Rozdział 33
Szli niskim korytarzem, który odkryła Katana. Im bardziej zagłębiali się w podziemia, tym bardziej otoczenie się zmieniało. Ściany korytarza były coraz gładsze, a strop stawał się coraz wyższy. Akcein nie słyszał już małych jaszczurek, które mogły się tu zadomowić, ani ściekających z sufitu kropel. Mimo że wilgoć w powietrzu była niezmiennie wyczuwalna, szło się o wiele przyjemniej niż wcześniej.
– Akcein? Nie wydaje ci się, że poszło za łatwo? – zadała pytanie kurierka, idąca przodem.
– Za łatwo?! – powtórzył z niedowierzaniem chłopak. – Zostaliśmy uwięzieni pod ziemią, cud, że żyjemy, a ty mówisz: za łatwo?! – W tym momencie Akcein się potknął, o mało nie przewracając. W chwili, gdy odpowiadał Katanie, uniósł głowę, przestając patrzeć pod nogi, gdy szedł akurat usianym żwirem, kawałkiem drogi.
Katana potrząsnęła głową.
– Źle mnie zrozumiałeś. Chodzi o to, że w rzeczywistości nic takiego nie zrobiliśmy, by zdobyć Miecz. Przeszliśmy przez korytarz i raz musieliśmy się zastanowić nad drogą, ot co. Spodziewałabym się lepszych zabezpieczeń.
Akcein niechętnie musiał przyznać jej rację. Co jak co, ale taki legendarny skarb powinien był być otoczony pułapkami i sekretnymi korytarzykami. On sam wyobrażał sobie wredne, podchwytliwe i rymowane zagadki co dwa kroki. Na jego szczęście, czegoś takiego nie było. Nagle wpadła mu do głowy pewna myśl.
– A co jeśli po to były te wskazówki od króla Hammingrada? Może inaczej musielibyśmy pokonywać drogę pełną przeróżnych niebezpieczeństw?
Katana wzruszyła ramionami.
– Możliwe, ale pozostaje jeszcze kwestia Darkscarlandu. Nie wiem jak ty, ale ja nie widziałam tu żadnego podziemnego miasteczka.
– No cóż, ja też nie – mruknął cicho Akcein. Niespodziewanie zobaczył jednak przed oczami obraz opuszczonego, kamiennego miasta. Potrząsnął głową – pobudzając przy okazji jej ból – i wizja minęła. – Choć może, gdzieś... Nie, nie, nic nie mówiłem – dodał cicho.
Katana udała, że nie zauważyła zmieszania chłopaka.
– Możliwe, że dzięki wskazówkom weszliśmy od tyłu, omijając miasto.
Akcein, który już się opanował, przytaknął.
– Tak, a to by znaczyło, że właśnie idziemy tą drugą, a właściwie pierwszą, drogą pełną pułapek – dopiero po chwili pojął, co takiego powiedział. Spojrzał na Katanę i dodał:
– To chyba nie najlepiej, prawda?
– Zdecydowanie. Tą sytuację można skomentować jednym słowem: ups – stwierdziła Katana.
– Ups... – jęknął w tym samym momencie Akcein.
Zdziwiona dziewczyna spojrzała w jego kierunku.
Chłopak stał nieruchomy, wskazując tuzin kusz wycelowanych właśnie w nich. Przez chwilowy błysk płomieni z pochodni, Akcein dostrzegł jakąś maź na niektórych bełtach. Trucizna, stwierdził w myślach.
– Chyba musiałem coś nadepnąć, wiesz, na przykład jakiś obluzowany, specjalny kamień.
– Definitywnie.
*****
– Wreszcie skończyliśmy! – słowa Naliga odbiły się od wilgotnych ścian. – Nigdy nie przypuszczałem, że będę odkopywał zawalony tunel.
Aimra rozejrzała się dookoła z udawanym zaciekawieniem.
– Czyżbym coś słyszała? – teatralnie się zamyśliła. – Nie... To z pewnością echo.
Temudżein po raz tysięczny westchnął w myślach. Nie chciał użalać się nad sobą, ale demonstracyjne ignorowanie w wykonaniu Aimry zaczęło go przygnębiać. Spotkany wcześniej Atabi był inny. Przede wszystkim był przyjazny i nie przekreślił go ze względu na pochodzenie. A Aimra? Nalig zaczął podejrzewać, że dla niej każdy, kto był Temudżienem, automatycznie znajdował się na czarnej liście.
– Posłuchaj – zaczął. – Może powinniśmy jednak ze sobą rozmawiać – zaproponował delikatnie.
– Znowu to echo? – rzuciła w odpowiedzi Aimra.
Nalig ścisnął gniewnie usta. Nie, tym razem nie zamierzał tego tak zostawić.
– Skoro mamy współpracować, to musisz przestać mnie ignorować – dopiero po chwili zorientował się, że dziewczyna już dawno ruszyła tunelem.
– Poczekaj! – krzyknął i ruszył ją dogonić.
*****
Akcein ze wszystkich sił zacisnął palce prawej dłoni na krawędzi rozpadliny. Nawet nie chciał patrzeć w dół. Bał się, że jeśli zobaczy – albo właśnie i nie – dno przepaści, spanikuje i w nią runie. A myślałem, że pułapki mają utrudnić wejście, a nie wyjście – pomyślał. Po kuszach na swojej drodze spotkali z Kataną jeszcze: niespodziewanie pojawiające się włócznie, bardzo dobrze naostrzone topory i kilka sieci zrobionych z łańcuchów. Przezornie szli w odstępie kilku metrów. Oczywiście, to Akcein stanowił czoło, mimo faktu, że bardzo mu się to nie podobało. I to właśnie on został testerem pułapek. W ostatecznym rozrachunku wyszło na to, że Akcein wisiał na skraju przepaści, a Katana starała się go wyciągnąć.
– Ile ty ważysz? – jęknęła, z całej siły ciągnąc go za rękę.
– A co ci w tej chwili da ta wiedza? – odparł ponuro chłopak.
– Teoretycznie nic, ale przynajmniej bym wiedziała jakiego ciężaru w przyszłości nie podnosić. A nie, czekaj. Nie będzie żadnej przyszłości jeśli cię nie uniosę – dodała z wisielczym humorem.
– Dlaczego? Przecież to ja runę w przepaść – stwierdził Akcein, starając się znaleźć jakiekolwiek punkt oparcia dla stóp.
– Nie myśl, że pozwoliłabym ci tak po prostu spaść – mruknęła w odpowiedzi.
– A, oczywiście. Skoczyłabyś za mną, choć to zupełnie bez sensu – podsumował chłopak. W jego głowie zaczął kiełkować pewien szalony pomysł.
– Oczywiście, że to by miało sens! – krzyknęła dotknięta Katana.
– Nie prawda! – żywo zaprzeczył Akcein. Jego marny pomysł miał jakąś szansę na powodzenie.
Twarz Katany zaczęła przybierać kolor czerwony.
– Prawda!
– Nie!
– Tak! – i z siłą dodaną przez złość wyciągnęła go jednym ruchem.
Chłopak przeleciał nad krawędzią rozpadliny i przeturlał się po nierównym podłożu. Na jego nieszczęście trafił nieosłoniętą dłonią na żwir, który przytrafił go o zadrapania.
– Auć! Prawie mnie obdarłaś ze skóry na tych kamlotach! – poskarżył się, leżąc na ziemi i rozmasowując sobie obtarte miejsca.
– A co? Miałam cię tam zostawić? – kurierka zadała to pytanie, starając się ochłonąć.
– Nie – odparł, po omacku szukając pochodni, którą upuścił przed osunięciem się w przepaść. Rozejrzał się dokoła i dostrzegł wąską dróżkę na samym skraju rozpadliny. W mroku, rozjaśnianym tylko migotliwym światłem pochodni, trudno było ją dostrzec.
– No właśnie – podsumowała Katana. Jako tako opanowana, otrzepała tunikę z pyłu i wstała. – No to jak, gotowy na podbój kolejnych pułapek?
*****
– Zdecydowanie nie – Akcein spojrzał z lękiem na stary, kamienny most. Nad nim znajdywał się znany mu już otwór w suficie, a po jego drugiej stronie widać było przedziwne głazy olbrzymich rozmiarów. Widok ten był iście niezwykły i dostojny. Chłopak z chęcią przyjrzałby się im z bliska, ale perspektywa przejścia przez kruszącą się budowlę wcale go nie zachwycała.
– Och, przestań – Katana z trudem oderwała od nich wzrok. – To coś nie jest nawet w połowie tak straszne jak Aimra w złym humorze, idziemy.
Na dźwięk imienia dziewczyny Akcein sposępniał. Katana szybko spostrzegła swoją gafę.
– Oj, no tak. Przepraszam, że o niej mówię. W końcu nie mamy pojęcia czy jeszcze żyje. Głupio wyszło, ale wiesz, że nie można odrzucać i tej pesymistycznej opcji.
– Bardzo dziękuję za podsumowanie sytuacji – powiedział gniewnie chłopak i na przekór rozsądkowi ruszył w stronę mostu. Całe napięcie ostatnich godzin skumulowało się w praktycznie nieuzasadnioną złość.
Zdziwiona jego wybuchem Katana zawołała:
– Akcein, uważaj! Trzeba się jakoś ubezpieczyć! Nie można tak po prostu po tym przejść!
Chłopak był jednak ślepy z wściekłości. Udowodni tej dziewczynie, że nie jest lękliwym chłopcem chowającym się pod płaszczem autorytetu zwiadowców. Podniósł wyżej pochodnię i zdecydowanie zrobił pierwszy krok na kamiennej konstrukcji. Raczej poczuł, niż usłyszał, że odpadło od niej kilka wcale niemałych głazów. Z uporem jednak dążył przed siebie. Kolejny krok, chyba już szósty. Most zaczął niebezpiecznie wibrować. Do Akceina dotarły oznaki dawnego strachu. Bo, co jeśli ten most nie wytrzyma? Co, jeśli Katana miała rację? Pokręcił głową. Nawet jeśli, to jedyne, co może zrobić, to iść do przodu. I mieć nadzieję, że stare kamienie wytrzymają jeszcze chwilę. Po kilku sekundach znalazł się już na drugiej stronie urwiska. Obrócił się w stronę Katany przybierając pewną siebie pozę. Już miał rzucić jakąś starą mądrość o dążeniu do celu, gdy jego złość wyparowała jak kamfora. Kurierka stała w połowie mostu. Starała się utrzymać równowagę i jak najprędzej przedostać się na drugą stronę. Gniew przemienił się w nagły strach o przyjaciółkę. Akcein z przerażeniem patrzył, jak dziewczyna pokonuje kolejne metry. Źle się czuł z tym, że przed chwilą zrobił coś tak głupiego, że się jej nie posłuchał. Miała przecież rację, a on się na nią zdenerwował – zupełnie niepotrzebnie zresztą – i teraz co? Teraz ona stoi na czymś, co w każdej chwili może runąć w przepaść zabierając ją ze sobą. Najbardziej jednak w całej tej sytuacji bolało go, że jest bezradny. Kiedy on wisiał nad urwiskiem, ona mogła go wyciągnąć. A teraz? W tej chwili nie mógł zrobić nic. Nie miał żadnej liny, by ją rzucić do Katany. Nie mógł jej pomóc, bo gdyby wszedł na niestabilny most tylko pogorszyłby sytuację. Nie mógł nawet krzyknąć. Obawiał się, że jego głos może przyśpieszyć osunięcie kamieni. Więc tylko patrzył i ponownie błagał, by konstrukcja wytrzymała kolejne sekundy.
Nagle usłyszał głośny stukot. To tysiące głazów zaczęło spadać w dół przepaści. Nie zważając już na nic krzyknął do Katany i puścił się biegiem w jej stronę. Dziewczyna również przyśpieszyła. Prawie dotarła do stabilnego podłoża gdy osunęły się kamienie także spod jej nóg. Akcein rzucił się, by ją złapać.
Ledwie zdążył.
– W ostatniej chwili, co? – wyszeptała kurierka, zaciskając dłoń na jego dłoni.
– Przepraszam – odparł chłopak, podciągając ją ponad krawędzią urwiska.
Dziewczyna nie wiedziała czy chodziło mu o wcześniejszą kłótnię, czy o to, że późno się pojawił. Nie wiedziała, ale zrozumiała, że mówi szczerze.
– Jasne, nie ma sprawy. Wyszło na to, że każde z nas musiało dzisiaj zwisać z urwiska – dodała, by rozluźnić atmosferę.
Akcein uśmiechnął się lekko.
Katana wstała z chłodnego kamienia i starała się wytrzepać ubranie z wszechobecnego pyłu. Mimo jej wysiłków ciągle znajdował się na materiale. Było go najzwyczajniej za dużo. Akcein też to zauważył.
– Nie ma jak się tego pozbyć – powiedział, podnosząc upuszczoną pochodnię i zapalając ją krzesiwem.
– Masz rację – przytaknęła kurierka. Nastąpiła chwila ciszy, przerywanej jedynie dźwiękami towarzyszącymi otrzepywaniu ubrań.
Niespodziewanie kurierka wybuchnęła śmiechem.
– Co się stało? – zapytał chłopak, starając się dostrzec w okolicy coś zabawnego.
– Śmieszy mnie to, że – dziewczyna zaczęła tłumaczyć w przerwach pomiędzy kolejnymi ujściami radości. – Że, jesteśmy głęboko pod ziemią, nie wiadomo, gdzie jest wyjście, przed chwilą zawaliła nam się jedyna droga powrotna, a my zamartwiamy się tym, że nie mamy jak strzepnąć z siebie pyłu – w końcu z siebie wykrztusiła.
Akcein podniósł jedną brew – gest długo ćwiczony nad odbiciem w tafli wody, który przejął od swego mistrza i jego przyjaciół – i odpowiedział:
– Zdecydowanie masz inny pogląd na sytuację, niż ja – te słowa wywołały głośniejszy śmiech u Katany.
Po kilku chwilach, gdy Akcein stwierdził, że już dość jej śmiechu wskazał teren przed nimi.
– Myślę, że skoro już tu jesteśmy, to możemy się rozejrzeć.
Kurierka przytaknęła ruchem głowy i spojrzała na skalny świat rozciągający się naprzeciw nim. Po chwili otworzyła usta i powiedziała:
– Mam pytanie. Czy ułożenie tych posągów nie przypomina ci miasta? Czy to miejsce nie przypomina ci miasta?
**************
Dum, dum, dum... Kolejny rozdział. Jakiś czas temu, podczas przeglądania angielskich imion, zauważyłam, że polskim odpowiednikiem Blaze'a jest...
... Błażej. Pewnie większość z Was wiedziała o tym już wcześniej, ale ja dowiedziałam się tego dopiero teraz. Gilan jeździ na Błażeju! Nie mogę przestać się śmiać;) Wyobraźcie sobie taką sytuację: "Gilan czule poklepał Błażeja po szyi. Stwierdził, że się bardzo dobrze spisał" albo "Wyjrzał przez okno. Błażej spokojnie pasł się przed chatką. 'Razem z Błażejem wiele przeszliśmy' - powiedział na głos". Oczywiście, nie chcę tym urazić żadnego Błażeja. W sumie to im zazdroszczę - mają świetnego imiennika! Mimo wszystko, ciągle się śmieję na samą myśl o Gilanku na Błażeju;)
Ostatnio okazało się, że mam już ponad dwudziestu obserwatorów. Nie wiem jak dla innych, ale dla mnie to dużo. Może jakiś specialik z tej okazji? Niekoniecznie ze zwiadowców. Możecie podawać pomysły w komentarzach.
Po raz kolejny, dziękuję @LloydLK za sprawdzenie rozdziału. Nie wiem gdzie znajduje siłę, by to robić;)
Pozdrawiam,
WildAntka
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro