Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

11. Cukrzyca z Predatorem


Wróciłem do domu pod wieczór. Stwierdziliśmy z Wadem, że sprawa tego jego zlecenia na Starka zostanie przełożona na później, gdy wpadniemy na jakiś lepszy pomysł. Zaproponowałem, że może zapożyczę się u Tony'ego na te kilka tysięcy, które idiota Wilson zdążył wydać (dla portfela ojca to pewnie nie będzie duży ubytek, jeżeli dowie się, że uratuje mu to życie), ale znając jego metody wychowawcze, to i tak będziemy musieli to odpracować - oczywiście razem. On się w to wciągnął, nie ja. To był całkiem racjonalny pomysł, jednak Wade od razu to odrzucił z pretekstem, że nie ma zamiaru się u kogokolwiek zapożyczać i mieć długi, które i tak już podobno miał. Część wydanej zaliczki poszła między innymi na takowe. Kusiło mnie, by zrobić to wbrew niemu i wziąć od taty te pieniądze, ale Pool i tak ich nie przyjmie. Znałem jego upartość. Po prostu odrzuci hajs Starka i już.

Tak jak mówiłem, zostawiliśmy więc to na kiedy indziej, zjedliśmy na mieście obiad, potem trochę się całowaliśmy w ciemnej uliczce, na co z początku nie miałem ochoty, no bo kurde - ulica, środek miasta, ludzie? Skutecznie mnie jednak do siebie przekonał i nikt nam na szczęście nie przeszkadzał. Deadpool chyba zwyczajnie znał dobre miejsca na chwilę prywatności. Następnie odprowadził mnie pod Stark Tower, gdzie mieszkałem.

- O rany, ty tu mieszkasz? Nie będziesz mieć mi za złe, jeśli nie będziemy przychodzić do ciebie na randki, nie? Zgaduję, że cała chata naszpikowana jest kamerami i mikrofonami. - stwierdził, gdy staliśmy trochę dalej od wejścia. Oczywiście, unikając kamer.

- To prawda, nawet mnie to wkurza, gdy idę pod prysznic, a Jarvis nagle musi mi powiedzieć, że ktoś do mnie dzwoni i pyta, czy chcę teraz odebrać. Zgadzam się, lepiej randkować u ciebie. - no i przynajmniej mieszkał sam, a do mnie w każdym momencie mógł wbić któryś z tatów, o ile byliby akurat w Wieży.

- Hej, Wade, to jak zrobimy z tymi Świętami? Bo ja na serio rozumiem, że nie masz za bardzo ochoty siedzieć sztywno przy stole z Iron Manem i Kapitanem Ameryką, ale już się przecież z tobą umówiłem na ten dzień, więc masz pierwszeństwo. Muszę z nimi pogadać, czy nie będą mieli mi za złe, że nie byłbym z nimi na rzecz ciebie. - sam już nie wiedziałem, jak to ugryźć. Najlepiej, jakbyśmy spędzili Boże Narodzenie razem i nikomu nie byłoby przykro, ale sam już widzę, jak Anthony Stark podaje świąteczną kaczkę Deadpoolowi. Wade skrzywił się nieznacznie na moją wypowiedź.

- Słuchaj, rodzina jest ważniejsza niż świeży chłopak. Jeżeli będzie wam na tym zależeć, to posiedź z ojcami. Mnie to naprawdę nie robi różnicy. Mówiłem przecież, że nie obchodzę Świąt, a zresztą mam Tabu. Nie będzie mi przykro, jak zobaczymy się jeden dzień po.

Zacisnąłem usta w niezdecydowaniu.

- Zobaczymy. Chciałbym spędzić to z tobą, serio, ale jeszcze z nimi pogadam. Dam ci znać.

Wade uśmiechnął się i poczochrał mnie czule po włosach. Całkiem miły gest.

- Jak chcesz, to mogę zmienić ustawienia w swoim telefonie na dzień do tyłu, a wtedy faktycznie spędzimy Wigilię razem. Kto komu zabroni robić Święta dzień po? Albo pół roku po? Mój znajomy na przykład zawsze organizuje Sylwestra w czerwcu.

- Dlaczego? Jakiś sentyment?

- Nie. Po prostu lubi imprezować.

Uśmiechnąłem się pod nosem i zwyczajowo podrapałem po nosie. Nadszedł ten niezręczny moment pożegnania. Wade chyba wyczuł to samo i bez słowa przytulił mnie, zamykając szczelnie w swoich ramionach. Odwzajemniłem gest i objąłem go lekko. Staliśmy tak przez krótki czas, dostałem buziaka w czoło, a potem już się rozeszliśmy.

Tak więc teraz siedziałem u siebie w pokoju, esemesując ze Stevem. Pisał, że wraca samolotem ze swojej misji i będzie w domu tej nocy. Mimo że wcześniej się wkurzyłem na obydwu, teraz rzuciłem to w niepamięć i starałem się utrzymywać z nimi dobre relacje. Bezsensowne chowanie urazy krzywdzi przecież tylko jedną ze stron. Dostałem oczywiście przeprosiny w imieniu jego i Tony'ego, który nawet do mnie w tym czasie nie zadzwonił, ale mogłem to tłumaczyć tym, że w sumie przebywał za granicą, a z Europy ciężko zadzwonić przez drogi roaming. Miałem więc całkiem dobry humor, pomijając już to, że martwiłem się sprawą nadchodzących Świąt i zleceniem na tego dupka, który niejako był moim ojczymem.

***

Gdy Steve wrócił, już spałem, a gdy ja rano zbierałem się na uczelnię, spał on. Na co dzień mniej więcej w ten sposób mijałem się z nimi obydwoma, a więc samotność potrafiła mi dokuczać bez przerwy. Niby wiesz, że zaledwie pokój obok znajduje się ktoś ci bliski, ale i tak siedzisz w swoim pokoju i zajmujesz się własnymi sprawami albo leżysz na łóżku i zatapiasz w niepotrzebnych myślach. Podczas jazdy tramwajem napisałem wiadomość do Wade'a, życząc mu miłego dnia i wysyłając oposa jedzącego truskawkę. Miałem w zwyczaju pisać takie karteczki również w domu, ale nikt mi nigdy na nie nie odpisywał, co było przykre, ale zdążyłem się przyzwyczaić. Spider-Manowi też nikt nigdy nie odpisywał, gdy zostawiał wiadomości na kartkach samoprzylepnych.

Ogółem to miałem straszliwe nudne życie, jeśli nie działa się jakaś akcja godna wyżej wymienionego Pajęczarza. Peter Parker był zwykłym geekiem, którego przez całe szkolne życie dręczono i dopiero na studiach dano mi spokój, skoro miałem do czynienia z bardziej dorosłymi ludźmi na dobranym profilu. Na wykładach i między nimi nie odzywałem się do nikogo, może oprócz do Harry'ego, o którym wcześniej trochę wspominałem, ale już nie odgrywał w moim życiu ważnej roli. Po zajęciach zazwyczaj wpadałem do pobliskiego sklepu po hot-doga i wracałem tramwajem do domu. I tyle.

Dzisiaj było trochę inaczej.

Zacznijmy od tego, że Wade odpisał mi na wiadomość po jedenastej, gdy się rzekomo obudził. Miałem wtedy godzinne okienko, więc pisałem z nim przez cały ten czas. Opowiedział mi swój sen, a ja jemu swój; wysłał mi zdjęcie śpiącego na jego nogach pieska, a ja jemu pusty korytarz, na którym siedziałem. Większość osób zmyła się na jakieś żarcie, poszła do toalety albo po prostu miała inne zajęcia. Było mi miło spędzać tak czas. Wade nalegał, bym nie kończył, nawet jeśli właśnie zaczynałem kolejny wykład, ale mimo to i tak wyłączyłem internet w komórce (uprzednio wysyłając mu ładnego kota w ramach przeprosin). Nie mogłem nie uśmiechnąć się do siebie. Wciąż musiałem przyswoić sobie myśl, że byłem w związku i mogłem wymieniać się wiadomościami z kimś, komu na mnie zależało.

Po półtora godziny słuchania nużącego głosu profesora, ubrałem się w kurtkę i wyszedłem, by tradycyjnie skoczyć na hot-dożka, ale ledwie zdążyłem wyjść w budynku uniwersytetu i założyć słuchawki do uszu, by odciąć się od świata, a pewien czerwony najemnik rzucił się na mnie z miłosnym przytuleniem. Gdyby nie pajęczy zmysł, nie zauważyłbym go w porę i pewnie byśmy się wywrócili. Schowałem słuchawki do kieszeni i spojrzałem na niego ze zdziwieniem.

- Co ty ty robisz? - spytałem, chociaż nie mogłem się powstrzymać od uśmiechu. Miło zobaczyć swojego chłopaka od razu po zajęciach. To lepsza niespodzianka niż darmowa Pepsi. Wade, wciąż mnie obejmując, uśmiechnął się. Ubrany był każualowo, bez swojej maski.

- Przestałeś mi odpisywać, a mi się nudziło. O, a swoją drogą wpadłem na dobry pomysł, jeśli chodzi o to moje nietrafione zlecenie...

Zaczęliśmy iść przed siebie, chociaż automatycznie naprowadzałem nas na tego hot-doga. Przynajmniej zjemy razem.

- Naprawdę? Co wymyśliłeś?

- Wystarczy zabić zleceniodawcę. - spojrzałem na niego z niesmakiem, mając nadzieję, że żartował. Ciężko było to stwierdzić po jego pogodnej twarzy.

- Jeszcze jakieś genialne pomysły?

- To najgenialniejszy, na jaki mogłem wpaść. Co ci nie pasuje? Przynajmniej nie będę musiał oddawać mu pieniędzy z zaliczki, a może nawet przygarnę sobie całą resztę?

- Dużo tu nie pasuje, Wade. Już nie mówię o samym morderstwie, ale ty go w ogóle znasz? Sądzisz, że tylko jeden koleś chce się rzucić na Starka z dwoma milionami w kieszeni? Nie pomyślałeś, że to jakaś spółka? Nie rób sobie większych problemów.

- Już i tak jest z tym problem. Coś zrobić trzeba, a nawet jeżeli to jakaś zasrana mafia czy firma na wysokim szczeblu, to przecież nie raz zabijałem takie grupki.

- Nadal nie jestem za. Wymyślmy coś lepszego niż zbiorowe morderstwo, dobra? - Wade westchnął cierpiętniczo, ale zgodził się (choć zgaduję, że i tak podobała mu się jego wizja). Przestaliśmy o tym rozmawiać i przeszedłem na opowiedzenie mu o swoim uczelnianym dniu. Nie była to porywająca historia, ale mogłem trochę ponarzekać na system i profesorów. On zaś zaczął wspominać czasy swojej edukacji, co wcale nie było tak dawno temu wbrew pozorom, ale obnosił się z tym, jakby był nie wiadomo jak stary. Dowiedziałem się ogólnie (bo wcześniej nie było mi to wiadome), że mój chłopak był ode mnie starszy o jedenaście lat. No, całkiem niezła różnica, ale nie odczuwałem tego jakoś szczególnie.

- Hej, a ogólnie to przyszedłeś po mnie w jakimś konkretnym celu? W sensie chcesz gdzieś iść, czy wracasz ze mną do mnie do domu? - spytałem, gdy zjedliśmy już swoje hot-dogi i nie wiedziałem, czy prowadzić nas teraz na tramwaj, czy gdzie. Wade uśmiechnął się zaczepnie.

- Dobrze, że o to pytasz, bo właśnie miałem ci proponować jakieś wyjście. Chcesz skoczyć do kina? - włożył ręce do kieszeni i spojrzał na mnie prosząco.

- Czy to zaproszenie na randkę? Mogę chcieć, ale masz jakieś pieniądze, które nie należą do zleceniodawcy, z którym masz teraz na pieńku? - uniosłem sugestywnie brew, na co ten prychnął.

- Niee, ale nie widzę w tym żadnego problemu. Kilka dolców w te czy wewte nie zrobi nikomu różnicy, a zresztą chciałbym cię czasem rozpieszczać. Nie daj się namawiać. Ostatnio do kin wszedł nowy Predator.

Westchnąłem i przegrzebałem dłonią kieszeń.

- Ja mam pieniądze. Legalne. Mogę nam postawić wyjście. - zaproponowałem, ale Wade natychmiast wszedł mi w słowo i zaczął dość żywo gestykulować.

- Oszalałeś? W życiu! Płaci ten, kto zaprasza, to moja żelazna zasada, a ja zaproponowałem kino. Nie przesadzaj, kochany, nie jestem aż tak biedny. Przed zarobieniem miałem trochę swojego hajsu, więc można zaliczyć tę randkę jako "legalną".

Wywróciłem oczami i podrapałem się po nosie.

- Dobra, jak chcesz. Nie ma to ja romantyczne wyjście na Predatora. - uśmiechnąłem się, ale oboje wiedzieliśmy, że to idealna propozycja dla nas, bo żaden z nas nie widział się na komedii romantycznej. Randki na horrorach to przecież zajebisty wybór.

- Nie marudź, Spider-kiddo. Chodźmy. Jeżeli bardzo chcesz wydawać kasę, to możesz zasponsorować popcorn. Ej, a będę mógł cię pocałować podczas jakiejś bardzo krwawej sceny? - spytał nagle. Spojrzałem na niego jak na niepoważnego.

- Tak, oczywiście. Zawsze marzyłem o całowaniu się przy widoku flaków i krwi.

- Hm, cieszę się, że mamy te same upodobania. - zaśmiał się ironicznie, chwycił mnie jak gdyby nigdy nic za dłoń i skierowaliśmy się już w stronę kina.

***

Możecie wierzyć lub nie, ale on serio to zrobił. Dał mi soczystego buziaka w trakcie rozrywania jakiegoś gościa na dwie części, a zrobił to tak niespodziewanie i w momencie tak dużych emocji, że prawie przez niego krzyknąłem z zaskoczenia. W dodatku obok nas siedziała jakaś starsza para (no, nie że byli starzy, ale tak dobrze po czterdziestce), a gdy kobieta zauważyła, że dwóch gości obok niej się całuje i to przy tak krwawym tle, wyglądała tak, jakby chciała puścić pawia do popcornu. Wade się jedynie zaśmiał, objął mnie ramieniem i na nowo wyżerał nam popcorn. Ja przysięgam, że przy nim zwariuję. Ale nadal go lubię.

Tak więc ową krótką randkę skończyliśmy, śmiejąc się z tej kobiety obok nas. Pool w dodatku zauważył, że jej mąż przypatrywał się nam z bardziej pozytywnym zainteresowaniem. Wade w trakcie pocałunku puścił mu oczko (za co go zaraz walnąłem w ramię).

- Gościu na pewno jest gejem, a żona to jedynie przykrywka. Nie wiem, komu tu bardziej współczuć. - zagaił.

- Zależy. Jeżeli ona go kocha, no to oczywiście, że jej. No bo gdy on odejdzie do kogoś innego, to wiadomo, że będzie czuć się z tym strasznie.

- A jeśli jest z nim tylko dla hajsu, to chuj jej w dupę.

- Hm, no, przedstawiłeś to dobitnie.

- Bo inaczej się nie da. Naprawdę nie rozumiem idei związków dla pieniędzy. Co to ma być, średniowiecze, gdzie sprzedawało się córki baronom? Wkurwiają mnie takie osoby i już nawet nie mówię tylko o kobietach. Przecież faceci również potrafią umówić się z najgorszą szkaradą tylko dla jej portfela.

- A niech się umawiają. Gorzej jest, gdy zlewa się osoby biedniejsze albo po prostu ciche. Aż się dziwię, że raz w życiu znalazłem dziewczynę, bo z moją szkolną opinią, to mogłem się tylko modlić o kogokolwiek, z kim bym się w ogóle przyjaźnił. - powracanie do tematu Gwen było dla mnie bolesne, ale wolałem tego nie okazywać. Teoretycznie już się z tym pogodziłem.

- Och, w sumie nie rozmawialiśmy jeszcze za bardzo o swojej przeszłości. Chcesz mi opowiedzieć? - spytał. Wracaliśmy z kina na pieszo, także mieliśmy kilka dobrych kilometrów do przegadania.

- Jasne. - naah, wspominanie tamtych czasów było straszne. Opowiedziałem mu jednak o swojej niesławie licealnej. Byłem zupełnym geekiem, kujonem i samotnikiem z pasją do fotografowania, a w tamtym czasie również użarł mnie radioaktywny pająk, więc musiałem oswajać się ze swoimi mocami. W skrócie - byłem dziwny. Przyjaźniłem się z Harrym, z którym trafiłem na jeden uniwerek, ale nasze relacje dziś wyglądają jak "cześć, co tam?" i tyle. Na horyzoncie jednak stanęła Gwen, w której byłem zabujany od samego początku, od kiedy ją w ogóle zobaczyłem. Nadal nie wiem, jak to było, że staliśmy się parą i że naprawdę była we mnie zakochana. To dla mnie całkiem abstrakcyjna scena (zresztą z Wadem jest trochę podobnie, wciąż nie mogłem uwierzyć w nasz związek). Starałem się nie opowiadać mu tego, jak było mi z nią dobrze i jak za nią nadal tęsknię, żeby nie zrobić mu przykrości. Opowiedziałem jednak o tym, że umarła w moich ramionach i do dziś mam o to wyrzuty do samego siebie. Obiecałem sobie, że nie stracę przez to humoru, ale za późno. Zalała mnie fala beznadziejnego smutku. Schowałem ręce do kieszeni i patrzyłem na swoje buty kroczące jeden za drugim. Wade bez słowa objął mnie ramieniem.

- Wiem, co czujesz i wolałbym zabrać od ciebie to wspomnienie. Rany, tak mnie zawsze boli, gdy ktoś dobry i niewinny musi cierpieć przez takie gówno. Mógłbym się nawet wymienić za jedno moje zajebiste wspomnienie. Możemy tak nawet zrobić, co? Ty wylałeś mi złe wspomnienie, to ja oddam ci jakieś dobre. Wolisz opowieść o moim konkursie sikania z kumplem w podstawówce, czy jak pierwszy raz pojechałem do dinoparku?

Uśmiechnąłem się nieznacznie.

- Ile lat temu byłeś po raz pierwszy w dinoparku?

- Hm, jakieś pięć? Popłakałem się z radości.

- A chcesz sprzedać mi oba? - uśmiechnąłem się nieznacznie. Wymienianie się wspomnieniami brzmiało dobrze. 

- Wysoko się cenisz, kochany. Opowieść o konkursie sikania to najczystsze złoto z mojego życia.

- To czekaj... - zatrzymałem się, jak również i on, gdy pociągnąłem go lekko za ramię. Stanąłem nieznacznie na palcach i złożyłem na jego ustach krótki pocałunek, czego się zupełnie nie spodziewał, skoro wyglądał na bardzo zaskoczonego. Nic dziwnego, bo nie byłem za okazywaniem sobie uczuć w miejscach publicznych, co on doskonale wiedział. Uśmiechnął się jednak filuternie, poczochrał mnie po włosach i zaczął swoje dwie opowieści. Nie wiedziałem, że można poprawić humor w tak szybki i skuteczny sposób.

***

Wade znów odprowadził mnie pod Wieżę Starka. Nie było późno, jednak miałem sporo do nauki i obiecałem, że na kolację skoczymy razem kiedy indziej.

- Hej, a jak będę chciał do ciebie przyjść przez okno, to system ochronny mnie wypierdoli? - spytał, patrząc z dołu na ogrom tego budynku.

- Jeżeli wdrapiesz się na dziesiąte piętro... to tak, nadal zostaniesz wykopany. Wystarczy, że wejdziesz po ludzku drzwiami, wiesz?

- Ee tam, wtedy nie ma dreszczyku emocji jak czuł Romeo, gdy zakradał się do Julii.

- Prędzej ja będę twoim Romeo. Na sieciach jest łatwiej.

- Życie nie jest łatwe, panie Parker. Czasem trzeba się trochę postarać dla swojego chłopaka.

- Brzmisz jak słabo opłacony coach z dobrym radami pod pachą.

Wade prychnął i ucałował szybko moje czoło. 

- To daj mi znać jak z tymi Świętami i jak się widzimy. Pamiętaj, że zawsze mogę przyjść w nocy przez okno. Co mnie obchodzi jakiś tam system ochronny? Nic mnie nie powstrzyma. 

- Brzmi trochę creepy, ale zapamiętam. Dam ci znać. 

I pożegnaliśmy się. Yup, ten dzień można opisać jako przesłodzone chwile typowej pary, która najchętniej trzymałaby się tylko za rączki i patrzyła w oczka, ale jeszcze tej nocy wszystko miało runąć, a przynajmniej w narracji Wade'a. 

_______________________

Opublikowałam na swoim profilu nowe opowiadanie z Detroit Become Human ;))) Zapraszam zainteresowanych! 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro