Rozdział 30
Od jakiegoś czasu drzewa wokół stawały się coraz ciemniejsze. Ten krajobraz w niczym nie przypominał wcześniejszych widoków. Na gałęziach nie było liści, drzewo iglaste zdarzało się jedynie co jakiś czas. Śnieg wszystko otulił zimną pierzynką, a słońce nie mogło przebić się przez chmury. Wokół panowała cisza. Nic się nie ruszało. Nawet zwierzęta były spokojne. W środku tego tajemniczego i mrocznego boru stała stara budowla. Stara, ale jednak potężna. Jej dach i ściany pokryte były złotem, a na szczycie kopuły błyszczał złoty posążek. Przedstawiał on słońce. Gdyby pojawił się tu promień prawdziwego słońca, stanowiłoby to naprawdę wspaniały widok. Wszystko zostałoby zabłysnęłoby złotą łuną. Tę dostojną powagę miejsca przerwały trzy grupy. Każda z innej strony podążała do tego samego celu...
*****
– Mówisz, że wśród Temudżinów obowiązują aż tak surowe prawa? – zapytał Akcein.
Nalig pokiwał głową.
– Nie jest to jakoś bardzo niezwykłe, Atabi.
– Och, daj spokój z tym określeniem – żachnął się jego towarzysz.
– Nie, dla mnie mówienie do ciebie Atabi jest samą przyjemnością. Mówię tak z własnej woli – zapewnił żarliwie Temudżin.
Akcein machnął ręką dając w ten sposób znak, że daje za wygraną. Nie po raz pierwszy dyskutowali na ten temat i po prostu nie miał siły tego powtarzać.
Jechali przez chwilę w ciszy, w końcu przerwał ją Nalig.
– Myślę, że za godzinę będziemy już na miejscu.
– No to przygotujmy się psychicznie na zejście do mrocznych podziemi... – Akcein aż się wzdrygnął na samą myśl.
– No nie mów! – krzyknął rozbawiony wojownik. – Boisz się, Atabi?
– Nie! Co to za pomysł, Nalig. Ja tylko... czuję się tam ciut nieswojo... – dokończył cicho.
Temudżin podjechał do niego wciąż z uśmiechem przyklejonym do twarzy.
– Spokojnie, poradzisz sobie, wiem o tym.
Uczeń zwiadowcy popatrzył na niego z wdzięcznością.
– Dzięki.
– Kiedy nie ma za co, Atabi.
Akcein słysząc ostatni wyraz nie mógł się nie uśmiechnąć.
– No przestań z tym.
– Nie, nie przestanę, Atabi – odparł Nalig specjalnie akcentując ostatnie słowo. Jak na komendę oboje gruchnęli śmiechem.
*****
– Dotrzemy za jakieś pół godziny – oznajmiła Aimra.
– No, najwyższa pora – skomentowała Katana. Potem jednak uśmiechnęła się i dodała – Dzięki za informację.
Aimra spojrzała na nią sceptycznie.
– Tak czekałam kiedy to powiesz.
– Kiedy podziękuję? – kurierka zapytała nie dowierzając. Chociaż nie powinna być aż tak zaskoczona pytaniem Aimry. Po kilku dniach z nią spędzonych powinna wiedzieć, że po niej trzeba się spodziewać wszystkiego.
Dziewczyna potwierdziła skinięciem głowy. Ona z kolei nie mogła się doczekać odnalezienia skarbu, dlatego właśnie postanowiła, że zacznie wtajemniczać Katanę w szczegóły swojego planu. Nie zaprzątała sobie myśli swoim zachowaniem.
– Posłuchaj, kiedy dojedziemy będziemy musiały znaleźć zejście do podziemi. Ja wejdę pierwsza, a ty pójdziesz za mną. Wiemy, że musimy znaleźć północne wejście, na logikę więc szukać będziemy na północy. Kiedy znajdziemy wreszcie tą Komnatę Pieśni to ty zostaniesz na czatach, a ja pójdę po miecz i...
– Zaraz, zaraz – Katana wykonała ręką gest nakazujący przystopowanie. – Chyba się trochę zapędziłaś. Jaka Komnata Pieśni?
Aimra wywróciła oczami i powiedziała dwa słowa:
– Moja wskazówka – to wystarczyło Katanie, by zrozumieć. Chociaż zajęło jej to parę dobrych sekund. Przez ten czas miała dość głupkowatą minę.
– Nie patrz się tak na mnie – powiedziała czując nieustępliwy wzrok Aimry. – Przecież nic wcześniej nie mówiłaś.
Jednak wojowniczka ciągle gapiła się na kurierkę, co po pewnym czasie zaczęło powodować u niej szewską pasję.
– No proszę! Przestań! – krzyknęła. Na nic. W końcu zaczęła ignorować towarzyszkę. Też nic nie pomogło. Katana postanowiła więc wyjąć asa z rękawa.
– Pamiętasz, że mamy zadanie do wykonania?
– Oczywiście, że tak – zapewniła Aimra. – Czekałam aż wreszcie sobie o tym przypomnisz.
– Jasne, jasne – mruknęła cicho kurierka. Oczywiście jej koleżanka to usłyszała.
– A to było do ciebie nie podobne – skomentowała sytuację wojowniczka. I znów zaczęła omawiać tysiące wariantów planu na tysiące różnych sytuacji.
*****
– Chyba już jesteśmy.
– Serio? Nie zauważyłam – odparła Aimra przyglądając się potężnej złotej budowli. Wokół było cicho. Wszelkie dźwięki tłumił las w śniegu. Akurat przestało prószyć. Gdzie tylko sięgnąć wzrokiem dało się zauważyć tę cichą dostojność.
– To co, wchodzimy? – zapytała Katana.
– Raczej tak, oczywiście jeśli masz zamiar sterczeć tu na zimnie, to nie przeszkadzam – odpowiedziała wojowniczka i ponagliła Rangera. Podjechała do wrót budynku. Odbijające się od złoconej powierzchni promienie słońca raziły ją w oczy.
– Aimra, nie żebym coś sugerowała, ale chyba trzeba zejść z koni – powiedziała kurierka.
Wojowniczka spojrzała ku niebu.
– Tak mówisz? No faktycznie.
Katana uśmiechnęła się w duszy. Przez ostatni czas zdążyła się nauczyć, że Aimra w ten osobliwy sposób okazuje przyjaźń. Dziewczyna zsunęła się z siodła Neckly i rozejrzała się za czymś do czego można by przywiązać wodze.
– Tutaj pani wszechwiedząca – pomogła jej Aimra pokazując głową ogromną figurę słońca. Stała ona na podwyższeniu otoczonym barierką. Jak cała budowla, tak i ten obiekt błyszczał złotem.
– Ludzie musieli włożyć dużo pracy w budowę tego miejsca – powiedziała Katana podziwiając świątynię.
– Pracy i pieniędzy – wtrąciła z przekąsem Aimra poprawiając miecz w pochwie. Przez chwilę zastanawiała się czy go wyjąć, ale po kilku sekundach porzuciła tą myśl. Nigdy się nie rozstawała z bronią i wolała by tak zostało.
– Wchodźmy – zarządziła.
– Tak jest pani generał! – Katana żartobliwie jej zasalutowała.
– I tak masz do mnie mówić – pokiwała głową świeżo upieczona „pani generał".
*****
Akcein ostrożnie wjechał na teren świątyni. Zauważył dwa konie przywiązane do barierki posągu.
– Nalig, ktoś tu jest – powiedział zsiadając z Arcosa. Nalig już przywiązywał swojego wierzchowca do drzewa na skraju lasu. On sam po prostu związał wodze swojego konika nad jego szyją, by się nie poplątały. Wiedział, że Arcos nie oddali się dalej niż na kilka metrów w poszukiwaniu trawy.
– Widzę, Atabi – tym razem chłopak nie zareagował na swoje określenie.
– Trzeba zachować czujność – poinformował go i powoli wszedł do środka.
Szli za sobą uważając by nie narobić hałasu. Akcein opanował tę sztukę niemal do perfekcji, a Nalig niewiele mu w tym ustępował. Aralueńczyk niósł w ręku łuk, a jego towarzysz miał w ręce obnażony miecz. Nagle usłyszeli damskie głosy niesione przez echo. Temudżin z niemym pytaniem spojrzał na Akceina. Ten wzruszył ramionami oznajmiając, że nie wie o co chodzi. Nałożył strzałę na cięciwę i ostrożnie wyjrzał zza zakrętu. Kiedy zauważył źródło hałasu opuścił broń. Z niedowierzaniem przyglądał się dwóm zaciekle dyskutującym panienkom stojącym na środku małej komnaty. Nalig wyjrzał mu zza ramienia, ale nie zrozumiał dlaczego Akcein całkowicie się rozluźnił. Spojrzał na niego pytająco, a ten machnął uspokajająco ręką. Potem wyszedł z ich kryjówki i zawołał donośnym głosem:
– Aimra! Znów cię zaszedłem od tyłu!
Dziewczyny słysząc go obróciły się. Kidy go zauważyły Katana powiedziała cicho do rozeźlonej już wojowniczki.
– Który wariant planu mówi co zrobić w tej sytuacji?
Aimra zdołała tylko wycedzić przez zaciśnięte zęby: „żaden".
W milczeniu spoglądały na podchodzącego Akceina. Dopiero po chwili zorientowały się, że ktoś mu towarzyszy. Kiedy Aimra rozpoznała w tej osobie Temudżina od razu porzuciła swoją złość.
– Akcein, padnij! Za tobą jest Temudżin! – i już biegła w jego stronę z mieczem gotowym do użycia.
– Hej, hej, Aimra, stop! – krzyknął Akcein. – To przyjaciel.
Czyli nie tylko my zawierałyśmy przyjaźnie – przemknęło Katanie przez głowę. Po chwili podeszła do nowego i przywitała się z nim.
– Jestem Katana, a ty to?
– Nalig, nazywam się Nalig – odparł tamten i również uścisnął jej dłoń. Spojrzał na Aimrę i zapytał:
– A twoja towarzyszka zwie się..?
– To jest Aimra. Nie zdziw się jej brakiem kultury i wybuchowością.
– Ej, ja wcale nie jestem niekulturalna i wybuchowa! Odwołaj to! – krzyknęła wojowniczka.
– Sam widzisz – Katana z uśmiechem wzruszyła ramionami.
– Tak, sam widzę – Nalig odwzajemnił uśmiech, a ona zarumieniła się pod spojrzeniem jego czarnych oczu. Spuściła wzrok.
Aimra nie zważając na maniery wypaliła prosto z mostu:
– Co ty tu robisz, Temudżinie? – wciąż trzymała w ręce miecz. Teraz ostrze broni niebezpiecznie zbliżyło się do chłopaka.
Zanim Akcein zdążył zareagować Nalig podniósł ręce do góry i powiedział:
– Pomagam Atabi.
Jego słowa zbiły Aimrę z tropu.
– Jakiemu Atabi? To jakiś Temudżin?
Tym razem to Nalig wydawał się być zdziwiony.
– Myślałem, że go znasz.
– Wiedziałam, że coś knujesz. Nie znam żadnego Atabi! – wykrzyknęła triumfalnie dziewczyna.
Akcein włączył się do dyskusji uprzedzając Aimrę, która już miała zamachnąć się mieczem.
– Nie wypieraj się przyjaźni ze mną! – widząc jej zdziwioną minę pospiesznie wyjaśnił – tak Temudżini określają zwiadowców.
– Atabi znaczy dosłownie „zielony" – dodała Katana.
– Ty znasz nasz język? – zapytał z niedowierzaniem Nalig. Na pewno nie spodziewał się tego. Kurierka zaczęła mu imponować.
– Tylko trochę. Jest dla mnie dość trudny – odparła dziewczyna lekko się rumieniąc. Nie mogła przyzwyczaić się do myśli, że nie potrafi dobrze władać językiem Temudżinów.
Nalig pokiwał głową.
– Tak, to prawda. Dla obcych jest on dość trudnym językiem. Podziwiam.
Katana właśnie miała coś odpowiedzieć, gdy przerwał jej Akcein.
– Eee... Nie chcę wam przerywać, ale czy wy też słyszycie te dźwięki?
Aimra oparła się o miecz i po chwili powiedziała:
– Coś jakby wiele osób zmierzało konno w naszą stronę. Dodatkowo słyszę szczęk broni. Pewnie odział żołnierzy.
– Albo Temudżinów – dodał Nalig. – Oni też szukają miecza.
– No to się zmywamy – zarządziła Aimra. – I niech ktoś uciszy tego konia co tak rży!
– Nie ma czasu – odpowiedział Akcein. – Właśnie się zatrzymali. Musimy się rozdzielić. Jedni będą walczyć, a drudzy pójdą szukać miecza.
– Mogę zostać – zgłosił się Nalig. – Nie będę niepotrzebnie zabijał, wystarczy ich ogłuszyć. Posądzili mnie o zdradę, nie ujdzie im to na sucho.
– Nie widzę w tym sensu. Jak dwie osoby mają odeprzeć atak oddziału prawdziwych wojowników? – zapytała zrzędliwie Aimra. Zdała sobie sprawę, że by się tu przydała, ale to oznaczało, że nie jej przypadnie zaszczyt odnalezienia miecza. Widząc jednak miny jej przyjaciół dodała niechętnie:
– Ja też zostanę – w ogóle nie zwracała uwagi na Naliga.
– Tak? To super – skomentował Akcein. – Skoro wy będziecie walczyć, to znaczy, że ja z Kataną... musimy zejść pod ziemię – dokończył z przerażoną miną.
– Atabi, poradzisz sobie! – dodał mu otuchy Nalig.
Usłyszeli, że Temudżini już weszli do środka. Słyszeli rozkazy, przeciwnicy zorientowali się, że nie są tu sami.
Nagle wyłonili się zza zakrętu. Szli w szyku wojskowym. Po bokach stali dwaj łucznicy. Wyglądali bardzo groźnie.
– Biegnijcie, dalej! – krzyknęła Aimra przygotowując się do obrony.
– Właśnie, my sobie poradzimy – poparł ją Nalig.
Akcein jednak się wahał.
– A może pójdzie sama Katana? Ja wam pomogę, oni mają wielką przewagę liczebną.
– Nie obronię się sama przed nimi! – powiedziała kurierka wskazując na dwóch Temudżinów, którzy odłączyli się od oddziału. Młodzi szybko zrozumieli, że to oni będą szukać skarbu.
– Lećcie! No dalej, sio! – ponagliła ich Aimra.
W końcu Akcein ciągnięty przez Katanę odbiegł kolejnym korytarzem, a Aimra spojrzała na Naliga.
– Mam nadzieję, że jesteś godny zaufania, Temudżinie. I, że umiesz czymś zaskoczyć.
Nalig zamiast potwierdzić wycelował łukiem w linę przytrzymującą żyrandol wiszący na suficie. Strzała pomknęła do celu i ją przerwała. Ozdobny klosz z hukiem spadł na ziemię, tuż przed wrogim odziałem. Trzech wojowników padło na ziemię.
– Chodź wojowniczko, czas zmniejszyć przewagę liczebną wroga – powiedział mrocznie.
*******************
Kolejny rozdział! Kto się cieszy?
W mediach wstawiłam Wam obrazek mojego autorstwa przedstawiający Aimrę wraz z Miley (nierozumiejących odsyłam do rozdziału specjalnego).
Zamierzam napisać rozdział świąteczny - tym razem czasy teraźniejsze, a poziom logiki i prawdopodobieństwa będzie wynosić coś koło zera. Chyba.
Nie przedłużając, dziękuję za wszystkie gwiazdki i komentarze!
WildAntka
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro