XIX
Alfa był tak uradowany tym, że będzie miał potomka, że cała noc należała do niego, a raczej do nas. Wczesnym rankiem zniknął zajmować się jak zwykle swoimi sprawami więc mogłam wreszcie wygodnie się ułożyć na łóżku. Niestety mój spokój został naruszony poprzez pukanie do drzwi.
– Proszę. – odparłam, nadal leżąc w łóżku. Okazało się, że była do Bernadette.
– Dzień dobry, jak samopoczucie? Mam przynieść ci śniadanie do łózka, czy zejdziesz ze mną na dół. Mamy trochę spraw dziś do załatwienia. – zaczęła pośpiesznie mówić. Po skończeniu swojego monologu, weszła do garderoby i zaczęła szykować mi ubrania.
– Nie mogę sobie sama uszykować rzeczy, które chce na siebie założyć? – burknęłam.
– Możesz, ale teraz w większości każdy będzie ciebie wyręczał. Jesteś słaba, każdy to wie. Musisz trochę nabrać ciała, aby udźwignęło ono dziecko Alfy. – odpowiedziała radośnie. Mnie wcale to nie cieszyło, wręcz chciało mi się płakać. Moja irytacja z każdą sekundą rosła.
– Możesz przestać?! Nie prosiłam się o ciążę, jestem tu z przymusu i nie rozumiem twojej radości!
Dostrzegłam, że zrobiło się jej głupio, a ja niepotrzebnie się aż tak uniosłam. Po chwili ciszy, powiedziała, że mam się ubrać w to, co chcę i o to żebym zeszła na śniadanie. Poczułam się naprawdę źle w tym momencie, ale moje życie obróciło się o sto osiemdziesiąt stopni. Sama nadal nie wiedziałam, jak powinnam się zachować w tej nowej sytuacji, co myśleć i co robić. W dodatku jestem w ciąży, a to już całkiem wszystko komplikuje.
Po przemyśleniach wzięłam się za ubieranie i wybrałam jasno niebieską koszulę ze zwężeniem w talii oraz czarne spodnie i czarne trampki. Włosy spięłam w koka, a przed wyjściem jeszcze umyłam zęby i obmyłam twarz zimną wodą.
Schodząc stopień po stopniu coraz bardziej zaczynałam się stresować, a gdy ujrzałam wszystkich na dole, tych mężczyzn, te kobiety, wręcz zamarłam na chwile. Jakby wiedzieli, że nadchodzę, wszyscy ukłonili się w moją stronę, a ja wymusiłam bardzo, ale to bardzo delikatny uśmiech.
– Proszę, oto twoje miejsce. Nie wiedziałam na co masz ochotę, więc przyrządziłam kanapki, naleśniki i jak widzisz, wiele innych rzeczy. Chcesz sok, czy może herbatę? – Bernadette zachowywała się jakby nic się nie stało, ale w jej oczach dostrzegłam zakłopotanie, a może był to bardziej strach?
– Dziękuję, nie musiałaś się tak trudzić. – odparłam, patrząc na wszystko, co przyrządziła. – Bern, przepraszam za to w jaki sposób się do ciebie odniosłam. – dodałam po chwili, chwytając ją za dłoń.
Brunetka wydała się zaskoczona moimi słowami, a niektórzy na nas ukradkiem spoglądali.
– Nie musisz mnie przepraszać. To ja niepotrzebnie się narzuciłam. – zszokowana odparła i szeroko się uśmiechnęła. Zauważyłam, że jej twarz się rozluźniła. To mnie trochę uspokoiło.
Po chwili zajadałam się przyrządzonym dla mnie śniadaniem i rozmawiałam z Bernadette o wszystkim, a dokładnie od poznania trochę lepiej tego miejsca, czyli od powstania po dzień dzisiejszy. Oczywiście Bern opowiedziała mi w dużym skrócie, ale kazała przeczytać książkę o tym miejscu, która znajdowała się w bibliotece więc wiedziałam jaki miałam plan na dzień dzisiejszy. Poznałam również parę nowych osób, a dokładnie dwie bety, które oznajmiły, że w razie potrzeby, będą służyły mi pomocą i wsparciem. Poczułam się trochę jak taka księżniczka.
– Zebranie za pięć minut. Wszyscy mają być na placu głównym. – odparł Kyle, przychodząc nie wiadomo skąd. Pojawił się i zniknął.
Wszyscy jak na baczność wstali i pomaszerowali do wyjścia. Ja natomiast była zdezorientowana, nie wiedziałam, co się dzieje i co ze sobą począć. Bernadette poinformowała mnie, że chodzi o coś ważnego i kazała pójść ze sobą. Tak też więc zrobiłam.
Po dotarciu na miejsce, wszyscy byli ustawieni w rzędy. Ja wraz z brunetką i innymi byliśmy na samym początku, staliśmy i czekaliśmy w ciszy. Po chwili przed nami stanął on, Alfa. Po jego prawej stronie stanął Kyle, a po jego lewej Deborah. Wszyscy się ukłonili, aby po chwili wpatrywać się w niego i słuchać, co ma do powiedzenia. On jednak nie był skupiony na swoich podwładnych. Surowym wzorkiem mierzył mnie, lecz po chwili na jego twarzy zagościł cwany uśmiech. Mi natomiast zrobiło się niedobrze.
– Zebrałem Was tutaj, ponieważ jest kilka kwestii do omówienia. Po pierwsze: ćwiczenia będą zaczynały się o piątej rano, godzinę wcześniej. Po drugie: Zwiększamy ilość patrolujących teren, zmiana co trzy godziny. Po trzecie: Kyle na czas mojej nieobecności mnie zastępuję. Wszystkie sprawy zgłaszacie do niego. Pytania? – zakończył, mierząc wszystkich surowym wzrokiem, spoczywając na mnie.
– Nie. – chórkiem wszyscy odparli.
– To dobrze. – odparł prawie szeptem. – Możecie wracać do swoich zajęć. – dodał i podszedł do mnie. Stałam jak wbita w ziemię, a serce zaczęło bić mi jak szalone. Musiał słyszeć przyspieszony rytm mojego serca, bo na jego twarzy pojawił się uśmiech, ale nie taki zwykły. Ten cwaniacki, dumny uśmiech, bo wie, że ma mnie na własność i wie, że mu się nie postawię. Jeszcze nie. Ale niech sobie nie myśli, że będzie trwało to wieczność.
– Jak samopoczucie, kwiatuszku? – dodał, stojąc przede mną, z rękoma schowanymi w kieszeniach spodni. W moich oczach pojawiły się łzy. Tak po prostu. – Będziesz za mną tęskniła? Nie będzie mnie parę dni.
– Dla mnie możesz nie wracać. – wyszeptałam, wbijając wzrok w jego oczy. Na moją odpowiedź parsknął tylko lekkim śmiechem.
– Jak wrócę to nie wypuszczę cię z sypialni przez kilka dobrych dni. Będę cię rżnął przez całe noce więc lepiej się do tego przygotuj. – dodał, a ja nie wytrzymałam emocjonalnie. Łzy zaczęły mi płynąc po policzkach, ale starałam się jeszcze całkowicie nie wybuchnąć płaczem.
– Brzydzę się tobą. – wyszeptałam. On tylko się uśmiechnął i chciał mnie pocałować w policzek, ale stanowczo się cofnęłam. Ten ruch mu się nie spodobał, ale nic z tym nie zrobił. Obrócił się na pięcie i pomaszerował do auta, kiwając do Kyle żeby z nim poszedł. Deborah stała i patrzyła na mnie, a mi dopiero w tej chwili opadły emocje. Chwyciłam się za brzuch i zaczęłam głośno oddychać, bo dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że przez chwilę wstrzymałam oddech. Przez łzy zamazał mi się obraz i chciałam po prostu usiąść na trawę, ale chwyciła mnie Bernadette i zajęła się mną, zabrała do środka żebym usiadła i podała szklankę wody. Nie pytała o nic. Nie pytała, co się stało, może dlatego, że słyszała, albo po prostu nie chciała pytać, bo bała się jak zareaguję. W tym momencie nie miałam ochoty z nikim gadać, a tylko pobyć sama i dojść do siebie, więc poprosiłam, żeby odprowadziła mnie do pokoju, bo jednak chciałam się położyć. Tłumaczyłam się słabym samopoczuciem. Brunetka nie chciała mnie zostawiać samej, ale odpuściła i zostawiła mnie w sypialni.
Otwierając oczy, dostrzegłam zapaloną lampkę obok łóżka i kubek z jakimś napojem, a obok dwie tabletki i karteczkę z napisem „Weź je, a poczujesz się lepiej. Jedna tabletka na uspokojenie, druga witaminowa. – Bernadette". Jak kazała, tak wzięłam, bo nadal nie czułam się najlepiej. W dodatku za oknem panowała ciemność. Zdziwiłam się, że tyle spałam, a w dodatku zaczęło burczeć mi w brzuchu. Postanowiłam wstać i pójść do kuchni przyrządzić sobie kolacje. Na dole nie zastałam nikogo, więc wstawiłam wodę na herbatę i odgrzałam mięso z obiadu. Nadal w tym miejscu nie czułam się dobrze, ani swobodnie. Wciąż uczyłam się używać niektórych rzeczy, jak się czymś posługiwać. W dodatku nie zwiedziłam całego domu, który był naprawdę spory, ale w nocy wolałam tego nie robić. Gdy już wszystko przyrządziłam, usiadłam przy stole i zaczęłam jeść. Byłam naprawdę głodna, bo mięso zniknęło z talerza dosłownie w parę minut. Wciąż czułam niedosyt, ale postanowiłam nie objadać się na noc, bo Bóg jeden wie, czy bym zwróciła kolacje, czy nie. Przypomniało mi się także o opowieści Bern, a dobrze wiedziałam, gdzie znajdowała się biblioteczka. Pomyślałam, że pójdę po tę książkę i na noc sobie poczytam. Tak jak pomyślałam, tak też zrobiłam. Skierowałam się w stronę biblioteczki, a chwilę później już się w niej znajdowałam. Stanęłam jak wmurowana w ziemię, widząc kanapę. Wszystkie tamte chwile, tamta sytuacja powróciło jak jedno uderzenie. Zaczęłam sobie wszystko przypominać i aż mnie zemdliło, a do tego poczułam uderzenia gorąca.
– Adelaide? – usłyszałam skądś swój głos. W pierwszej chwili się przestraszyłam. Myślałam, że mi się przesłyszało, że mam omamy, ale zaraz zza jednego regału wyłonił się Kyle.
– Oh, to ty... przestraszyłeś mnie. – odparłam, krzyżując dłonie na brzuchu.
– Wybacz. – odparł, uśmiechając się i podchodząc bliżej w moją stronę. – Co ty tu robisz o tak późnej porze? – dodał, marszcząc brwi.
– Mogłabym zapytać o to samo. – odparłam.
– Racja. – przytaknął. – Pracuje. Po wyjeździe Alfy muszę nadgonić sprawy papierkowe i dodatkowe rzeczy.
– Rozumiem. – odparłam szeptem, słysząc o Alfie.
– Szukasz czegoś konkretnie? – zapytał.
– Em, właściwie to tak. Bern mówiła mi dzisiaj o książce, abym poczytała o tym miejscu i chciałabym ją wziąć na pare dni. – odparłam, zerkając na niego. Na te słowa się uśmiechnął.
– O, czyżbyś zechciała poznać te miejsce bliżej? – zapytał radośnie, ale mi wcale do śmiechu nie było. Wciąż czułam się tu więźniem, ale też nie chciałam do końca zwariować tu przez nich wszystkich i jeszcze starałam się jakoś to wszystko wytrzymywać.
– Tu masz. – powiedział, podając mi ją do ręki. Książka akurat znajdowała się na pierwszym regale.
– Dziękuję. – odparłam, biorąc książkę z jego ręki. Pech chciał, że nasze dłonie się dotknęły. Wzdrygnęłam się i poczułam gorąco przechodzące przez moje ciało. Kyle również musiał coś podobnego poczuć, bo zaraz rękę zabrał. – Pójdę już. – odparłam i migiem się odwróciłam i poszłam, nie oglądając się za siebie. Do pokoju prawie wręcz biegłam, wparowałam do niego i zamknęłam za sobą drzwi.
– Co się z tobą dzieje?! – zapytałam samą siebie.
Wzięłam parę dużych oddechów i ruszyłam do łazienki, kładąc wcześniej książkę na komodzie. Zamknęłam drzwi i zaczęłam się przygotowywać do kąpieli. Chciałam wziąć szybki prysznic i jak najszybciej znaleźć się w łóżku. Po rozebraniu do naga, stanęłam przed wielkim lustrem i wpatrywałam się w siebie. Skupiłam swój wzrok na brzuchu, który jeszcze był płaski. Stanęłam po chwili bokiem i zaczęłam gładzić swój brzuch.
– Będziesz miała lub miał lepsze życie. Na ciebie tutaj czekają, ty mały potworze. – odparłam, głaszcząc brzuch jeszcze chwilę.
***
Witajcie !
Rozdział z dwumiesięcznym opóźnieniem, ale jest. ;)
Dajcie znać w komentarzu, co sądzicie i bądźcie wyrozumiali na moje błędy, które popełniłam.
Będę pojawiała się częściej i na pewno opowiadanie będzie kontynuowane.
A wszystkie Wasze komentarze widziałam, nawet jeśli na niektóre nie odpowiedziałam.
Jesteście kochani ! ❤️
Pozdrawiam i do następnego!
~ AMC
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro