Zrozum mnie
Byłabym egoistką, gdybym powiedziała, że jestem wyjątkowa. Bo gdzie w mojej osobie jest niby wyjątkowość? Zwyczajna, szara dziewczyna, w której życiu nie ma nic niezwykłego. A poza tym każdy myśli, że jest wyjątkowy. Mimo to, gdybym to powiedziała, wcale nie minęłabym się z prawdą. W każdym razie nie jakoś bardzo.
Byłabym nieczuła, gdybym powiedziała, że niepełnosprawności fizyczne nie są takie złe. W końcu osoby, które je mają, nie mają w życiu lekko. Nie mogą korzystać z wielu uciech życia, a niekiedy są całkowicie uzależnione od osób trzecich. Jednak czasem sądzę, że choroby psychiczne są znacznie gorsze.
Najgorsze są choroby, które biorą się znikąd i nie da się ich wyleczyć. Trzeba się z nimi borykać przez całe życie. A jeśli choroba nie stwarza zagrożenia życia? Wtedy możesz spędzić nawet osiemdziesiąt lat w cierpieniu. Czternastoletnie doświadczenie to pewnie zbyt niewiele, by wysuwać takie wnioski, wiem. Jednak jestem w stanie wyobrazić sobie, co musi czuć osoba, która jest taka jak ja.
Inna. Pozornie zwyczajna, jednak czująca, że między nią a innymi jest ogromna przepaść. Nawet jeśli inni tego nie widzą, ta osoba jest naprawdę samotna. Usiłuje się dostosować do społeczeństwa, jednak coś jej co chwilę staje na drodze. Nie umie zrozumieć, czemu ludzie, do których chciałaby być podobna, są tacy głupi. Dlaczego przejmują się w jej mniemaniu nieistotnymi rzeczami i nie pomyślą o czymś ważniejszym, jak chociażby kartkówka z matematyki. Dlaczego nie umieją spędzić dnia bez swoich przyjaciół, podczas gdy ona nie ma żadnego i nadal się trzyma.
Czasami dochodzę do wniosku, że moje życie opiera się na kłamstwie. Chcąc udawać, że jestem normalna, mówię, że cieszę się, że nie jestem taka jak oni. Chcąc zrozumieć ludzi stwierdzam, że oni nie rozumieją mnie. Chcąc znaleźć przyjaciół udaję, że nie potrzebuję innych do szczęścia. Czasami już sama nie wiem, co jest prawdą, a co już niekoniecznie.
Wyobrażam sobie, że jestem samotniczką z wyboru. Że sama zdecydowałam o tym, by żyć w odosobnieniu, mając tylko siebie. Inni widzą we mnie idiotkę, która się ciągle ośmiesza. Która ciągle gada o rzeczach, które ich nie obchodzą, chcąc nieudolnie zwrócić ich uwagę. A jaka jestem naprawdę? Tego już sama nie wiem.
Dziewczyną, która chce się odnaleźć w tym świecie, ale nie wie jak? Chyba tak. Osobą, która chce mieć przyjaciela, ale nie wie, jak go pozyskać? Przypuszczalnie. Człowiekiem, który nawet sam się nie rozumie, a oczekuje zrozumienia od innych? Być może.
Zrozumienie. Chcę, by inni dostrzegli prawdziwą mnie, jednak nie potrafię im jej pokazać. Chcę, by mnie zrozumieli, podczas gdy ja nie umiem zrozumieć ich. Nieraz chciałabym się komuś zwierzyć z moich problemów, ale nie mam komu. Boję się, że rodzina mnie wyśmieje. A poza rodziną nie mam nikogo.
Jestem hipokrytką. Uważam, że inni są głupi, a tymczasem sama nie jestem lepsza. Irytuje mnie wiele zachowań społeczeństwa, które sama przejawiam. Uważam się za lepszą od innych tylko dlatego, że mam od nich lepsze oceny w szkole. Mimo to nie mam racji, jestem od nich znacznie gorsza. W końcu co znaczą piątki i szóstki w naszym świecie? Owszem, ludzie mają wtedy innych za inteligentnych, ale to nie znaczy wiele. Zwłaszcza, jeśli nie potrafię być człowiekiem.
Lubię zatracać się w świecie fikcji. Wtedy nie mam kontaktu z rzeczywistością i mogę zapomnieć o mojej chorobie. Obserwowanie poczynań fikcyjnych postaci daje mi nie tylko frajdę, ale także pewnego rodzaju ulgę. A fakt, że są fikcyjne, też jest dobry. Gdybym spotkała w realu osobę, która jest łudząco podobna do mojej ulubionej postaci, zapewne bym jej nie polubiła. Znalazłabym w niej coś, co mnie irytuje, nazwałabym ją idiotą i już nigdy nie chciała jej spotkać. A nawet jeśli nie, to i tak nie umiałabym się z nią dogadać.
Prawie tak jak fikcję lubię Internet. Tam mogę udawać normalną osobę. Taką, która nie ma problemów i umie się dogadywać z innymi. Nie widzę ich twarzy, nie słyszę ich głosu. Nie widzę ich reakcji na moje słowa. Mam pewność, że się nie przesłyszałam i nie muszę prosić o powtórzenie czegoś. W realu mówię głośno, acz niewyraźnie. Tu nie muszę się przejmować tym, że ktoś mnie nie dosłyszy. Tutaj trudniej mi uznawać innych za głupich. Nawet jeśli kogoś nie lubię, nie napiszę mu tego. W realu taka osoba już dawno by wiedziała, że za nią nie przepadam, tu mogę ukryć moje uczucia.
Pewne moje zachowanie irytuje mnie najbardziej ze wszystkich. Jeśli coś mi się nie udaje czy idzie nie po mojej myśli, winę zrzucam na mój autyzm. Bo to przecież taka straszna choroba, która mi we wszystkim przeszkadza! Nie, to tak nie działa. Faktycznie czasem mam wrażenie, że autyzm zakrada się w każdą moją myśl, w każdy element mojego życia. Jednak to chyba jest nieco inaczej. To ja sama popełniam błędy, których żałuję. To ja podejmuję głupie decyzje, które potem chcę odwołać. Autyzm nie ma nic do rzeczy.
Od zawsze wiedziałam, że go mam. Już we wczesnym dzieciństwie rodzice wiedzieli, że jest ze mną coś nie tak. Nawet nie chcę wiedzieć, jaka bym była, gdyby od razu nie zaczęto rozmaitych metod leczenia. Najpewniej skończyłabym w szkole specjalnej, ucząc się najbardziej podstawowych rzeczy. A tak? Tylko przez całe życie jestem skazana na klasy integracyjne, w których według mnie nie ma integracji, jako jedna z maksymalnej piątki niepełnosprawnych dzieci na klasę. Mimo to, jako że mój autyzm jest „wysokofunkcjonujący", a moje wyniki w nauce są więcej niż zadowalające, nie czuję, że jestem obdarzana jakąś specjalną opieką. No, mam dodatkowo rewalidację, która nie daje mi nic poza zadaniami odrobionymi przed powrotem do domu, ale nic więcej.
Cóż, mogłabym opisać każdy aspekt mojego życia. Jak boję się wpuścić do klatki listonosza dzwoniącego na domofon. O tym, że gdy dzwoni mi telefon, potrafię dostać ataku paniki, o dzwonieniu do kogoś nawet nie mówiąc. O tym, że już lepiej pisać do mnie SMS-y. O tym, że z moimi niezdarnymi ruchami i ograniczoną mimiką twarzy nie zostałabym ani tancerką, ani tym bardziej aktorką.
Mogę tak wymieniać w nieskończoność, jednak nie miałoby to większego celu. Już można sobie wyobrazić moją osobę.
Powiem tyle: tak, uważam, że jestem wyjątkowa. Nawet jeśli nie do końca w pozytywnym sensie, to tak jest. Nie oczekuję współczucia. Oczekuję zrozumienia. Jeśli to zrozumiesz, czytelniku, to znaczy, że do Ciebie dotarłam. Uświadomiłam Ci, co czuje osoba z autyzmem. Uświadomiłam Ci, że nawet jeśli ludzie obok Ciebie wydają się być zwyczajni, mogą mieć jakieś problemy. Czy to autyzm, czy cokolwiek innego. Pamiętaj o tym. Pamiętaj, żeby być człowiekiem.
~~~~
Dobra, zwykle tego nie robię, ale oprócz zwykłej przemowy końcowej dam tu też swoisty apel społeczny, więc proszę wszystkich o przeczytanie.
Pewnie się zastanawiacie, czemu to w ogóle napisałam i opublikowałam? Czemu nie powróciłam do śmkeszkowania i pisania historii typu „Z życia Janusza"? A nawet jeśli napisałam, to czemu to publikuję? Czy nie mogę tego zostawić dla siebie?
Chodzi o to, że chciałam wyznać, jak wygląda życie autysty. Ostatnio za dużo o tym myślałam i stawałam się coraz bardziej przygnębiona. Musiałam wylać gdzieś moje myśli, bo inaczej zapewne bym zwariowała. A co do publikacji to byłam też ciekawa, jak zareagujecie. Jak ocenicie historię o osobie z autyzmem? Czy uznacie ją za głupią i pełną lamentu? A może coś z niej wyciągniecie? Jak po jej przeczytaniu będziecie postrzegać osoby z autyzmem? Będziecie ich uważać za idiotów, którzy nie umieją się przystosować, czy może będziecie usiłowali zrozumieć, co taka osoba skrywa?
Zapewne już się domyśliliście, że ten one-shot jest pisany na faktach. Tak, napisałam go na podstawie mojego życia. Nie robiłam żadnego researchu, bo po prostu nie był mi potrzebny. Niestety nie wiem, jak czują się osoby z głębokim autyzmem, dlatego musicie mieć na uwadze, że historia dotyczy osoby z autyzmem wysokofunkcjonującym, takiej jak ja. Jeśli macie jakieś pytania dotyczące autyzmu, zapraszam do zadawania ich w komentarzach, w miarę możliwości postaram się odpowiedzieć na każde z nich.
A teraz obiecany apel społeczny (już wcześniej to brzmi jak apel, ale teraz zwracam się bardziej do Wattpadowiczów). Pewnego razu z ciekawości w wyszukiwarkę Wattpada wpisałam „autyzm". I wiecie co? Wyskoczyło mi mnóstwo artbooków i tym podobnych. Szczerze powiem, że poczułam się urażona, bo większość tych osób zapewne traktuje autyzm jako coś do śmieszkowania, a nie jako coś, co przeszkadza w normalnym funkcjonowaniu. Wtedy sobie też uświadomiłam, jak łatwo rzucamy takimi określeniami jak „mam depresję", „downie" czy „ale rak". I zapewne te osoby, które owe choroby mają, też nie czują się za dobrze, jak ktoś sobie z nich kpi. Tak więc apeluję do Was: ograniczajcie użycie zwrotów tego typu. Bo co, jeśli rzeczywiście popadniecie w depresję lub dostaniecie raka, co wtedy powiecie?
No dobra, kończę, bo za chwilę stanę się tą, która do niczego nie ma dystansu. A więc, jak wrażenia? Czy chcielibyście, żebym napisała więcej podobnych historii czy lepiej nie?
Do zobaczenia!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro