Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

9. Bez kolorowych naklejek

Nie pamiętam, kiedy i w jaki sposób zasnąłem, bo zupełnie urwał mi się film. W pierwszym momencie, gdy się obudziłem, uderzył mnie ból głowy, chęć zwymiotowania pustego żołądka i okropnie suche gardło, które panicznie potrzebowało wody. Otworzyłem oczy, ale nadal kręciło mi się lekko w głowie. W pokoju było ciemno, a ja leżałem na łóżku do połowy przykryty kocem w swoim pajęczym stroju, tak jak przyszedłem do Wade'a w odwiedziny. Rozejrzałem się, ale byłem w sypialni sam. Czemu nie wróciłem do domu, to nie wiem, ale pewnie po prostu zasnąłem i tyle. Niezgrabnie usiadłem i złapałem się za głowę. Skrzywiłem się lekko i mimo że pozostanie w łóżku kusiło mnie bardziej, niż wędrowanie do kuchni, to wciąż cholernie chciało mi się pić. Wyszedłszy z pokoju, zauważyłem zegar wskazujący godzinę szóstą dwadzieścia rano, a z salonu dobiegło mnie ciche pochrapywanie Deadpoola. Podszedłem do niego i spojrzałem na śpiącego na kanapie faceta w samej koszulce i bokserkach tulącego do siebie psa, który chrapał nawet głośniej niż swój właściciel. Uśmiechnąłem się pod nosem i w kuchni nalałem sobie wody do szklanki. Wypiłem takie trzy.
Podrapałem się po głowie i przetarłem oczy. Rany, czyli tak wygląda ten słynny kac? Dzisiaj myślisz sobie, że nigdy więcej w życiu nie spojrzysz na alkohol i masz ochotę pobiec do kościoła wyspowiadać się ze swojego pijaństwa, a dwa wieczory później i tak chwycisz piwo z lodówki? Zapewne tak by to było, gdybym mógł sobie sam kupować trunki.
Zawędrowałem do łazienki i trochę się w niej odświeżyłem. Nie byłem pewien, czy miałem wrócić do łóżka i oddać się snu (poziom mojego niewyspania był zatrważająco wysoki), czy już nie robić problemu Wade'owi, zostawić mu po prostu krótki liścik i uciec do swojego domu? Rozważyłem wszystkie za i przeciw, ale gdy nagle w jakiś sposób znalazłem się ponownie w sypialni, rzuciłem się bezwolnie na materac pachnący Wilsonem. Przykryłem się kocem, przybrałem pozycję embrionalną i z lubością wróciłem do spania.
***
Następnie obudziłem się dopiero po dziesiątej. W pomieszczeniu nastała jasność, choć słońce wpadało przez zasłony dość nieśmiało. Mimo że odzyskałem przytomność umysłu, nie chciało mi się wstawać. Materac był bardzo wygodny, kocyk ciepły, a moje chęci na dzisiejszy byt sięgały poniżej zera. Wywróciłem się na brzuch, co było całkiem dobrym wyjściem, ale dosłownie minutę po znalezieniu tejże najwygodniejszej na świecie pozycji do leżenia, do sypialni wszedł Wade, a jeszcze przed nim Tabu, który zechciał mnie obudzić. Pies wskoczył na łóżko, a zaraz potem na mnie i postanowił zatańczyć mi na obolałej głowie. Stęknąłem i bardziej zawinąłem się w koc, będący moją jedyną tarczą.
- Tabu, ty mała cholero! Chodź tu i nie męcz skacowanego człowieka. - i piesek został zabrany, jednakże pan właściciel sam nie był lepszy i położył się tuż obok mnie. Puścił białego sierściucha na drugą stronę i tak właśnie zostałem otoczony przez dwie tulące mnie istoty.
- Ja pierdziele, jaki cringe. Wade, złaź ze mnie, bo cię z siebie zrzucę.
- To przecież moje łóżko, ty na nim leżysz z niewiadomego mi powodu - odparł z błogim uśmiechem. Byłem teraz jak taka chuda kłoda w silnych ramionach zakochanego w przytulaniu faceta bez możliwości ruchu czy ucieczki.
- Ja też nie wiem, jak się tu obudziłem i dobrze byłoby się dowiedzieć. Kiedy ja zasnąłem w nocy? Co się w ogóle działo? Jakoś mi uciekły wspomnienia. Przyniosłeś mnie tu, czy sam się położyłem? - Wade podniósł się na ramieniu i spojrzał na mnie w niezrozumiały dla mnie sposób. Powstrzymywał usta przed zaśmianiem się, jakby chciał zachować powagę, ale nie potrafił. Finalnie i tak szeroko się do mnie uśmiechał.
- Żałuj, że nie pamiętasz! Przegadaliśmy cały wieczór i siedzieliśmy wczoraj na tej kanapie chyba do trzeciej. Mogłem nas nagrać albo spisywać lepsze teksty. Nie wiedziałem, że jesteś taki wylewny pod wpływem alkoholu! Sporo mi wyznałeś.
Krew odpłynęła mi z twarzy. W miarę możliwości odsunąłem się od niego, bo odległość zaledwie kilku centymetrów między naszymi twarzami mnie peszyła.
- Co ja ci nagadałem? - niby mu ufałem, jednak nie byłem w stanie sobie teraz przypomnieć, czy rozmawialiśmy o zwykłych, zabawnych błahostkach, czy temat mógł zejść na sprawy prywatne, problemy albo uczucia. Modliłem się, by tak nie było, jednak twarz kumpla jednoznacznie wskazywała na coś innego. Nie mógł się powstrzymać od tego głupiego uśmiechu. Niespodziewanie złapał mnie za podbródek, bym na pewno na niego patrzył, gdy mi odpowiadał.
- Długo by to opowiadać, Parker. Naprawdę długo. Gdy już ustaliliśmy zgodnie, że zamierzamy mieć wspólną hodowlę piesków, gdzie zdążyliśmy nawet nadać imiona dwudziestu czterem z nich, powiedziałeś mi bardzo, bardzo miłą, ale dziwną rzecz. W sensie teraz uważam to jedynie za słowa rzucone przez alkohol, ale czy to nie dowód, że ukazałeś mi swoje prawdziwe myśli? Winko to jak taki eliksir prawdy. Skoro tego nie pamiętasz, to trochę przykro, bo nie wiem jak teraz ugryźć ten temat. Ale naprawdę nic nie pamiętasz? Rozmawialiśmy o tym przez dwie godziny. - pokiwałem jedynie głową. Chciałem pamiętać, ale wszystko mi uciekło. Wade westchnął i dopiero teraz puścił moją twarz, a ja mogłem zacząć normalniej oddychać. Nadal byłem blady i oczekiwałem, aż Pool to z siebie wykrztusi. Spoważniał, tym razem niewymuszenie. Spojrzał na mnie i ułożył się wygodniej na plecach na kanapie.
- Rany, więc teraz muszę ci streścić całą naszą noc? Mogłeś mi już oddać ten rozdział, to bym to opowiedział czytelnikom w bardziej przystępny sposób, no ale dobra. Tak już bez flashbacków i obrazowych scen, wyznałeś mi, że cię kręcę. Spokojnie, z początku sam nie uwierzyłem i to wyśmiałem. Próbowałem ci jakoś wytłumaczyć, że przecież się upiłeś i pewnie widziałeś przed sobą nie parszywego najemnika, tylko seksowną Rihannę, chociaż ciężko pomylić mnie z ciemnoskórą piosenkarką. Uparłeś się jednak i opowiedziałeś mi całą historię, gdzie przez kilka dni odkrywałeś w sobie to uczucie, że sporo o tym myślałeś, no i że pociąg do osób tej samej płci zauważyłeś w sobie już dużo wcześniej, więc to nie była duża niespodzianka pod tym względem. No i zaczęliśmy o tym rozmawiać. Słuchaj, Peter - to, że mówiłem ci, że mi się podobasz, to było tak trochę dla żartów. W sensie jesteś naprawdę cudownym chłopakiem, bardzo przystojnym, inteligentnym i dobrym, no i właśnie z tego względu absolutnie nie zasługuję na ciebie. Jakby się uprzeć, mógłbym powiedzieć, że też na ciebie lecę, bo kto by nie leciał na twój pajęczy tyłek? Ale nie mam zamiaru zatruwać ci życia swoją beznadziejną osobą. O tym mniej więcej tak długo rozprawialiśmy. Mówiłeś mi, za co mnie lubisz i że wcale nie widzisz we mnie tyle problemów, ile ja widzę w sobie, ale nawet dzisiaj, gdy tym razem oboje jesteśmy trzeźwi, muszę ci powiedzieć, że nawiązanie między nami bliższej relacji jest po prostu niemożliwe, okej? Jesteś młody i piękny, a ja upijam swoją depresję, zabijam za pieniądze i mieszkam w melinie z psem z ulicy. Masz przed sobą lepszą przyszłość niż ja. Mówię to z bólem serca, bo cholernie chciałbym się do ciebie zbliżyć, ale nie chcę cię sobą skrzywdzić. Nie wiem, co o tym myślisz dzisiaj, gdy jesteś bardziej trzeźwy, ale moją odpowiedź już znasz.
Zatkało mnie. Przez cały jego słowotok nic nie mówiłem i tylko patrzyłem na niego w coraz większym szoku. To, co mu wyznałem w nocy, było niejako prawdą. Przez ostatnie dni faktycznie myślałem o tym, że mi się podobał i chciałbym wkroczyć z nim w jakąś bliższą relację. Gdy sam mówił mi, że go kręcę, odrzuciłem to i zaprzeczałem, jakby nie chcąc pokazać mu swoich uczuć, które musiałem dopiero przemyśleć. Właściwie nie chciałem mu nawet o tym mówić, ale, cholera, wino musiało to wygadać za mnie. Zagryzłem wargę i spojrzałem gdzieś w bok, myśląc teraz o odpowiedzi Wade'a. Bolały mnie jego słowa i to, w jaki sposób o sobie myślał. Dotykały go różne problemy i może nie żył na wysokim poziomie, ale w gruncie rzeczy był dobrym człowiekiem, dbał o mnie, miał świetne poczucie humoru, mogłem na niego liczyć, a przede wszystkim był szczery i nawet teraz myślał o tym, bym nie czuł się potem skrzywdzony.
- I na czym wczoraj stanęła ta rozmowa? Co uzgodniliśmy? - zapytałem, spoglądając na niego z powagą. Wade uśmiechnął się pod nosem.
- Szczerze mówiąc, to sam nie wiem, bo odechciało ci się rozmawiać i chyba cię wkurzyłem swoimi słowami, skoro mnie uciszyłeś i pocałowałeś.
- Że co? Że ja? Ciebie...? - mimowolnie przyłożyłem palce do swoich ust. Dlaczego nie tego nie pamiętam?! Bladość ustąpiła rumieńcom na wyobrażenie tej chwili.
- A potem co? - spytałem głucho, patrząc na usta rozmówcy. Wyszczerzył się.
- Och, ciężko mi było odrzucić taki dobry pocałunek! Trochę nam to zajęło, a potem stwierdziłeś, że dokończymy tę rozmowę jutro, to znaczy dzisiaj, bo jesteś już śpiący i że mam sobie przemyśleć to wszystko.
- I przemyślałeś?
- Już ci wcześniej odpowiedziałem na to pytanie. Znasz moje zdanie, nie chcę cię sobą obciążać. - burknął i odwrócił wzrok. Zmarszczyłem w niepokoju brwi. Zapanowała między nami dłuższa cisza, a ja zacząłem układać to sobie wszystko do jednolitej kupy. Co się stało, to się nie odstanie. Wyznałem po pijaku uczucia, zapewne nagadałem mu różnych dziwnych rzeczy, których bym się teraz bardzo wstydził, jakby mi się przypomniały, a potem go pocałowałem, mimo że w tej chwili na samą tę myśl by mnie sparaliżowało. Było mi jednocześnie bardzo przykro, skoro Wade nie chciał dać temu szansy. Nie chciał dać jej przede wszystkim sobie i uważał się chyba za zwykły żart ludzkości.
- Słuchaj, nie chcę cię do niczego zmuszać i już znam twoje zdanie na ten temat, ale odpowiedz sobie teraz szczerze, czy chciałbyś... czy chciałbyś ze mną być? - spytałem cicho, a bicie mojego serca słyszałem w całym swoim ciele, o ile można tak to nazwać. Mężczyzna skrzywił się boleśnie.
- Jasne, że chcę. Ja już nie od dzisiaj to wiem, ale nie rozumiesz, że nie chcę zachować się jak egoista? Nie mogę wyjść na dupka, który potem odwali nagle jakiś cyrk i cię skrzywdzi, a po rozstaniu wyjdzie na to, że cię po prostu wykorzystałem, bo wyobrażałem sobie, że wszystko wyjdzie super, mimo że jestem pierdolnięty. Peter, błagam, odpuść sobie. Są na świecie lepsze osoby ode mnie.
- Ale co mnie obchodzą inne osoby? To ty zrozum, że naprawdę cię lubię. Tak, to zadziwiające, ale ktoś może darzyć cię uczuciem, a ty nie potrafisz tego przełknąć. Nie bądź takim pesymistą i daj sobie szansę! - już  oboje siedzieliśmy naprzeciw siebie i mierzyliśmy się wkurzonymi spojrzeniami. Był uparty, ale ja niemniej. Naprawdę nie rozumiałem jego postawy. Kto mu powiedział, że ten związek oparty byłby na jego depresji i samych złych wydarzeniach? Takie rzeczy wpisane były w ludzkie życie i nawet jeśli Pool uważałby się za „normalnego" człowieka, to cierpienie i tak go dotyczyło, jak każdego.
- Już dostałem kiedyś taką szansę i skończyło się masakrycznie. Ja tylko krzywdzę, okej? Nie mam zamiaru cię stracić, dlatego że jestem, jaki jestem. Zawiedziesz się na mnie i tyle. Wokół mnie jest zbyt wiele niebezpieczeństwa, nie mógłbym cię przed tym ochronić. Związek to zły pomysł, nawet przyjaźń ze mną jest ryzykowna.
- Nie zapominaj, że rozmawiasz ze Spider-Manem. Nie musisz mnie chronić, sam potrafię to zrobić. I odnośnie tego... przepraszam. Nie chcę stawiać cię pod ścianą i zmuszać do takich rzeczy, ale chcę, żebyś znał w tym wszystkim moje stanowisko. Też straciłem kiedyś kogoś mi bliskiego, ale już się z tym pogodziłem. Tylko dlatego, że umarła, nie mogę się za to katować całe życie. Trzeba iść naprzód, a nie zatrzymywać i użalać się nad sobą. Chciałbym ci pomóc z tego wyjść. - powoli chwyciłem jego dłoń w swoją. Nie oponował, choć nie uczynił względem mnie żadnego gestu. Widziałem na jego twarzy niezdecydowanie. Chciał, ale wciąż przytłaczały go jego własne problemy i udręki.
- Wcale nie musimy podejmować tej decyzji teraz. Widzę, że jest ci ciężko, ale chciałbym być przy tobie chociażby jako przyjaciel. - Wade nie mówił mi o sobie za wiele, ale skoro użył słowa depresja, a i czasem wspominał nawet o myślach samobójczych, to musiało być poważnie. Opuszczenie go w takiej chwili byłoby złe. Rozumiałem też, że nie był zdecydowany od razu na związek. Rany, a ten ranek zapowiadał się tak niewinnie. Nie sądziłem, że ten temat spadnie na nas tak nagle i tak mocno.
Wade nagle splótł swoje palce z moimi. Spojrzałem na niego, a on na mnie. Uśmiechnął się krzywo.
- Dajmy sobie czas, dobra? Jeżeli do Świąt nie stwierdzisz, że masz mnie jednak dość, to pomyślimy o tym inaczej. A póki co to zostawmy, nie chcę, żeby było między nami dziwnie przez to wszystko. Chujowo, jakby zapanowałaby między nami niezręczna i mocno formalna atmosfera. Pogadamy o tym później, a póki co... Pewnie jesteś głodny, hm?
Z jednej strony trochę mi ulżyło, a z drugiej nadal było mi trochę przykro. Pokiwałem jednak głową, zgadzając się na przesunięcie tego na później. Faktycznie byłem też głodny. Zwlekliśmy się z łóżka i poszliśmy do kuchni, gdzie narodziły się już nowe tematy do rozmowy, jakby poprzedni istniał tylko w naszych głowach.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro