Will i jego twórcze zmagania
To był niezły wieczór.
Nawet bardzo niezły. Halt mógłby nawet powiedzieć, że spokojny, póki nie usłyszał, że ktoś stoi za jego fotelem.
— Haaalt?
— Czego? — odburknął kulturalnie starszy zwiadowca.
— Co się rymuje ze słowem "kamienie"? —zapytał Will.
— Cierpienie — odparł bez namysłu Halt, jak zawsze kreatywnie.
— Halt! Ja piszę piosenkę dla dzieci, a nie jakieś tragedie!
— Od kiedy ty masz dzieci?!
— Nie mam dzieci — Will spojrzał na niego zdezorientowany. — Zostałem zaproszony by pograć na mandoli dla dzieci znajomej Jenny. A chciałbym napisać dla nich coś nowego...
— Jęczenie pasuje? Zatrwożenie? Potępienie? Jedzenie? Grzmocenie?
Will pokręcił głową.
— Nie, nie, nie, nie pasuje mi do kontekstu, nie.
— No to wymyśl coś innego — wzruszył ramionami Halt. — Ja odpoczywam po długim dniu.
Will westchnął i odszedł pisać dalej.
***
— Drzewa... Kaczki... Naleśniki...— mruczał pod nosem Will.
Udało mu się znaleźć rym do kamieni, ale teraz nie mógł z kolei znaleźć rymu do słowa "spróchniałe". Cóż, do jutra jeszcze dużo czasu...
***
— Więęc, czy jesteście gotowi na występ? — zawołał Will do gromadki dzieci.
— Taaaak! — odparła większość, tylko jeden siedmiolatek (wrogo do niego nastawiony przez cały wieczór) zdecydowanie zaprotestował. Will nie przejął się tym (jak zwykle, zresztą) i zaczął grać wymyśloną wczoraj piosenkę.
— Tu gdzie stare kamieenie
Gdzie biegają jeelenie
Gdzie są drzewa spróóchniałe
Strumień kaawałek dalej
Siedział sobie koń staary
Gapiąc się naa szuwary
Od kaczek się ooganiał
Kwakać głośno zaabraniał...
— Czyli mogły kwakać cicho? — zapytał wcześniej wymieniony siedmiolatek.
— Nie, miały być cicho i nic nie kwakać. Ty też w sumie powinieneś — odparł lekko zirytowany Will. Nie lubił, jak ktoś nie docenia sztuki.
Śpiewał dalej piosenkę o koniu. Gdy skończył, parę dzieci zaczęło klaskać, kilka innych rzuciło się na niego z ciastkami (by mu je dać, oczywiście), a pewien siedmiolatek, korzystając z zamieszania schował mu mandolę.
W szafie.
Pod stosem innych rzeczy.
Oddał ją dopiero, gdy zagrożono mu wczesnym pójściem spać. Koło dwudziestej pierwszej wyczerpany Will wrócił do domu. Rzucił się od razu na łóżko i stwierdził, że mimo wszystko przez długi czas nie zgodzi się ponownie na coś takiego.
~~~
Paaanie i panowie, oto Will Treaty, ze swoją lut... Mandolą, mandolą, proszę tak na mnie nie patrzeć! Przedstawi państwu swój ostatni hit, pieśń pod tytułem... Hawa!
Will wyszedł na scenę, odchrząknął i zaczął śpiewać.
Halt siwobrody znany jest
Ten, co u kóz jest czesany
Z tego, że kocha kawę pić
Tak powstał ship Hawą zwany
Bywaj zdrów, Halcie siwobrody
Bywaj i zawsze bądź
Bywaj zdrów, Halcie siwobrody
I z nami śpiewać tu siądź
Halt siwobrody uwielbia też miód
Bez niego nie pije kawy
Kawa go kocha, a on ją
Tak przedstawiają się sprawy
Bywaj zdrów, Halcie siwobrody
Bywaj i zawsze bądź
Bywaj zdrów, Halcie siwobrody
I z nami śpiewać tu siądź
I choć zwiadowcy inni są
Skłonni z tego żartować
Halt nie przejmuje nimi się
Dodaje miodu od nowa
Bywaj zdrów, Halcie siwobrody
Bywaj i zawsze bądź
Bywaj zdrów, Halcie siwobrody
I z nami śpiewać tu siądź
Zwiadowca ukłonił się i wyszedł, a echo oklasków było słychać aż w lennie Norgate.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Nie wiem co Will myślał pisząc tamtą piosenkę o kaczkach, ale weźmy pod uwagę, że pisał to w nocy, do tego dzień przed terminem.
Cóż, może ktoś zauważył, że ostatnio rzadko coś wstawiam. Spokojnie, nigdzie nie odeszłam, tylko zaczęłam pisać... coś większego i rzadziej piszę one-shoty. Będą się one dalej pojawiać, po prostu nie jakoś co tydzień.
Czyli: shoty od teraz rzadziej, ale nie znikają, nie zawieszam, ani nic. Po prostu będą rzadziej, a za jakiś czas pojawi się coś nowego, większego, z fabułą et cetera.
(Tak wtrącę, że to "coś większego" może spodobać się fanom Hamiltona :> )
No, z mojej strony to tyle.
Dooo następnego!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro