Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 25

O świcie w karczmach nie ma za wielkiego ruchu. Wiedzą o tym wszyscy karczmarze, wiedział o tym także Jackes Fallow – właściciel małej gospody. Dlatego właśnie zdziwił się kiedy drzwi wejściowe otworzyły się z hukiem. Gwałtowny wiatr zgasił niektóre świece, które poustawiała na stołach jego żona.

– Zamknij te drzwi! – krzyknął nawet nie obracając się w stronę przybysza. Zakładał, że to jakaś młoda kobieta. Pewnie pokłóciła się z mężem i teraz musi odreagować – pomyślał. Zaskoczyło go więc gdy usłyszał chłopięcy jeszcze głos odpowiadający na jego słowa.

– Już, już, przepraszam.

Podniósł wzrok. Nowo przybyłym był młodzieniec odziany w obszerną zieloną pelerynę. Posiadał łuk, a zza jego ramienia groźnie wystawały pióra strzał. Mimo, że na pewno nie miał więcej niż osiemnaście lat, wyglądał na takiego co umie się posługiwać bronią. Chłopak podszedł do baru i oparł się o niego łokciami.

– Można poprosić o kawę? Najlepiej z miodem, jeśli nie ma to może być cukier.

– Oczywiście – Jackes wziął się za zaparzenie kawy. Sięgnął po czajnik i nalał do niego wody. Potem położył go nad ogniem. Chłopak tymczasem przyglądał mu się znad lady.

– Może usiądziesz? – zapytał Fallow ruchem głowy wskazując stoły.

Chłopak trochę się zmieszał.

– Jasne, już idę. A właśnie, pozwoliłem sobie wprowadzić konia do stajni.

Jackes wzruszył ramionami. Nic nowego.

– Od tego jest. A ty, to pewnie podróżny jakiś?

Chłopak kiwnął głową.

– Skąd przybywasz i gdzie zmierzasz, jeśli wolno spytać? – ciągnął właściciel gospody.

– Eee... Ja z stolicy Alpinii do Hallasholmu wędruję.

– Z Gerty do Hallasholmu? – zapytał Jackes. – To chyba się trochę pogubiłeś. Ten trakt wiedzie w kierunku stepów. Po drodze leży jeszcze taka miejscowość Montogray. Dość duża.

Akcein – bo to on był owym przybyszem – zmieszał się jeszcze bardziej.

– Aaa... A ja powiedziałem, że z Gerty do Hallasholmu? Źle powiedziałem! Chodziło mi o Montogray, oczywiście! Ja... Ja się tu gubię. Bo przypłynąłem tu pooglądać te piękne krajobrazy... I się trochę gubię, bardzo się gubię. Wie pan jak to jest. W obcym kraju, yyy... No, w obcym kraju się zgubić. Bo ja naprawdę trochę się gubię! – dokończył swoją chaotyczną wypowiedź.

Jackes patrzył na niego jak na wariata.

– Czyli... jedziesz do Montogray i podziwiasz krajobrazy, tak? – upewnił się.

– Tak! – gorliwie zapewnił Akcein. Odebrał kawę, którą mężczyzna zdążył już zrobić i siadł do stolika. Stwierdził, że musi popracować nad wymyślaniem wiarygodnych historyjek na poczekaniu. Posłodził sobie napój dwoma dużymi porcjami miodu i upił łyk. Jackes przyglądał się mu przez cały czas. Może warto zaciągnąć języka – pomyślał Akcein.

– Panie gospodarzu? – zapytał.

– Nazywam się Jackes – odparł Jackes.

Akcein pokiwał głową.

– A więc Jackes, widziałeś w okolicy coś niepokojącego? – widząc zaskoczony wyraz twarzy zapytanego Akcein dodał – no wiesz, dziwnych ludzi, wojowników budzących grozę, coś takiego.

– Eee... może ten staruszek, co wczoraj wypił całą beczkę piwa? – tym razem to Jackes był zakłopotany.

– Nie, nie – Akcein zrozumiał, że nie ma co pytać. – Nie było tematu.

– No dobrze, skoro tak mówisz... – mężczyzna jeszcze nie do końca zrozumiał wcześniejszą sytuację. O co chodziło temu młodzikowi? – myślał.

Akcein dokończył pić kawę i spojrzał na kominek. Płomienie buzowały w najlepsze i nadawały pomieszczeniu przytulny wygląd. W ogóle było tu bardzo ładnie. Na oknach wisiały haftowane zasłonki, a na parapetach stały wazony z kwiatami. Ściany zdobiły obrazy przedstawiające piękne krajobrazy Alpinii. Na każdym stole stała mała świeczka ozdobiona wstążką w kratkę. Sam bar zrobiony był z sosny – najbardziej dostępnego materiału w okolicy. Leżał na nim obrus w taki sam wzór jak ten na wstążkach zdobiących świeczki. Jackes zauważył, że chłopak się przygląda wystrojowi więc powiedział z dumą:

– Moja żona Helen tak ładnie ozdobiła gospodę. Jest w tym mistrzynią.

Akcein pokiwał głową. W pełni zgadzał się z gospodarzem. Przeleciał wzrokiem po wnętrzu jeszcze raz i przypomniał sobie co ma zrobić. Wstał, odstawił kubek po kawie na ladę i zapłacił odpowiednią sumę dodając mały napiwek.

– Idziesz już? – zapytał Jackes. Większość obieżyświatów, których znał zostawała w karczmie dłużej.

– Idę, a właściwie jadę – odpowiedział Akcein.

Jackes spojrzał przez okno. Zaczęły już padać pierwsze śniegi, a na dodatek na dworze mocno wiało.

– Jesteś pewien, że chcesz wychodzić w taką pogodę? Za ładnych krajobrazów w takich warunkach się nie dopatrzysz.

Akcein przez chwilę miał na twarzy wyraz niezrozumienia, ale szybko sobie przypomniał wcześniejszą historyjkę.

– W taką pogodę także da się zauważyć piękne widoki, są tylko bardziej surowe – widząc niedowierzającą minę gospodarza dodał – a te też mają swój urok – po tym zdaniu wyszedł.

– Jasne – powiedział Jackes patrząc na zamykające się drzwi. Stwierdził, że tak dziwnego gościa długo ponownie nie zobaczy.

*****

Aimra po raz setny zastanawiała się nad pewną tajemniczą sprawą. Legenda Bursztynowego Serca – niby odeszła już w niepamięć u większości ludzi, ale ją bardzo ciekawiła. Bo jakiego wojownika nie ciekawiłoby coś, co podobno czyni niezwyciężonym? Ją na pewno to interesowało. W dzieciństwie często odwiedzała staruszka mieszkającego na uboczu wioski. Kiedyś był wojownikiem, ale stał się już za słaby, by walczyć. Razem z nim rozkminiała tą historię – nazywali ją Bursztynowym Zawrotem Głowy. Później odkryła w biblioteczce dziadka starą książkę. Opisywała ona historię Bursztynowego Serca, ale w inny sposób niż ten, który znała dotychczas – był to pamiętnik jakiegoś rycerza, który podobno towarzyszył królowi Hammingradowi w wyprawie po bursztynowy skarb. Kiedy go przeczytała odkryła wiele ciekawych informacji, które naprowadziły ją na interesujące tropy. Kiedy została uczennicą Wennylocka dostała sekretną wskazówkę dotyczącą miejsca ukrycia miecza. Musiała jednak przyrzec, że nie będzie próbowała go odnaleźć. A teraz jeszcze ci Temudżini. Oni widocznie też mają informację na ten temat i szukają przedmiotu, który sprawi, że ktoś z nich będzie niepokonany. Ale po co im to? Odpowiedź nasuwała się sama: chcą władzy. Ale może chcą tej siły, by wygrać w wojnie, którą zamierzają wywołać? Nie dawało to jej spokoju. Razem z Akceinem i Kataną tak właściwie pominęli sprawę Miecza, a może to był błąd? Może to na tym trzeba się skupić? Przecież jak znajdą Miecz przed Temudżinami, ktoś z nich będzie władał legendarnym orężem. Ponieważ Katana i Akcein nie umieli posługiwać się mieczem wybór padnie na nią. A ona bardzo chciała być niezwyciężoną. Im dłużej nad tym myślała, tym bardziej uważała, że ten trop jest dobrym kierunkiem, a ten do Skandii – złym. W końcu podjęła decyzję. Podjechała bliżej Katany, złapała wodze jej klaczy i powiedziała:

– Zmiana planów. Jedziemy szukać Bursztynowego Miecza.

Coś w jej tonie sprawiło, że kurierka nie śmiała protestować. Przynajmniej nie teraz.

**********

Kolejny rozdział;)

Nie wiem jak to się stało, ale to opowiadanie ma już ponad 600 wyświetleń! Serdecznie Wam dziękuję. Jesteście niesamowici! Może chcecie coś specjalnego z tej okazji? (Tak właściwie special miał być przy 500, ale nawet nie zauważyłam, kiedy wbiło więcej wejść;) ).

Nadal zbieram pytania do wywiadu z bohaterami. Za te, które dostałam do tej pory serdecznie dziękuję:)

WildAntka

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro