Rozdział 3
Alison leżała właśnie w swoim nowym pokoju. Pokój był duży, o ciemnobrązowym parkiecie. Ściany były w kolorze fioletowym. Znajdowały się w nim antyczne meble sypialniane z ciemnego dębu, oraz z tego samego drewna biurko. Alison miała do swojej dyspozycji również łazienkę oraz małą garderobę.
Dziewczyna zmęczona, dość szybko zasnęła, wsłuchując się w tykanie zegara stojącego na korytarzu.
Alison była już tydzień u ciotki. Gdy punktualnie przychodziła na posiłki oraz spędzała minimum godzinę na nauce, to ciotka nie miała żadnych pretensji, wiedząc że bratanica szybko się uczy. W wolnych chwilach długo rozmawiało o różnych rzeczach, które dla obu były ciekawe, lub chodziły na przyjęcie.
-Myślę że powinnaś wyjść sama i spędzić trochę czasu ze swoimi rówieśnikami-Powiedziała pewnego dnia ciotka, gdy obie czytał książki.
*Nawet dobry pomysł-Pomyślała Alison. Chociaż na przyjęciach bawiła się z rówieśnikami, to chętnie poznałaby kogoś, z kim mogłaby się częściej spotykać.
-Dam ci pieniądze i może pójdziesz na Pokątną?-Zaproponowała ciotka, na co Alison skinęła głową.
Już po godzinie Alison znajdowała się na miejscu, ubrana w białą sukienkę, ze złotymi wzorkami oraz miała na nogach sandały.
Z uśmiechem przyglądała się wystawom, gdy nagle na kogoś wpadła.
Przeniosła wzrok na tę osobę i ujrzała grupkę lekko podpitych chłopaków.
-Przepraszam-Powiedziała Alison i chciała się odsunąć, lecz czarodzieje otoczyli ją, a jeden złapał za nadgarstek.
-Nic się nie stało ślicznotko, może się lepiej poznamy?-Odezwał się wysoki chłopak, o rudych włosach i zaczął się zbliżać do dziewczyny.
-Zostawcie mnie-Powiedziała Alison.
-Ani nam się śni-Zaśmiał się rudy chłopak.
-Zostawcie ją!-Usłyszała nagle krzyk od strony ulicy Śmiertelnego Nokturnu.
Z tamtej strony biegł do nich chłopak, w czarnej bluzie, z kapturem naciągniętym na głowę.
-Bo co nam zrobisz?-Zaśmiał się rudy, choć jego koledzy już nie byli tacy odważni.
-Chcesz się przekonać?!-Warknął chłopak.
Rudy wyraźnie zbladł, po czym machnął ręką i zabrał swoich kumpli.
-Dziękuję-Odpowiedziała Alison.
-Nie ma za co-Odezwał się chłopak, nadal skrywając swoją twarz.
-Mogę zobaczyć, komu zawdzięczam ratunek?-Zapytała Alison.
-Nie chcę cię straszyć-Odpowiedział chłopak.
-Nie przesadzaj-Zaśmiała się dziewczyna.
Chłopak zastanawiał się przez chwilę, po czym niepewnie sięgnął po swój kaptur i zrzucił go z głowy.
Chłopak był brunetem, o intensywnie niebieskich oczach, bardzo przystojnym, a na lewym policzku miał wielką bliznę.
-Miałam się wystraszyć blizny?-Zapytała dziewczyna.
-Ludzie zwykle uciekają-Odpowiedział zdziwiony chłopak.
-Jak masz na imię?-Zapytała Alison, ciągnąc go za rękę w stronę kawiarni.
Chłopak miał rację. Ludzie przyglądali mu się ze strachem i odsuwali swoje dzieci. Byli wyraźnie przerażeni, choć wg Alison nie mieli żadnego powodu.
-David-Odpowiedział chłopak, uśmiechając się.
*Słodki-Pomyślała Alison.
-A ty?-Zapytał chłopak, gdy usiedli w lodziarni.
-Alison-Odpowiedziała.
-Piękne imię, dla pięknej dziewczyny-Odpowiedział David, uśmiechając się zawadiacko.
-Kocham twój uśmiech-Powiedziała nagle Alison, nie myśląc o tym, co mówi.
*Dlaczego ja to powiedziałam?-Zastanawiała się dziewczyna, a jej policzki się zaróżowiły.
Chłopak natomiast uśmiechnął się jeszcze bardziej do dziewczyny.
-Przepraszam-Pisnęła dziewczyna, na co chłopak lekko się zaśmiał i powiedział:
-Niema za co.
Alison zaczęła bacznie przyglądać się swoim paznokciom.
David czekał aż Alison podniesie wzrok z paznokci i znów spojrzy na niego. Gdy się nie doczekał, delikatnie podniósł podbródek dziewczyny i widząc jej zaróżowione policzki, uśmiechnął się szeroko.
-Uroczo wyglądasz-Powiedział chłopak.
-Pewnie jak pomidor-Powiedziała dziewczyna.
-Uroczy i piękny pomidor-Powiedział David, nadal dotykając jej podbródka.
Siedzieli jeszcze długo w kawiarni i rozmawiali, gdy Alison dostała sms-a od ciotki, która zaczęła się martwić.
-Muszę już iść-Powiedziała, na co chłopak zesmutniał.
-Może spotkamy się tu jutro o 17?-Zaproponował chłopak, na co dziewczyna przytaknęła.
-Masz mój numer-Powiedziała Alison, wręczając mu kartkę, na której był zapisany jej numer, pocałowała go w policzek i odeszła.
-Moja mate, gdybyś wiedziała-Wymruczał David, idąc w stronę ulicy Śmiertelnego Nokturnu.
Gdy ledwo wszedł na tę ulicę, znienacka przed nim pojawiła się grupka wysportowanych mężczyzn, którzy uklękli na jedno kolano i pochylili głowy.
-Wstańcie-Rozkazał chłopak.
-Alfo, czy to była nasza Luna?-Zapytał wysoki brunet, który miał kilkudniowy zarost.
-Tak, Ed-Odpowiedział David, po czym wskoczył na dach pięciopiętrowej kamienicy, a reszta po chwili do niego dołączyła.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro