Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 27

Było już grubo po południu. Do chaty na polanie zbliżało się dwóch mężczyzn. Jeden z nich był wysoki i barczysty. Wyglądał na potężnego wojownika. Drugi był raczej drobnej postury. Widać było, że to para przyjaciół. Obydwaj śmiali się wesoło z tego co wcześniej powiedział jasnowłosy rycerz. Po chwili przystanęli przed gankiem budynku. Niższy powiedział coś do wyższego i odszedł na tyły domu. Blondyn tymczasem otworzył drzwi i wszedł do środka, przy okazji walnął głową we framugę. Zwyczajowy problem osób nieprzeciętnie wysokich. Rozmasowując bolące miejsce chłopak podszedł do fotela stojącego pod ścianą. Z impetem opadł na niego o mało go przy tym nie demolując. Zauważył to drugi mężczyzna, który właśnie wszedł do pomieszczenia.

– Nie rozwal mi ulubionego fotela, Horace – żartobliwie pogroził mu uśmiechnięty Will.

– Jasne, jasne idealisto – odparł wojownik udając znudzenie.

– Zaparzę kawę – powiedział zwiadowca odwracając się w stronę kuchenki.

– Oto jeden z twoich nielicznych dobrych pomysłów, które nie wiążą się z nieprzyjemnościami – skomentował to jego przyjaciel.

– Serio? – zapytał Will mieląc czarne ziarna.

– Serio. Pamiętasz jak wpadłeś na taki wspaniały pomysł, po którym musieliśmy przez pół roku omijać Halta szerokim łukiem?

– Nie przypominam sobie takiej sytuacji – odparował przesypując aromatycznie pachnący proszek do czajnika. Następnie wstawił go nad ogień. – Oświecisz mnie? – zapytał.

– Owszem. To było w dzień zakochanych. Stwierdziłeś, że Halt musi ogłosić całemu światu, że kocha lady Pauline. Do jego każdej strzały przymocowałeś więc bibułkę z napisem: „ Lady Pauline, miłość życia mego". A mnie zmusiłeś do przefarbowania jego płaszcza na różowo. Później napisaliśmy tam wielkimi, grubymi literami: „ Pauline, wiesz, że cię kocham". Kiedy Halt przysnął na trawie zmieniliśmy mu płaszcz na ten przerobiony i schowaliśmy się na drzewie. Halt się obudził i nic nie podejrzewając wyszedł do zamku. Jak wrócił był wściekły i czerwony jak burak. Uciekaliśmy niczym zające. Wtedy on zaczął strzelać, a my zamiast bać się, nie mogliśmy przestać się śmiać wniebogłosy.

– Ale była wtedy zabawa... – rozmarzył się Will. – Kiedy zauważył podmienione strzały nie mógł już opanować furii. Gonił nas pod sam zamek. Pamiętasz miny mieszczan? W sumie to zrobiliśmy dobry uczynek dostarczając tym biednym chłopom rozrywki w postaci zwiadowczego berka.

– Biedni to byliśmy my jak nas Halt dorwał w gabinecie barona Aralda. I tu mamy twój kolejny, genialny pomysł. Chować się w komnacie barona?! – zapytał Horace jakby do teraz nie mógł w to uwierzyć.

– No co, to pogodny człowiek. Śmiał się przez tydzień – zwiadowca wzruszył ramionami.

– Za to straże się nie śmiały. Były wściekłe, że im śmignęliśmy przed nosem.

Will znowu przybrał obojętny wyraz twarzy.

– Następna przysługa. Z taką czujnością nie mogliby obronić zamku. Pamiętam, że od tamtego czasu wzmocnili swoje pozycje i rzeczywiście pilnowali zamku Redmont. Tak czy siak, jeszcze kilka razy przekradałem się do środka, a oni dowiadywali się o tym po fakcie.

Horace chciał wyliczać jeszcze inne „wspaniałe" pomysły przyjaciela, ale przeszkodziło mu pukanie do drzwi. Spojrzał na Willa, a on uśmiechnął się złośliwie.

– Na sto procent Halt.

Wojownik popatrzył na niego z udawanym przerażeniem.

– Kolejny genialny pomysł? – zapytał. W odpowiedzi przyjaciel pokiwał głową.

– Siedź tu. Jakby ktoś pytał to mnie nie ma. Pojechałem z Alyss na huczną balangę w... Niech będzie, w Norgate. Kiedy ty będziesz grał na czas, ja przygotuję mu malutką niespodziankę – powiedział po czym wyszedł przez okno i wszedł tylnymi drzwiami do stajni gdzie trzymał sakwę z zapasowym kompletem bibułek.

Horace został więc sam na fotelu. Po chwili pukanie stało się bardziej natarczywe. Horace wstał i otworzył drzwi.

– O, cześć... Gilanie? – przywitał go niezręcznie.

– Horace! Jak leci? Dlaczego jesteś tak zaskoczony moją obecnością? – zapytał uśmiechnięty Gilan. Za nim na polance pasł się jego koń – Blaze.

– Podwójne pytania to chyba cecha wszystkich zwiadowców, Will też ma taki zwyczaj – powiedział Horace. Nie miał pojęcia co robić. Przecież zasadzka była na Halta. Razem z gościem wszedł do środka.

– Właśnie, jest Will? – zapytał Gilan rozpierając się na wygrzanym przez wojownika fotelu.

– Eee... Nie. Pojechał z Alyss na huczną balangę do Norgate, ja pilnuję mu domu.

– Co?! – tym razem to Gilan był zaskoczony. – Na balangę? Do Norgate?

Horace potwierdził ruchem głowy i dodał:

– Z tymi podwójnymi pytaniami to rzeczywiście prawda.

Wysoki zwiadowca przewrócił oczami. W tym momencie jakiś przedmiot ze świstem wleciał przez okno i utkwił w ścianie. Była to strzała z szarym bełtem. Zaciekawiony Gilan wyjął ją ze ściany i oderwał bibułkę, która była do niej przymocowana. Rozwinął rulonik i przeczytał szybko wiadomość. Zaczął się śmiać, a właściwie rechotać ze śmiechu. Horace mając złe przeczucia zajrzał mu przez ramię i zrozumiał dlaczego zwiadowca ma taki ubaw. Na kartce było napisane: „ I tu cię mam, Halt".

– Will! Chodź tu! – krzyknął rozbawiony Gilan.

Po kilku sekundach w drzwiach ukazał się właściciel tego skromnego mieszkanka. Był wyraźnie zawstydzony. Spojrzał na przyjaciół i w tym momencie Horace też się zarumienił. Gilan wciąż nie mógł opanować swojej wesołości.

– Will! Schlebiasz mi! Nie jestem tak dobry jak stary, poczciwy Halt! – wykrztusił pokazując na bibułkę, którą trzymał w ręku Horace.

– Najwyraźniej jednak jesteś na tyle dobry, że udało ci się nas przechytrzyć – mruknął Will.

– I to tyle jeśli chodzi o twoje „genialne" pomysły – skwitował wojownik.

*****

Kiedy Gilan wreszcie się wyśmiał, a Will zaparzył nową kawę (gdyż poprzednia zdążyła wykipieć) trójka przyjaciół wreszcie zaczęła rozmowę o przyczynie przyjazdu wysokiego zwiadowcy.

– ... No, więc postanowiłem się u ciebie zatrzymać – dokończył Gilan.

– Alyss akurat wyjechała, więc się pomieścimy we trójkę – powiedział Will.

– Ja i tak na jeden dzień. Jutro wyjeżdżam do Alpinii. Mam sprawę do załatwienia, a właściwie ucznia do znalezienia – dodał drugi zwiadowca. – A ty, Horace, na ile tu jesteś?

– A bo ja wiem? Mam chwilowo wolne. Na zamku Araluen nie wzywają mnie żadne obowiązki. Nawet księżniczka Cassandra gdzieś sobie pojechała. Do kuzynki chyba. A samemu w stolicy było nudno, więc tu przyjechałem. Król dał mi pozwolenie na długie wakacje. Co jest niecodzienne, ale nie narzekam – odpowiedział wojownik.

– Gdybyś był tam kilka dni temu wcale nie było by ci nudno – odparł Gilan.

– A co się stało? – zaciekawił się Horace.

– Zamach na króla.

– Złapaliście zabójcę? Król żyje? – Will natychmiast się ożywił.

– Król żyje, a ja złapałem Genoweńczyków. Właśnie, Horace, miałeś rację z tymi podwójnymi pytaniami – powiedział Gilan z największym spokojem.

– Sam ich złapałeś? – nie dowierzał Will.

– To byli Genoweńczycy? – dodał Horace.

– Na obydwa pytania odpowiedź jest twierdząca – powiedział Gilan.

– Nie wierzę! – krzyknął Will.

– Że to byli Genoweńczycy? – zapytał Gilan.

– Nie, że ty sam ich złapałeś.

Gilan spojrzał w sufit.

– No dobra... Inni mi pomogli.

Nastała chwila ciszy. Przerwał ją pełen entuzjazmu okrzyk Horace'a.

– Mam genialny pomysł! Pojadę z tobą do Alpinii!

Rozpoczęła się długa dyskusja przy kawie o genialnych pomysłach i o przyczynach nagłej zmiany tematu.

************************

Kolejny rozdział! Możliwe, że jest ociupinkę nielogiczny (bo urlop Horace'a jest ciut nierealny) ale ciiiii... W końcu "Zwiadowcy" są raczej opowieścią fantasy, prawda?

U góry możecie zobaczyć mój stary rysunek przedstawiający Halta i Willa. Jeśli ktoś się nie domyśli, to zdradzę, że robią sobie selfie. Stwierdziłam, że nielogiczny rysunek (w sensie komórka w średniowieczu) pasuje do nielogicznego rozdziału;) (Pamiętajcie, że to jest rysunek stary jak świat, okej?).

Zmieniając temat, nadal zbieram pytania do wywiadu z bohaterami. Naprawdę, nie musicie się krępować!

WildAntka


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro