Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 14


Katana właśnie przygotowywała sobie kawę, gdy na polanie zjawił się Akcein na grzbiecie Arcosa. Wjechał galopem i ledwo wyhamował przed ogniskiem. Katana odłożyła kubek na bok i przyjrzała się chłopakowi. Był zadyszany, a przygarbiona sylwetka potwierdzała przypuszczenie, że Akcein przez kilka godzin nie zsiadał z konia. Arcos też nie wyglądał lepiej. Na sierści miał plamy od potu, a z pyska obficie leciała mu piana. Coś musiało się stać, Akcein nigdy nie forsował swojego konika. Dopiero kiedy chłopak zsunął się z siodła, Katana zauważyła, że kogoś brakuje.

– Akcein, gdzie Aimra?

Zanim jeszcze otrzymała odpowiedź wiedziała, że stało się coś strasznego.

Podbiegła do chłopaka i pośpiesznie wykonała gest, który znaczył coś pomiędzy przywitaniem, a ponagleniem do odpowiedzi.

Akcein odetchnął głęboko i powiedział wysokim, pełnym przejęcia głosem:

– Napadł nas niedźwiedź i był taki ogromny, że musieliśmy uciekać – Katana z niedowierzaniem popatrzyła na łuk, który chłopak ciągle trzymał w dłoni. Niedźwiedź musiał być naprawdę wielki, skoro nawet zwiadowca sobie z nim nie poradził. – Rozdzieliliśmy się. Aimra pobiegła w stronę gdzie pobiegł jej koń, no bo wcześniej się spłoszył. No i, yyy... no szukałem jej potem, ale nigdzie jej nie było. Kilka godzin jeździłem po lesie. Myślisz, że ten niedźwiedź mógł ją... no wiesz – Akceinowi nawet to słowo nie przeszło przez gardło.

Katana smętnie zwiesiła głowę. Skoro Akcein, zwiadowca, nie znalazł dziewczyny, to pewnie jej już nie było. Niby niedźwiedzie nie zabijają dla zabawy, ale skoro ten się na nich rzucił, to kto wie?

To było straszne. Cały ten konkurs miał być zabawą, a zginęła na nim jedna osoba. A może więcej? Katanie nagle przestało zależeć na wygranej. Chciała wrócić do swojej byłej mentorki – lady Anabell – i spokojnie wypłynąć do domu. Kolejne słowa Akceina przekreśliły jednak te plany.

– Jednak usłyszałem ważne rzeczy. Temudżini szukają jakiegoś bursztynowego cacka, chyba chodzi o bursztynowy miecz. Nie jestem pewien czy to dobrze. Wyraźnie to jest dla nich ważne.

Katana pokręciła głową.

– Nie, lepiej nie. Wynośmy się stąd. Niedźwiedź może się tu zjawić, wiesz czym to grozi...

Akcein spuścił wzrok. Strasznie przeżywał to co si stało z Aimrą. Ale mimo to jakiś głos w jego głowie mówił mu, że powinni pierwsi odnaleźć bursztynowy miecz.

– Katana, musimy podążać ich tropem. Jeśli nie chcesz, to trudno. Odjedź. Zostaw mnie. Ale wiedz, że sam sobie nie poradzę. Liczę na twoją pomoc. Muszę znaleźć bursztynowy miecz, zanim oni to zrobią.

Kurierka zapatrzyła się w las dookoła polany. Wiatr zaczął się wzmagać, tak jakby chciał nadrobić dwa dni względnej ciszy. Świst wcale nie pomagał się skupić. Monotonna melodia tylko rozpraszała, a teraz Katana potrzebowała skupienia, by móc podjąć odpowiednią decyzję.

Chociaż nie mówiła o tym głośno, też niepokoiły ją wieści o Temudżinach. Czuła, że będzie musiała wpakować się w niezłą aferę. O ile jeszcze tego nie zrobiłam – pomyślała z wisielczym humorem. Nie zostawi Akceina, o nie. Nie stchórzy w takim momencie. Zresztą, posiadała informacje, które przydadzą się chłopakowi. - No cóż, jestem kurierką. Czasem trzeba.

– Dobrze, zostanę z tobą. Co wiesz o położeniu miecza?

Akcein zaszurał nogami. Gilan mówił mu, że to co wie, jest wielką tajemnicą. Nie miał pewności czy powinien powiedzieć.

Katana zauważyła jego wahanie i sama powiedziała:

– Moje informacje brzmią: północne wejście. Tylko ciekawe do czego wejście...

– Do Darkscarlandu – Akcein mówił cichym szeptem. – Podziemne miasto okryte tajemnicą.

Katana zamyśliła się. Skoro to jest pod ziemią musi być jakieś wejście, a skoro...

– Wiesz, chodźmy stąd. Pojedźmy za Temudżinami.

Akcein musiał coś zrobić. Katana to zrozumiała. Utrata Aimry była bolesna, chociaż prawie jej nie znali. A Akcein chyba miał poczucie winy, że ją zostawił.

– Dobrze, ale wiesz, że to nie była twoja wina, prawda?

Chłopak tylko spuścił głowę.

*****

Jechali godzinę. Akcein określił, że do obozowiska Temudżinów są trzy, cztery godziny drogi. Cisza, monotonny dźwięk wydawany przez wiatr, drzewa przechylające się to w jedną to w drugą stronę. Każdy z tych czynników na swój sposób oddawał atmosferę, w jakiej znaleźli się jeźdźcy. A była to atmosfera niepewna, ciężka, każdy jechał zamyślony.

Akcein zastanawiał się, dlaczego tak mu ciężko z powodu straty Aimry. Przecież jej nie znał, nawet nie wiedział jak ma na nazwisko. Ale jednak coś czuł, jakąś stratę. Z drugiej strony miał wyrzuty sumienia. Dlaczego ją zostawił? Myślał, że ona sobie poradzi. Ale był naiwny, przecież wiedział, że z tym niedźwiedziem nie da się walczyć. Spojrzał na Katanę. Dziewczyna jechała obok zapatrzona na ścieżkę. Zrozumiał, że nie może się pogrążyć w rozpaczy, musi się podnieść i dopilnować, by coś takiego nie zdarzyło się po raz drugi. Katana mu ufała. Wierzyła w niego, chociaż czasem lekko się wywyższała. Aimra była zupełnie inna – pomyślał. – Ale nie, Aimry już nie ma, przestań się zamartwiać, Akcein – skarcił się w myślach. Pomimo to jakaś część jego umysłu mówiła mu, że dziewczyna może jeszcze żyć.

Katana odwróciła głowę w jego stronę. Przykro jej było, że taki miły chłopak, jest taki smutny. Nie czas na żałobę – ta myśl ją zdeterminowała. Czas nieco rozluźnić atmosferę.

– Zastanawiałam się czasem jak wygląda życie ucznia zwiadowcy. Myślę, że samo bieganie po lasach nie wystarcza, by stać się członkiem korpusu.

Akcein uśmiechnął się lekko. Domyślił się intencji koleżanki, ale mimo to dał się wkręcić w rozmowę.

– Nie, to nie wystarcza. Ja na przykład muszę strzelać z łuku, rzucać nożami, skradać się, uczyć geografii i historii królestwa, opiekować się Arcosem. To w sumie jest najprzyjemniejsze. Prócz tego sprzątać i pisać raporty, bo Gilanowi nigdy się nie chce.

Katana postanowiła trochę się pośmiać.

– Hmm, ciekawe. Właśnie się domyśliłam jak karzecie złoczyńców. Służą wam jako tarcza strzelnicza.

– A wiesz, dobry pomysł. Wprawdzie padło ostatnio kilka pomysłów na kary, no wiesz typu wiązanie do młyna (to pomysł Crowleya, naszego dowódcy) czy oddawanie w niewolę Skandianom (to z kolei pomysł zwiadowcy Willa Treaty'ego), ale Gilan narzeka na nudne rozwiązania takich spraw.

Katana przesadnie zamyśliła się.

– Może i dobry, ale raczej nie w twoim przypadku.

Akcein już całkiem zafascynował się rozmową.

– A czemu?

– Biorąc pod uwagę zwierzynę przyniesioną z polowania strzelasz tak celnie, że wszystkie strzały omijają swój cel z daleka. Złoczyńca zamiast strachu miałby zafundowaną darmową godzinę nabijania się ze zwiadowców.

– No no no, panienka chyba się trochę rozpędziła.

– No co, dzięki tobie musiałam jeść suszone mięso z przyprawami.

Akcein wzruszył ramionami.

– Tak czy siak byś jadła suszone mięso z przyprawami.

– Tak, ale musiałam jeść suszone mięso z przyprawami i nastawieniem na pyszną dziczyznę – dziewczyna odparła obrażonym tonem.

Akcein groźnie pokiwał palcem.

– Uważaj, bo zaraz się przekonamy jaka ze mnie niezdara. Zgłaszasz się na bycie tarczą strzelniczą?

Katana z trudem utrzymywała kamienną twarz.

– Pewnie! I tak mnie nie trafisz – jej twarz stała się dziwnie czerwona.

– Oj, nie posuwaj się za daleko. Bo jeszcze przypadkowo cię trafię.

Nikt nie wytrzymał. Napięcie tego dnia zmieniło się w doniosły, głośny i niepohamowany śmiech. Radosna atmosfera towarzyszyła im aż do zagajnika, gdzie wcześniej Akcein razem z Aimrą zostawili konie.

Akcein zeskoczył z siodła i spojrzał na kurierkę.

– Poczekaj tu. Ja zaraz wrócę.

Katana kiwnęła głową. Chciała coś powiedzieć, ale nie zdążyła, bo Akcein już zniknął w zaroślach.

Podeszła do Neckly. Poklepała ją po szyi i westchnęła. Życie czasem bywało naprawdę trudne. Kiedy była małą dziewczynką, marzyła o przygodach. Nie przepuszczała, że przygody zaczną się jeszcze przed jej dziesiątymi urodzinami. Wojna z Morgarathem była początkiem trudów i przygód - niekoniecznie wymarzonych. Dotknęła łańcuszka wiszącego na jej szyi. Przypominał jej o kimś ważnym, to dzięki niemu przetrwała wiele trudnych chwil. Chociaż z drugiej strony, to ten łańcuszek był przyczyną wyrzutów sumienia, które dręczyły ją w czasie bezsennych nocy. Spojrzała na zachodzące słońce, już prawie znikło za drzewami. Przypominało jej o cudownych chwilach, tych kiedy ktoś ważny jeszcze żył i zawsze się o nią troszczył. Zobaczyła siebie jako dziewięciolatkę i wysokiego mężczyznę w stroju zwiadowców. Wtedy właśnie padły słowa, które tak zmieniły jej przyszłość.

– Katana, mam wieści.

Kilka sekund zajęło dziewczynie zrozumienie, że mówi to Akcein. Chłopak stał metr dalej i patrzył na nią. Na jego twarzy malowało się lekkie zaniepokojenie.

– Słyszysz mnie? – wykonał ponaglający ruch ręką.

– Co? Ach, tak. Zamyśliłam się.

– No widzę przecież. Stoisz jak słup soli, a ja strzępię sobie język od kilku minut.

Katana przybrała pokorny wyraz twarzy.

– Dobrze, dobrze. Co to za wieści?

– Nie ma ich. Odjechali na północ.

*********************

Co o tym sądzicie?

Kolejny rozdział za nami;) Nie wiem jak to się dzieje, ale zwiadowcy mają już prawie sto wyświetleń! Trochę by to uczcić i trochę z okazji świąt w wigilię wstawię rozdział świąteczny. Wydarzenia, które tam mają miejsce odgrywają się w czasach, gdy bohaterzy byli jeszcze mali. Mam nadzieję, że Wam się spodoba i do następnego!

P.S. Kolejny 'zwykły' rozdział wstawię 23.12, żeby nie wstawiać dwóch w wigilię

WildAntka

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro