nosiła, w trakcie tej podróży w ogóle, więc stwierdziła, że może ją pożyczyć.
– Proszę – powiedziała. – Może się nie przeziębisz.
Nalig niepewnie przyjął ubranie.
– Bardzo dziękuję, ale myślę, że już się zaziębiłem – dodał z uśmiechem.
Katana miała coś odpowiedzieć, ale usłyszała rżenie konika Akceina. W tym samym momencie wrota świątyni się otwarły i wyszli z nich Aimra z Akceinem. Dziewczyna patrzyła na nich z niedowierzaniem.
– A co wy tam robiliście? – zapytała w końcu. Oczywiście, mogła zacząć krzyczeć i ich uścisnąć, ale to pytanie nasuwało się samo. Przecież wyjście było w strumieniu!
Akcein zmieszał się lekko.
– Wydostawaliśmy się i chyba nam się udało – wyręczyła go Aimra. Ogarnęła wzrokiem polanę i autentycznie zdumiona zatrzymała spojrzenie na karym rumaku przywiązanym do drzewa. Zrzuciła bagaże na śnieg i zapytała zaskoczona:
– Co tu do jasnej, ciasnej, robi Sword?
*****
Aimra podbiegła do karego wierzchowca. Był chudszy niż zazwyczaj, miał podniszczone siodło i juki, ale ona rozpoznałaby go wszędzie. Mimo, że po raz pierwszy spotkali się niespełna miesiąc temu.
– Przecież to mój koń – szepnęła cicho gładząc zwierzę po szyi. Przytuliła się do niej mocno. – Myślałam, że ciebie już nie ma. Myślałam, że ten niedźwiedź... – nagle przypomniała sobie, że nie jest sama ze Swordem. – No co? – zapytała przypatrujących się jej towarzyszy.
Nalig podrapał się po głowie, Akcein zakłopotany podszedł do dziewczyny.
– Eee... Nie wiem jak mogłem tego nie zauważyć... Przepraszam, nie skojarzyłem faktów.
Aimra naprawdę niewiele z tego zrozumiała.
– Ty chyba wiesz, jak to się stało, że on tu jest – powiedziała w końcu, wskazując na konia.
– No wiem... Niedługo po tym jak spotkałem Naliga, Sword wyskoczył z krzaków. Ponieważ cierpieliśmy na brak wierzchowców...
– Czekaj! – Aimra przerwała jego wypowiedź. – Nie chcesz chyba powiedzieć, że ten Temudżein jechał na moim Swordzie, prawda?
Akcein zażenował się jeszcze bardziej. Nie chciał, by Nalig słyszał tą rozmowę. Z drugiej strony, to nie chciał nawet tej rozmowy rozpoczynać.
– Aimra, możemy pójść gdzieś na bok? – zapytał nieśmiało.
Na twarz dziewczyny wstąpił gniewny grymas. Pociągnęła go za rękę i oznajmiła głośno:
– Wrócę za chwilę. Jeśli Akceina ze mną nie będzie, szukajcie go na dnie strumienia.
****************
Cześć! Jak tam w pierwszym tygodniu szkoły? Wiem, wiem. Dawno niczego nie wrzucałam. Jednym, a raczej dwoma słowami: brak czasu. Za to teraz postaram się to nadrobić.
Piszcie, co sądzicie o tym rozdziale, a jeśli się Wam podobał, to zostawcie gwiazdkę.
Pozdrawiam i przesyłam siłę do odrabiania zadań domowych,
WildAntka
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro