Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 9 cz. II

Czas mijał powoli i spokojnie, temperatura z dnia na dzień była coraz wyższa, a Nalijczycy cieszyli się wiosną, która nastała niemal w pełnej okazałości. Wszyscy byli bardziej pogodni i skorzy do pomocy.

Rayna przechadzała się po wiosce w towarzystwie Seydy, która jak zwykle tryskała energią. Matka wysłała je do Hesjusza, by sprawdziły, jak miewa się starzec. Choroba ustała jakiś czas temu, jednak Belleida wolała mieć pewność, że koklusz nie rozprzestrzenił się wśród mieszkańców. Dlatego siostry Gri'Saram kroczyły niespiesznie, obserwując wszystkich krzątających się po wiosce nalijczyków, sprawdzając czy przypadkiem nie mają objawów krztuśca. Na oko Rayny ludzie, których mijały wyglądali na zdrowych.

– Myśli, że wszystko zniszczyła, że to koniec, życia kres. Lecz ten koniec to początek. Nowa Era. Nowy Świat. Wtem rozpływa się w powietrzu, a w jej miejscu płynie mgła – śpiewała Seyda, lekko ubarwiając pieśń, którą kilka dni wcześniej nauczyła je Belleida – płynie mgła la la la.

– Seydo – syknęła Rayna – przestań, ktoś może usłyszeć i będą kłopoty!

– Oh nie potrafisz się bawić! – żachnęła się. – Wszystkim zrzedłyby miny, gdybyś teraz przywołała deszcz! – zaśmiała się i zakołysała dookoła w rytm nuconej melodii.

– Seydo to nie jest zabawne!

– Daj spokój Rayno. Śpiewaj ze mną! – zachęcała. – W pięknych oczach błyszczy lód, po policzku spływa łza. Wśród błyskawic świat szaleje, płoną wioski, tonie las.

– Proszę Cię...

Ludzie nie zwracali uwagi na dwie młode nalijki, które cicho się sprzeczały. Wszyscy byli zajęci sobą. Pogoda dopisywała, to też każdy ruszył na pobliskie targowisko, w którego stronę one również zmierzały.

– Zawsze musisz być taka drętwa? To tylko głupia piosenka, nie proroctwo! – Seyda przyspieszyła kroku.

– Nie jesteśmy tu dla zabawy – przypomniała jej Rayna. – Matka posłała nas w konkretnym celu, przestań jak zwykle się wydurniać.

Seyda ucichła i spuściła głowę, nie patrząc w kierunku starszej dziewczyny. Słowa Rayny ją zabolały. Kontynuowały wędrówkę w ciszy, uważnie rozglądając się po targu, gdzie rozmieszczonych było pełno przeróżnych stoisk, od sprzedawców ziół, warzyw i owoców po przepiękne tkaniny sprowadzane z miast. Nikt z obecnych nie krztusił się ani nie kaszlał. Zamiast tego śmiali się, zadowoleni z ciepłych dni, które nastały.

– Chyba nikt nie choruje – stwierdziła zadowolona Seyda.

– Chodźmy do Mędrca, a potem wracajmy do domu... – mówiąc to nawet nie spojrzała na siostrę, wciąż była oburzona jej lekkomyślnym zachowaniem.

„Być może nie trzeba było zdradzać jej tajemnicy naszego rodu..." – przemknęło przez myśl miodowowłosej dziewczyny. Przypomniała sobie reakcję Seydy, gdy matka o wszystkim jej powiedziała. Młodsza z sióstr była zła, że to nie ona posiadała Księżycowe Znamię i strasznie zazdrościła Raynie zdolności. – „Ona nie rozumie jak niebezpieczne jest to wszystko. Jak ja jestem niebezpieczna...".

Chwilę później stały przed chatą Hesjusza, a drzwi otworzyła im uśmiechnięta Loba.

– Witajcie moje drogie – powitała je wesoło. – Zapewne przysłała was, wasza matka, czyż nie?

Obie równocześnie skinęły głowami.

– Mamy sprawdzić, jak czujecie się Pani oraz Mędrzec – wyjaśniła Rayna.

– Oh kochaniutkie, ja żem zdrowa niczym koń! Staruszek też już w pełni sił – zapewniała śmiejąc się. – Chodźcie, chodźcie same zobaczycie. – Złapała je za dłonie i pociągnęła w głąb chaty.

Ruszyły pośpiesznie wąskim korytarzem, do którego światło wlewało się przez niewielkie okna pobliskich pokoi.

Starzec stał przy oknie, nie zwracając uwagi na ich przybycie. Wyglądał na bardzo zamyślonego.

– Hesjuszu, panny Gri'Saram przyszły z wizytą – oznajmiła Loba, jednak mężczyzna wciąż wpatrywał się w jakiś punkt za oknem.

– Nich wejdą.

Obie siostry pospiesznie się skłoniły, by okazać należyty szacunek najstarszemu mieszkańcowi Nal, mimo że ten nawet nie patrzył w ich stronę.

– Przyszłyśmy poinformować Mędrca, że nikt w wiosce nie wykazuje objawów choroby – zaczęła cicho Rayna.

– Dobrze, dobrze... – mruknął pod nosem.

– A jak pan się czuje? – spytała niepewnie Seyda.

– Przekażcie matce, żem zdrów jak ryba – burknął w odpowiedzi. – Nie mam czasu na te jej ceregiele. Idźcie już, sio.

„Prostak. Nie może znieść faktu, że w Nal to kobieta, a nie mężczyzna jest najlepszym uzdrowicielem".

Wyszły pospiesznie bez słowa. Pożegnały się cicho z Lobą, która przepraszała je za oschłe zachowanie mężczyzny.

– Nie wiem jak ta kochana kobiecina wytrzymuje z tym starym capem – rzuciła Seyda, gdy tylko przekroczyły próg posiadłości. – Myśli, że pozjadał wszystkie rozumy, tylko dlatego, że żyje najdłużej z nas wszystkich. Dlaczego tylko mężczyźni zostają Mędrcami? Uważam, że Loba byłaby o wiele lepsza.

– Zgadzam się z tobą, Loba byłaby wspaniałą przywódczynią.. Niestety mężczyźni zawsze mieli więcej praw od kobiet – powiedziała ze smutkiem Rayna. – Są zbyt dumni i rządni władzy, by choć część oddać nam.

– Hadger był inny – szepnęła cicho Seyda, zdawała sobie sprawę, że jej starsza siostra wciąż tęskni za ich opiekunem. – Szanował kobiety i nie uważał się za lepszego, tylko dlatego, że miał jaja. Szkoda, że nie wszyscy mężczyźni są tacy...

Rayna uśmiechnęła się na wspomnienie swego przyjaciela i obrońcy z dzieciństwa.

– Był wspaniały, a Zapomniani Bogowie za szybko go zabrali...

***

Rayna siedziała nad strumieniem, wpatrując się w swoje odbicie. Miodowe kosmki powiewały na delikatnym wietrze. Słońce przedzierające się przez korony drzew, podkreślało ich piękny kolor.

Wpatrywała się w strumień, zastanawiając nad dziwnym darem, który posiadały nieliczne z kobiet Gri'Saram.

„Czy potrafiły go kontrolować?".

Obracała w palcach, zerwane wcześniej źdźbło trawy. Próbując myślami sprawić, by stanęło w płomieniach. Niestety mimo trudów i starań, jej wysiłki spełzły na niczym.

– Płoń... – szepnęła, cały czas skupiając swój wzrok na długim, przesuszonym zielsku. Zdawała sobie sprawę, że gdy ogarniały ją silne emocje łatwiej było jej wezwać żywioły. Wiedziała również, że nie miała wtedy nad nimi żadnej kontroli.

Każda kolejna próba kończyła się tak samo. Zrezygnowana wrzuciła źdźbło w błękitną toń strumienia. Patrzyła, jak nurt zabiera je w niekończącą się podróż.

– Następnym razem się uda.

Aż się wzdrygnęła, gdy usłyszała tuż przy uchu ciepły głos. Teolin usiadł przy niej z szerokim uśmiechem na twarzy.

– Czemu się tak skradasz?! – krzyknęła, odsuwając się od niego. – Jak długo tu jesteś?

– Wystarczająco długo, by widzieć jak wściekle wrzuciłaś to biedne źdźbło w otchłań złowieszczego nurtu. Co uczynił ten suchy badyl, że skazałaś go na tak okrutny los? – spróbował zażartować, ale Raynie nie było do śmiechu. – Wybacz, nie w porę.

– A ty coś taki zadowolony? – Nie miała zamiaru komentować, jego wcześniejszych słów. Nie chciała również tłumaczyć się z nieudolnej próby podpalenia, której był świadkiem. Wiedziała, że młodzieniec nawet tego od niej nie oczekuje.

– Jutro wyruszam do Reznos. – Na jego usta wpłynął uśmiech, którego dziewczyna nie widziała, odkąd Serenia opuściła Nal u boku starszego z braci Alardbir.

– Do Reznos? – spytała oszołomiona Rayna. – Jedziesz do Serenii? – Spojrzała na niego z niedowierzeniem. Czy nie bał się konsekwencji, jakie mogły nieść za sobą jego czyny?

– Muszę ją zobaczyć – wyznał. – Wciąż o niej śnię.

– Ale... – Dziewczyna nie potrafiła wypowiedzieć swych obaw na głos. Nie chciała, by jej przyjaciółce lub Teolinowi stało się coś złego. – Jeśli Mędrcy się dowiedzą...

Chłopak wpatrywał się w strumień, a jego twarz przez cały czas zdobił uśmiech. Myślami już był w Reznos, u boku swej ukochanej.

– Nie dowiedzą się... Wszystko zaplanowałem – powiedział z przekonaniem, jednak Rayna nie miała pewności, co do słuszności jego śmiałych słów. Nie mógł być pewien, że nikt nie odkryje ich romansu.

– Jaki masz plan, hę? Odnajdziesz Serenię i wyrwiesz ją z rąk twego brata? – Głos dziewczyny był wzburzony. – To nowa Para Świetlików, nie możesz od tak wkroczyć w ich życie, myśląc, że nikt tego nie zauważy! – Wpatrywała się w chłopaka, on jednak nie odrywał wzroku od delikatnego nurtu strumienia. – Ona jest w ciąży, nosi dar dla Nysterdos. Dobrze wiesz, że wszyscy w mieście obserwują każdy jej krok. – Rayna nie kryła tego, że według niej wyroszenie do Reznos było złym pomysłem.

– Poczekam, aż te potwory zabiorą dziecko, a potem uciekniemy – rzekł – Nie mów nic więcej, żadne z twych słów nie odwiedzie mnie od udania się do Reznos – rzucił, widząc, że dziewczyna otwiera usta, by mu odpowiedzieć. – Wyruszam dziś w nocy.

Rayna wpatrywał się w niego z niedowierzeniem wymalowanym na porcelanowej twarzy. Nie spodziewała się, że będzie jej przykro. Jednak świadomość tego, że kolejna bliska jej osoba odchodziła i zostawiała ja samą bolała. „Najpierw ojciec, potem Hadger... Serenia, a teraz on..."– Miodowowłosa dziewczyna, nawet nie zdawała sobie sprawy, że przywiązała się do ukochanego przyjaciółki. Wiedziała jednak, że Serenia potrzebuje go przy swym boku. Miała również nadzieję, że kochankowie zdołają ukrywać swą miłość.

– Chciałem się pożegnać i życzyć powodzenia w treningach. – Spojrzał na jej dłonie, w których wcześniej trzymała suche źdźbło trawy. – Jestem pewny, że zdołasz opanować ten dziwny dar.

„Chciałabym być tego równie pewna..." – pomyślała, jednak na głos rzekła:

– Postaram się. – Schowała swe dłonie za plecami, jak gdyby wzrok chłopaka palił jej skórę.

– Pamiętaj, że twój sekret jest u mnie bezpieczny.

Spojrzała mu w oczy i wiedziała, że chłopak nie kłamie. Potaknęła mu z wdzięcznością, gdyż nie była w stanie rzec choćby słowa. Cieszyła się, że już niedługo Serenia będzie miała go przy sobie. Wiedziała, że jej przyjaciółka, bardziej niż ona, potrzebowała czyjegoś wsparcia.

– Gdy ją odnajdziesz, uściśnij ją ode mnie – poprosiła.

– Najmocniej jak zdołam.

– Uważajcie na Brennana – dodała. Nie miała pojęcia, czy mężczyzna zmienił się po ataku nad strumieniem. Żywiła nadzieję, że wystraszyła go wystarczająco, by nie znalazł odwagi skrzywdzić Serenii.

– Poradzę sobie z nim. – W jego głosie słychać było zacięcie i pewność, które sprawiły, że Rayna uśmiechnęła się w duchu.

Wiedziała, że Teolin zrobi dla swej ukochanej wszystko. Zazdrościła im tego uczucia. Tej miłości, która przetrwała rozłąkę i magiczny rytuał, przez który nie mogli być razem. Miłości, która sprawiała, że nie bali się łamać zasad, zamiast tego z odwagą i zaciekłością dążyli do odnalezienia swego szczęścia. Miłości tak silnej, że przetrwała, mimo iż byli rozdzieleni, daleko od siebie. Miłości, która nie ustała, mimo wszelkich przeciwności losu.

Czy mnie również będzie dane poczuć do kogoś, to co oni czują do siebie? Czy ktoś będzie w stanie pokochać mnie, mimo ciążącego nade mną przekleństwa?".

– Obiecaj, że nie spalisz Nal, gdy mnie nie będzie. – Zaśmiał się, wyrywając Raynę z zamyślenia. Przytulił ją do swej masywnej piersi.

– Obiecaj, że nie pozwolisz, by Serenii stało się coś złego – szepnęła wtulona w jego klatkę piersiową.

– Obiecuję – powiedzieli równocześnie.

To było ich ostatnie spotkanie.

***

Znów czuła się jak mała dziewczynka, gdy stąpała ostrożnie po jeszcze wilgotnym runie leśnym. Wiatr wiał jej w oczy. Włosy koloru miodu związała w ciasny warkocz i ukryła pod kapturem peleryny. Często udawała się do las, odkąd Teolin opuścił Nal, a nocne koszmary wciąż nie dawały jej spokoju. Nie wiedziała, czy chłopak dotarł już do Reznos i odnalazł swą ukochaną. Starał się nie myśleć, o kłopotach, które mogli na siebie ściągnąć jej przyjaciele, gdyby ktoś się o nich dowiedział.

Żyła z dnia na dzień, dużo czasu spędzając z naturą, próbując poznawać moce, które oferowało jej Księżycowe Znamię. Niestety, wciąż nie potrafiła ich kontrolować. Dzięki pieśni rodu Gri'Saram, Rayna była w stanie uspokoić się, gdy ogarniały ją silne emocje, a dookoła za jej sprawą, zaczynały dziać się dziwne anomalia.

Powoli stawiała każdy krok, rozglądając się dookoła i nasłuchując. Wycie wilków ustało, słyszała tylko szelest drzew i dźwięk strumienia, rozdzierającego ciszę nocy.

„Pamiętaj, zawsze idź pod wiatr, by zwierzyna nie mogła wyczuć twego zapachu" – powtórzyła w myślach słowa Hadgera.

Ukryta za olbrzymim świerkiem wpatrywała się stado liczące pięć osobników. Młode wylegiwały się w zaroślach, a ich matki podskubywały korzonki w świetle księżyca.

Po raz kolejny obudził ją w środku nocy koszmar. Po cichu zanuciła kołysankę, która pomogła jej opanować silne emocje wywołane marą nocną. Odetchnęła z ulgą, gdy dookoła nic się nie wydarzyło. Świeca migotała miarowo, a za oknem dostrzegła spokój lasu. Jedynym dźwięk docierającym do jej uszu było pohukiwanie sowy i wycie wilków.

Wiedziała, że znów nie zaśnie, dlatego postanowiła wybrać się na nocne łowy, których Hadger zawsze jej zabraniał. Według myśliwych nocą w lesie działy się złe rzeczy. Niektórzy Nalijczycy szeptali, że same istoty z Nysterdos przechadzały się o północy wzdłuż Bariery i tylko czekały na głupca, który ośmieliłby się podejść zbyt blisko.

Po cichu opuściła swój pokój i ruszyła w ciemną noc. Szybko natrafiła na trop stada. Przed oczami miała pięknego, samotnego jelenia o olbrzymim porożu, a w uszach dźwięczało jej wycie wilków.

Księżyc błyszczał, swą jasną, błękitną łuną opromieniając niewielką polanę. Na niebie nie było ani jednej gwiazdy, wszystkie przysłoniły gęste chmury. Łanie spokojnie pasły się, nie zdając sobie sprawy z zagrożenia, czającego się tuż za rogiem. W samym centrum stał on... Jeleń o porożu tak pięknym, że Raynie zaparło dech. Ten sam, który kilka dni wcześniej zagrodził im drogę.

Wiedziała, że tym razem wróci do domu z pustymi rękoma. Nie była w stanie odebrać życia. Jak miała zniszczyć tę małą jelenią rodzinę? Powoli schowała strzałę do kołczanu, wciąż obserwując spokojne zwierzęta. Samiec rozglądał się dookoła, obserwując otoczenie i wypatrując niebezpieczeństwa.

Dziewczyna odwróciła się w przeciwną stronę z zamiarem powrotu do domu, gdy nagle noc rozdarło głośne wycie. Przeszył ją dreszcz. Drapieżnik musiał być blisko.

„Czy to samotny osobnik, czy cała wataha?" – przeszło jej przez myśl.

Spłoszone stado rzuciło się do ucieczki, jednak było za późno. Z pobliskich zarośli, jak strzała wyskoczył olbrzymi, szary wilk. Bestia zaatakowała młode, które było zbyt wolne by uciec przed krwiożerczymi szczękami. Jeleń zaryczał i rzucił się z odsieczą, uderzając swym potężnym porożem w bok drapieżnika. Wilk zaskomlał, jednak jego kły wciąż były zatopione w cętkowanym karku. Byk ponownie natarł. Tym razem zwierz był na to przygotowany, uskoczył unikając ataku. Kłapnął zębami i zawarczał wściekle.

Rayna stała sparaliżowana, obserwując przerażającą walkę o życie. Po jej policzku spłynęła samotna łza, kiedy spostrzegła ciało martwego cielaka leżące w wysokiej trawie. Gdy tak przypatrywała się tej koszmarnej scenie, przypominała sobie słowa, które kiedyś usłyszała od Hadgera. „Musimy zabijać by przeżyć. Jeśli my byśmy tego nie zrobili, zapewne dopadłoby ją stado wilków lub inni myśliwi". Wiedziała, że jej strzała przyniosłaby mu mniej bolesną śmierć.

Z zarośli wyskoczył kolejny wilk, który zaatakował byka od tyłu. Jeleń zamachnął głową, jednak jego poroże nie dosięgnęło drapieżnika. Został otoczony, wilki krążyły wokół niego warcząc i ujadając wściekle. Chwilę później pojawił się trzeci.

Rayna w końcu oprzytomniała. Wiedziała, że powinna uciekać, jednak nie była w stanie zostawić tego szlachetnego zwierzęcia na pastwę bestii. Sięgnęła po strzałę. Szary wilk rzucił się do ataku i złapał byka za tylną kończynę, w tym samym momencie, w którym grot zatopił się w jego futrze. Jeleń szarpnął się i natarł na czarnego wilka.

Dziewczyna sięgnęła po kolejną strzałę, z szybkością wiatru naciągając ją na cięciwę łuku. Stado łań i młodych było już daleko stąd. Nie zdołała ocalić cielaka, lecz była zdeterminowana, by uratować byka, którego spojrzenie przypomniało jej o Hadgerze.

Czarny wilk padł na ziemię. „Jeszcze tylko dwa, damy radę" – pomyślała, mając nadzieję, że jakimś cudem jeleń zdoła odeprzeć ataki pozostałych drapieżników.

Poprawiła chwyt łuku, gdy za plecami usłyszała złowieszcze warczenie. Bała się odwrócić w stronę zarośli, skąd dochodził wrogi warkot. W oddali dostrzegła jak dwa wilki jednocześnie rzucają się na byka, powalając go na ziemię. Ciszę nocy przerwał przeraźliwy ryk zwierzęcia, niemal identyczny jak bolesny krzyk miodowowłosej dziewczyny, gdy ostre kły przebiły jej skórę.

Ból był tak silny, że Rayna na moment straciła wzrok. Łuk z cichym stukotem upadł na jeszcze grząską i wilgotną ziemię. Czuła jak ostre zębiska rozszarpują jej lewe ramię. Zawyła głośno. Zrozpaczony krzyk dziewczyny poniósł się w las wraz ze skowytem rannego jelenia, który po chwili ucichł. Rayna załkała głośno próbując zrzucić z siebie wściekłą bestię, jednak jej starania spełzły na niczym. Była zbyt słaba. Czuła, że traci zdecydowanie zbyt dużo krwi.

„Nie chcę umierać" – pomyślała ze strachem. Przed oczami widziała martwe oczy cielaka, które po chwili zmieniły się w oszronioną twarz Seydy wpatrującą się w nią pustym, pozbawionym życia wzrokiem. Wilk mocniej wgryzł się w jej ciało. Łzy spływały po jej policzkach mocząc ziemię, dłonie grzęzły w błocie i trawie, gdy mimo bólu próbowała się podnieść, drapieżnik był jednak zbyt ciężki. Pomyślała o Hadgrze.

„Czy bał się śmierci?" – zastanawiała się – „Czy był gotowy? Czy gdy zaatakowały go wilki, wiedział, że już nie wróci do domu?" – Przestawała czuć cokolwiek, prócz gorącej krwi spływającej po jej lewym boku. – „Kto znajdzie moje rozszarpane zwłoki?" – Bestia zaryła łapą w lewą łopatkę dziewczyny, rozrywając jej pelerynę i ściągając kaptur z głowy. – „Proszę niech to nie będzie mama ani Seyda... Proszę, proszę oszczędźcie im tego widoku..." – błagała w myślach Zapomnianych Bogów, choć przecież nawet nie wierzyła w ich istnienie.

Niebo spowiły burzowe chmury, które niczym pierzasta kołdra okryły księżyc. Noc stała się jeszcze ciemniejsza i zimna, gdyż zerwał się wiatr mroźny niczym lodowa zawieja. W oddali słychać było grzmot. Do uszu dziewczyny docierały powarkiwania watahy, jej napastnik szarpnął mocno za odzież, jak gdyby próbował dotrzeć do nagiej skóry.

Nad ich głowami zakrakał czarny kruk. „Zwiastun śmierci, jak zwykł mawiać Hadger. Nienawidził tych przeklętych ptaszysk" – pomyślała. Na usta dziewczyny wpłynął delikatny uśmiech, który szybko zmienił się w grymas bólu. Zwierzę nie miało zamiaru dać jej spokoju.

Piorun uderzył w pobliskie drzewo, które po chwili stało w płomieniach. Wilk puścił jej ramię i odskoczył w tył, gdy wokół niespodziewanie w zatrważającym tempie zaczął rozprzestrzeniać się ogień.

Skwierczenie płomieni docierało do jej uszu, zapach spalenizny wypełnił nozdrza. Syknęła z bólu, gdy z trudem zdołała odwrócić się na plecy, rana paliła ją niemiłosiernie. Dopiero po chwili dostrzegła, że szaleje burza, a drzewa dookoła płoną. Spróbowała się podnieść, jednak nie była w stanie. Krzyknęła, gdy zobaczyła zwęglone ciało zwierzęcia, które padło nieopodal jej stóp.

„Stój! Stój!" – wołała w myślach, widząc jak języki ognia powoli pochłaniają coraz większą część lasu, sięgając polany, na której jeszcze nie tak dawno pasło się spokojnie stado jeleni.

W głowie słyszała słowa Teolina, tuż przed pożegnaniem. „Obiecaj, że nie spalisz Nal, gdy mnie nie będzie.". Zdawała sobie sprawę, że jeśli nie zdoła powstrzymać płomieni, złowieszczy żywioł z czasem dotrze do wioski, strawi ją oraz jej mieszkańców.

– Dość! – Ogień jednak nie posłuchał, dalej siejąc spustoszenie. Załkała głośno z bólu i rozpaczy.

Wstała chwiejąc się na nogach, omal przy tym nie upadając, jednak w ostatniej chwili poczuła, jakby wiatr pomógł jej utrzymać się w pionie. Dziewczyna nie była w stanie pojąć co się dzieje. Silny powiew rozwiał jej związane w warkocz włosy. Niebo co chwilę rozrywały błyskawice, które rozświetlały noc.

– W ciszy lasu, skwierczy ogień... Gwiazdy mienią się na niebie... Księżyc świeci jasnym blaskiem, oświetlając ciemną noc... – Szeptała ostatkiem sił, przerywając co chwilę, gdyż z trudem łapała oddech. – Gdzieś w oddali stoi Ona, wokół niej tańczą płomienie, a w jej włosach śpiewa wiatr...

Nie przestając cicho śpiewać obserwowała jak ogień powoli znika, a z nieba zamiast piorunów, powoli zaczęły spadać krople deszczu, miarowo uderzając o zmęczone i przemarznięte ciało miodowowłosej dziewczyny. Nie czuła bólu ani krwi, która cały czas moczyła jej ubranie.

Nim straciła przytomność ujrzała dwie niskie postacie szczerzące się szeroko i zbliżające w jej stronę.

***

Drogi Czytelniku, 

Udało się. W końcu skończyłam ten rozdział!  Mam nadzieje, że mimo dłuższej przerwy, przypadnie Ci do gustu.  W kolejnym rozdziale wrócimy do Adrella, jego spotkania z Norghiem i królową Merissą. 


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro