Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 29

Poruszali się w zupełnej ciszy, przerywanej tylko dźwiękami wydawanymi przez konia. Ponieważ Nalig nie miał wierzchowca Akcein wziął go na Arcosa. Obydwoje przetrawiali informacje, które przed chwilą usłyszeli. Otóż kiedy dogonili Temudżinów usłyszeli rozmowę wojowników, z której wynikało, że Metr'Lon potępił Naliga. Chłopak był bardzo przygnębiony kiedy usłyszał, że jego ojciec rzeczywiście chciał go gdzieś zostawić. Po poznaniu jeszcze kilku innych określeń dotyczących jego osoby wycofał się po prostu z ich punktu obserwacyjnego. Zdążył jednak jeszcze usłyszeć słowa ojca: „zdradził nas, nie jest już potrzebny". Po tamtej sytuacji Akcein zaczął inaczej patrzeć na Naliga. Okazał się być wyrzutkiem takim jak on sam. W sumie wiele ich łączyło. Obydwoje pochodzili z ważnych i bogatych rodzin. Nalig był synem generała, a Akcein ważnego członka dworu. Po jakimś czasie okazało się, że mają podobne charaktery, no może prócz nieśmiałości, której Nalig nie miał za wiele. Ich ojcowie chcieli ich wychować na wielkich wojowników. Po za tym Nalig okazał się wspaniałym towarzyszem w podróży. Dlatego właśnie nie odnosili się już do siebie wrogo, a nawet zaczęła się rodzić między nimi nić przyjaźni.

Po jakimś czasie Arcos przypomniał wszystkim, że czas na popas. Zatrzymali się więc pod wielką sosną rosnącą obok drogi i zsiedli z konia. Akcein poluźnił mu popręg, a Nalig wziął sakwę z jedzeniem i zaczął wyciągać z niej coś na ząb. Uczeń zwiadowcy rozłożył skórzane poidło i nalał tam wody z bukłaka. Postawił przed Arcosem, a ten zaczął łapczywie pić. Kiedy skończył, chłopak nasypał mu trochę paszy. Oczywiście konik mógł najeść się trawą, ale Akcein stwierdził, że należy się mu nagroda za niesienie dodatkowego ciężaru, jaki stanowił Nalig.

– Atabi, przyjdziesz? – Akcein usłyszał jego pytanie i wychylił się zza boku konia, by go zobaczyć.

– Z chęcią – odparł.

– Nie mamy czasu na ciepły posiłek, ale mam nadzieję, że ci zasmakuje – powiedział Nalig podając mu coś w rodzaju kanapki z mięsem i warzywami.

– Dzięki – odpowiedział Akcein i wgryzł się w podaną rzecz. Po chwili dodał:

– O ja cię! To jest naprawdę pyszne!

Nalig lekko się uśmiechnął i sam zaczął jeść. Od podsłuchania rozmowy Temudżinów stał się bardziej milczący i ponury.

– Tak właściwie, to gdzie nam się tak śpieszy? – zapytał Akcein kończąc posiłek. Jak dotąd jechali po prostu za Temudżinami. – Twoi rodacy nam nie uciekną.

– Wiem Atabi, ale jedziemy do Złotej Świątyni. Tam jest ukryty Miecz. Musimy go znaleźć.

Akcein o mało nie zakrztusił się wodą, którą właśnie pił.

– Więc jednak postanowiłeś się zwierzyć?

Nalig w odpowiedzi kiwnął głową.

– Wśród moich i tak jestem już określony jako zdrajca, a jak u nas ktoś tak kogoś nazwał, to nie ma bata, ten ktoś jest zabijany przy pierwszej okazji. Zresztą mi od początku nie za bardzo podobał się ten pomysł z Bursztynowym Mieczem i podbijaniem świata. Tym razem mamy ogromne siły. Z Mieczem na pewno byśmy wygrali. Chcę się przyłączyć do was – powiedział i spojrzał na Akceina. Ten kiwnął głową.

– Czyli jakie macie siły?

– Potężne. Wszystko dokładnie opowiem przy Eraku – tu przerwał – bo sugeruję, że tam się skierujemy, jak już znajdziemy miecz?

– Tak, ale nie możesz teraz mi tego powiedzieć? Proszę – spytał Akcein.

– Nie powiem, bo to zajęłoby masę czasu, którego nie mamy – odparł spokojnie Nalig.

– No dobrze, poczekam jeszcze kilka dni. Ruszamy dalej?

– Jasne. Szkoda, że nie mam konia. Z nim poruszalibyśmy się o wiele szybciej – powiedział Temudżin.

Jak na zawołanie z krzaków naprzeciwko wybiegł piękny, kary wierzchowiec. Miał na sobie trochę poniszczone siodło i juki. Wśród nich znajdowała się zbroja bojowa.

– No to już go masz – powiedział zdziwiony Akcein z niedowierzaniem patrząc na konia, który zatrzymał się obok zaskoczonego Naliga.

*****

Ogień został już prawie ugaszony. Stało się to za pomocą ludzi z wioski, ale deszcz też zdziałał wiele.

Aimra i Katana umyły się i opatrzyły drobne rany. Większym obrażeniem było jedynie poparzenie na nodze Aimry. Na szczęście miała wysokie buty z utwardzanej skóry, dzięki nim oparzenie nie miało tragicznych skutków. Opatrzeniem jej rany zajęła się jakaś miła gospodyni. Tak właściwie to też ona poprosiła swojego sąsiada o pozwolenie zażycia przez dziewczyny kąpieli w jego gospodzie. Mężczyzna jako jedyny w wiosce prowadził zajazd, w którym miał saunę.

– I jak? Wszystko w porządku? – zapytała owa kobieta wchodząc do pokoju, który im udostępniła.

Katana wysiliła się na uśmiech i kiwnęła głową. Wciąż jeszcze była w lekkim szoku. Aimra za to podniosła się z łóżka, na którym leżała i powiedziała:

– Dzięki tobie tak. Dziękujemy Elinoro.

Kobieta się zarumieniła.

– Och, nie ma za co... Możecie zostać tu tak długo jak tylko chcecie.

Aimra wyjrzała przez okno. Na dworze było już ciemno.

– Zostaniemy na noc. Jutro ruszamy dalej.

– Na pewno? – zatroskała się kobieta. – Nie chcecie trochę odpocząć?

Aimra znów opadła na miękki materac.

– Odpoczniemy. W nocy.

Elinora wzruszyła ramionami.

– A gdzie się tak śpieszycie?

Aimra zawahała się. Nie miała pojęcia co powiedzieć. Niespodziewanie do rozmowy włączyła się Katana.

– Jedziemy spotkać się z naszym bratem. Moja siostra zawiesiła się dlatego, że ma z nim przyjechać jego przyjaciel, w którym dziewczyna od dawna się kocha. Wie pani, ona czeka na oświadczyny... – powiedziała ze spokojem. Nie obchodził ją wściekły wzrok Aimry.

– Aaa, trzeba było tak od razu. No to wam już nie przeszkadzam. Dobrej nocy życzę!

– Wzajemnie – odparła cicho Katana.

Kiedy Elinora wyszła w kurierkę trafiła poduszka.

– Katana! Jak mogłaś?! Co to miało znaczyć?! – krzyknęła wścieła Aimra.

Zapytana uśmiechnęła się lekko.

– Cicho, bo nas usłyszą. Nie wiedziałaś co powiedzieć, a prawdziwych planów nie zdradzimy przecież.

– Ale co ty zrobiłaś?!

– Wykonałam moją pracę oczywiście – Katana ziewnęła i podeszła do drugiego łóżka. – Idę spać.

– Jasne – odparła nadal naburmuszona Aimra. Ona również podeszła do swojego posłania. Usiadła na nim i z cichym sykiem podwinęła nogawkę spodni. Zza opatrunku widać było zaczerwienienia. Dziewczyna odwinęła sobie bandaż, wzięła maść ochładzającą od Elinory i posmarowałas oparzenie. Po całym zabiegu zawinęła opatrunek z powrotem, zgasiła świece i się położyła.

Widząc to Katana westchnęła głośno i powiedziała:

– Aimra?

– Eche... – przypominało to ich rozmowę przed pożarem.

– Dziękuję.

– Za co?

– Że wtedy się po mnie wróciłaś – Katana spojrzała jej w oczy. – Nie musiałaś.

Aimra podparła się na łokciach.

– Widzisz, mówiłam ci, że mam zasady. Jedną z nich jest: nie zostawiam przyjaciół w potrzebie.

– Przyjaciół? – zdziwiła się Katana.

– A masz coś przeciwko? – odparła pytaniem na pytanie Aimra.

– Nie, nie, po tej całej akcji chyba zasługujemy na miano przyjaciółek... – zdziwił ją brak odpowiedzi Aimry. Odwróciła się i spojrzała na nią. Dziewczyna spała. Przez sen poruszyła ręką i powiedziała: ja nie obejmuję pierwszej warty – po czym przewróciła się na drugi bok i śniła dalej.

Katana uśmiechnęła się na ten widok. Aimra z pewnością była inna, ale na swój sposób – wspaniała z niej kompanka.

*************************

Kolejny rozdział. Tyle. Pozdrawiam.

WildAntka

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro