XXI
Minęło parę dni, zanim Alfa zawitał do domu. Miałam ten czas dla siebie, na przemyślanie parę spraw. Nadal nie czułam się tu dobrze, ciąża mnie nie cieszyła, bałam się wychodzić z pokoju, bałam się po prostu tych bestii. Gdy tak siedziałam i gapiłam się w las, który było widać z okna, wybiło mnie z rozmyślania pukanie do drzwi.
- Nie przeszkadzam? – zapytała z delikatnym uśmiechem Bernadette. Nic nie odpowiedziałam, tylko uniosłam lekko swoje usta w górę, które miały sugerować uśmiech.
– Czym się martwisz? – zapytała.
- A jak myślisz? – odparłam, czując przypływającą falę łez.
- Ah. – odparła szeptem. – Chciałabym ci coś wyjaśnić... porozmawiać z tobą. – dodała po chwili, zaciekawiając mnie. Otarłam łzę z policzka i spojrzałam na nią. – Wiem, że nie jest ci łatwo. Jako ludzie, nienawidzicie nas. Nie każdy chce waszej śmierci. To Alfy rządzą i wydają rozkazy. Nie powinnaś jednak bać się naszego Alfy, bo on krzywdy ci nie zrobi i nie chodzi tutaj o to, że jesteś w ciąży. Jesteś jego wybranką i jako jego przeznaczona, on cię kocha. Jest trudnym Alfą...
- Mało powiedziane... - wtrąciłam się, na co lekko wzdychnęła, ale kontynuowała.
- Chcę ci powiedzieć tylko, że gdy jesteś z nim sam na sam, nie bój się. Wiem, że to bardzo trudne. Jesteście też jakby w związku, jak każdy facet ma potrzeby więc... chcę ci tylko powiedzieć... - mówiła, ale sama nie mogła ująć to w słowach.
Wyraz jej twarzy mówił sam za siebie. Każda z nas wiedziała na jaki temat zeszła ta rozmowa i co przez to chciała mi powiedzieć. – Z czasem może nawet dostrzeżesz jego zalety. Tylko musisz przestać się go bać. – dodała, gładząc moje ramię. Ja tylko gapiłam się na widok za oknem. Jej słowa sprawiły jednak, że uświadomiłam sobie, iż jest taka jak reszta. Nie chce wcale mojego dobra, tylko tego, żebym była posłuszna.
Ale czy to nie byłoby dla mnie dobre?
Czy to nie byłby lepszy wybór niż traktowanie mnie jak jakieś rzeczy do wykorzystania?
Może byliby milsi... może miałabym jakieś przywileje za dobre zachowanie?
W mojej głowie milion pytań nasuwało się na myśl, a co by było, jeśli..?
Z tych emocji i rozmową z Bern, rozbolała mnie głowa i zrobiłam się senna. Wolałam jednak przespać się z tymi słowami więc wskoczyłam pod kołderkę i zamknęłam oczy, chcąc jak najszybciej zasnąć. Może w śnie będzie mi łatwiej podjąć decyzję, co robić dalej.
Lecz sen niczego mi nie dał, bo nawet nie pamiętam, czy śniłam o czymkolwiek. Długo nie spałam, bo patrząc na zegar, zaledwie dwie godziny. Wolałabym przespać wieki i nie obudzić się w takim życiu – pomyślałam.
Podniosłam się do pozycji siedzącej i zastanawiałam się kiedy wielki, cudowny Alfa zaszczyci mnie swoim przyjściem. Pf... aż zaśmiałam się w duchu.
Wstałam i podeszłam do komody, aby wyjąć piżamę i świeżą bieliznę, gdy nagle zaburczało mi w brzuchu. Przyłożyłam lekko dłoń do ciała i spojrzałam na swój brzuch, gdy nagle poczułam czyiś wzrok na sobie. Wiedziałam, że przyszedł. Zapewne stał kilka kroków ode mnie.
- Tęskniłaś? – zapytał. O dziwo zaskoczył mnie jego łagodny ton, jakim wypowiedział te słowo. Stwierdziłam, że nie będę się odzywać, bo niby co miałabym mu odpowiedzieć?
Czułam, że się zbliża, bo było słychać cichy chód. Czułam jego obecność za plecami i poczułam jego oddech przy uchu. – Pytałem, czy tęskniłaś. – powtórzył, stykając swoimi ustami mego ucha.
- Nie. – odparłam, wbijając oczy w podłogę.
- Wiesz, że nie chcę, abyś się mnie bała. Chcę, żebyś... - zaczął mówić, ale mu przerwałam.
- Wiesz, że jest trudne do zrobienia, gdy ktoś cię nagle porywa od rodziny, więzi i zaczyna cię wykorzystywać do swoich planów? – zapytałam dość ostro. Zaśmiał się lekko, chociaż nie wiem, co mogło go tak rozśmieszyć.
- Otworzysz się na mnie w końcu? – zapytał, ponownie łagodnym głosem. Jego ręce zaczęły sunąć z moich nóg, aby po chwili spocząć na mym brzuchu. – Będziemy przecież mieć syna. – dodał, całując moją skroń. Nie wiem kiedy nawet zamknęłam oczy i zaczęłam nierówno oddychać.
- Nie wiesz, czy to będzie syn, czy córka. – kontynuowałam rozmowę i to chyba była najdłuższa nasza rozmowa albo może i druga?
Jednym szybkim ruchem obrócił mnie do siebie, ale ja wciąż wbijałam głowę w podłogę. Bałam się jego złej miny, jego wściekłego wzroku, ale i tak podniósł mój podbródek do góry, a ja w końcu mogłam spojrzeć na niego. Patrzyliśmy sobie w oczy tak po prostu. Ja ze zdziwienia podziwiałam jego rysy twarzy. Wyglądał na normalnego człowieka, na normalnego mężczyznę. Bardzo przystojnego mężczyznę. Dostrzegłam lekki zarost, ciemno brązowe oczy i niemalże czarne włosy, które były zaczesane do góry. Był piękny, ale był też bestią i nie mogłam od tak po prostu o tym zapomnieć.
- Adel, spróbujmy zacząć jeszcze raz. – dodał, ale ja byłam tak zdziwiona, że nie mogłam wydukać ani jednego słowa. Nie wściekał się... reagował całkiem inaczej. Nadal patrzyliśmy sobie w oczy, a on po chwili zbliżył swoje usta do moich i pocałował mnie delikatnie i tak jakby namiętnie, nie agresywnie. W mojej głowie trwała wojna między oddaj się mu i spróbuj, a odepchnij go i siedź cicho, jak do tej pory. Może źle podjęłam decyzję, pod wpływem chwili, ale chciałam zaryzykować. Chciałam spróbować, bo nic innego mi nie pozostawało, a mogło być lepiej... chociaż miałam malutką nadzieję na to.
Moje ręce spoczęły na jego ramionach a wzrok wbiłam ponownie w jego oczy i dzięki mojej reakcji, wiedział jaka zapadła decyzja i ponownie wbił swoje usta w moje. Podniósł mnie i zaniósł na łóżko, delikatnie kładąc. Byłam zestresowana, bo bałam się tego. Gdy zrobiliśmy to po raz pierwszy, bolało mnie i zrobiliśmy to w niezgodzie, bo wziął mnie siłą. Teraz nie chciałam poczuć tego znowu. W głowie krążyły mi słowa Bernadetty i chciałam się ich trzymać.
- Spokojnie. Tym razem będzie inaczej. Uspokój tętno i wyluzuj się. – powiedział, patrząc w moje oczy. – Mogę? – zapytał.
Nie ten Alfa – pomyślałam. Co się z nim stało? Czyżby wyjazd go odmienił? Jednak nie chciałam sobie zaprzątać tym głowy teraz i w takiej chwili.
- Tak. – wyszeptałam, chociaż miałam obawy.
Po mojej zgodzie, zaczął całować szyję, lekko przygryzając delikatną skórę. Zdejmował powolnymi ruchami me ubrania, na końcu zostawiając mnie w samej bieliźnie. Podziwiał ten widok, widziałam, że go to satysfakcjonuje, lecz nie kazał sobie długo czekać. Swoje rzeczy ściągnął jednym ruchem, aby koleinie przejść do ściągania tego, co mu pozostawało. Obawiałam się jego ruchów i agresywności. Był ode mnie o dużo silniejszy i większy. Gdy tak patrzyłam na niego, on nagle zawisł nade mną i jednym, lecz powolnym ruchem wbił się we mnie, a moje ciało lekko się skuliło. A potem było napięcie, euforia i znajome uczucie...
*
ALFA
- Spisałyście się dziewczyny. – odezwałem się po chwili, patrząc to na jedną, to na drugą. Byłem usatysfakcjonowany i spełniony seksem z Adel, w końcu od nie wiem kiedy. Moja przeznaczona w końcu mi się oddała.
- To nasza praca. – odparła Bernadette, stojąc jak na baczność.
- Gratulacje należą się jej, to ona przecież rozmawiała i przekonywała Lunę. – Deborah zwróciła się w stronę Bern, jednocześnie odzywając się bez entuzjazmu, jak zawsze z resztą.
- Nie ważne. Ty też masz swoją rolę w tym. – burknąłem, na co skinęła głową. – Adel w końcu mi się oddała i najważniejsze, że się do mnie przekonała, a raczej przekonuje. Gorzej, że muszę grać ten teatrzyk, ale to tylko do czasu. – dodałem, odchylając się lekko do tyłu na krześle.
- Czyli jak mamy działać dalej? – zapytała niebieskooka.
- Ty nadal przekonujesz ją do mnie, a Deborah... postaraj się być milsza. – i tymi słowami zakończyłem zebranie z moimi Betami.
Gdy opuściły mój gabinet, uśmiechnąłem się do siebie. To uśmiech zadowolenia i rządzy. Zawsze wygrywam i dostaje to, czego chce. A moja słodka Adel złapała się jak mysz w pułapkę. I nie powiem, cieszyło mnie to. Jeszcze tylko trochę ją w tej klatce przetrzymać i trochę poudawać. Ale wracając na ziemię, jeszcze rozmowa z Kaylem i mogę iść spać, i wtulić się w moją mate.
***
Witam moich drogich czytelników!
Rozdział jak obiecałam, przed Nowym Rokiem.
Dajcie znać, jak się podoba.
No i życzę Wam wystrzałowego Sylwestra! 🎉
Trzymajcie się ciepło i do następnego!
~Aurora McClellan
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro