Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XVI

Minęło kilka dni, a ja wciąż słyszę jego słowa w mojej głowie. Miesiączka również mi minęła i teraz najbardziej się boję. Ale przecież im powiedziałam, że nie mogę mieć dzieci. Ja nawet nie jestem na to gotowa. Nie z nim i nie tu. Moje rozmyślania przerwała Bernadette.

- Ty mnie słuchasz? - zapytała, przyglądając mi się uważnie.

- Przepraszam, zamyśliłam się. - odparłam, uśmiechając się sztucznie.

- Nic nie zjadłaś.

To fakt. Nic nie zjadłam, bo za dużo myślę o tym. Oczywiście jestem zmuszona jeść ze wszystkimi bestiami przy jednym stole, ale cóż zrobić. Na szczęście już sobie poszli.

- Wiesz, ja może się przejdę. - odparłam po chwili, wstając od stołu i wychodząc z kuchni, kierując się do głównych drzwi. Ostatnio miałam okazję poznać trochę ten dom więc można powiedzieć, że trochę się z nim oswoiłam.

Na dworze lekko wiało więc otuliłam się swetrem, gdy przeszła mnie gęsia skórka. Zaczęłam krążyć wokół domu tak bez celu, ale po dłuższym czasie to mi się znudziło i było mi zimno więc poszłam najzwyczajniej do domu. Pomaszerowałam po schodach i zamknęłam się w pokoju. Skierowałam się na swój fotel, na którym często ostatnio spędzam czas i wzięłam pierwszą lepszą książkę z komody, w której po chwili się zatraciłam.

Po przeczytaniu kilku, a nawet kilkuset stron zaczęły mnie boleć oczy więc stwierdziłam, że na dziś starczy. Wstałam, aby rozprostować nogi, a następnie pomyślałam, czy nie poszukać Bernadetty, aby się nie zanudzić. Ostatecznie wyszłam z pokoju i pomaszerowałam schodami na sam dół. Po drodze spotkałam kilku mężczyzn, którzy oczywiście pokłonili mi się, na co odpowiedziałam lekkim uśmiechem – tak doradzała mi Deborah. A co do niej to rzadko ją widuję i to chyba bardzo dobrze.

- Cud się stał, że wyszłaś z pokoju. - z rozmyślania wyrwał mnie głos Bernadetty, która szperała w papierkach w pokoju dziennym.

- Musiałam rozprostować nogi. - odparłam. Zauważyłam, że nie była sama. Obok niej znajdowali się dwaj mężczyźni. Jednego z nich poznawałam. Był to Erick.

- Siadaj. - rozkazała, klepiąc fotel obok siebie.

- Nie, lepiej nie. Nie będę przeszkadzać. Pójdę już. - dziwnie czułam się w ich towarzystwie więc wolałam najzwyczajniej się stamtąd zmyć.

Moje nogi poniosły mnie do biblioteki. Sama nie wiem czemu, ale tu jest jakoś przytulnie niż w innych częściach domu, jest taka cisza i spokój. Można tu usiąść i na spokojnie pomyśleć o czymkolwiek.

Skierowałam się do małej sofy, usiadłam na niej i podkuliłam kolana, na których oparłam głowę. Dodatkowo przykryłam się kocem i patrzyłam na regały z książkami, ilustrując każdą książkę po kolei. Nawet nie wiedząc kiedy, po moich policzkach poleciały dwie łzy, które od razu starłam.

- Adelaide? - usłyszałam czyiś głos i aż podskoczyłam. Odwróciłam się natychmiast i zauważyłam znajomą mi twarz.

- Kyle... hej. - odparłam, poprawiając się na miejscu i próbując się do niego uśmiechnąć.

- Płakałaś? - zapytał. W jego oczach dostrzegłam troskę.

- Nie, nie. - zaprzeczyłam, chociaż było istotne, że płakałam skoro mi się tak przyglądał. - Po prostu... - zaczęłam, ale żadne słowa nie przechodziły mi przez gardło, ponieważ znów czułam napływającą falę łez. Kyle podszedł i usiadł obok mnie, a po chwili przytulił do siebie. Wtedy po prostu się rozkleiłam.

- Możesz mi powiedzieć. - wyszeptał, gładząc moje włosy.

Wzięłam dużo powietrza do płuc i odrobinkę się od niego odsunęłam, po to żeby spojrzeć w jego oczy.

- Po prostu mnie to przerasta. Tęsknię za rodzicami i to bardzo. Nawet nie mogłam się z nimi pożegnać. Jestem tu po to, aby urodzić dziecko, a potem... a potem nawet nie wiem, co się ze mną stanie. Brakuje mi mojego normalnego życia. - wreszcie mogłam komuś to powiedzieć. Jemu ufam najbardziej i to od samego początku. Kyle milczał jakby się zastanawiał, co powiedzieć.

- Rozumiem i wiem jak ci ciężko, ale ani ja, ani ty nic z tym nie możesz zrobić. - odparł ze smutnym wyrazem twarzy.

Przyglądałam mu się uważnie i przypomniałam sobie o naszych wspólnych chwilach. Dobrych chwilach. Chciałam żeby to wróciło. Chciałabym żeby zabrał mnie stąd jak najdalej, żeby troszczył się o mnie i żeby był ze mną. Ale wiedziałam, że to jest nierealne. W pewnej chwili pomyślałam o czymś niebezpiecznym dla nas obu. Chciałam żeby mnie pocałował i żeby powróciło te uczucie jak dawniej.

- Kyle, pocałuj mnie. - przemówiłam. Zerknął na mnie podejrzanie, a po chwili lekko zaśmiał.

- Przecież wiesz, że... - nie pozwoliłam mu dokończyć.

- Wiem. Wiem, że to jest niebezpieczne i że już się narażaliśmy, ale proszę. - błagałam go. Wiedziałam, że on tego chce, ale ma silną wolę i potrafi nad sobą panować w każdej sytuacji. - Ja cię pragnę. - wyszeptałam.

Zbliżyłam się do niego, moja dłoń dotknęła jego policzka i skierowała jego głowę tak, aby mógł na mnie spojrzeć. On tylko na mnie patrzył tymi zielonymi oczami.

- Kyle... - gdy chciałam przemówić, nie pozwolił mi na to, gdyż zbliżył swoje wargi do moich i namiętnie pocałował, a potem kolejny raz i kolejny.

Przesadził mnie na swoje kolana i mocno trzymał w swoich objęciach, wciąż całując. Zaczęłam odpinać powoli jego koszulę, a on próbował zdjąć mój sweterek. Szybko pozbyliśmy się ubrań, ale częściowo, ponieważ każdy mógł nas przyłapać. Kyle, wisząc nade mną, chwile mi się przyglądał, a po chwili zanurzył się w moich włosach, schodząc na szyję, którą zaczął całować. Gdy ja poddawałam się jego pieszczotą po chwili poczułam te uczucie, co kiedyś i teraz po prostu zatraciłam się w nim. Pojękiwałam, ale starałam się powstrzymać, ponieważ nie chcemy, aby ktoś nas nakrył. Nasza wspólna chwila nie trwała długo, ponieważ musieliśmy wrócić do swoich zajęć, a raczej Kyle. Ubraliśmy się i przy wyjściu zatrzymał mnie dotyk Kyle'a.

- Adel musisz to przetrwać, a ja wiem, że jesteś silna. - zaczął. - Nie traktuj Alfy jako wroga, bo nie dasz rady tak żyć. Wiem, że myślisz o nim jak o kimś złym i masz prawo tak myśleć, ale wiedz, że jeśli go poznasz bardziej to zobaczysz, że nie będzie ci z nim tak źle. - dopowiedział. Jego słowa mnie zszokowały, bo to brzmiało jak pożegnanie.

- Kyle nie rozumiem. To pożegnanie czy... - nie wiedziałam, o co dokładnie zapytać. Pogubiłam się w tym.

- Nie, to nie pożegnanie, a wskazówka. Musisz być silna i stawić temu czoło, Adel. Ja w ciebie wierzę. - po tych słowach ucałował moje czoło i wyszedł.

Byłam zmęczona rozmyślaniem o tym wszystkim więc skierowałam się od razu na górę. Weszłam do pokoju, zabrałam rzeczy z komody i skierowałam się od razu do łazienki. Nalałam sobie wody do wanny, rozebrałam się i weszłam do niej, zanurzając całe swoje ciało. Pieściłam je żelem o jakimś waniliowym zapachu, a potem zabrałam się za umycie włosów. Gdy już byłam cała umyta i spłukałam całą pianę z siebie, wyszłam z wanny i wytarłam się puchatym ręcznikiem. Ubrałam się migiem i podeszłam do lustra, rozczesując swoje włosy. Szybko jeszcze umyłam zęby i wreszcie byłam gotowa wyjść z łazienki. Nie miałam sił na nic i jedynie, na co miałam ochotę to na sen więc podeszłam do łóżka, zapalając małą lampkę obok siebie i wręcz od razu wskoczyłam pod kołderkę. Moje powieki robiły się coraz cięższe i gdy już prawie odlatywałam w krainę snów, nagle poczułam czyjeś ręce błądzące po moich nagich nogach, wiodące aż na brzuch i z powrotem. Było to przyjemne, takie relaksujące uczucie. Po jakiejś chwili poczułam mokre pocałunki składane na mojej szyi i ramieniu.

- Mm... - mruknęłam pod nosem, bo nie miałam sił otworzyć oczu, ani się poruszyć.

- Podoba ci się? - usłyszałam jak ktoś zadał mi pytanie i od razu otworzyłam oczy, odwracając się gwałtownie.

- To... ty. - byłam zaskoczona, widząc go. Tak naprawdę mogłam mu się dokładnie przyjrzeć i albo mi się wydaje, albo i nie, lecz wygląda inaczej niż wcześniej.

- A kogo się spodziewałaś? - zapytał, przyglądając mi się uważnie. Jego ręka znów głaskała moje udo.

- Nikogo. - odparłam, wciąż patrząc na niego. Nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić. Byłam jak sparaliżowana.

- Pamiętasz moje wcześniejsze słowa, prawda? - zapytał, całując moje ramie i przesuwając swoją dłoń na brzuch i schodząc coraz niżej. Gdy zbliżał się do tego miejsca, ja nagle się poruszyłam.

- Tak, pamiętam. - odpowiedziałam. Moje tętno zaczęło wzrastać, czułam to po prostu.

- To dobrze... - odparł, a po chwili dodał: - I chcę, abyś przestała się mnie bać.




Witam!
Dawno mnie nie było i jesteśmy w tyle😅
Ale wreszcie się wzięłam za pisanie i mam nadzieję, że rozdział nie wyszedł aż tak źle.

Do następnego !
Pozdrawiam
AMC💋

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro