Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 18


Słońce właśnie zaczęło wędrówkę po niebie. Niby zawsze wygląda to tak samo, a jednak za każdym razem zachwycam się tym na nowo – pomyślał Akcein. Przeciągnął się. Od trzech godzin miał wartę. Stwierdził, że czas na kolejny obchód obozowiska. Cicho wstał i wtapiając się w otoczenie przeszedł do blisko rosnącej sosny. Starał się wczuć w rytm natury, w melodię, którą wydawał wiatr. Kiedy znalazł się przy wybranym drzewie kucnął. Nakryty peleryną przez chwilę nasłuchiwał, czy nikogo nie ma w pobliżu. Gilan zawsze mu powtarzał: „Zachowuj się tak, jakby w okolicy roiło się od wrogów. Jeśli rzeczywiście znajdziesz kogoś źle nastawionego, to on cię wcześniej nie zauważy, a ty będziesz gotowy. Jeśli nie, to trudno. Przynajmniej sobie poćwiczysz." Zgodnie z tymi instrukcjami chłopak rozejrzał się, jednocześnie pilnując, by samemu się nie ruszać. „To co najczęściej zdradza twoją obecność to ruch" – słyszał to od zawsze, nie tylko od Gilana - każdy zwiadowca o tym wiedział. Każdy też czuł dziwną potrzebę podzielenia się akurat tą myślą z uczniami. Dlatego zawsze na zlotach Korpusu Akcein słyszał to tysiąc razy. Pojedynczy zwiadowca potrafił powtórzyć mu tą mądrość nawet dziesięciokrotnie jednego dnia.

Po kilkunastu minutach wrócił w pobliże namiotów. Podszedł do niego Arcos. Chłopak pieszczotliwie potarmosił mu grzywę. Konik odpowiedział prychnięciem. Bawili się przez kilka minut, aż swoim hałasem obudzili Katanę. Dziewczyna wyszła z namiotu i rozejrzała się. Widząc figlujących przyjaciół uśmiechnęła się. Jej zdaniem trzeba było korzystać z życia, póki się da. Akcein zauważył ją. Pomachał jej.

– Cześć! – w tym momencie padł pchnięty przez swojego konia. Zdążył jeszcze krzyknąć – Żadnych Temudżinów! – i już został porwany w wir zabawy poprzez swojego zwierzaka. Arcos wziął w zęby jego pelerynę i zaciągnął go na drugą stronę polany. Chłopak ze śmiechem próbował się wyrwać, nie psując sobie przy okazji płaszcza. Katana machnęła ręką i zawołała:

– Idę do pobliskiego potoku się umyć, będę za piętnaście minut!

*****

Kiedy Katana wróciła Akcein siedział pochylony nad mapą. Dziewczyna zajrzała mu przez ramię.

– Szukasz czegoś?

Chłopak pokręcił głową.

– Staram się zrozumieć, dokąd podążają Temudżini.

– Aha, jadłeś coś? – nie czekając na odpowiedź zajęła się przygotowywaniem śniadania.

– Co konkretnego jest na północy?

– Góry? – podsunęła Katana.

Akcein w zamyśleniu pokiwał głową.

– To też, może stepy? W końcu to ojczyzna Temudżinów. Czemu nie mieliby się tam kierować...

Katana podeszła do niego z dwoma talerzami, na których leżały suchary i korniszony. Przysunęła jeszcze bukłak z wodą i powiedziała:

– Ale po co mieliby kierować się w stronę stepów? Przecież stamtąd przyszli.

– To nie jest pewne. My tylko zakładamy, że stamtąd przyszli.

Kurierka odgarnęła z twarzy mokre włosy.

– Tak, tak, ale z tego co wiemy szukają Bursztynowego Miecza. Prawie na pewno stamtąd przyszli – nie zwracała uwagi na brak synonimów, chcąc podkreślić swoją rację.

Akcein wzruszył ramionami.

– No dobra, ale jak nie stepy to co? Teutonia, Skandia czy te szare lasy, których tu pełno? Gdzie może być ukryty ten miecz?

Katana spojrzała na góry majaczące się w oddali. Wobec ich potęgi poczuła się bardzo mała i słaba.

– Nie wiem. A może oni szukają tego miecza na podstawie jakiś nieprawdziwych informacji, myślałeś o tym?

– Nie, bo nie warto. Temudżini też dostali jedną wskazówkę dotyczącą położenia miecza, zresztą to wygląda na większą akcję.

– Jak wolisz tak myśleć, to trudno. Chodź zjeść śniadanie.

Akcein posłusznie złożył mapę i odłożył na bok. Dla bezpieczeństwa przygniótł ją kamieniem, wiatr był mocny.

Posiłek zjedli w milczeniu. Jedynym dźwiękiem jaki było słychać był szum wiatru i odgłosy wydawane przez konie. Akcein kończąc przeżuwać suchara wstał i wziął talerz swój i Katany, która skończyła jeść przed nim.

– Idę pozmywać.

Katana podeszła do swoich juków i wyciągnęła drewniany grzebień.

– A idź. Skoro masz ochotę popracować to weź jeszcze bukłaki i napełnij je świeżą wodą.

Akcein zatem skierował się w stronę potoku, w jednej ręce trzymając brudne naczynia,
a w drugiej dwa bukłaki. Katana za to zajęła się rozczesywaniem swoich jasnych włosów.

*****

– Mam to! Katana, mam to! – Akcein pędził przez polankę wrzeszcząc wniebogłosy. Czyste talerze i skórzane worki z świeżą wodą odrzucił w jakieś nieokreślone miejsce na terenie wokół wygasłego ogniska.

Kurierka spojrzała na niego przechylając głowę.

– Co masz? Temudżinów na karku?

– Co? – chłopak nie zrozumiał – Czemu na karku?

– Krzyczysz jak opętany. Jeśli są w pobliżu to na pewno cię usłyszeli, o to chodzi?

– Ale nie są w pobliżu – skoro już zrozumiał, musiał pochwalić się swoją zapobiegliwością. – Sprawdziłem.

Katana powoli kiwnęła głową. Miała przy tym minę godną największego mistrza filozofii.

– Dlatego cię tak długo nie było.

Akcein rezolutnie wzruszył ramionami.

– Skoro nie chcesz poznać mojej teorii na temat naszych kochanych Temudżinów to twoja sprawa.

Ciekawość Katany zwyciężyła nad chęcią zachowania obojętnej maski.

– Dobra, mów co masz do powiedzenia!

Akcein z miną znawcy wszechświata usiadł na ziemi i zaczął spokojnym melodycznym tonem:

– Chcą statków Skandian – zaraz jednak przestał udawać znawcę wszechświata i poderwał się z ziemi mówiąc pośpiesznie:

– Tak jak ostatnio, robią drugie podejście. Siedem lat temu się nie udało, prawda? No właśnie, zwiadowca Halt odgadł ich zamiary, chcieli statkami przedostać się do Araluenu i innych państw nieleżących na kontynencie – rzeczywiście Araluen leżał na wyspie. – Znowu chcą napaść Skandię i tym razem mają nadzieję, że zwyciężą.

Katana spojrzała mu w oczy. Już nie chciała żartować, mówiła poważnie.

– Jeśli masz rację to musimy się spieszyć.

********

Ekchm...

Drugie spóźnienie pod rząd. Ups... Wierzę, że (po raz kolejny) mi wybaczycie. Z chęcią dowiedziałabym się, co myślicie o tym opowiadaniu.

No, dobra. Teraz życzenia.

Wszystkim, którzy tu zaglądają życzę szczęśliwego Nowego Roku, dobrych ludzi na drodze, żebyście mieli do mnie i moich spóźnień cierpliwość, żeby... No nie wiem. Napiszcie co chcecie, a ja się pod tym podpiszę;)

WildAntka

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro