Rozdział 18
Słońce właśnie zaczęło wędrówkę po niebie. Niby zawsze wygląda to tak samo, a jednak za każdym razem zachwycam się tym na nowo – pomyślał Akcein. Przeciągnął się. Od trzech godzin miał wartę. Stwierdził, że czas na kolejny obchód obozowiska. Cicho wstał i wtapiając się w otoczenie przeszedł do blisko rosnącej sosny. Starał się wczuć w rytm natury, w melodię, którą wydawał wiatr. Kiedy znalazł się przy wybranym drzewie kucnął. Nakryty peleryną przez chwilę nasłuchiwał, czy nikogo nie ma w pobliżu. Gilan zawsze mu powtarzał: „Zachowuj się tak, jakby w okolicy roiło się od wrogów. Jeśli rzeczywiście znajdziesz kogoś źle nastawionego, to on cię wcześniej nie zauważy, a ty będziesz gotowy. Jeśli nie, to trudno. Przynajmniej sobie poćwiczysz." Zgodnie z tymi instrukcjami chłopak rozejrzał się, jednocześnie pilnując, by samemu się nie ruszać. „To co najczęściej zdradza twoją obecność to ruch" – słyszał to od zawsze, nie tylko od Gilana - każdy zwiadowca o tym wiedział. Każdy też czuł dziwną potrzebę podzielenia się akurat tą myślą z uczniami. Dlatego zawsze na zlotach Korpusu Akcein słyszał to tysiąc razy. Pojedynczy zwiadowca potrafił powtórzyć mu tą mądrość nawet dziesięciokrotnie jednego dnia.
Po kilkunastu minutach wrócił w pobliże namiotów. Podszedł do niego Arcos. Chłopak pieszczotliwie potarmosił mu grzywę. Konik odpowiedział prychnięciem. Bawili się przez kilka minut, aż swoim hałasem obudzili Katanę. Dziewczyna wyszła z namiotu i rozejrzała się. Widząc figlujących przyjaciół uśmiechnęła się. Jej zdaniem trzeba było korzystać z życia, póki się da. Akcein zauważył ją. Pomachał jej.
– Cześć! – w tym momencie padł pchnięty przez swojego konia. Zdążył jeszcze krzyknąć – Żadnych Temudżinów! – i już został porwany w wir zabawy poprzez swojego zwierzaka. Arcos wziął w zęby jego pelerynę i zaciągnął go na drugą stronę polany. Chłopak ze śmiechem próbował się wyrwać, nie psując sobie przy okazji płaszcza. Katana machnęła ręką i zawołała:
– Idę do pobliskiego potoku się umyć, będę za piętnaście minut!
*****
Kiedy Katana wróciła Akcein siedział pochylony nad mapą. Dziewczyna zajrzała mu przez ramię.
– Szukasz czegoś?
Chłopak pokręcił głową.
– Staram się zrozumieć, dokąd podążają Temudżini.
– Aha, jadłeś coś? – nie czekając na odpowiedź zajęła się przygotowywaniem śniadania.
– Co konkretnego jest na północy?
– Góry? – podsunęła Katana.
Akcein w zamyśleniu pokiwał głową.
– To też, może stepy? W końcu to ojczyzna Temudżinów. Czemu nie mieliby się tam kierować...
Katana podeszła do niego z dwoma talerzami, na których leżały suchary i korniszony. Przysunęła jeszcze bukłak z wodą i powiedziała:
– Ale po co mieliby kierować się w stronę stepów? Przecież stamtąd przyszli.
– To nie jest pewne. My tylko zakładamy, że stamtąd przyszli.
Kurierka odgarnęła z twarzy mokre włosy.
– Tak, tak, ale z tego co wiemy szukają Bursztynowego Miecza. Prawie na pewno stamtąd przyszli – nie zwracała uwagi na brak synonimów, chcąc podkreślić swoją rację.
Akcein wzruszył ramionami.
– No dobra, ale jak nie stepy to co? Teutonia, Skandia czy te szare lasy, których tu pełno? Gdzie może być ukryty ten miecz?
Katana spojrzała na góry majaczące się w oddali. Wobec ich potęgi poczuła się bardzo mała i słaba.
– Nie wiem. A może oni szukają tego miecza na podstawie jakiś nieprawdziwych informacji, myślałeś o tym?
– Nie, bo nie warto. Temudżini też dostali jedną wskazówkę dotyczącą położenia miecza, zresztą to wygląda na większą akcję.
– Jak wolisz tak myśleć, to trudno. Chodź zjeść śniadanie.
Akcein posłusznie złożył mapę i odłożył na bok. Dla bezpieczeństwa przygniótł ją kamieniem, wiatr był mocny.
Posiłek zjedli w milczeniu. Jedynym dźwiękiem jaki było słychać był szum wiatru i odgłosy wydawane przez konie. Akcein kończąc przeżuwać suchara wstał i wziął talerz swój i Katany, która skończyła jeść przed nim.
– Idę pozmywać.
Katana podeszła do swoich juków i wyciągnęła drewniany grzebień.
– A idź. Skoro masz ochotę popracować to weź jeszcze bukłaki i napełnij je świeżą wodą.
Akcein zatem skierował się w stronę potoku, w jednej ręce trzymając brudne naczynia,
a w drugiej dwa bukłaki. Katana za to zajęła się rozczesywaniem swoich jasnych włosów.
*****
– Mam to! Katana, mam to! – Akcein pędził przez polankę wrzeszcząc wniebogłosy. Czyste talerze i skórzane worki z świeżą wodą odrzucił w jakieś nieokreślone miejsce na terenie wokół wygasłego ogniska.
Kurierka spojrzała na niego przechylając głowę.
– Co masz? Temudżinów na karku?
– Co? – chłopak nie zrozumiał – Czemu na karku?
– Krzyczysz jak opętany. Jeśli są w pobliżu to na pewno cię usłyszeli, o to chodzi?
– Ale nie są w pobliżu – skoro już zrozumiał, musiał pochwalić się swoją zapobiegliwością. – Sprawdziłem.
Katana powoli kiwnęła głową. Miała przy tym minę godną największego mistrza filozofii.
– Dlatego cię tak długo nie było.
Akcein rezolutnie wzruszył ramionami.
– Skoro nie chcesz poznać mojej teorii na temat naszych kochanych Temudżinów to twoja sprawa.
Ciekawość Katany zwyciężyła nad chęcią zachowania obojętnej maski.
– Dobra, mów co masz do powiedzenia!
Akcein z miną znawcy wszechświata usiadł na ziemi i zaczął spokojnym melodycznym tonem:
– Chcą statków Skandian – zaraz jednak przestał udawać znawcę wszechświata i poderwał się z ziemi mówiąc pośpiesznie:
– Tak jak ostatnio, robią drugie podejście. Siedem lat temu się nie udało, prawda? No właśnie, zwiadowca Halt odgadł ich zamiary, chcieli statkami przedostać się do Araluenu i innych państw nieleżących na kontynencie – rzeczywiście Araluen leżał na wyspie. – Znowu chcą napaść Skandię i tym razem mają nadzieję, że zwyciężą.
Katana spojrzała mu w oczy. Już nie chciała żartować, mówiła poważnie.
– Jeśli masz rację to musimy się spieszyć.
********
Ekchm...
Drugie spóźnienie pod rząd. Ups... Wierzę, że (po raz kolejny) mi wybaczycie. Z chęcią dowiedziałabym się, co myślicie o tym opowiadaniu.
No, dobra. Teraz życzenia.
Wszystkim, którzy tu zaglądają życzę szczęśliwego Nowego Roku, dobrych ludzi na drodze, żebyście mieli do mnie i moich spóźnień cierpliwość, żeby... No nie wiem. Napiszcie co chcecie, a ja się pod tym podpiszę;)
WildAntka
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro