Rozdział 2
– Wiesz, że to nie będzie oryginał? – Gilan badawczo spojrzał na swojego ucznia. Z samego rana Akcein zaczął zasypywać go pytaniami takimi jak: wiesz, że mogę znaleźć skarb? Będę sławny, słyszałeś? Wiesz coś o bursztynowym sercu? a kończąc dodał: no, muszę tylko go znaleźć... Kiedy w końcu pozwolił się wypowiedzieć zwiadowcy, ten od razu zadał mu takie, a nie inne pytanie.
– Tak, zdaję sobie z tego sprawę. No, bo kto normalny pozbywałby się w ten sposób legendarnego skarbu, prawda? – odparł z uśmiechem uczeń.
– Właśnie, znasz legendę o bursztynowym sercu?
– Nieee... – odparł z wahaniem Akcein. Gilan uśmiechnął się ze satysfakcją.
– Ach, to postaraj się poznać – dodał już z poważną miną.
– Gilan! Nie bądź taki!
– Ale jaki? – Jak on uwielbiał wyprowadzać młodszego towarzysza z równowagi.
– No... taki. Opowiedz mi tą legendę i będę szczęśliwy.
– A od kiedy tak ci na tym zależy?
– Gilan, zrozum mam czas do dziesiątej, a jest już późno.
– Jest trochę po siódmej, tak dla ścisłości – Mężczyzna powiedział ten fakt całkowicie obojętnym tonem. Kiedy Gilan miał termin u Halta, starszego zwiadowcy, ciągle był wyprowadzany z równowagi. Teraz sam uważał, że to jeden z podstawowych elementów edukacji. Chociaż może trochę przesadził.
– Proszęęę... – Głos Akceina wyrwał go z zamyślenia.
– No dobra, w końcu liczę, że wygrasz. Bursztynowe serce tak naprawdę wcale nie wygląda jak serce. Po prostu dawne legendy głosiły, że to cacko jest podstawowym elementem cudownej maszyny, dzięki której miało się stać niezwyciężonym wojownikiem. Nie wiadomo jak wyglądała. Niektórzy myślą, że to jest, czy też była maszyna magiczna. Ja obstawiam, że jeśli takie coś w ogóle istniało to musiał to być jakiś tor przeszkód czy coś w tym stylu. Bądź co bądź, król Hammingrad XV postanowił znaleźć to cudo i wykorzystać dla własnych celów. Nie wiemy, czy znalazł maszynę i ją zniszczył, czy może miał jakiś inny powód, w każdym razie wrócił z kawałkiem bursztynu, bursztynowym sercem. Poprosił by wbudowano mu go w miecz. Zrobiono jak kazał, nasz Hammingradek dostał wymarzoną zabawkę i zaczął jej używać. Podbił wszystkie sąsiednie królestwa, wygrywał we wszystkich turniejach i budził podziw wśród innych władców. Jego królestwo się znacznie rozrosło, dla nich to był złoty okres radości i bezpieczeństwa. Ale był ktoś, komu się to nie podobało, król Wiliam XVIII. Postanowił odebrać Hammingradowi bursztynowy miecz, jak go wtedy nazywano. O pomoc poprosił Genoweńczyków, którzy już wtedy siali postrach i mieli złą sławę. Król Hammingrad się o tym dowiedział. Ponieważ bał się połączonych królestw postanowił ukryć miecz w bezpiecznym miejscu. Stare podania głoszą, że miejsce gdzie ukrył swój skarb jest podziemne miasto Darkscarland, miejsce okryte tajemnicą. Wiele późniejszych monarchów i nie tylko, próbowało odnaleźć bursztynowy miecz. Żaden z nich nigdy nie wrócił, tak samo jak sam Hammingrad. Inne opowieści głoszą, że nasz bohater był wtedy w bardzo dobrych stosunkach z Araluenem. Podobno na wszelki wypadek wybrał trzy grupy, każda z nich poznała jakąś część informacji na temat miejsca ukrycia miecza. Jedną z nich jesteśmy my, zwiadowcy. Każdy uczeń musi poznać i strzec informacji o Darkscarlandzie. – Gilan urwał i popatrzył na twarz swojego ucznia. – I nie, nie wiem jakie są inne grupy, wiem jeszcze tylko, że czwartą informacje przekazał Temudżinom. Z nimi też był w sojuszu. A teraz zdanie najważniejsze w moim wywodzie. Zapamiętaj je dokładnie i bądź mu posłuszny, a będziesz szczęśliwy. Czas na kawę.
Akcein popatrzył zdziwiony nagłą zmianą tematu, ale wizja gorącej kawy zrobiła swoje. Posłusznie rozlał ją do dwóch kubków i jeden z nich podał nauczycielowi.
– Dziękuję – powiedział, patrząc w jego zielone oczy.
– Nie ma za co, przecież i tak musiałbym ci to opowiedzieć.
Akcein jednak musiał coś jeszcze dodać.
– Choć opowiadać to ty nie umiesz
– Właśnie dlatego jestem zwiadowcą, a nie dyplomatą – Gilan zawsze miał gotową odpowiedź.
*****
O dziesiątej na placu, gdzie wczoraj odbywało się ognisko, dosłownie nie dało się ruszyć. Choć uczestników było dwudziestu siedmiu, na miejscu była prawie setka ludzi. Był król Rubby, królewska świta, rycerze, damy dworu, goście oraz oczywiście miejscowi.
Niby tylko konkurs, rozpoczęcie zawodów, a przyszli jak by to było pasowanie na rycerza – rozmyślał Akcein. Jako uczeń zwiadowcy wzbudzał wielkie zainteresowanie, jego zdaniem aż za wielkie. Zaczynał mieć wątpliwości w tym czy słusznie podjął decyzje. Ale nie było czasu by się wycofać. Każdy uczestnik już siedział na koniu. W jukach mieli zapasów na siedem dni, koc, namiot, jakieś mapy i kilka rzeczy osobistych. Herold właśnie odczytywał zasady.
– ...uczestnicy dostają kartki ze wskazówkami i mogą ruszać w drogę. Surowo wzbronione jest napadnie na konkurentów. No to proszę Melios da wam instrukcje, na start wio.
– No to przegapiłem część przepisową, choć w sumie mogę się jej domyślić – mruknął Akcein.
Melios, otyły człowieczek z lękiem podchodził do ogromnych koni i rozdawał każdemu zestaw wskazówek. Kiedy każdy już miał, mężczyzna z ulgą czmychnął w bok.
Akcein uśmiechnął się. Może i był nieśmiały, ale uwielbiał rywalizacje.
– Czeka nas wielka zabawa – szepnął do Arcosa, swojego wierzchowca.
Jasne, pewnie znów będę musiał cię ratować. Tak? – Mówiły oczy konika. Akcein po raz kolejny zastanowił się czy to możliwe, że rozmawia ze swoim koniem. Nie wiedział, ale zaakceptował to.
Ze zdziwieniem zauważył, że wśród osób startujących są również dziewczyny. Był to dość dziwny widok. Na przykład: na wysokim, karym koniu siedziała wojowniczka, sądząc po wyglądzie. Obok niej na pięknym siwku, o ile to nie była klacz, siedziała postać w białej tunice. Obydwie mierzyły się wzrokiem. Ze swojego miejsca widział, że ta pierwsza nie odpuści. Wyraz twarzy tej drugiej, też chyba przekazywał taką wiadomość.
Z zamyślenia wyrwał go głos króla Rubby:
– I... ... START!!!
********
I kolejna część za nami;) Proszę o ocenę w komentarzach, a jeśli Wam się podobało możecie zostawić gwiazdki :)
WildAntka
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro