Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 21


– Do tego strumienia to daleko jeszcze? – Aimra zdecydowała po raz kolejny uprzykrzyć Makaremu życie.

– Nie, teraz już blisko.

– Na pewno? – dziewczyna specjalnie przeciągała sylaby w zdaniu, dzięki temu mówiła znudzonym głosem. A ona bardzo chciała się podroczyć z Makarym.

Chłopak się lekko zirytował.

– Na pewno bliżej, niż wtedy kiedy pytałaś ostatnim razem.

– Jesteś pewien? – Aimra chciała to przeciągać jak najdłużej. Uwielbiała bitwy na argumenty prawie tak bardzo jak bitwy na miecze. W obydwu przypadkach najczęściej wygrywała.

– Jestem pewien. Właśnie wjeżdżamy do zagajnika nad tym strumieniem – cieszył się, że wreszcie zakończy tą niepotrzebną wymianę zdań.

Aimra fuknęła pod nosem. Że też coś takiego jak zagajnik przeszkodziło jej w zabawie!

– Jesteśmy, ale twojego konia nie ma – Makary wyrwał ją z zamyślenia.

Dziewczyna rozejrzała się.

– Rzeczywiście. Możesz się jednak upewnić?

Chłopak zeskoczył z Klejnota i podszedł do strumienia. Gdyby był tu koń to musiałby coś pić.
A skoro pił, to musiał podejść do strumienia. A skoro podszedł do strumienia, to musiał zostawić ślady. A skoro musiał zostawić ślady to...

– I co? Był tu czy nie? – Aimra bezceremonialnie przerwała jego rozmyślenia.

– Sprawdzam! – odkrzyknął.

– Jeszcze tego nie zrobiłeś? – Aimra szczerze się zdziwiła. Albo szczerze udała, że się zdziwiła.

Zamiast jej odpowiedzieć Makary zaczął przyglądać się brzegom strumienia. Były tam ślady lisów, zająców, a nawet jeleni, ale nie było odcisków kopyt konia.

– Tu go nie było. Może po drugiej stronie, sprawdzę – wsiadł na Klejnota. – Poczekaj – dodał do Aimry, niepotrzebnie, bo dziewczyna i tak zrobiłaby to na co ma ochotę.

Makary przejechał przez strumień, a Aimra zeskoczyła z Rangera. Koń dobrze się zachowywał, choć był trochę niespokojny. Dziewczyna usiadła na trawie. W dłoniach miętosiła wodze. Zastanawiała się jak szybko odnajdzie Akceina i Katanę. Wiedziała, że sama nie da rady czegoś zrobić, by powstrzymać inwazję Temudżinów. Ale wierzyła, że ze zwiadowcą i kurierką mogą coś zdziałać. Makarego nie chciała w to mieszać. Musiał zostać w klasztorze. Był potrzebny siostrom.

Spojrzała na Rangera. Koń był naprawdę piękny. Wiedziała, że jej ufa. Mogło się wydawać dziwne, że tak szybko nawiązali więź, ale Aimra miała po prostu talent. Talent i dar jak mawiał jej ojciec. Bardziej zdziwiłaby się gdyby nie zaufali sobie.

Usłyszała chlupot. To Makary wracał przez strumień.

– Nie ma. Same lisy, zające i jelenie – oznajmił.

Pokiwała głową. Spodziewała się tego.

– W takim razie nad jezioro Mgielne.

*****

Metr'Lon w zamyśleniu spoglądał na chłopaka siedzącego naprzeciwko niego. Pomiędzy nimi stał mały, niski stolik. Leżały na nim półmiski z obiadem. Chłopak zajadał aż mu się uszy trzęsły,
w przeciwieństwie do Metr'Lona, który nawet nie tknął swojej porcji. On zastanawiał się co począć ze swoim synem. Tak, ten mały, mizerny chudzielec był jego jedynym dzieckiem. Chłopak był wyrzutkiem, minimalną akceptację wśród rówieśników zawdzięczał jemu – Metr'Lonowi – jednemu z najlepszych temudżińskich dowódców. Zazwyczaj młodzieniec pałętał się po stepach, polował, wybierał się na wycieczki, nikt nie zwracał na niego szczególnej uwagi. Teraz jednak było inaczej. Metr'Lon nieopatrznie zgodził się wziąć go na misję zwiadowczą. W przeciągu ostatniego tygodnia zaczął żałować tej decyzji. Chłopak był, delikatnie mówiąc, niecierpiany przez wojowników. Żaden się do niego uprzejmie nie odzywał. No, może oprócz Nek'Mina pełniącego obowiązki kucharza. W obozie często wybuchały bójki – jeden z Temudżinów wciąż atakował młodzika. Metr'Lon zastanawiał się co zrobić z tym chłopcem.

– Ojcze? Wszystko w porządku? – cichy głos przerwał jego zamyślenie.

– Tak, tak – machnął ręką dając do zrozumienia, że nie powinno go to obchodzić. –
W najlepszym, Naligu.

Chłopak bacznie mu się przyjrzał.

– To dlaczego nic nie jesz?

Metr'Lon wziął do ust kawałek pieczeni.

– A kto tak mówi? – zapytał z pełnymi ustami.

Nalig zorientował się, że ojciec nie ma chęci na tą rozmowę.

– Nikt, ojcze, nikt.

Kolejne minuty upływały w ciszy. W końcu to Metr'Lon przerwał ciszę.

– Nalig, posłuchaj, mam przepuszczenie, gdzie może się skrywać ten magiczny miecz.

Chłopak z zaciekawieniem podniósł głowę.

– Tak?

– Tak. Myślę, że powinniśmy szukać złotej świątyni. Musi być ukryty w niej – widząc niedowierzanie na twarzy chłopca ciągnął. – Pamiętasz nasze wskazówki?

Nalig pokiwał głową.

– To świetnie. Brzmiały one tak: ,,a oto najważniejsza wskazówek część. Zaginiony leży miecz w zapomnianym miejscu kultu światła. W budynku zbudowanym z samego słońca." Z samego słońca czyli ze złota. Wiesz jak ono wygląda gdy pada na nie słońce, prawda? No właśnie. W złotej świątyni podobno czcili światło, więc odpowiedź jest właśnie taka. Złota świątynia.

– Brawo tato, jak na to wpadłeś?

Metr'Lon uśmiechnął się.

– Główkowało się o czymś po nocach.

*****

Po skończonym posiłku Nalig wyszedł z namiotu. Słońce raziło go w oczy, wiatr mocno wiał, a Kenny i Kolin znów się kłócili. Chłopak podszedł do nich i spytał:

– O co tym razem poszło?

Kolin spojrzał na niego ze złością i odpowiedział:

– Nie wtrącaj się dzieciaku. O nic.

Nalig również ze złością odszedł. Nikt w tym obozie nie traktował go poważnie. Każdy albo z niego żartował, albo go nie zauważał. Choć najczęściej to się na nim wyżywano. Nawet ojciec – kiedyś naprawdę troszczący się o niego – teraz wydawał się być bardziej obcy. Ze złością kopnął kamień leżący na trawie. Zapomniał tylko, że ma miękkie czubki w butach więc po chwili już skakał na jednej nodze rozmasowując sobie palce u drugiej. W takim stanie zauważył go Haz'Ons – wojownik, który najbardziej się nad nim znęcał.

– Hej, maluszku! Coś się stało? Paluszki bolą? – w czasie wypowiadania tych słów zbliżył się do niego. – Możemy sprawić, by bolało coś więcej, chcesz?

Nalig chciał szybko uciec, ale kiedy postawił obolałą stopę na ziemi i przeniósł na nią ciężar poczuł w niej wielkie palenie. Mimowolnie wyrwało mu się ciche auć. Nie zdążył uciec, Haz'Ons już chwytał go za kołnierz.

– I co małolacie, zrobimy wielkie bum? – zapytał ze śmiechem.

– Wolałbym nie – wycharczał Nalig.

Temudżin zdenerwował się. Zaczął ciągnąć go za obóz, wiedział, że jeśli Metr'Lon zobaczy, że się znęca nad jego synem będzie wściekły. Kiedy doszedł do gęstych drzew odezwał się cicho:

– Nie myśl smarkaczu, że twój tatko nie ma zamiaru cię stąd wyrzucić. On tylko czeka na dobrą okazję. Nikt cię tu nie lubi, nikt nie szanuje. Jesteś nieprzydatny i wkurzający.

– To nieprawda – zaprzeczył Nalig, choć w jego głosie słychać było niepewność.

W tym momencie Haz'Ons wymierzył mu pierwszy cios. Potem drugi, i trzeci. Po czwartym zorientował się, że Nalig jest już nieprzytomny.

– Niestety to prawda – odpowiedział chłopakowi , którego rzucił na ziemię. Upewnił się, że Nalig długo będzie dochodził do siebie i odszedł w stronę obozu.

Kiedy wojownicy mieli ruszać dalej Metr'Lon zaniepokojony nieobecnością syna podszedł do Haz'Onsa.

– Widziałeś gdzieś Naliga?

Haz'Ons pokręcił głową z udawanym zmartwieniem.

– Niestety. Ale mówił coś o polowaniu. Pewnie biega po lesie, a ty się tu zamartwiasz. Odnajdzie nas. Ruszajmy.

– Ale jego koń jest tutaj.

– I co – wojownik wzruszył ramionami. – Poszedł sam. Nie chciał żeby koń straszył mu zwierzynę.

Metr'Lon uspokojony pokiwał głową. Wskoczył na swojego konia i krzyknął:

– Jazda! Zmiana planów! Kolin, prowadź do złotej świątyni!

Żaden z wojowników nie zauważył braku jednej osoby.

**************

Uwaga, uwaga! Ważne ogłoszenie! Zamierzam zrobić wywiad z bohaterami tego opowiadania. W komentarzach pod dowolnym rozdziałem piszcie pytania. Mogą być poważne, absurdalne (typu: czy kiedyś poznałeś fioletowego kosmitę w żółto-różowe ciapki? Jest mi winien pięć złotych...) lub po prostu śmieszne. Wywiad pojawi się dopiero kiedy uzbieram około siedem pytań, więc nie krępujcie się! Możliwe, że miesiąc po opublikowaniu tego rozdziału oferta wciąż będzie aktualna;) Oczywiście, każdy może zadawać nieskończoną ilość pytań. Bohaterzy na wszystkie odpowiedzą. Ja osobiście zapytam się tylko o jedno: Aimro, dlaczego jesteś Aimrą?;)

Piszcie również, która postać jest Waszą ulubioną (oczywiście, jeśli jakąś macie;) ).

WildAntka

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro