Rozdział 12
Drogi czytelniku jestem zmuszona ostrzec cię przed tym, że w tym rozdziale mogą pojawić się wulgaryzmy i język nieodpowiedni dla młodszych odbiorców. Treść zawiera również opisy przemocy, niektóre ze fragmentów książki są przeznaczone tylko dla dorosłych.
Przy okazji chciałabym podziękować Wam za to, że śledzicie losy Reese. <3 <3 <3
Sardynia
dwa tygodnie później
Leonardo
Obmywam twarz zimną wodą, przeklinam się w myślach, że dałem tak podejść się ochroniarzowi młodej Rosso. Wodą zachlapuję nie tylko twarz, ale i też nagi tors i marmurową podłogę. Z odrazą przyglądam się w lustrze pamiątce, jaką na twarzy zostawił mi Gabriele. Blizna zaczyna się od lewej końcówki prawej brwi, przechodzi przez oko i kończy się na środku lewego policzka. Mimo że od incydentu minęły już dwa tygodnie, rana nadal pulsuję. Opuszkiem palca dotykam zabliźnionego miejsca. Czuję, iż chropowata struktura się przemieszcza. Zdegustowany zdejmuję palec z rany i widzę jak mikroskopijne korzenie, przeplatają się z krwistymi tkankami.
-- Co do cholery?– przeklinam w myślach.
Pięścią rozwalam lustro, odłamkami szkła kaleczę swą dłoń. Krew brudzi zlew i podłogę.
Nie mam kurwa nic. Żadnego punktu zaczepnego. Reese rozpłynęła mi się w powietrzu, a potrzebna jest mi żywa. Nikt nie zdaje sobie sprawy z tego, że capo rodziny Rosso wyznaczył na swojego zastępcę najmłodszą ze swoich córek. Siedemnastoletnia Reese stała się upragnionym klejnotem, który muszę zdobyć, aby raz na zawsze przejąć władzę nad włoskim imperium.
Aranżowane małżeństwo Giorgii i Lorenzo miało jedynie zmylić zaufanych sprzymierzeńców Alessandro. Naiwnie założyli, że chcę manipulować tym małżeństwem, ale tak naprawdę otworzyłem tym drogę do Reese. Dziewczyna ta mimo drobnej sylwetki skrywa w sobie ogromny potencjał. Ukrywa się pod maską nietolerującej przemocy dziewczyny, ale ja znam jej mały sekret. Przez lata obserwacji dostrzegłem coś, co niejeden mógłby przeoczyć. Od roku w zaciszu swego pokoju panna Rosso po tym, jak na korytarzach rezydencji mijała zakrwawionych żołnierzy swego ojca, oddawała się przyjemnością. Zawstydzona zakrywała swoje ciało pierzyną, ale mimika twarzy jasno zdradzała to jaką przyjemność sobie dawała drobnymi paluszkami. Myślała, że nikt nie patrzy. Jej zwijające się z przyjemności ciało za każdym razem podniecało mnie do granic możliwości. Nie mogłem jeszcze jej dotknąć, dlatego całą swoją frustrację wyżywałem się na pizdach chętnych dziwek.
Reese niedługo kończy osiemnaście lat. Wiek, który nie wzbudza podejrzeń przy ślubie. Chcę ją poślubić. Pragnę jak najprędzej zdominować jej nieokrzesaną duszę. Kara jej nie ominie za zabójstwo mego brata, zostanie publicznie wychłostana, a później po prostu zmuszę ją do uległości.
Pochylam się pod umywalkę, gdzie znajduję się szafka z apteczką. Niedbale wyciągam opakowanie z bandażem, a wodą utlenioną przemywam ranę na dłoni. Opatruję swą rękę, a następnie byle jak szmyrgam apteczkę na jej miejsce.
Wychodząc z łazienki, kieruję się do garderoby, ostentacyjnie przesuwam wzrokiem po ubraniach. Zdejmuję z wieszaka śnieżnobiałą koszulę i ją sobie zakładam. Materiał idealnie podkreśla rysy moim mięśni. Wkładam ją do środka czarnych eleganckich spodni, a następnie zapinam skórzany pas. Bez oglądania się w lustrze wychodzę z pomieszczenia.
Żwawym krokiem mijam labirynty korytarzy prowadzące do dawnego gabinety Alessandra. Po drodze tarasuję każdego kto, przeciął mi droge. Z impetem otwieram drzwi do biura. Korzenny zapach dociera do moich nozdrzy. Zatrzaskuję za sobą drzwi i niewzruszenie podchodzę do biurka, pochylam się nad nim łapie Giorgie za czarne loki i wyrzucam ją z fotela, przesuwam jej ciałem przez biurko i następnie puszczam na ziemię. Kobieta roni łzę bólu.
– Kto pozwolił usiąść tym kurewskim dupskiem na moim fotelu – mówię niskim głosem, a następnie pluję na nią.
– To gabinet mego ojca – odpowiada mi pewnym siebie głosem i podnosi się z ziemi, poprawia przy tym skąpą musztardową sukienkę.
– Więzy krwi w twoim wypadku na gówno się zdadzą – szydzę sobie z niej.
Gardzę nią, z niesmakiem przyglądam jej się. Całą sobą ośmiesza mafijną rodzinę, takie kurwiątko bez polotu. Za grosz klasy z daleka widać, że nie ma na sobie majtek. Żmija ta przyszła tutaj tylko dlatego, aby mnie zbałamucić. Wierzy, że jej cipa ma magiczne właściwości. Kurwienie się ma wypisane na twarzy.
– Nie zapominaj z kim, rozmawiasz– podnosi głos i podchodzi do mnie wbijajając we mnie spojrzenie nijakich czekoladowych oczu.
Ściskam kobietę za szyję, zmuszam ją by cały czas na mnie, patrzyły. Strach rodzący się w jej spojrzeniu łechta moje ego. Wolną rękę kieruję do jej sfer intymnych i gwałtownie wchodzę w nią trzema palcami, jest już mokra, ściskam w jej wnętrzu palce i podnoszę do góry, boli ją. Kobieta jest zmuszona przytrzymać się dłońmi o mój tors. Kurwa będę musiał się po tym porządnie wyszorować. Ledwo może utrzymać równowagę na palcach stóp. Dyszy. przyciągam ją do siebie, a następnie nachylam się nad jej uchem.
– Rozmawiam ze zwykłą kurwą, która była w stanie sprzedać własną siostrę, jeszcze jest w stanie dać dupy bratu zmarłego męża – wypowiadając ostatnie zdanie, popycham ją na ziemię.
Giorgia patrzy na mnie sarnim wzrokiem jakbym co najmniej ją, spoliczkował. Cała jej werwa momentalnie przygasła. Na przemian otwiera i zamyka usta, jakoby szukała dobrej riposty, ale jej mały móżdżek nie może wpaść na nic sensownego.
– Długo będziesz paskudzić swoim cielskiem podłogę? – pytam się ironicznie.
Podchodzę do barku, biorę w rękę karafkę z whisky, nalewam sobie do szklanki na dwa palce i wypijam. Ciepło i gorycz przepływa przez mój przełyk. Kątem oka widzę jak czarnowłosa nadal leży na podłodze Biorę do ręki naczynie z alkoholem i znaczną ilość wylewam na podłogę w pobliżu intruza
– Skoro z ciebie taka szmata zmyj sobą podłogę, możesz nawet ją kurwa wylizać – rozkazuję jej.
Wyjmuję z kabury swój złoto czarny desert eagle, odbezpieczam broń i celuję w jej łechtaczkę. Przestraszona dziewczyna najpierw zaczyna, nieudolnie zlizywać ciecz z podłogi. Przewraca się na brzuch, piersiami przywierając do podłogi, sunie po niej rozmazując na powierzchni alkohol. Sukienka podwija się do góry, eksponując nagą pupę. Kucam z tyłu niej i niespodziewanie wkładam lufę pistoletu w jej odbyt. Eksploatuję jej rów, agresywnymi ruchami. Słyszę łkanie.
– Pozwoliłem Ci przestać kurwo? – warczę, coraz szybciej poruszam bronią w jej tyłku.
Giorgia ślizga się po podłodze, materiał jej sukienki wchłania ciecz. Z jej odbytu, wypływa mała strużka krwi. Jej płacz zagłusza jęki, wije się w agonii.
– Wiesz, że broń jest naładowana, bądź więc posłuszną dziwką i bardziej wypnij ten tyłek – mówię, a następnie gwałtownie wyjmuję zakrwawiony pistolet, gdzieniegdzie zabrudzony został przez jej gówno.
Z niesmakiem przyglądam się temu, bez ostrzeżenia wpycham broń w usta kobiety, która się dławi.
– Wyczyść ją od swego gówna – rozkazuję jej, wpychając co chwilę lufę głęboko w jej gardło.
Gdy uznaję, że broń została odpowiednio wyczyszczona, wyjmuję ją z jej gardła. Giorgia zachłannie łyka powietrze, do chwili aż błyskawicznie ponownie wdzieram się w jej wnętrze. Wyje z bólu, podnieca mnie myśl, że w tak prosty sposób ją krzywdzę. Gwałcę ją pistoletem. Jej jęki bólu zaciekawiły moich żołnierzy. Przez szparę drzwiach widzę ich obuwie, czterej uważnie nasłuchują dźwięków wydobywających się z tego pomieszczenie.
– Wejść!! !– podnoszę głos.
Momentalnie drzwi się otwierają, a do środka wchodzi czterech rosłych mężczyzn. Nawet nie pamiętam ich imion. Ślinią się na widok gołego tyłka Giorgi. Wykonuję jeszcze kilka szorstkich ruchów w jej tunelu i wyjmuję broń. Sukienką wycieram ją i podnoszę się z ziemi.
Giorgia cała drżąc, próbuję wstać, ale z całej siły kopie ją w gołą cipkę, tak, że ponownie ląduję na ziemi, twarzą ryję po podłodze. Leży upodlona, gdzie jej miejsce.
– Macie godzinę, do cholery, aby zabawić się z tym szmatławcem, następnie na placu głównym nagą umyjcie ją zimną wodą. Niech ludzie Rosso wiedzą, jaką kurwę mają w swoim gronie– rozkazuję im – Im brutalniej tym lepiej – dodaję w chwili, gdy zamykam za sobą drzwi.
ty dewiniad
Reese
Trzysta trzydzieści sześć godzin, czternaście księżyców tyle właśnie czasu unika mnie Aengus. Nie widziałam go od momentu, w którym unicestwiłam duszę Lorenzo. Pochłonęła mnie żądza mordu i destrukcji. Myślami wracam do tego, jak torturowałam mężczyznę. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że bardzo mi się podobało zadawanie bólu. Dosłownie jakbym nim oddychała.
W swojej komnacie przyodziewam się w czerwoną, aksamitną suknie, wcześniej przyniesioną przez Breę. Materiał idealnie przylega do mojego ciała. Sukienka dosłownie lśni, a równocześnie podkreśla moją kobiecość. Nie przypominam w niej niewinnej, wystraszonej dziewczynki. Stałam się drapieżną kobietą. A może drzemiąca we mnie moc wiedźmy, uaktywniła we mnie żądzę mordu?
Czeszę włosy w luźny kok, patrzę na swoje oblicze w lustrze. Odkąd tu jestem znacznie, się zmieniłam, skóra zaczęła lśnić wyjątkowym blaskiem.
Dzisiaj ma nastąpić moja koronacja, a mężczyzna, który jest przyczyną całego tego ambarasu postanowił, zniknąć.
Wycieram powstałą w kąciku oka łzę i z podniesioną głową wychodzę ze swojej komnaty.
Z ekscytacją przyglądam się wspaniałej architekturze zamku, surowość beżowych kamieni charakteryzuje całą budowlę. Bogato zdobione filary nadają wnętrzu królewskiej elegancji. Pomimo braku przepychu można rzec, że zamek należy do królewskiej rodziny. Niegdyś korytarzami tego pałacu przechadzała się moja matka. Żyła w tym miejscu, jej energia jest przesiąknięta w murach.
– Ciekawe czy byłabyś ze mnie dumna mamo – myślę.
Właśnie mijam drzwi do nieodkrytej przeze mnie jeszcze komnaty. Moja ciekawość wzięła nade mną górę. Pcham ciężkie, dębowe drzwi. Na początku nie mogę przyzwyczaić się do ciemności. Jęki dochodzące z głębi pomieszczenia, służą za moją nawigację. Po omacku podążam, za jakże tajemniczym dźwiękiem.
Drogę zawadza mi mebel, łóżko. Odgłosy stają się wyraźniejsze.
– Reese – słyszę podniecony głos swojego męża.
– Co kurwa? – przeklinam w myślach.
Skupiam swą kwintesencję w dwóch palcach, tworzę płomień, który oświetla pokój. Mija chwila, zanim orientuję się co właściwie się dzieję. Spinam swoje ciało, gdy dostrzegam jak niewzruszona Eislyn, skaczę po kutasie mego męża.
Pochłonięta wściekłością agresywnie rwę z jej głowy sporą garść włosów, elficzka ląduję na podłodze. Zamierzam ją uderzyć, gdy moją uwagę zwraca istotny szczegół. Ona przybrała moją twarz. Dziwnie mi jest z tym że przyglądam się swojej twarzy na kimś innym niż ja sama.
Jej drwiący uśmiech jest dla mnie jak bicz, który uderza mnie w twarz. Oszołomiona odwracam wzrok w kierunku Aengusa wokół jego oczu, został rozsypany lśniąco różowy pyłek, a źrenicę powiększyły swą objętość trzykrotnie, mężczyzna leży w bezruchu i cały czas patrzy się w jeden punkt.
– Reese, Reese, Reese– nawołuję mnie przesiąkniętym podnieceniem głosem.
– Nie dość, że się kurwi mi pod nosem, to jeszcze ćpa – warczę, a następnie podchodzę do naczynia z wodą i wylewam jej całą zawartość na niego.
Eislyn niepostrzeżenie wymyka się z komnaty, być może wie co ją, czeka aż Aengus otrzeźwieje.
– Co się kurwa stało i dlaczego jestem nagi – drze się mój mąż.
Nie wytrzymuję i uderzam go lewym sierpowym w twarz. Nieprzygotowany na ten atak czarodziej odsuwa się o kilka kroków.
– Dwa tygodnie mnie unikasz i jeszcze mnie zdradziłeś – mówię wybrakowanym z emocji głosem.
Mogę rękę sobie uciąć, bo właśnie w jego spojrzeniu odkryłam skruchę, zmieszaną z niedowierzaniem. Nie ma pojęcia, o czym właściwie mówię.
– Przecież przed chwilą rżnąłem się z tobą – odzywa się po chwili.
Karcący wyraz mojej twarzy skutecznie go ucisza. W jego oczach dostrzegam strach. Łzy rozczarowania i bólu spływają po moich policzkach. Milczy, żadne słowo nie wydobywa się z jego ust, ponieważ wie, że w tej chwili dużo w moich oczach stracił. Ta chwila staje się dla nas obojga ciężka, nie jestem w stanie ukryć tego jak bardzo mnie, zranił.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro