Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 24


Gilan szybkim krokiem zmierzał w kierunku zamku Araluen. Zastanawiał się, dlaczego Crowley nakazał mu się tam stawić.

– Powinienem przecież jechać już do Norgate – powiedział do siebie. Coś tu zdecydowanie nie pasowało. Komendant korpusu nie miał w zwyczaju przetrzymywać zwiadowców z dala od ich lenna. Zrozumiałe było, że przez ostatnich kilka dni przebywał na zamku – pomagał wytropić resztę Genoweńczyków – ale teraz? Kiedy już żaden nie pozostał na wolności? To nie miało sensu. Król
i jego doradcy mieli pewność, że wszyscy najemnicy zostali wyłapani. Jeden z nich zdradził podczas przesłuchania ich liczbę, a na dodatek Gilan spędził jeszcze cały wczorajszy dzień na szukaniu zabójców. Nikogo nie znalazł. Po co miał jeszcze przedłużać swój pobyt w stolicy? Do jego obowiązków nie należało zdobycie informacji kto nasłał Genoweńczyków. Coś tu zdecydowanie nie pasowało.

*****

Zwiadowca wszedł do gabinetu króla. Zaproszeni zostali jeszcze: sir David, Crowley, Halt, sir Anatol i jakiś człowiek, którego Gilan nie znał.

Król skinął mu głową odpowiadając na ukłon, który mu złożył.

– Witaj Gilanie. Siadaj, czegoś się napijesz? – zapytał Duncan.

Gilan poprosił o kawę i usiadł we wskazanym miejscu. Kiedy służący przyniósł gorący napój król zaczął:

– Jak wiecie wszyscy genoweńscy zabójcy zostali złapani. Crowley wydobył z nich kto ich nasłał – wszyscy oprócz Crowleya nachylili się w stronę mówiącego. – Otóż jeden z naszych baronów – Luer z Caraway.

Sir Anatol pokiwał ze smutkiem głową.

– Znałem tego człowieka. Dobrze sprawował władzę, szkoda, że zdradził Wasza Wysokość.

Duncan westchnął.

– Tak, szkoda. Ja sam z nim niejeden raz świętowałem. Wydawał się być porządny.

Halt wstał i od razu przeszedł do konkretów.

– Rozumiem, że mamy go aresztować?

– Nie – odpowiedź Duncana zaskoczyła nawet Crowleya.

– Dlaczego nie? Panie, on próbował cię zabić! – zaprotestował.

Król westchnął pa raz drugi.

– Próbował. Nie wyszło mu to na dobre.

Wzrok każdego skierował się w stronę Duncana.

– O co chodzi? – zapytał Gilan przeczuwając, że odpowiedzi sam by się nie domyślił.

– On nie żyje. Ktoś go zabił.

Z ust zebranych wymknęło się ciche och.

– Kto, panie? – zapytał sir David.

– I to jest dobre pytanie – odparł król. – Chciałbym Crowleyu byś wysłał kogoś do Caraway.

Crowley kiwnął głową. Spodziewał się tego.

– Ja pojadę – zgłosił się Halt.

Komendant korpusu spojrzał na niego zaskoczonym wzrokiem, choć tak naprawdę wcale się nie zdziwił.

– Ty? Niestety nie.

– Co?!! – starszy zwiadowca był tak zaskoczony, że po tym słowie stanął i nie mógł z siebie wydobyć głosu.

Gilan także nie rozumiał dlaczego Crowley tak zadecydował. Nagle przyszła mu do głowy pewna myśl.

– Ja? – zapytał.

– Nie – odparł Crowley.

– To kto? – zadał pytanie król.

– Waldemar pojedzie.

– Ten stary dziad?! – Halt wreszcie wydobył z siebie głos. Waldemar był zwiadowcą w stanie spoczynku. Przebywał na zamku Araluen i pomagał Crowleyowi z papierkową robotą.

Crowley przyjrzał się Haltowi krytycznym wzrokiem.

– Śmiem twierdzić, że jest ze dwa razy młodszy od ciebie. Ale skoro uważasz, że on jest starym dziadem, to ty kim jesteś? Starym prapraprapradziedkiem Haltem starego dziada Waldemara? – nie czekając na odpowiedź ciągnął dalej. – Jego uczeń w tym roku skończył naukę, on zwolnił mu miejsce w swoim lennie przechodząc na emeryturę. Dalej jednak może wykonywać różne zadania. Jak wspomniałem wcześniej, jest młodszy od ciebie. A ty miałeś pojechać do Hibernii, pamiętasz? Twój siostrzeniec, król Sean musi coś tam podpisać.

– Jasne, jasne, ale pamiętaj Crowley, odwdzięczę ci się! – zagroził mu nadąsany Halt. Usiadł na krześle i zaplótł ręce z zamiarem nie odzywania się do swojego dowódcy przez cały tydzień.

Duncan przerwał ciszę, która zapadła po słowach Halta.

– No dobrze, wiemy, że pojedzie Waldemar. Kiedy wyjedzie?

– Myślę, że dzisiaj, najpóźniej jutro – odpowiedział Crowley. Zapisał sobie przy tym w pamięci, by pod groźbą wyzwania na pojedynek łuczniczy rozkazać Waldemarowi wyruszyć jak najprędzej. Wiedział, że kto jak kto, ale Waldemar lubił pakować się kilka dni. Jak tłumaczył, by niczego nie zapomnieć.

– W porządku – usłyszał odpowiedź króla.

Narada zakończyła się już bez większych niespodzianek.

*****

Po skończonym spotkaniu Gilan miał zamiar wyjechać do Norgate. Stwierdził, że już nie ma tu nic do roboty. Nagle usłyszał jak ktoś go woła.

– Gilanie!

Zwiadowca odwrócił się. Za nim korytarzem biegł Crowley.

– Nieźle zdenerwowałeś Halta – Gilan uśmiechnął się.

– No wiem, wiem – komendant machnął ręką. – Mam dla ciebie wiadomość.

– Tak? Jaką?

– Nie myśl, że bez powodu nie pojechałeś na misję do Caraway. Burtos przywiózł nie tylko wieści o śmierci Luera – widząc niepewną minę Gilana, dodał – Burtos to ten mężczyzna siedzący obok króla na naradzie.

– Aha – Gilan pokiwał głową. – Jakie jeszcze wieści przywiózł? Krasnoludki napadły na południowe granice? Wróżki zjednoczyły się z czarownicami i zorganizowały nielegalną aukcję magicznych eliksirów? Erak zaprosił Duncana na tańce ze skandyjskim Gorlogiem? Mów, nic mnie już dzisiaj nie zdziwi.

Crowley rozbawiony pokręcił głową.

– Nie, ale byłeś blisko. Rubby przysłał wiadomość: przeszukali całą trasę wyścigu z chęcią ściągnięcia młodzieży i nie znaleźli twojego ucznia, jednej kurierki i jeszcze jakiejś dziewczyny.

– Co?!! – Gilan mimowolnie powtórzył wcześniejszy okrzyk Halta. Jego dobry humor prysł jak bańka mydlana. – Jak nie znaleźli?!

Crowley wzruszył ramionami.

– Po prostu nie znaleźli.

Gest dowódcy zdenerwował młodego zwiadowcę.

– Nie mogą tego tak zostawić! Niech szukają dalej! Mógł zboczyć z trasy, Crowley!

– Wiem, wiem. Rubby już to robi, zresztą, nawet gdyby go nie znaleźli to Akcein sobie poradzi. Sam go szkoliłeś.

– Właśnie, sam go szkoliłem i wiem, że chłopak ma szczególny talent pakowania się w kłopoty. Pomijając wszystko inne, jestem za niego odpowiedzialny. Muszę tam jechać!

Crowley położył dłoń na ramieniu Gilana.

– Rozumiem, że się martwisz, ale oni go już szukają. Jego i dwóch innych dziewczyn.

Zwiadowca westchnął. Wiedział, że poniosły go nerwy. Postarał się zachować jako taki spokój.

– Wiadomo co to za dziewczyny?

Komendant korpusu przytaknął. Cieszył się, że Gilan się opanował.

– Młoda kurierka Katana Eleiw i czeladniczka Wennylocka, Aimra Arrowson. Swoją drogą, ciekawe nazwisko, nie?

– Ale, że które? – Gilan był trochę rozkojarzony.

– No Eleiw raczej.

– A dlaczego tak uważa... A, od Jackoba! Zbieg okoliczności?

Crowley pokręcił głową.

– Bo ja wiem. Znasz Wennylocka? Mi się obiło o uszy.

– No pewnie, że znam! Szalony kumpel mojego byłego nauczyciela.

– Mac Neila? Mac Neil się z nim przyjaźnił?

– W czasie teraźniejszym. Nadal się lubią – Gilan był trochę zdenerwowany. Właśnie się dowiedział, że jego uczeń zaginął, a Crowley gada o jakimś mistrzu miecza kolegującym się z Mac Neilem.

Crowley to zauważył.

– Posłuchaj, na razie pojedź do swojego lenna. Jeśli chłopak się nie znajdzie przez cztery dni będziesz mógł tam popłynąć, zgoda? – wyciągnął rękę.

Gilan niechętnie odwzajemnił uścisk dłoni.

– Cztery dni. I ani chwili dłużej.

– No to dobrze. Tak właściwie nie opłaca ci się jechać do Norgate, skieruj się do Redmont.

– Już jadę.

Crowley patrzył jak młody zwiadowca odchodzi. Przykro mu było, ale wierzył, że Rubby znajdzie zagubionych. Odszedł, choć usłyszał jeszcze ciche mamrotanie Gilana:

– Przez te cztery dni i tak coś mu się może stać.

Tą uwagę puścił jednak mimo uszu.

*******

Weźmy przykład z Crowleya i także puśćmy mimo uszu fakt, że rozdziału nie było przez baaardzo długi czas. Powiem szczerze, rozdział jako taki. Szczególnie wybitny to on nie jest, ale... Ważne, że jest.

Ciągle zbieram pytania do wywiadu.

Pozdrawiam serdecznie!

WidAntka

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro